Jak podaje agencja IRNA, Stałe Przedstawicielstwo Islamskiej Republiki Iranu przy Narodach Zjednoczonych w Nowym Jorku poinformowało o sfinalizowaniu umowy zakupu rosyjskich samolotów bojowych Su-35E. Ale pomimo że komunikat ma charakter oficjalny, status transakcji wciąż pozostaje niewiadomą.

Teheran od kilkunastu lat stara się pozyskać nowoczesne samoloty bojowe, które pozwoliłyby odświeżyć flotę sił powietrznych, opierającą się obecnie na wiekowych F-4D/E, F-5E, F-14 i wprowadzonych do służby w latach 90. MiG-ach-29. Sprawa nabiera pilności wraz z rozwojem irańskiego programu nuklearnego i rosnącym zagrożeniem izraelskiego uderzenia lotniczego.

Faworytem niezmiennie pozostają rosyjskie Su-35E, ale chcąc nie chcąc transakcja pozostaje całkowicie uzależniona od sytuacji na arenie międzynarodowej. Plany zakupu storpedowała Rada Bezpieczeństwa ONZ, ustanawiając embargo zakazujące sprzedaży broni ofensywnej do Iranu. Embargo przestało obowiązywać 18 października 2020 roku.



Teheran wznosił wówczas oficjalnie rozmowy z Moskwą. Początkowo irańskie dowództwo sił powietrznych preferowało zakup (nominalnie) wielozadaniowych Su-30SM. W grę wchodziły również bombowce frontowe Su-34 i myśliwce Su-35. Listę sformułowano pod wpływem rosyjskiej obecności w syryjskiej przestrzeni powietrznej. Zapotrzebowanie określano na mniej więcej 200 myśliwców. Z powodu braku pieniędzy i wciąż skomplikowanej sytuacji politycznej zaspokojenie nawet ułamka tych potrzeb okazało się jednak niemożliwe.

Irański F-4E.
(Shahram Sharifi, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Sytuację zmieniła napaść Rosji na Ukrainę. Zmuszona do szukania pomocy u sojuszników, Moskwa zwróciła się do Chin i właśnie do Iranu. Z Islamskiej Republiki zaczęły napływać zwłaszcza samoloty pociski rodziny Szahed, a potencjalnie Rosja mogłaby otrzymać także pociski balistyczne. Wówczas odżyła kwestia sprzedaży Su-35. We wrześniu ubiegłego roku, około miesiąca po debiucie bojowym Szahedów w Ukrainie, generał brygady Hamid Wahedi, dowódca irańskich sił powietrznych, publicznie stwierdził, że trwają zaawansowane rozmowy z Rosjanami w sprawie pozyskania myśliwców.

Wahedi nie wymienił typu samolotu, ale opisał go jako maszynę „generacji 4++”, a Rosjanie określają w ten sposób właśnie Su-35. Co więcej, niepotwierdzone doniesienia mówią, że Rosjanie byliby gotowi obniżyć wymagania cenowe dla sojusznika, który oddał im przysługę podczas wojny z Ukrainą.



Pod koniec ubiegłego roku Amerykanie mówili już, że między oboma krajami istnieje „pełnoprawne partnerstwo obronne”. – To partnerstwo stanowi zagrożenie nie tylko dla Ukrainy, ale także dla sąsiadów Iranu w regionie – powiedział urzędnik cytowany przez NBC News. – Podzieliliśmy się tymi informacjami z partnerami na Bliskim Wschodzie i na całym świecie.

Spekulowano, że Iran dostanie maszyny pierwotnie przeznaczone zbudowanych dla Egiptu. Groźba nałożenia sankcji na mocy ustawy CAATSA sprawiła, że Kraj Faraonów najpierw zawiesił realizację kontraktu, a następnie całkowicie się zeń wycofał. Maszyny czekały na innego kupca w fabryce Suchoja w Komsomolsku nad Amurem.

W styczniu tego roku irańska agencja Tasnim informowała, że Iran dostanie swoje Flankery na początku nowego roku – to znaczy nie po 1 stycznia, ale po święcie Nouruz, które wypada 20 marca. Zbiegałoby się to z oświadczeniem Przedstawicielstwa przy ONZ. Nie wiadomo jednak, czy „egipskie” myśliwce wciąż stoją w zakładach KnAAZ. Pojawiły się bowiem informacje, że przynajmniej część maszyn skierowano do służby liniowej i działań bojowych na ukraińskim niebie. Według listy Oryxa Rosjanie stracili dwa Su-35S i jedenaście Su-30SM, ale trzeba też mieć na uwadze uszkodzenia, których nie da się usunąć w warunkach polowych, czy kanibalizację.

Nie wiadomo również, co z pilotami i mechanikami. Według ustaleń amerykańskich służb wywiadowczych szkolenie irańskich lotników w Rosji trwa od wielu miesięcy. Najbardziej prawdopodobny moment rozpoczęcia pierwszych kursów to również sierpień lub wrzesień, ale Amerykanie twierdzą, że stało się to już wiosną, na długo przed jakimikolwiek dostawami irańskiego uzbrojenia.



Tymczasem państwa Zatoki Perskiej – zwłaszcza Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, które toczą z Iranem wojnę zastępczą w Jemenie – wespół z Izraelem naciskają na Rosję, aby nie dostarczała Iranowi nowoczesnego uzbrojenia. Według źródeł portalu Semafor arabscy dyplomaci ostrzegają Rosję, iż może spowodować destabilizację rejonu Zatoki Perskiej i stać się, nawet wbrew swojej woli, sojusznikiem Iranu w konfrontacji zbrojnej. Apelują oni również, aby Kreml, jeśli nie może odwołać dostaw uzbrojenia do Iranu, przynajmniej je opóźnił.

Dla pełnego kontekstu trzeba podkreślić, że Semafor i jego szef Justin B. Smith mają niejasne powiązania z Komunistyczną Partią Chin, która nie przepuści okazji, żeby rozgrywać wojnę w Ukrainie i kryzys na Bliskim Wschodzie na swoją korzyść.

Tymczasem z Moskwy nie płyną żadne oficjalne (ani nawet półoficjalne) komunikaty na temat sprzedaży myśliwców Iranowi. Rządowa agencja prasowa TASS w ogóle nie wspomina o transakcji. Informacje na ten temat pojawiły się jedynie w mediach, które zachowują nominalną niezależność. Być może Kreml faktycznie chce sobie zachować możliwość wstrzymania dostaw, co byłoby trudniejsze – przynajmniej pod względem dyplomatycznym – gdyby media rządowe zaczęły trąbić o sukcesie rodzimego przemysłu zbrojeniowego.



Ponadto nie sposób sobie wyobrazić, żeby Rosja w obecnej sytuacji mogła długo zwodzić Irańczyków. Irańskie samoloty pociski odgrywają już zbyt ważną rolę w atakach na ukraińskie miasta i infrastrukturę krytyczną. Planowana jest także budowa fabryki Szahedów w Rosji, a Irańczycy najprawdopodobniej już pracują nad zaimplementowaniem do projektu tej broni wniosków płynących z jej użycia w Ukrainie. Władimir Putin na pewno rozumie, jakie zagrożenia pociąga za sobą ścisły alians z Iranem, ale bez tego aliansu kremlowski watażka może stracić władzę i życie, zanim zdążyłby doświadczyć jego konsekwencji.

Na koniec trzeba też podkreślić, że dwadzieścia cztery Su-35E nie spowodują rewolucji w irańskim lotnictwie. 200 egzemplarzy, na które mieli nadzieję tamtejsi generałowie, faktycznie zapewniłoby skok jakościowy i pozwoliłoby odesłać na zasłużoną emeryturę wszystkie najstarsze maszyny. Phantomów, Tigerów, Freedom Fighterów, Tomcatów, francuskich Mirage’ów F1 i chińskich F-7 w służbie liniowej jest właśnie około 200. Dwadzieścia cztery myśliwce mogą jednak zapewnić solidną obronę jednego, ściśle określonego celu, na przykład instalacji nuklearnych w Fordo.

Zobacz też: Jak świecący plankton może pomagać w wykrywaniu okrętów podwodnych

Dmitry Terekhov, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic