Minął tydzień od zajęcia Lisiczańska przez Rosjan. Zasadniczo cały obwód ługański znalazł się pod okupacją, ale obrońcy ponoć utrzymują kilka skrawków terenu o znaczeniu nie tyle taktycznym, ile symbolicznym („Cała Galia została podbita przez Rzymian. Cała? Nie! Jedna, jedyna osada…” – na tej zasadzie). Na razie nie wiadomo, kiedy i jakie decyzje polityczne zapadną na Kremlu w odniesieniu do nowo zajętych terenów, ale można oczekiwać, że prędzej czy później zostaną one formalnie inkorporowane do „Ługańskiej «Republiki» Ludowej”. Jak to się będzie miało to rzeczywistości na froncie, dopiero się przekonamy.

Wczoraj wiadomością dnia było ogłoszenie przez Rosjan rzekomej „pauzy operacyjnej” na rozkaz Władimira Putina. Komunikat ten był zdumiewający dla większości obserwatorów i analityków. Nie pauza sama w sobie – jest zrozumiałe, że siły rosyjskie, wykrwawione po zmaganiach o obwód ługański (bardziej o Siewierodonieck aniżeli o Lisiczańsk), muszą uzupełnić straty, przegrupować się, podciągnąć zaopatrzenie. Zdumiewające jest podanie tego faktu do wiadomości publicznej. Mniej zdumiewające jest, że żadna pauza nie nastąpiła.



Najeźdźcy pozostają aktywni na dwóch głównych kierunkach natarcia. Kierunek północny, iziumsko-słowiański, od dana przyprawia rosyjskich generałów o ból głowy. Odkąd dwa tygodnie temu wkroczyli do Bohorodycznego, nie są w stanie posunąć się dalej na południe mimo intensywnego ostrzału artyleryjskiego. Próby natarcia podejmowane w rejonie Dołyny spełzły na niczym, podobnie jak ataki idące wprost z Bohorodycznego.

Tymczasem na wschód od Iziumu wciąż istnieje niewielki klin ukraiński wbijający się w kierunku tego miasta. Ukraińcy nie posuwają się tam naprzód, ale sama ich obecność stanowi zagrożenie dla dalszej ofensywy na Słowiańsk, a ogień artyleryjski zakłóca funkcjonowanie rosyjskiej logistyki. Być może Ukraińcy czekają właśnie na to, aż Rosjanie posuną się dalej na południe – i właśnie wtedy spróbują zdestabilizować korzenie ich ofensywy. Drugi aktywny kierunek to kierunek Siewierski – Rosjanie próbują przeć tam na zachód, ale idzie im niewiele lepiej niż na północy. Dziś po południu znów zatrzymano ich pod Werchniokamjanśkem.

Szybko się więc okazało, że pauza operacyjna to zagranie czysto propagandowe, nieróżniące się niczym od tego, co widzieliśmy podczas rosyjskiego odwrotu z Wyspy Węży. Tam agitprop usiłował nas przekonać, że jest to gest dobrej woli, podczas gdy w istocie dalsze próby utrzymania garnizonu na wysepce leżącej tak blisko ukraińskiego wybrzeża nie miało najmniejszego sensu taktycznego i operacyjnego. Poniósłszy ogromne straty, Rosjanie wycofali się jak niepyszni, a żeby nie przyznać wprost, że ponieśli tam klęskę, wymyślili sobie gest dobrej woli. Ta sama propaganda twierdzi, że siły rosyjskie zniszczyły już cztery ukraińskie wyrzutnie M142 HIMARS. Oczywiście na razie nie ma dowodu na zniszczenie choćby jednej. A zapowiedziano już dostawy kolejnych czterech, co razem da dwanaście będących w służbie w Ukrainie.



