Po raz pierwszy w historii niemiecka Luftwaffe wysłała zespół samolotów do Australii. W ramach misji „Rapid Pacific 2022” niemieckie siły powietrzne zademonstrowały zdolność przerzucenia sił na drugą stronę globu w ciągu dwudziestu czterech godzin. Plany zakładają kilkutygodniowy pobyt nad Pacyfikiem oraz wizyty w Japonii i Korei Południowej.

Dowódca Luftwaffe, Generalleutnant Ingo Gerhartz, zapowiedział na początku ubiegłego roku wysłanie samolotów do Australii w celu zademonstrowania własnych zdolności projekcji siły i potencjału odstraszania. Plany systematycznie nabierały kształtów, a jednocześnie stawały się coraz ambitniejsze. Początkowo mówiono o udziale kilku myśliwców Eurofighter Typhoon w towarzystwie jednej lub dwóch latających cystern. Ostatecznie w „Rapid Pacific 2022” udział bierze sześć Eurofighterów, cztery transportowe A400M i trzy latające cysterny A330MRTT. Zespół lotników i towarzyszących im techników z obsługi naziemnej liczy łącznie 250 osób.

—REKLAMA—

Eskapada w region Indo-Pacyfiku jest ciekawa dla miłośników okazjonalnych malowań samolotów wojskowych. Luftwaffe znana jest z oszałamiających osiągnięć na tym polu i również tym razem nie zawiodła. Nazwany na tę okazję Air Ambassador Eurofighter ma wymalowane na skrzydłach i kadłubie flagi Niemiec, Singapuru, Australii, Japonii i Korei Południowej.

Należące do 74. Skrzydła Myśliwskiego samoloty wystartowały z bazy w bawarskim Neuburg an der Donau 15 sierpnia. Zakładany cel pierwszego etapu misji udało się zrealizować – w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin zespół przebył ponad 10 tysięcy kilometrów i dotarł do Singapuru. W australijskim Darwin Niemcy zjawili się 18 sierpnia. Tak dalekie misje są obce Luftwaffe, jednak w trakcie przelotu doszło tylko do jednego incydentu. Podczas międzylądowania w bazie Az-Zafra pod Abu Zabi w Zjednoczonych Emiratach Arabskich jeden z Eurofighterów – właśnie Air Ambassador – miał awarię hydrauliki. Wraz z pechowym myśliwcem pozostał jeden A400M zabezpieczający działania.

Mimo chronicznych problemów z gotowością bojową niemieckiemu lotnictwu udało się już 17 sierpnia wysłać do Az-Zafry drogą powietrzną części zamienne. Naprawy poszły szybko i już następnego dnia oba samoloty dotarły do Singapuru, a nocą 19 sierpnia wylądowały w Darwin, akurat by zdążyć na pierwszy dzień ćwiczeń „Pitch Black”.



„Pitch Black” to organizowane co dwa lata największe na półkuli południowej ćwiczenia lotnicze, obejmujące walkę powietrzną, ataki na cele naziemne i samoobronę. Tegoroczna edycja jest wyjątkowo z kilku powodów. Udział w „Pitch Black” bierze prawie 2,5 tysiąca żołnierzy i około setki samolotów z szesnastu krajów. Stałymi uczestnikami są państwa anglosaskie: Australia, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Kanada i Nowa Zelandia. Regularnie goszczą też państwa regionu: Singapur, Indie, Malezja, Indonezja, Filipiny, Tajlandia, nawet Zjednoczone Emiraty Arabskie. W tym roku po raz pierwszy oprócz Niemiec dołączyły Japonia i Korea Południowa.

Ciekawa jest obecność innego regularnego uczestnika – Francji. Udział Armée de l’air et de l’espace w tegorocznej edycji „Pitch Black” oczywiście planowano od dawna, jednak w związku z wydarzeniami wokół Tajwanu wyprawa na Pacyfik została przyspieszona. 10 sierpnia ruszyła operacja „Pégase 22”, w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin z metropolii na odległą o 16 600 kilometrów Nową Kaledonię przebazowano trzy myśliwce Rafale, dwa powietrzne tankowce A330MRT i dwa transportowe A400M. Francuskie samoloty miały międzylądowanie w Indiach, gdzie przeprowadziły ćwiczenia z indyjskim lotnictwem.

Ćwiczenia „Pitch Black” potrwają do 9 września, nie będą jednak oznaczać końca „Rapid Pacific 2022”. Zaraz po nich Luftwaffe będzie uczestniczyć w zaplanowanych na 12–26 września ćwiczeniach „Kakadu” organizowanych przez Royal Australian Navy. Tegoroczna edycja będzie największa w historii, weźmie w niej udział dziewiętnaście okrętów, trzydzieści cztery samoloty i ponad 3 tysiące personelu wojskowego z dwudziestu pięciu krajów. Zadania niemieckich samolotów mają obejmować zapewnianie osłony powietrznej siłom morskim.

