Rosyjskie ministerstwo „obrony” poinformowało 30 listopada o kolejnym wspólnym z Chińczykami patrolu samolotów lotnictwa strategicznego nad Morzem Japońskim i Morzem Wschodniochińskim. Jest to kolejny przejaw zacieśniającej się współpracy wojskowej między Moskwą a Pekinem, a szczególnym podkreśleniem tego stanu rzeczy stały się lądowania maszyn z obu krajów – chińskich na lotniskach w Rosji i rosyjskich na lotniskach w Chinach.

W ośmiogodzinnym locie uczestniczyły rosyjskie strategiczne nosiciele pocisków manewrujących Tu-95MS i chińskie H-6K, które na tym etapie rozwoju również wypadałoby przestać nazywać bombowcami. Przejściowo dołączała do nich eskorta złożona z myśliwców Su-30SM i Su-35S oraz chińskich J-16. Pojawiła się także chińska latająca cysterna Y-20U. Rosjanie podkreślili, że w toku operacji nie doszło do naruszenia granic przestrzeni powietrznej żadnego innego państwa. Wszystko wskazuje, że tym razem, dla odmiany, mówią prawdę, ale nie znaczy to, że patrol nie sprowokował żadnych reakcji.



Wiadomo, że część patrolu Chińczycy i Rosjanie spędzili w południowokoreańskiej strefie identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ). Miały do tego prawo, ADIZ to część międzynarodowej przestrzeni powietrznej i jeden kraj nie musi uznawać żadnej zwierzchności drugiego (Moskwa w ogóle nie uznaje faktu istnienia strefy). Ale kiedy państwo wyznacza swoją ADIZ, oczekuje, że pojawiające się tam samoloty będą się identyfikowały (stąd nazwa). Gdy tego nie czynią, a zwłaszcza gdy pochodzą z państwa potencjalnie wrogiego, normą jest poderwanie myśliwców do lotu na przechwycenie. Tak też stało się i tym razem.

Według informacji koreańskiego wojska pierwsze przekroczenie granicy ADIZ odnotowano o 5.48 czasu lokalnego, kiedy dwa H-6K zbliżyły się od północnego zachodu na około 130 kilometrów do wyspy Czedżu, leżącej na południe od Półwyspu Koreańskiego. Chińczycy pozostali w ADIZ przez dwadzieścia pięć minut. Następnie wrócili o 6.44 na północny wschód od Pohangu i pozostali tam przez dwadzieścia trzy minuty.

Trasa przelotu chińskich i rosyjskich samolotów.
(防衛省統合幕僚監部)

Wreszcie o godzinie 12.18 sześć rosyjskich samolotów (cztery Tu-95 i dwa Su-35S) oraz dwa chińskie H-6 wleciały w koreańską ADIZ 200 kilometrów na północny wschód od wysepki Ullŭng-do, leżącej na Morzu Japońskim 150 kilometrów od Półwyspu Koreańskiego. Tym razem pobyt w obrębie ADIZ trwał osiemnaście minut Co najmniej raz Koreańczycy wysłali w powietrze myśliwce F-15K Slam Eagle.

Japońskie ministerstwo obrony także poinformowało o poderwaniu myśliwców do lotu na przechwycenie chińskich samolotów przelatujących nad Cieśniną Cuszimską. I w tym wypadku Chińczycy korzystali z prawa swobodnego poruszania się w międzynarodowej przestrzeni powietrznej, ale w obliczu napiętych stosunków panujących w tym zakątku świata wszystkie państwa wykazują zrozumiały nadmiar ostrożności. Na powyższej mapie Japończycy pokazali fragment trasy patrolu; niewielkie kółko między Japonią a Półwyspem Koreańskim, tam, gdzie szlak samolotów się załamuje, to właśnie Ullŭng-do.



