Dzisiejsze refleksje na temat wojny w Ukrainie musimy zacząć cytatem. I to bardzo rozległym cytatem. Musimy bowiem wyjaśnić sobie, jak żeśmy się znaleźli w tym, excusez le mot, burdelu.

Saperkę wymyślono po to, aby każdy żołnierz po otrzymaniu podczas walki rozkazu „Stój!” natychmiast zatrzymał się i zaczął kopać. Po trzech minutach powinien okopać się na głębokość 15 centymetrów. Żołnierz już może się w tym zaimprowizowanym okopie położyć, a pociski świszczące nad głową nie zrobią mu krzywdy, ale on kopie nadal. Wykopana ziemia tworzy przed nim i z boków niewielkie przed­piersie, które jest dodatkową osłoną dla strzelca. Jeśli na taki okop najedzie czołg, to żołnierz ma 50 procent szans, że wyjdzie z tego cało. Jeśli piechur w którymś momencie otrzyma rozkaz „Naprzód!”, to z ochrypłym okrzykiem „Uraaa!”, popędzi przed siebie. Jeśli jednak znów otrzyma rozkaz „Stój!”, żołnierz tworzy sobie, bez żadnych dodatkowych komend, najprostszą obronną budowlę. Jeśli nie nadszedł rozkaz „Naprzód!”, żołnierz ryje wciąż głębiej i głębiej. Początkowo jego dołek można wykorzystać do strzelania w pozycji leżącej, potem przekształca się on w rów do strzelania z pozycji klęczącej, potem, gdy osiągnie głębokość 110 cm, można z niego strzelać na stojąco. Wyrzucona na przed­piersie ziemia osłania żołnierza od pocisków i odłamków. W przed­piersiu wykopuje wtedy otwór strzelniczy, z którego sterczy lufa jego karabinu. Jeśli nie ma następnych rozkazów, żołnierz kontynuuje pracę: maskuje okop, a potem zaczyna kopać transzeję, aby połączyć się ze swym sąsiadem, który znajduje się po lewej. Każdy kopie od prawej do lewej i po kilku godzinach pododdział ma już transzeję, która łączy wszystkie okopy strzelców. Transzeja pod­od­działu łączy się z transzejami sąsiednich pododdziałów, kopie się schrony maskowane, coraz odporniejsze. Potem żołnierz otrzymuje nagle komendę „Naprzód!” i rusza do przodu, krzycząc „Uraaa!” […] Jeśli piechota miała kilka godzin, aby wryć się w ziemię, to wypędzić ją z dołów strzeleckich i okopów nie udaje się czasem przez lata, mimo zasto­so­wania naj­nowo­cześ­niej­szych środków.

—Wiktor Suworow, Specnaz w przekładzie Andrzeja Kińskiego

Mania kopania (okopów) była wręcz fundamentalną doktryną w siłach zbrojnych Sojuza. Rosja wyraźnie zachowała tę tendencję i wiedzę o przydatności okopów – na wszystkich szczeblach od generałów do prostych piechurów – tymczasem westernizująca się Ukraina jakby trochę o tym zapomniała. Minione miesiące dobitnie pokazały, że stary dobry okop to wciąż najlepszy przyjaciel broniącego się, a czasem i atakującego, piechura. To właśnie sieć okopów i permanentnych schronów wsparta polami minowymi wybiła zęby zeszłorocznej ukraińskiej kontrofensywie w obwodzie zaporoskim.



Kolejne miesiące odwodniły zaś, że bez dobrej sieci okopów trudno się bronić. Gdy Moskale przeszli do natarć w obwodzie donieckim, a już zwłaszcza pod Awdijiwką, wyszło na jaw, że chociaż Ukraińcy mieli do dyspozycji, zależnie od kilku miesięcy do kilku lat (!) względnego spokoju, nie przygotowali solidnych umocnień i byli sukcesywnie wypychani. Czołowi ukraińscy dziennikarze, tacy jak nasz ulubieniec Jurij Butusow, informowali o tej abnegacji w tonie skrajnego niedowierzania.

I tak oto Ukraina roztrwoniła impet i inicjatywę, które latem ubiegłego roku działały na jej korzyść. Dziś inicjatywę ma Rosja i korzysta z niej pełnymi garściami. Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow wprost mówi, że w planach Kremla jest zajęcie Charkowa, i nie­dwu­znacz­nie sugeruje dalsze działania ofensywne w celu zajęcia jeśli nie całej Ukrainy, to przynajmniej znaczącej jej części. Wydaje się, że plan odcięcia Ukrainy od Morza Czarnego i pozostawienia jedynie małego ogryzka na prawym brzegu Dniepru wciąż obowiązuje. Jeśli cokolwiek się zmieniło, to chyba tylko tyle, że Putin dopuszcza, aby owym ogryzkiem nie rządził (przynajmniej na razie) prorosyjski prezydent.

