Gdy trwały działania oblężnicze pod Lille, w Szampanii wojska prusko-austriackie skazane były na negocjacje. Złe warunki atmosferyczne, szwankujące zaopatrzenie oraz szerzące się choroby doprowadziły wojska alianckie do całkowitego upadku morale i chęci do dalszej walki. Dumouriez znakomicie był rozeznany w nastrojach panujących w obozie przeciwnika i wiedział, że dowództwo pruskie niebawem podejmie decyzję o odwrocie. Triumf jego taktyki był całkowity. Wygrał kampanię nie wygrywając ani jednej bitwy. Bowiem rokowania, jakie podjął 22.09. i przeciągnął przez osiem dni, zniszczyły armię pruską. Ten tydzień bezczynności był więcej wart niż wygrana bitwa. 30.09. wojska sojusznicze rozpoczęły odwrót w kierunku przełęczy w Grandpre, którą osiągnęły 02.10. Do dnia 05.10. wszystkie oddziały agresorów opuściły całkowicie Szampanię. Odwrót przebiegał bez zakłóceń, Francuzi wprawdzie deptali po piętach swym wrogom, ale nie przeprowadzili żadnej akcji zaczepnej. Taka postawa nie wynikała z braku odwagi. Żołnierze republiki palili się wprost do walki, rozkazy Dumourieza jednak ją uniemożliwiały. Był to bez wątpienia rezultat tajnych rokowań prusko-francuskich, które gwarantowały niewątpliwie armii pruskiej swobodny odwrót. W zamian za to Prusacy obiecali, najprawdopodobniej, zerwanie aliansu z Austrią.
[podpis] Adam-Philippe de Custine[/podpis]
O ile wojska francuskie unikały atakowania Prusaków, o tyle pozostałe oddziały armii inwazyjnej nie miały zapewnionego spokojnego odwrotu. Dillon dostał wprawdzie polecenie od Dumourieza, aby starał się odciągnąć Hesów od Austriaków umożliwiając tym pierwszym swobodny odwrót, ale książę Wilhelm nie przystał na propozycje francuskie. Austriacy i Hesowie cofali się stawiając nikły opór. 02.10. Dillon zajął Clermont-en-Argonne. Dwa dni później Francuzi wkroczyli do Dombasle a nazajutrz byli już w Sivry-la-Perchel. Dalsze postępy Francuzów ograniczył ks. Brunszwiku przysyłając 05.10. w ten rejon znaczne posiłki pod wodzą Kalckreutha.

Główne siły armii pruskiej po przekroczeniu 07.10. Mozy, 08.10. dotarły pod Verdun. Można się było spodziewać, że alianci po przekroczeniu Mozy, mając oparcie w Verdun i Longwy, będą starali się utrzymać rejon tych twierdz jako bazę operacyjną do przyszłej kampanii. Tak się jednak nie stało, albowiem w ciągu dwóch następnych tygodni Prusacy, a za nimi także i Austriacy zmuszeni zostali do całkowitej ewakuacji swych wojsk z terytorium francuskiego. A stało się to za przyczyną szybkich postępów wojsk francuskich w Nadrenii. Albowiem do zdecydowanych działań na tym odcinku frontu przeszła Armia Renu.

Wojska tej armii od chwili rozpoczęcia działań wojennych wiosną 1792 roku, nie brały praktycznie rzecz biorąc czynnego i efektywnego w nich udziału na większą skalę. Na przełomie sierpnia i września jej stan osobowy został mocno uszczuplony, albowiem część jej wojsk została odkomenderowana w formie posiłków do Armii Centrum i do zagrożonej inwazją Szampanii. Dopiero pod wpływem zwycięskiej batalii pod Valmy dowódca Armii Renu gen. Biron, zdecydował się na podjęcie działań ofensywnych na większą skalę. Uczynił to zresztą pod presją usilnych zabiegów jego podkomendnego gen. Custine’a, który już od dłuższego czasu starał się wymóc na swoim zwierzchniku podjęcia zdecydowanych i ofensywnych działań.

Armia Renu w połowie września 1792 roku liczyła ok. 46.000 ludzi, z liczby tej ok. 34.000 mogło być użyte do działań w polu. Plan działań zaczepnych opracowany przez generała Custine’a i zaakceptowany ostatecznie przez gen. Birona, polegał na uderzeniu wojsk francuskich, które miało kierować się w głąb Nadrenii na północ, wzdłuż lewego brzegu Renu, z Moguncją jako punktem docelowym. Działania te miały doprowadzić do zagrożenia tyłów wojsk prusko-austriackich znajdujących się na terenie Francji a tym samym do przyspieszenia ich odwrotu. Zgodnie z wcześniej ustalonym planem działania, gen. Custine objął komendę nad wojskami francuskimi skoncentrowanymi w bliskim sąsiedztwie Wissembourga. To właśnie stąd miało rozpocząć się uderzenie. Łącznie siły Custine’a przeznaczone do działań wynosiły ok. 20.000 żołnierzy. Nie była to liczba zbyt imponująca, ale zważywszy na fakt, iż w Nadrenii w owym czasie nie stacjonowały większe siły przeciwnika, była ona wystarczająco duża do wykonania powierzonego jej zadania.