Po ponadmiesięcznym intensywnym pobycie w Australii zespół Luftwaffe ma się udać na kolejne ćwiczenia, tym razem z singapurskim lotnictwem. Następnie wydzielone zespoły mają odwiedzić Japonię i Koreę Południową. Istotnym elementem całej dalekiej eskapady mają być intensywne ćwiczenia uzupełniania paliwa w locie. Zespół ma przeprowadzić łącznie przeszło 200 takich operacji.



Ale dlaczego?

Pojawia się oczywiście pytanie, po co wysyłać niemieckie lotnictwo na drugi koniec świata. Australia, Indie i Japonia od dawna naciskają na Berlin, aby w obliczu rosnącej agresywności Chin chociaż symbolicznie zaangażował się w regionie Indo-Pacyfiku. Ogłaszając plany tak dalekiej wyprawy, generał Gerhartz wskazał na zobowiązania wobec NATO jako filaru bezpieczeństwa narodowego i podkreślił, że wyzwaniem dla Paktu jest nie tylko reorientacja na obronę przed równorzędnym przeciwnikiem, ale także proporcjonalne reagowanie na przeciwników testujących bezpieczeństwo państw sojuszu w wielu dziedzinach. Jako szczególnie istotne dla NATO dowódca Luftwaffe wymienił swobodę dostępu i użytkowania przestrzeni powietrznej i kosmicznej.

Głośnym zwolennikiem militarnego zaangażowania na Oceanie Indyjskim i Pacyfiku jest były dowódca Marine admirał Andreas Krause. To on był pomysłodawcą przeprowadzonego jesienią ubiegłego roku rejsu fregaty Bayern do Japonii. Również w opublikowanej w 2020 roku niemieckiej strategii dla Indo-Pacyfiku Berlin uznał konieczność większego zaangażowania w regionie, aczkolwiek dokument starał się nie urazić ani Chin, ani Stanów Zjednoczonych. Pytanie, jak długo Niemcom będzie udawać się takie balansowanie i koncentracja na korzyściach gospodarczych?

Niemieckie myśliwce w RAAF Base Darwin.
(Department of Defence, LACW Emma Schwenke)

Już rejs fregaty Bayern rozsierdził Pekin, który odmówił wpuszczenia fregaty do Szanghaju. Okręt przeszedł jednak Morze Południowochińskie i chociaż omijał sporne obszary, nie uchroniło go to przed konfrontacją z chińskimi milicjami morskimi. Rodzi to oczywiste pytanie o trasę lotu samolotów Luftwaffe z Singapuru do Japonii i Korei. Najkrótsza prowadzi oczywiście nad Morzem Południowochińskim. Naciskany w tej sprawie przez dziennikarzy generał Gerhartz odpowiedział, że samoloty będą korzystać z cywilnych korytarzy powietrznych i „ledwo dotkną Morza Południowochińskiego”. Zaprzeczył również, by istniały jakiekolwiek plany przelotu nad Cieśniną Tajwańską.

Obecny rząd Niemiec stawia w polityce zagranicznej duży nacisk na kwestię praw człowieka, co stawia go na kursie kolizyjnym z Pekinem. Tematu do wielu rozmyślań i spekulacji dostarczyła podróż kanclerza Olafa Scholza do Azji w kwietniu tego roku. Jako pierwszy od ćwierci wieku szef niemieckiego rządu Scholz ominął Chiny. Co gorsza z chińskiego punktu widzenia, udał się do Tokio, gdzie poparł Japonię w sprzeciwie wobec „jednostronnych prób siłowej zmiany status quo na Morzach Południowo- i Wschodniochińskim”. Razem z premierem Fumio Kishidą zapowiedział również pogłębienie współpracy w dziedzinie bezpieczeństwa.

Niespełniające oczekiwań sojuszników zachowanie Berlina w sprawie wojny w Ukrainie każe poważnie powątpiewać w zachowanie Niemiec w przypadku chińskiej inwazji na Tajwan. Obawy są uzasadnione tym bardziej, że jak wskazuje niedawny raport Niemieckiego Instytutu Gospodarczego, zależność ekonomiczna kraju od Chin stale się pogłębia. Mimo kolejnych ostrzeżeń ośrodków badawczych i organizacji branżowych wielkie koncerny, jak Volkswagen i BASF, beztrosko inwestują coraz więcej w Chinach, jakby nie niosło to najmniejszego ryzyka politycznego ani nie pomagało w rozwoju chińskiej konkurencji.

Zobacz też: Nowe typy, nowe możliwości – Taigei i Mogami rozpoczęły służbę w Kaijō Jieitai

Bundesheer Fotos, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic