Istotną częścią „rewolucji w sprawach wojskowych” jest informatyzacja i digitalizacja sił zbrojnych. Komputery umożliwiły znaczne szybsze zbieranie i analizowanie danych, a tym samym szybsze podejmowanie decyzji, stosowanie nowej taktyki i efektywniejsze wykorzystywanie posiadanych systemów uzbrojenia. Nie wszędzie jednak zmiany przebiegają dostatecznie szybko, a nowe rozwiązania stworzyły nowe problemy, jak chociażby dostęp do odpowiedniego oprogramowania i szybkie jego aktualizacje. Z tym wyzwaniem z powodzeniem zaczyna mierzyć się niemiecka marynarka wojenna.

Jak podaje dziennik Handelsblatt, historia zaczęła się kilka lat temu na pokładzie okrętu zaopatrzeniowego Mosel (na zdjęciu tytułowym). Zbudowana na początku lat 90. jednostka nie miała nowoczesnego systemu nawigacji i zobrazowania sytuacji. Wszystko było po staremu: mapę wkładano pod pleksiglasową szybę, na której pisakami nanoszono kurs i pozycję własną, a także innych jednostek sojuszniczych i obcych. Problem dotyczył nie tylko Mosel, ale wielu innych jednostek Marine, na których modernizację nie było pieniędzy albo uznano ją za nieperspektywiczną.



Taka sytuacja była nie do przyjęcia dla komandora porucznika Volkera Voßa z dowództwa wsparcia marynarki wojennej (Marineunterstützungskommando). Szukając prostego i taniego sposobu na digitalizację niemieckich okrętów, sam zajął się programowaniem. Celem Voßa było stworzenie oprogramowania dla każdej jednostki Marine, mogącego współpracować z dowolnym używanym systemem uzbrojenia czy nawigacji, a przede wszystkim zapewniającego niezależność od zewnętrznych dostawców i umożliwiającego tym samym szybsze i elastyczniejsze aktualizacje.

O opieszałości Bundeswehry we wdrażaniu nowoczesnych rozwiązań napisano już tomy, także na naszych łamach. Część z nich wynika z bezwładu typowego dla wszelkich dużych instytucji, a wojsko należy do takich, część miała swoje źródło w indolencji i uprzedzeniach decydentów politycznych. Komandor porucznik Voß miał jednak szczęście. Jego praca zainteresowała Svena Weizeneggera, kierownika Hubu Cyfrowych Innowacji Bundeswehry (CIHBw). W rozmowie z Handelsblatt nieco na wyrost stwierdził, że szuka „Billa Gatesa Bundeswehry”, człowieka, który przeprowadzi komputerową rewolucję w niemieckim wojsku.

Efektem współpracy Voßa z CIHBw jest system MESE (Militärische Erweiterbare Software-Entwicklung, rozwój wojskowego rozszerzalnego oprogramowania), którego testy prowadzono na zaopatrzeniowcu Mosel, przechrzczonym z tej okazji przez marynarzy na Tesla Tender. Twórcy porównują MESE z systemem operacyjnym Android i czerpią inspiracje z komercyjnego oprogramowania dla urządzeń mobilnych. W obecnej formie system jest przeznaczony dla jednostek nawodnych, jednak dzięki otwartej architekturze możliwa jest instalacja na dowolnym okręcie, a także szybka integracja nowych funkcji i urządzeń. Użytkownicy chwalą prostą, intuicyjną obsługę i szybkość, z jaką CIHBw dostarcza aktualizacje i rozszerzenia.



Przykłady tego podejścia są już widoczne i wywołują zrozumiały entuzjazm użytkowników. Początkowo MESE przetwarzał dane dostarczane przez radary i inne systemy obserwacji, tworząc obraz sytuacji wokół okrętu. Dowódca Mosel, komandor podporucznik Stefan Ladewich, zasugerował wprowadzanie opcji pokazującej przewidywane położenie innych jednostek na podstawie ich kursu i prędkości, a także szacowany czas przecięcia kursów z własnym okrętem. Zaproponowana funkcja została wprowadzona w ciągu kilku dni.

Sven Weizenegger zwraca tutaj uwagę na kluczową zaletę MESE: posiadając kod źródłowy, Marine może wprowadzić nowe funkcje w ciągu tygodnia. W przypadku oprogramowania dostarczanego przez firmy zewnętrzne trwa to dłużej. Kolejna zaleta takiego rozwiązania jest rzadziej uwypuklana. Nad rozwojem MESE pracują wojskowi, którzy oprócz programowania są także obeznani z realiami służby i prowadzonych operacji. Dzięki temu są w stanie szybciej niż cywilni programiści pojąć, czego oczekują użytkownicy, i dostarczyć bardziej satysfakcjonujące rozwiązania.

Kolejnym atutem podejścia testowanego przez Marine jest możliwość wyposażenia wszystkich okrętów w ten sam system operacyjny. Obecnie każdy koncern zbrojeniowy zaopatrujący marynarki wojenne foruje swoje rozwiązania. W teorii pozwala to rozłożyć koszty prac nad oprogramowaniem między różnych klientów, a tym samym obniżyć cenę. W praktyce jednak powstaje ryzyko, że okręty od różnych dostawców nie będą mogły się komunikować między sobą.

Znika także ryzyko odcięcia od aktualizacji i serwisowania oprogramowania w przypadku napięć pomiędzy użytkownikiem a dostawcą lub państwem, w którym dana firma jest zarejestrowana. Wyczyny Elona Muska, który w ostatnich tygodniach ograniczył ukraińskim siłom zbrojnym możliwość korzystania z systemu Starlink, pokazały, że warto mieć własne satelity. To samo dotyczy oprogramowania. Wreszcie samodzielne tworzenie systemów operacyjnych i aplikacji znacząco zmniejsza ryzyko wbudowanych backdoorów czy ukrytego w kodzie złośliwych programów.



Szlaki na tym polu przecierają Chińczycy. W ramach fuzji cywilno-wojskowej Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza na dużą skalę korzysta z komercyjnego hardware’u, na którym zainstalowano wojskowy software. Najbardziej znanym przykładem jest tutaj wykorzystanie dronów przystosowanych w ten sposób do działania w roju. Chińskie działania idą jednak znacznie dalej i obejmują na przykład cywilne systemy logistyczne czy wykorzystanie elementów sztucznej inteligencji w systemach dowodzenia i analizy danych.

O przyszłości MESE zadecyduje Federalny Urząd do spraw Wyposażenia, Technik Informatycznych i Wsparcia Eksploatacji Bundeswehry (BAAINBw), aczkolwiek twórcy systemu są optymistami. Komandor porucznik Voß widzi szanse na stworzenie uniwersalnej niezależnej infrastruktury informatycznej wykorzystywanej także przez wojska lądowe i siły powietrzne. Byłby to niewątpliwie duży atut dla całej Bundeswehry.

Zobacz też: Bundeswehra o sztucznej inteligencji

Ein Dahmer, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported