Indyjskie lotnictwo przeprowadziło dziś naloty na obozy szkoleniowe terrorystów na terenie Pakistanu. Był to odwet za zamach samobójczy przeprowadzony 14 lutego w kaszmirskiej Pulwamie. W ataku, do którego przyznała się grupa Jaish-e-Mohammed, zginęło czterdziestu czterech indyjskich policjantów.

W ostatnich tygodniach sytuacja w podzielonym między Indie i Pakistan Kaszmirze stawała się coraz bardziej napięta. Przeprowadzony z użyciem samochodu pułapki atak w Pulwamie przepełnił czarę goryczy po stronie indyjskiej. Opinia publiczna zaczęła domagać się od rządu podjęcia działań odwetowych.

Sytuację w Kaszmirze dodatkowo obciąża to, że działające po stronie indyjskiej grupy separatystyczne i terrorystyczne finansuje, szkoli i wspiera Pakistan za pośrednictwem swoich służb specjalnych. Jest to element doktryny obowiązującej w dowództwie pakistańskich sił zbrojnych, która wobec olbrzymiej dysproporcji sił kładzie nacisk na działania asymetryczne. Doktryna ta bywa określana jako wykrwawienie przeciwnika od tysiąca drobnych cięć. W takiej sytuacji każdy zamach na siły indyjskie łatwo może doprowadzić do eskalacji.

Artykuł aktualizowano do 4 marca.

Przebieg nalotu

W indyjskim ataku wzięło udział dwanaście myśliwców Mirage 2000 wspieranych przez samolot wczesnego ostrzegania i dowodzenia ERJ-145 Netra, latająca cysternę Ił-78MKI i bezzałogowiec Heron TP. Celem nalotów były przynajmniej trzy obozy szkoleniowe terrorystów. Jako pewne cele wymienia się Balakot, Chakoti i Muzaffarabad. Według niepotwierdzonych informacji zbombardowano także madrasę w rejonie Balkotu, która jest powiązaną z islamskimi radykałami. Co istotne, wszystkie cele znajdują się poza spornym Kaszmirem. W nalotach miało zginąć około 350 terrorystów i od dwudziestu pięciu do dwudziestu siedmiu pakistańskich szkoleniowców.

Szczególnie interesującym obiektem jest Balkot, gdzie powstał główny ośrodek szkoleniowy bojówkarzy działających w Kaszmirze. Według informacji wywiadowczych obóz przypominał bardziej luksusowy resort górski zdolny pomieścić od 500 do nawet 700 osób. Terroryści rzekomo mieli tam zapewnioną obsługę na poziomie pięciogwiazdkowego hotelu, z basenem pływackim włącznie. Po zamachu w Pulwamie grupy terrorystyczne miały w obawie przed indyjskimi akcjami odwetowymi wycofać się w głąb Pakistanu i skoncentrować w Balkocie.

Po północy 26 lutego indyjskie lotnictwo poderwało dużą liczbę samolotów stacjonujących w bazach w zachodniej części kraju. Nagły, intensywny ruch w powietrzu zaskoczył i skonsternował pakistańską obronę powietrzną. Od tak powstałego roju odłączyła się grupa uderzeniowa, która między godziną 3.30 a 3.54 czasu lokalnego przeprowadziła niespodziewany atak.

Mirage’e 2000 należące do 40. Skrzydła startowały z bazy Maharajpur w Gwalijarze, uzbrojone w bomby kierowane GBU-12, jednotonowe izraelskie bomby kierowane Spice 2000 i pociski powietrze–powietrze Matra Magic do samoobrony. Pięć myśliwców przenosiło także zasobniki celownicze Litening. Koordynująca działania Netra miała startować z Bathindy, natomiast Ił-78 – z Agry. Grupa uderzeniowa miała być osłaniana przez szesnaście Su-30MKI. Pojawiają się także doniesienia o udziale drugiego samolotu wczesnego ostrzegania i pięciu MiG-ów-29. Osobisty nadzór nad całą operacją sprawował w czasie rzeczywistym premier Narendra Modi. Warto podkreślić, że początkowo bomby Spice miały być zrzucone znad terytorium Indii, gdyż zasięg rzędu 100 kilometrów pozwoliłby im dosięgnąć wszystkich wskazanych celów, ale na przeszkodzie stanęły warunki atmosferyczne, w tym silny wiatr. To one wymusiły wdarcie się w pakistańską przestrzeń powietrzną.