Oddziały dowodzone przez generała Adama-Philippe Custine’a (1742-1793) zgrupowane pod Wissembourgiem przekroczyły 24.09. granicę, aby 25.09. osiągnąć swój pierwszy cel, jakim było zajęcie Landau. Wojska francuskie nie tracąc czasu ruszyły dalej na północ kierując się na Spirę, stolicę biskupstwa i księstwa elektorskiego Rzeszy, obejmującego w XVIII wieku obszar 1.542 km kwadratowych. Awangarda woj. francuskich dociera pod mury Spiry w dniu 29.09. a zastraszeni jej mieszkańcy, zaskoczeni nagłym pojawieniem się Francuzów, wpuszczają ich 30.09. do miasta. Generał Custine pragnąc wykorzystać zaskoczenie, jakie uzyskał pojawiając się ze swymi oddziałami na terenie Nadrenii a więc na terenie Świętego Cesarstwa i nie napotykając praktycznie rzecz biorąc żadnego oporu, postanowił nie marnować czasu i uzyskać jak największy sukces. Wojska francuskie 02.10. podjęły więc dalszy i szybki marsz na północ, aby 05.10. bez walki zająć Wormację – stolicę arcybiskupstwa.

Teraz przed Francuzami otwierała się droga na Moguncję, stolicę kolejnego arcybiskupstwa i księstwa Rzeszy. Arcybiskupi Moguncji należeli do najpotężniejszych politycznie (nie militarnie) książąt Cesarstwa, od XI wieku mieli prawo koronowania królów niemieckich, a od XIV wieku stali na czele kolegium wszystkich książąt- elektorów Rzeszy.

Moguncja jako ich stolica była miastem-twierdzą, o silnych i mocnych fortyfikacjach, uchodzących za jedne z najpotężniejszych w całym Cesarstwie. Generał Custine był tego całkowicie świadomy.

Zdawał sobie sprawę, że czeka go teraz niełatwe zadanie do zrealizowania. Mogło się ono okazać trudne do wykonania, albowiem wojska francuskie nie dysponowały praktycznie rzecz biorąc ciężką artylerią, bardzo praktycznej i przydatnej w działaniu przeciw silnie umocnionym miastom a takim bez wątpienia była Moguncja. Mogła ona, w przekonaniu generała Custine’a, stawić twardy i zdecydowany opór. Francuzom przyszły z pomocą zupełnie inne czynniki, które z aspektami czysto militarnymi nie miały nic wspólnego, może poza jednym – ich nagłą i niespodziewaną obecnością na tym terenie. Tymi innymi aspektami były: panika i psychoza strachu.

Szybkie i zdecydowane działania Armii Renu w Nadrenii były decydującym czynnikiem na przyspieszenie odwrotu głównych sił prusko-austriackich znajdujących się na terytorium Francji. 08.10. dowództwo wojsk rewolucyjnych wznowiło rozmowy z Prusakami. Tym razem prowadził je ze strony francuskiej generał Kellermann (Dumouriez wyruszył do Paryża). Tego samego dnia nadeszła wiadomość o zdobyciu przez Custine’a Spiry i o zagrożeniu Moguncji. Landgraf heski, książę Wilhelm widząc, że bezpieczeństwo jego państwa może być zagrożone, oświadczył księciu Brunszwiku, że nie może więcej liczyć na armię heską i zapowiedział natychmiastowy odwrót swych wojsk. Wkrótce potem naczelny wódz sprzymierzonych dowiedział się, że austriacki korpus Clerfayta ma zgodnie z decyzją księcia von Sachsen-Teschena wesprzeć oblężenie Lille, które notabene zostało już w tym czasie zwinięte. Oddziały Hohenlohe-Kirchberga miału osłaniać marsz Clerfayta.

