Konflikt na Morzu Czerwonym kryje wiele tajemnic. Jedną z nich opisał Financial Times. Brytyjska gazeta donosi, że w styczniu odbywały się negocjacje między Iranem i Stanami Zjednoczonymi. Celem miało być przekonanie Teheranu, żeby powstrzymał Hutich przed atakami na żeglugę cywilną. Nie znamy dokładnych dat rozmów, więc trudno stwierdzić, czy trwały przed, po czy w trakcie pierwszych amerykańskich nalotów na Hutich. Naj­bar­dziej praw­do­po­dob­ne wydaje się, że negocjacje zaaranżowano przed zbrojną odpowiedzią Stanów Zjedno­czonych.

Amerykanie od 1980 roku nie utrzymują oficjalnych relacji z Islamską Republiką. Z tego powodu pośrednikiem w roz­mo­wach był Sułtanat Omanu, którego przed­sta­wi­ciele przekazywali informacje. Po stronie ame­ry­kań­skiej kluczowe role odgrywali Brett McGurk (doradca Białego Domu ds. Bliskiego Wschodu) i Abram Paley (specjalny wysłannik ds. Iranu). Z drugiej strony pierwsze skrzypce grał zastępca ministra spraw zagranicznych Ali Bagheri Kani, który zajmuje się również negocja­cjami w sprawie irańskiego programu nuklearnego.



Rozmowy najwidoczniej nie przyniosły efektów. Kolejna tura miała zostać wy­zna­czo­na na luty, jednak z racji zaan­ga­żo­wania Amerykanów w nego­cja­cje dotyczące rozejmu w Gazie rozmowy z Irańczykami musiały zostać przełożone.

Próba rozwiązania konfliktu przy pomocy Teheranu wydaje się rozsądnym podejś­ciem. Bezpośrednie rozmowy Hutich ze Stanami Zjednoczonymi miałyby jeszcze mniejsze szanse po­wo­dze­nia. W dodatku wiązałyby się z pewnym ryzykiem wi­ze­run­ko­wym dla Hutich, którzy hasło „Śmierć Ameryce” mają napisane na sztandarach. Z kolei bezpośrednia umowa dodałaby ruchowi pożądanej legitymacji.

Iran, jako główny sojusznik Hutich i ich dostawca broni, ma duże zdolności od­dzia­ły­wa­nia na jemeńskich rebelian­tów. Pytaniem pozostaje, co Iran, państwo o zdecydo­wanie anty­ame­rykań­skim i anty­izra­el­skim nastawieniu, chciałby w zamian za taką pomoc otrzymać i ile Stany Zjedno­czone są w stanie poświęcić dla tego celu. Islamska Republika może być zaintere­sowana poluźnie­niem sankcji, jednak pozostaje pytanie, czy nie okazałoby się to bardziej niebez­pieczne dla Amery­kanów od ataków Hutich.

Wczoraj prezydent Joe Biden zatwierdził kolejne 120-dniowe zaniechanie egzek­wo­wania sankcji nałożonych na Iran, co odblokowało zamrożone 10 miliardów dolarów za pośrednictwem Iraku (głównie poprzez zakupy energii elektrycznej od Iranu). Formalnie Teheran nie ma bez­po­śred­nie­go dostępu do tych pieniędzy, może jedynie wykorzystywać je do kupo­wania towarów pierwszej potrzeby (jak żywność czy leki) z zagranicy. Niemniej taka decyzja może być ukłonem Białego Domu w stronę ajatollahów – wbrew sprzeciwowi nie­których członków Kongresu – w podzięce za współpracę.



Grupa reprezentantów wystosowała list do sekretarzy stanu i skarbu, Antony’ego Blinkena i Janet Yellen, przypominający, że „zaledwie sześć miesięcy temu admi­ni­stra­cja zezwoliła na transfer irańskich funduszy o wartości ponad 6 miliardów dolarów z Korei Połud­niowej do katar­skiego banku w ramach poro­zu­mienia o uwolnieniu zakładników, co wielu postrzegało jako okup”. Podkreślono również, że „Iran w przeszłości kłamał na temat transakcji humanitarnych. Nie ma powodu, aby sądzić, że nie spróbuje po raz kolejny ominąć tych ograniczeń. Ponadto pie­nią­dze są wymienne. Zaniechanie sankcji, a następnie przekazanie pieniędzy zwolni miliardy, które Iran może teraz wydać na współpracujących z nim terrorystów, program nuklearny i wojsko”.

Przedstawiciele Ruchu Huti mówią nie­kiedy, że broń wykorzystywana do ataku na żeglugę czerwonomorską jest w pełni pro­du­kowana w Jemenie. Nie­wy­klu­czone, że pewne komponenty mogą być pro­du­kowane lokalnie, zwłaszcza po ograni­czeniu saudyjskich nalotów. Wątpliwe jest jednak, aby jedno z najbiedniejszych państw świata było w stanie wytwarzać złożone systemy uzbrojenia i dodatkowo zabezpieczać ośrodki produkcyjne przed ame­ry­kań­skimi nalotami. Odcięcie irańskiej kroplówki mogłoby się okazać w takiej sytuacji skuteczne.

Jednocześnie warto pamiętać, że Ruch Huti wbrew często powielanym mitom nie jest jedynie bezwolnym narzędziem w rękach Teheranu, ale organizacją, która zachowała część swojej podmiotowości. W dodatku obecna propaganda Hutich jest niemal całkowicie skupiona na kwestii walki za Palestynę. Nagłe wstrzy­manie ataków bez zrealizowania żądań Hutich (jak zatrzy­manie działań izra­el­skich) stanowiłoby duże zagrożenie dla wiarygodności ruchu przed własnym społeczeństwem. Przywódcy musieliby jakoś zadowolić opinię publiczną lub kontynuować walkę, tym razem przy użyciu mniej efektywnych środków.



Huti są dla Iranu cennym sojusznikiem między innymi z powodu bliskości Arabii Saudyjskiej, która mimo normalizacji nadal jest potencjalnym przeciwnikiem republiki. Dodatkowo widmo powrotu Donalda Trumpa do władzy powoduje, że wiarygodność Stanów Zjednoczonych w oczach Iranu jest niska. Irańscy decydenci mają w pamięci zerwanie umowy JCPOA przez republikańskiego prezydenta w maju 2018 roku.

Huti są trudnym przeciwnikiem. W dodatku nie jest wykluczone, że nawet po zakończeniu wojny w Gazie ruch może nadal atakować statki powiązane ze Stanami Zjednoczonymi pod pretekstem walki z agresją zachodnią. Wyjście z tej sytuacji może okazać się bardzo trudne, więc próby szukania rozwiązań dyplo­ma­tycz­nych są uzasadnione, nawet jeśli praw­do­po­do­bień­stwo powodzenia jest niskie. Powstrzymanie Hutich przed atakami na statki handlowe może się okazać bardzo kosztowne.

US Navy