Pieniądze

Trochę już dziś zapomniany włoski dowódca wojskowy Raimondo Monte­cuccoli powiedział, że do prowadzenia wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i pieniądze. Nic więc dziwnego w tym, że Ukraina i jej sojusznicy apelowali do Amerykanów o odblokowanie ogromnego pakietu pomocy finansowej. Sutna prawda jest bowiem taka, że dziś jedynie Stany Zjednoczone mają zasoby pozwalające podźwignąć Ukrainę z kryzysu na szczeblu operacyjnym i strategicznym. Wszelkie starania podejmowane w Europie przyniosą owoce zbyt późno.



Niestety Partia Republikańska, mająca obecnie większość w Izbie Repre­zen­tantów, została zawłaszczona przez jej radykalne skrzydło – protrumpowskie i proputinowskie. Ustawa o pomocy dla Ukrainy zostałaby pewnie przegłosowana już dawno, gdyby nie dziwolągi polityczne w rodzaju Matta Gaetza i Marjorie Taylor Greene (która zaproponowała do tej ustawy poprawkę nakazującą prezydentowi wycofanie USA z NATO). Trudno nie odnieść wrażenia, iż Greene i jej podobni są opłacani przez Kreml, bo rzadko się zdarza, aby ktoś był „uczciwie” tak uparcie głupi.

Republikańska ekstrema groziła, że jeśli spiker (marszałek) Izby Reprezentantów Mike Johnson ośmieli się choćby poddać pod głosowanie pomoc dla Ukrainy, następnym wnioskiem w porządku obrad będzie ten o odwołanie Johnsona ze stanowiska. W ostatnich dniach ton dyskusji zaczął się jednak zmieniać. Kilka dni temu Johnson po raz pierwszy jawnie opowiedział się za wsparciem dla Ukrainy.

– To krytyczny okres na arenie światowej – mówił Johnson. – Mogę podjąć samo­lubną decyzję i zrobić coś innego, ale jestem tu, aby zrobić to, co uważam za słuszne. Sądzę, że dostarczenie Ukrainie śmiercionośnej pomocy [to znaczy uzbrojenia o charakterze ściśle bojowym] jest sprawą najwyższej wagi. Naprawdę wierzę informacjom wywiadowczym i briefingom, które otrzymaliśmy. Wierzę, że Xi, Władimir Putin i Iran są osią zła. Sądzę, że koordynują działania. Toteż sądzę, że Władimir Putin będzie parł dalej w głąb Europy, jeśli mu się pozwoli. Myślę, że w następnej kolejności może ruszyć na Bałkany. Myślę, że może zacząć rozprawę z Polską albo innym sojusznikiem z NATO.

Co się zmieniło? Odpowiedź kryje się najpewniej w samym środku tej wypowiedzi. Informacje wywiadowcze. Jako spiker Izby Reprezentantów Johnson należy do tak zwanej bandy ośmiorga, czyli liderów Kongresu (Izby i Senatu) oraz szefów komisji do spraw wywiadu z ramienia obu partii, którzy mają dostęp do najtajniejszych informacji wywia­dow­czych pozostających w gestii władzy wykonawczej. Skoro Johnson zmienił ton, prawdopodobnie zobaczył w tych briefingach coś, co solidnie go wystraszyło. Zapewne pojawienie się w jego wypowiedzi Bałkanów i Polski nie jest przypadkowe.



I tak wreszcie dzisiaj Izba Repre­zen­tan­tów przegłosowała makro­ustawę o pomocy dla sojuszników Waszyngtonu – Izraela, Tajwanu i Ukrainy. Łącznie wychodzi 95 miliardów dolarów, z czego Izrael otrzyma 26,4 miliarda dolarów, Tajwan i inni sojusznicy w rejonie Indo-Pacyfiku – 8,1 miliarda, a Ukraina – 60 miliardów (w tym 23 miliardy na uzupełnienie zapasów amerykańskiej broni wysyłanej nad Dniepr i kolejne 14 miliardów na zakup uzbrojenia w USA). We wtorek 23 kwietnia ma ruszyć procedowanie ustawy w Senacie, tu najprawdopodobniej nie będzie większych opóźnień.

Dla Putina i jego kamaryli jest to zapewne paskudna niespodzianka. Czekali, aż Stany Zjednoczone machną ręką na Ukrainę, ale się nie doczekali. Wpływ frakcji prorosyjskiej w Kongresie wyraźnie zmalał, a to, że republikański spiker Izby wprost nazwał Putina agresorem, zakrawa wręcz na minirewolucję na tle tego, co widzieliśmy w ostatnich miesiącach. Ostatnią nadzieją Kremla na zwrot polityczny są nadchodzące wybory prezydenckie: jeśli Trump zdoła wrócić do Białego Domu, będzie to oznaczało niemal pewną klęskę Ukrainy.

Infrastruktura elektroenergetyczna

Pakiet pomocowy zatwierdzono, jak powiedzieliby Amerykanie, not a moment too soon. Moskale wznowili bowiem kampanię, która przyniosła im wiele sukcesów na przełomie 2022 i 2023 roku – zmasowane ataki na infrastrukturę elektroenergatyczną. Mimo że przez minione dwa lata Zachód wyposażył Ukraińców w nowoczesne systemy przeciwlotnicze, okazało się, że kiedy Rosjanie zaczęli przez kilka miesięcy chomikować pociski, a następnie używać ich do prowadzenia uderzeń zakrojonych na większą skalę, nie trzeba było dużo, aby przeciążyć ukraińską obronę przeciwlotniczą. Nie jest to w żadnym wypadku krytyka Ukraińców ani zachodniego uzbrojenia. Po prostu: ilość to też jakość.

Tak było na przykład w niedawnym uderzeniu na Elektrociepłownię Trypilśką, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Kijowa. Nie wiadomo, jaki dokładnie system odpowiadał za obronę tego sektora, ale wiadomo, że miał do dyspozycji siedem efektorów. Moskale odpalili jedenaście pocisków.

Świadomi tego faktu, sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg i szef dyplomacji Unii Europejskiej Josep Borrelll zaape­lowali do członków swoich wspólnot, aby pilnie wsparli ukraińską opl nowoczesnymi systemami. Stoltenberg powiedział, że obecnie kwestia ta jest ważniejsza niż osiągnięcie oczekiwanych przez NATO wydatków na obronę na poziomie 2% PKB. Z kolei Borrelll wprost apelował do państw członkowskich, aby przekazały Ukrainie systemy przeciwlotnicze zdolne zwalczać pociski wykorzystywane przez Rosję.



Według szefa ukraińskiego MSZ Dmytra Kułeby w państwach będących sojusznikami Ukrainy ma się znajdować sto systemów przeciwlotniczych, które mogłyby być natychmiast przekazane nad Dniepr i chronić ukraińskie miasta. Premier Holandii Mark Rutte oświadczył, że jego kraj jest gotów sam odkupić zestawy Patriot od krajów, które z jakiegoś powodu nie chcą ich dostarczać Ukrainie, a następnie przekazać je Kijowowi na własną odpowiedzialność i własny koszt.

Trzeba jednak pamiętać, że zachodnia pomoc wojskowa nie zmieni realiów na polu walki z dnia na dzień. Owszem, Amerykanie mają gotowe dostawy amunicji tylko czekające na zielone światło Kongresu i podpis prezydenta. Naboje leżące obecnie na paletach mogą znaleźć się w ukraińskich haubicach w dwa, trzy dni. Ale większe dostawy ciężkiego sprzętu to sprawa długo­terminowa. Raz, że dostawy. Dwa, że rozdysponowanie po jednostkach. Trzy, że wdrożenie żołnierzy do obsługi. To wszystko musi trwać.

Niestety Ukraina straciła wielu bezcennych weteranów właśnie przez niechęć do przygotowania solidnych umocnień polowych. Zaprawione w boju pododdziały traciły oficerów i podofi­cerów, którzy nawet nie dostali szansy na przekazanie swojej wiedzy młodszym kolegom. Tego nie na się już cofnąć, a szkolenie nowego narybku z rozszerzonego poboru będzie tym samym realizowane na niższym poziomie i po prostu będzie trwać dłużej. To także nieubłagane realia użycia nowoczesnych, skomplikowanych typów uzbrojenia.

Będziemy kontynuować powyższe refleksje w drugiej części artykułu, którą opub­li­kujemy jutro. Czytelników, którzy chcieliby mieć wszystko w jednej części, prosimy o wyrozumiałość.

Heneralnyj sztab ZSU