Nalot trwał około dwudziestu minut, Mirage’e zrzucały bomby, znajdując się od dwóch do dziesięciu kilometrów w głębi pakistańskiego terytorium. Maszyny, które zapuściły się najdalej, wtargnęły nad Pakistan na dwadzieścia kilometrów. Zaatakowano pięć lub sześć celów.

Premier Pakistanu Imran Khan zdementował oficjalne indyjskie komunikaty, ale jednocześnie przyrzekł odpowiedź na „niesprowokowane ataki”. Wezwał także Pakistańczyków, aby byli przygotowani na „wszelkie ewentualności”. Pakistańskie siły zbrojne potwierdziły wdarcie się indyjskich samolotów w przestrzeń powietrzną kraju, ale naloty miały być nieskuteczne. Widać jednak, że wywarły one duże wrażenie na pakistańskim przywództwie.

Minister obrony Perwez Chattak, naciskany przez dziennikarzy w kwestii przyczyn niskiej skuteczności obrony powietrznej, odpowiedział, że siły powietrzne… były gotowe, ale było ciemno. Warto podkreślić, że kiedy Amerykanie organizowali w 2011 roku operację likwidacji Usamy ibn Ladina, analitycy CIA oświadczyli, że zagrożenie dla śmigłowców ze strony pakistańskich myśliwców w nocy jest zerowe.

Napływające informacje pozostają niejasne i nieoficjalne. Z dostępnych danych wyłania się następujący obraz: indyjskie samoloty przełamały pakistańską obronę powietrzną, wdarły się na głębokość 70–80 kilometrów w głąb terytorium przeciwnika i po wykonaniu zadania powróciły bez strat własnych. W celu przechwycenia grupy uderzeniowej miały startować F-16, jednak nie nawiązały kontaktu. Wyjaśnieniem może być silna osłona, którą Mirage’om miały zapewnić Su-30MKI.

Krótko po nalotach pakistański generał Asif Ghafoor poinformował o podjęciu działań odwetowych przez JF-17. Rewelacje te nie zostały potwierdzone, podobnie jak informacje o zestrzeleniu dwóch JF-17. Kilka godzin później w pobliżu wioski Abdasa w indyjskim Gudżaracie zestrzelono za to pakistańskiego drona.

Mimo napiętej sytuacji Nowe Delhi zostawia Pakistanowi furtkę do wyjścia z twarzą z całej sytuacji – przedstawia naloty jako operację antyterrorystyczną wymierzoną w islamistów odpowiedzialnych za zamachy w Kaszmirze, a nie operację wojskową skierowaną przeciw Pakistanowi. Sytuacja jest jednak niepewna. Na granicy w Kaszmirze miało już dojść do intensywnej wymiany ognia artyleryjskiego, natomiast indyjska marynarka wojenna przerwała ćwiczenia prowadzone na Morzu Arabskim i rozproszyła okręty biorące w nich udział.

Wnioski

Nalot na cele w Pakistanie był operacją wyjątkową. Do tej pory w ramach odwetów z zamachy terrorystyczne Indie organizowały co najwyżej ostrzał artyleryjski lub rajdy sił specjalnych. Na naloty nie zdecydowano się nawet po wyjątkowo krwawych zamachach w Mumbaju w roku 2009. Obecnie premier Modi mógł zdecydować się na bardziej radykalne kroki w związku ze zbliżającymi się wyborami i rosnącą presją ze strony Chin, sprzymierzonych z Pakistanem. Pekin wezwał obie strony do zachowania spokoju.

Indyjskie lotnictwo dowiodło, że mimo trapiących je problemów jest w stanie przeprowadzić skuteczne uderzenie w głębi terytorium przeciwnika. W ataku wzięło udział dwanaście spośród czterdziestu pięciu indyjskich Mirage’ów, jedyny ERJ-145 i jeden z siedmiu Iłów-78. Naloty pokazały także, jak skutecznie wdrażana jest nowa doktryna lotnictwa, kładąca nacisk na krótkie, gwałtowne konflikty i precyzyjne ataki za granicą kraju. Na uwagę zasługuje także pomysł oszołomienia obrony powietrznej przeciwnika przez wysłanie w powietrze dużej liczby samolotów, krążących następnie nad własnym terytorium. Był to również pokaz skuteczności izraelskiego uzbrojenia i sprzętu elektronicznego.

Pakistan po raz kolejny znalazł się w trudnej sytuacji z powodu związków z islamskimi terrorystami. O ile w przypadku Afganistanu, talibów i Terytoriów Plemiennych nie wszystko zależy od Islamabadu, o tyle w Kaszmirze pakistańskie kierownictwo ponosi pełną odpowiedzialność za działania islamskich ekstremistów. Niejasne związki z terrorystami doprowadziły już do poważnych zgrzytów w stosunkach ze Stanami Zjednoczonymi i wstrzymania amerykańskiej pomocy wojskowej. Jedynym państwem, które korzysta na tym zamęcie, są Chiny. Z tego powodu indyjskie naloty można też traktować jako demonstrację siły pod adresem Pekinu, starającego się okrążyć Indie państwami zależnymi i zbudować swoją strefę wpływów w Azji Południowej i basenie Oceanu Indyjskiego.

Sytuacja na subkontynencie znowu stała się napięta, chociaż pozostaje jeszcze dużo miejsca tak na eskalację, jak i na deeskalację. Indie zostawiły Pakistanowi drogę do wyjścia z kryzysu z twarzą. Wiele zależy w tym momencie od decyzji, które zapadną w Islamabadzie. Pakistańskie kierownictwo na pewno będzie chciało w ten czy inny sposób pomścić upokorzenie, kwestią zasadniczą jest, jak daleko zdecyduje się posunąć. Trzeba pamiętać, że każdy pełnoskalowy konflikt między Indiami i Pakistanem grozi przekształceniem się w wojnę jądrową. Może wciągnąć kolejne państwa z Chinami, Stanami Zjednoczonymi i Rosją na czele. Już teraz z Afganistanu napływają informacje o rozmieszczeniu 203. Korpusu „Tadar” (Grzmot) na granicy z Pakistanem.

Pakistański odwet, indyjskie straty

Kiedy umilkł początkowy chaos informacyjny, a pakistańscy politycy i generałowie otrząsnęli się z szoku, zaczęto organizować uderzenie odwetowe. Następnego dnia rano wojska lotnicze Pakistanu wykonały uderzenia na cele w części Kaszmiru kontrolowanej przez Indie. Islamabad oświadczył, że był to pokaz możliwości bojowych i że zniszczono cele o charakterze niewojskowym, tak aby uniknąć strat w ludziach po stronie indyjskiej. Było to cokolwiek dziwne zapewnienie, ponieważ jeśli nie atakowano celów wojskowych, znaczy to, że atakowano cele cywilne lub wojskowo-cywilne (na przykład infrastrukturę drogową), co oznaczałoby jeszcze większe ryzyko strat w ludziach. Dogodnym celem byłyby na przykład przygotowane, ale niezajęte stanowiska artylerii – tyle że trudno by je nazwać celami niewojskowymi. Strona indyjska oświadczyła, że nalot był wymierzony w przygraniczny punkt dowodzenia.

Stuprocentowo wiarygodnych informacji wciąż nie ma, ale najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń mówi, że nad Indie ruszyła grupa ośmiu F-16, czterech Mirage’ów III i czterech JF-17. Dowództwo Bhāratīya Vāyu Senā oczywiście nie mogło pozostawić tego bez reakcji. Na przechwycenie skierowano zespół złożony z czterech Su-30MKI, dwóch Mirage’ów 2000 i dwóch MiG-ów-21, który udaremnił nalot na pozycje indyjskich wojsk lądowych. W zamęcie walki powietrznej trudno było korygować lot naprowadzanych laserowo bomb, które jednak miały tylko o włos chybić celów. W trakcie pościgu prowadzący indyjską grupę podpułkownik Abhinandan Varthaman odłączył się od reszty maszyn i zapędził nad teren Pakistanu.

Wkrótce potem Indie były zmuszone przyznać się do utraty jednego MiG-a-21 Bisona – maszyny numer CU2328 z 51. Eskadry „Sword Arms” z bazy Srinagar. Pilot MiG-a dostał się do niewoli w Pakistanie.

Na Twitterze pakistańskie media opatrywały informacje o rzekomo dwóch zestrzelonych indyjskich samolotach zdjęciami wraków, ale łatwo można było stwierdzić, że zdjęcia te pochodzą z innych wypadków (których, trzeba przyznać, w indyjskim lotnictwie jest dużo), nawet samolotów szkolno-treningowych. Jeden z najsłynniejszych pakistańskich komentatorów politycznych, doktor Shahid Masood, opublikował nagranie przedstawiające indyjskiego lotnika ocalałego po niedawnej katastrofie zespołu Surya Kiran, twierdząc, że to pilot wzięty do niewoli w Pakistanie (uwaga: nagranie przedstawia rannego i wyraźnie cierpiącego człowieka).

Według Toma Coopera, autora cenionych książek o lotnictwie Bliskiego Wschodu, taki właśnie był ostateczny cel pakistańskiego nalotu odwetowego: nie miał on zniszczyć żadnego konkretnego celu, miał jedynie zmusić indyjskie lotnictwo do kontrakcji i ponownego przekroczenia granicy. Tym razem pakistańskie lotnictwo i obrona przeciwlotnicza byłyby gotowe do działania. Ostatecznym celem operacji miało zaś być strącenie indyjskiego samolotu nad Pakistanem, tak aby przynajmniej częściowo zrównoważyć indyjską przewagę propagandową i zlikwidować poczucie bezkarności u znienawidzonego sąsiada.

Niedługo potem okazało się jednak, iż bitwa nie przebiegła całkowicie po myśli Pakistańczyków – wprawdzie upolowali MiG-a, ale w gruncie rzeczy przypadkowo, a także stracili jednego F-16 Fighting Falcona. MiG-21 strącił Vipera w walce manewrowej za pomocą pocisku R-73, a sam został uszkodzony szczątkami eksplodującego pakistańskiego myśliwca. Obaj piloci zdołali się katapultować. Na swoje szczęście podpułkownik Abhinandan Varthaman został szybko odnaleziony przez pakistańskich wojskowych. Jego przeciwnik, Shahzaz Ud Din z 19. Eskadry latającej na F-16A/B, również podpułkownik, syn generała broni Waseema Ud Dina, nie miał tyle szczęścia. Rozjuszony tłum wziął go za Hindusa i ciężko pobił. Lotnik zmarł w szpitalu.

27 lutego przebiegł pod znakiem rosnącego napięcia. W nocy z 27 na 28 lutego doszło do intensywnych pojedynków artyleryjskich. Pojawiły się też niepotwierdzone informacje o atakach na indyjskie placówki wzdłuż Linii Kontroli w Kaszmirze. W natarciu wykorzystano rzekomo czołgi i – do niszczenia umocnień – pociski przeciwpancerne. Strona indyjska przypisywała sobie natomiast, również nieoficjalnie, zniszczenie pięciu pakistańskich posterunków. Wieczorem czasu lokalnego premier Narendra Modi odbył naradę z dowódcami rodzajów wojsk i miał wyrazić zgodę na swobodny dobór środków odpowiedzi na działania Pakistanu. Przestrzeń powietrzną nad Pakistanem zamknięto dla lotów cywilnych, a linie lotnicze zaczęły odwoływać loty do i z obu walczących krajów. Z kolei indyjskie wojska lądowe miały przejąć kontrolę nad prowadzącą do Śrinagaru autostradą 1A.

Wygaszenie

Sytuacją w Kaszmirze zajęła się Rada Bezpieczeństwa ONZ, a Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja i Unia Europejska zgodnie wzywały obie strony do deeskalacji. Tak też się stało. Obie strony nie miały po prostu interesu w dalszym zaognianiu konfliktu, a politycy w Nowym Delhi i Islamabadzie otrzymali takim czy innym sposobem dobre karty, które mogli rozegrać przed własną ludnością.

28 lutego premier Pakistanu Imran Khan zapowiedział zwolnienie zestrzelonego podpułkownika Abhinandana Varthamana w geście dobrej woli wobec Indii. Lotnik wrócił do kraju 1 marca. Powitano go jak bohatera.

Ciągle nieznana pozostaje liczba ofiar ataku indyjskiego lotnictwa. Na teren obozu szkoleniowego według relacji świadków wpuszczono tylko ratowników medycznych, ale wcześniej odebrano im telefony komórkowe. Ratownicy z Balakotu mówią o wywiezieniu trzydziestu pięciu ciał. Ogólną liczbę ofiar w samym Balakocie szacuje się na czterdzieści do pięćdziesięciu. Brak informacji o innych lokalizacjach. Według wciąż niepotwierdzonych informacji w nalocie miał zginąć dowódca Jaish-e-Mohammed Masud Azhar, mufti Moeen i spec organizacji od ładunków wybuchowych Usman Ghani. Mówi się też o śmierci pułkownika Salima Quariego z pakistańskiego wywiadu wojskowego ISI oraz innego pułkownika pakistańskich sił zbrojnych w stanie spoczynku. Obaj mieli odpowiadać za szkolenie terrorystów.

Zobacz też: HF-24 Marut. Indyjskie dziecko niemieckiego umysłu

Sergey Krivchikov, GNU Free Documentation License, Version 1.2