Wspólne patrole lotnictwa strategicznego to żadna nowość w stosunkach rosyjsko-chińskich. Na przykład w grudniu 2020 roku para Tu-95MS i cztery H-6K wykonały przelot w tym samym regionie. Rosyjskie i chińskie samoloty połączyły się wówczas na północ od spornych między Japonią i Koreą Południową wysp Dokdo/Takeshima na Morzu Japońskim, a następnie skierowały na południowy zachód, lecąc nad Cieśniną Cuszimską. Po osiągnięciu Morza Wschodniochińskiego samoloty skręciły na południe i przeleciały między Okinawą a wyspą Miyako.

W 2019 roku doszło nawet do naruszenia przestrzeni powietrznej Korei Południowej przez rosyjski samolot wczesnego ostrzegania i kontroli Bierijew A-50. Według południowokoreańskiego Komitetu Połączonych Sztabów w powietrze poderwano dyżurne F-15K i KF-16, które ostrzegły intruza drogą radiową, a nie uzyskawszy odpowiedzi, oddały serię strzałów ostrzegawczych, łącznie 360 pocisków. Rosjanie utrzymywali, że do żadnego incydentu nie doszło.

Wzajemne wizyty samolotów z jednego kraju na lotnisku w drugim w toku takiej operacji są jednak sprawą bez precedensu. Prawdopodobnie rosyjskie samoloty sił strategicznych przyleciały do Chin po raz pierwszy od rozłamu ideologicznego między oboma krajami w latach 60. Chińskie maszyny zawitały do Rosji jedynie kilka razy w ramach ćwiczeń międzynarodowych.

Mimo że najprawdopodobniej były to zwykłe międzylądowania w celu uzupełnienia paliwa, wzbudziły zrozumiałe zainteresowanie analityków, ponieważ mogą stanowić zapowiedź budowy interoperacyjności między siłami lotnictwa strategicznego obu krajów. Jeżeli miałoby dojść do wojny na Pacyfiku, chińskie nosiciele pocisków manewrujących i aerobalistycznych odegrają kluczową rolę w pierwszych jej fazach. Szkopuł w tym, że Chińczycy nie mają praktycznego doświadczenia w użyciu lotnictwa strategicznego.



Takie doświadczenie mają natomiast Rosjanie – najpierw z Syrii, a obecnie także z Ukrainy. Rosyjskie nosiciele pocisków manewrujących wykonują loty bojowe od pierwszych dni wojny. Dalniaja Awiacyja może więc, niezależnie od ogólnej niekompetencji sił zbrojnych, na bieżąco szlifować procedury i wypracowywać najlepsze sposoby przełamywania nieprzyjacielskiej obrony przeciwlotniczej (notabene coraz bardziej westernizowanej). Oczywiście samoloty nie zapuszczają się aż nad Ukrainę, pociski odpalane są znad Rosji, ale przecież trudno oczekiwać, żeby siły powietrznej ChALW chciały wysyłać swoje maszyny wprost nad Japonię.

Chińczycy mogą więc pobierać cenne nauki od sojuszników z północy. Dla Rosjan jest to zaś sposobność, aby postawić się w roli starszego partnera, co w ostatnich miesiącach jest coraz trudniejsze. Rosyjska gospodarka chwieje się pod ciężarem sankcji podobnie jak siły zbrojne pod ciężarem ukraińskiego potencjału bojowego. Wczoraj opisywaliśmy zagadkę mostu powietrznego łączącego Chiny i Rosję. Jeśli pominąć surowce naturalne, Moskwa ma coraz mniej do zaoferowania Pekinowi.

Okazuje się, że nawet zakrojone na dużą skalę ćwiczenia wojsk lądowych mogą mieć niewielką wartość. Doświadczenia z Ukrainy pokazują, że można by się od Rosjan uczyć co najwyżej tego, jak nie prowadzić wojny lądowej (i jak nie zbierać informacji wywiadowczej o przyszłym przeciwniku). Na tym tle Lotnictwo Dalekiego Zasięgu radzi sobie wcale nieźle i może być źródłem praktycznej, przydatnej wiedzy. Przynajmniej na razie.

Zobacz też: Ruszył remont 110-letniego pancernika USS Texas

Alex Beltyukov, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported