Zieloni nie są raczej kojarzeni z postawą polityczną sprzyjającą siłom zbrojnym. W Niemczech zaczyna się to jednak zmieniać, a co więcej – zgłaszane propozycje wykazują więcej pragmatyzmu i zdrowego rozsądku niż te, które przedstawiane są przez partie tradycyjne. Niemieccy Zieloni koncentrują się obecnie na pracach nad ustawą regulującą system zakupów wojskowych, która może mieć znacznie szersze implikacje dla niemieckiej debaty o bezpieczeństwie.

Od czasu zakończenia zimnej wojny niemieckie siły zbrojne nie miały szczęścia do polityków. Zakończenie rywalizacji bloków i globalizacja w mniemaniu większości decydentów z Berlina zwolniły ich z obowiązku poświęcania większej uwagi sprawom obronności. Po ćwierćwieczu redukcji i cięć budżetowych wydatki na obronę zaczęły rosnąć dopiero w roku 2016. Ówczesna minister obrony Ursula von der Leyen zapowiadała ponowną rozbudowę Bundeswehry. Lata zaniedbań zrobiły jednak swoje, a politycy, zwłaszcza kierownictwo socjaldemokratów, nie ułatwiali sprawy.



Niemieckie media od lat rozpisują się o problemach z gotowością sprzętową, a programy modernizacyjne są trapione licznymi opóźnieniami. Ostatnim tego głośnym przykładem jest anulowanie przetargu na ciężkie śmigłowce transportowe. Postawione przez siły zbrojne wyśrubowane wymagania spowodowały astronomiczny wzrost kosztów. Kolejnym skandalem było wycofanie się ministerstwa obrony z planowanego kontraktu na nowe karabinki automatyczne. Zwycięstwu w przetargu MK556 oferowanego przez Haenela od samego początku towarzyszyły kontrowersje.

Bojowy wóz piechoty Puma w czasie pokazu dynamicznego w Meppen. Początkowo 350 Pum miało kosztować 2,9 miliarda euro, jednak ostateczny koszt sięgnął 6 miliardów.
(Dirk Vorderstraße, Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Zieloni chcą ograniczyć ryzyko powtórzenia się takich sytuacji. Projekt Ustawy o planowaniu obronnym (Verteidigungsplanungsgesetz) przedstawił dziennikowi Frankfurter Allgemeine Zeitung, a następnie szerzej omówił na swojej stronie internetowej, rzecznik partii do spraw polityki obronnej Tobias Lindner. Założenia są proste: co dziesięć lat Bundestag powinien ustalać dziesięć do piętnastu najważniejszych programów modernizacyjnych i zakupowych wojska, a następnie rozpisywać ich wieloletnie budżety. Takie podejście ma zapewnić stałe, przewidywalne finansowanie, a jednocześnie uniemożliwić politykom łatanie dziur budżetowych zabieraniem pieniędzy Bundeswehrze.

W projekt ustawy wpisane są jednak także mechanizmy kontrolne. Budżet każdego programu ma mieć wyznaczoną górną granicę. Z jednej strony ma to zmusić wojskowych do stawiania realistycznych wymagań, z drugiej – utrudnić producentom podbijanie ceny. Tym sposobem parlament uzyskałby także lepszą kontrolę nad wydatkami wojska. Jednocześnie ustawa pozwoliłaby zablokować nagminną obecnie praktykę zabierania pieniędzy na projekty, które stają się coraz droższe, z innych projektów.



Jak zauważył Lindner, prowadzi to do wypierania przez duże projekty mniejszych, które jednak też są istotne dla Bundeswehry. Efektem takiego postępowania są ciągłe skargi żołnierzy na stan i jakość wyposażenia indywidualnego, od hełmów przez mundury po buty i bieliznę, o sprawności broni i sprzętu nie wspominając.

Ustawa o planowaniu obronnym ma w założeniu jeszcze większe konsekwencje. Konieczność wyznaczenia kilkunastu kluczowych programów zmusiłaby Bundestag do poważnej regularnej dyskusji nad obronnością i polityką bezpieczeństwa kraju, tematu raczej unikanego na forum parlamentarnym. Lindner przytacza tutaj przykład Białej Księgi Obronności z roku 2016. Rząd przygotowywał dokument za zamkniętymi drzwiami i ani razu nie poddał go publicznej debacie.

Niemieccy żołnierze i samochody opancerzone Dingo w Afganistanie.
(Petty Officer First Class Ryan Tabios, ISAF HQ Public Affairs)

Oczywiście Ustawa o planowaniu obronnym w żadnym wypadku nie ma ambicji zastąpić spójnej wieloletniej strategii bezpieczeństwa. Może jednak pomóc w częściowym wyznaczaniu jej ram. Z kolei Reinhard Müller, publicysta Frankfurter Allgemeine Zeitung, podkreśla, że Zieloni w żaden sposób nie odnoszą się do istotnego problemu, jakim jest uregulowanie zasad i warunków użycia przez Niemcy sił zbrojnych. Sprawa ta ma kluczowe znaczenie, bowiem wobec antymilitarnego nastawienia sporej części socjaldemokratów i braku zdania u chadeków Niemcy stały się bezużytecznym sojusznikiem.



Nie chodzi tutaj tylko o państwa Europy Środkowo-Wschodniej, z obawą patrzące na flirt Berlina z Moskwą, czy Stany Zjednoczone, które poszukują solidnego partnera w Starym Świecie, aby móc skoncentrować się na Chinach. Bezwład Berlina prowadzi napięć w relacjach z najbliższym partnerem, którym jest Francja, gdzie pojawiają się głosy, aby bez oglądania się na wspólny projekt MGCS samodzielnie stworzyć czołg następnej generacji. Tarcia dotyczą zresztą wszystkich wspólnych projektów zbrojeniowych, z samolotem bojowym FCAS na czele.

Tymczasem większość niemieckiej lewicy nie chce słyszeć o aktywniejszym zaangażowaniu w globalne bezpieczeństwo, sprzeciwia się uzbrajaniu dronów i chce wyjścia z NATO Nuclear Sharing. Podważa to tylko wiarygodność Niemiec jako sojusznika i partnera w dziedzinie bezpieczeństwa, a tymczasem większego zaangażowania od Berlina domagają się nawet Indie, Japonia i Australia.

Zobacz też: USA: Dlaczego straż wybrzeża nie chce lodołamaczy atomowych?

(faz.net, tobias-lindner.de)

Bundeswehr / S. Wilke