W nocy z piątku na sobotę obsadzony przez Brytyjczyków Camp Bastion w afgańskiej prowincji Helmand został zaatakowany przez piętnastoosobowy oddział uzbrojony w karabiny automatyczne i granatniki przeciwpancerne. Napastnikom udało się podpalić magazyn paliwa, nad którym błyskawicznie wyrósł trzydziestometrowy słup ognia.

Kiedy do walki z pożarem ruszyły trzy oddziały strażackie, nie było jeszcze wiadomo, jaka jest przyczyna pożaru. Dopiero w drodze na miejsce akcji strażacy usłyszeli serie z karabinów, a kiedy rozwijali węże, w pobliżu zaczęły eksplodować pociski. Dowodzący akcją sierżant Simon Allsopp rozkazał swoim ludziom ukryć się i skontaktował się przez radio z dowództwem. Wkrótce w bezpośrednim sąsiedztwie strażaków do walki ruszyli żołnierze z pułku wartowniczego RAF-u.

Sierżant Allsopp rozkazał swoim ludziom wycofać się, ale powstrzymały ich krzyki „Mamy rannego!”. Strażacy wrócili na miejsce i choć mieli do dyspozycji tylko proste apteczki, zajęli się udzielaniem pierwszej pomocy. Akcję gaśniczą wstrzymano jednak do odparcia napastników. Kiedy ją wznowiono, przebiegła bardzo sprawnie i pożar ugaszono w ciągu dwóch godzin.

Był to jeden z najpoważniejszych ataków na Camp Bastion od chwili jego powstania. Obecnie baza funkcjonuje już normalnie.

(raf.mod.uk)