W tej sytuacji nie należy się dziwić, że dowództwo pruskie, dysponujące zdziesiątkowaną przez choroby armią, nie zdecydowało się bronić Verdun. 11.10. podczas spotkania Kalckreutha z Galbaudem i La Barolierem ustalono warunki kapitulacji, którą podpisano nazajutrz. Oddziały pruskie powinny do 14.10. opuścić miasto, magazyny z żywnością miały być przejęte przez Francuzów. Chorzy i ranni żołnierze nieprzyjaciela mogli pozostać w szpitalach aż do wyleczenia. 14.10. Kellermann przeniósł swój sztab do Verdun, miasto było na powrót francuskie. Wycieńczone fizycznie i upadłe na duchu wojska nieprzyjaciela maszerowały w kierunku Longwy. Austriacy, którzy chcieli prowadzić działania w północnej Francji liczyli, że ich sojusznik utrzyma Longwy. Tymczasem już w dniu ewakuacji Verdun dowództwo pruskie rozpoczęło za pośrednictwem Kalckreutha rozmowy w sprawie poddania i tej twierdzy. Akt kapitulacyjny został podpisany po czterech dniach pertraktacji. Prusacy zobowiązali się opuścić miasto do 22.10. Dzień później Francja była wolna od obcej interwencji.

Austriacko-pruska inwazja na Francję zakończyła się całkowitym niepowodzeniem. Odwrót wojsk alianckich z Francji i nagłe pojawienie się wojsk rewolucyjnych w Nadrenii przyczynił się do wybuchu strachu i paniki. W Moguncji nikt poważnie nie myślał o oporze. Jedyną myślą była ucieczka za Ren. Jako pierwszy opuścił miasto arcybiskup-książę elektor. Za nim w popłochu podążyła arystokracja, duchowieństwo i urzędnicy oraz nieliczna załoga miasta. W wyniku takiego nastawienia twierdza moguncka skapitulowała bez walki. 21.10. generał Custine otrzymał klucze do miasta. Burżuazja moguncka a także większość mieszkańców miasta przyjęła wkraczających Francuzów z dużą przychylnością. Ostatnim aktem sukcesów francuskich nad Renem było zajęcie przez nich, także bez walki w dniu 23.10. Frankfurtu nad Menem. Na południu niewielkie siły Armii Renu działające na pograniczu szwajcarskim, jeszcze we wrześniu zajęły tereny biskupstwa Bazylei (nie mylić z miastem).

Tak, więc po początkowych kompromitacjach, niepowodzeniach i odwrotach, wojska francuskie osiągnęły poważne sukcesy. Odparto inwazję prusko-austriacką, opanowano Nadrenię, Sabaudię i Niceę. Wojska alianckie znalazły się w całkowitym odwrocie. Władze rewolucyjne w Paryżu, po tych sukcesach, liczyły teraz także na zawarcie pokoju z Prusami.

25.10 do zamku w Aubange, leżącego na terenie Luksemburga, przybył Kellermann, który pod nieobecność Dumourieza sprawował naczelne dowództwo nad wojskami w północno-wschodniej Francji. Podejmował go książę Brunszwiku. Francuzi żywili nadzieję na zawarcie odrębnego pokoju. Zawiedli się jednak. Książę Brunszwiku oznajmił, iż rząd pruski nie będzie rokować bez rządu austriackiego. Oba mocarstwa są, bowiem sprzymierzone i jedno nie może prowadzić rozmów bez drugiego. Francuzi poczuli się oszukani. Na głowę Dumourieza poczęły spadać gromy. Oskarżano go o zdradę, gdyż umożliwił Prusakom spokojny odwrót z Francji. Sytuacja była groźna, nagonka na dowódców wojskowych przybierała na sile. Atakowano ich na łamach prasy. Arthur Dillon został 12.10. odwołany ze stanowiska za podejrzane kontakty z wrogiem. Domagano się sądu nad nim. Podobne kłopoty będzie przeżywał później d-ca Armii Południe. Dumourieza z opresji wybawił Danton. Autorytet tego polityka zrobił swoje. Danton w przeciwieństwie do innych był dobrze poinformowany i zdawał sobie sprawę z zasług Dumourieza. Albowiem w wyniku rokowań francusko-pruskich doszło do tego, iż armia pruska powróciła w głąb Niemiec a Austriacy pozostali osamotnieni w walce. Doszło także do licznych niesnasek i zatargów pomiędzy dotychczasowymi sprzymierzeńcami. Austriacy podejrzewali nawet Prusaków o zdradę.
[podpis]Adam-Philippe de Custine[/podpis]
Nikt z rewolucjonistów nie liczył chyba na to, że Fryderyk Wilhelm rozkaże swym żołnierzom ruszyć na wojska cesarskie. Wystarczająco dotkliwym ciosem było pozbawienie Austriaków pomocy pruskiej niezbędnej do obrony Niderlandów. Inna sprawa, że król pruski nie mógł im już zapewnić skutecznego wsparcia. Z 42 tysięcy świetnych żołnierzy pruskich pozostało niespełna 17 tysięcy zdolnych do dalszej służby. Stało się tak nie na skutek rzekomej zdrady księcia Brunszwiku, lecz w wyniku autentycznego zwycięstwa Francuzów.