Na południu Ukrainy, na kierunku, który umownie można nazwać chersońskim (w rzeczywistości jest jednak dużo rozleglejszy), niezmiennie trwają intensywne pojedynki artyleryjskie. Od pewnego czasu działają tu ukraińskie HIMARS-y. To właśnie one zniszczyły duży skład amunicji w Nowej Kachowce, ponad 50 kilometrów w głąb terytorium okupowanego przez Rosjan. Ukraińcy dbają o to, aby Rosjanie nie mieli pewności, na którym odcinku frontu działają danego dnia wyrzutnie M142, i dobierają im cele w sposób pozornie chaotyczny. Wyrzutnie działają głównie w parach, aby ograniczyć wrażliwość na ogień kontrbateryjny (czasem bowiem konieczne jest zbliżenie się do linii frontu, aby dosięgnąć celu na głębszym zapleczu). Artyleria pracuje intensywnie także na odcinku Połohy–Hulajpołe w obwodzie zaporoskim, gdzie Ukraińcy niedawno posunęli się naprzód (co w tym miejscu oznacza kierunek na wschód), a Rosjanie próbują kontratakować.

Wiadomo także o regularnym ostrzale lotniska Chersoń-Czornobajiwka (tak, znowu) i zniszczeniu tam jeszcze jednego składu amunicji.

Kolejny kierunek, na którym Rosjanie zupełnie sobie nie radzą, to Awdijiwka – miasto leżące tuż obok Doniecka, praktycznie na granicy między terytoriami wciąż kontrolowanymi przez Ukrainę po 2014 roku a obszarem samozwańczej „Donieckiej «Republiki» Ludowej”. Rosjanie zaatakowali dziś Awdijiwkę z dwóch stron – z Jasynuwaty (od wschodu) i Marjinki (od południa). Zostali odparci, czemu trudno się dziwić. Ukraińcy przygotowywali tam stanowiska obronne przez osiem lat, trudno znaleźć lepiej umocnione miejsce w całej Ukrainie.

W okupowanych regionach Ukrainy coraz prężniej działa ruch oporu. Krążą nieoficjalne wieści o kilku małych, ale udanych atakach w Melitopolu. Z kolei w Nowej Kachowce podziemie zlikwidowało dwa dni temu policjanta Serhija Tomkę, który poszedł na kolaborację z okupantami i został zastępcą komendanta policji na obwód chersoński. Wiadomo, że FSB prowadzi intensywne poszukiwania partyzantów i przeszukuje mieszkania w samym Chersoniu, ale o sukcesach na razie nie słychać. I oby tak pozostało.

W kwestii dostaw zachodniego sprzętu dla Ukrainy warto zwrócić uwagę, że pojawiły się tam już śmigłowce szturmowe Mi-24W przekazane przez Czechów.



Tymczasem w Kuzuwatowie w obwodzie uljanowskim doszło do pożaru i eksplozji cysterny z paliwem. Nie żeby miało to jakiś szczególny związek z wojną – Kuzuwatowo leży blisko 700 kilometrów od granicy Ukrainy – ale film jest zbyt efektowny, aby nie odnotować jego istnienia.

Aktualizacja (22.10): Być może Czytelnicy pamiętają, że niektóre media (zwłaszcza te brukowe) obiegła kilka tygodni temu wiadomość o otyłym generale Pawle, lat 67, który został jakoby przywrócony do służby czynnej, co miało stanowić dowód na przetrzebienie rosyjskiej generalicji. Oczywiście jak zwykle w przypadkach, które można skwitować powiedzeniem, że „jeśli nie jest prawdziwe, to przynajmniej dobrze wymyślone” – historia generała Pawła okazała się wymyślona. Rzekomy generał Paweł w rzeczywistości nazywa się Iwan Turczin i jest emerytowanym pogranicznikiem zamieszkałym obecnie w mieście Jełań w obwodzie wołgogradzkim. Pełne wyjaśnienie sprawy można znaleźć w poniższym wątku na Twitterze.

Aktualizacja (23.45): Brytyjskie służby wywiadowcze poinformowały dziś, że Rosja przemieszcza siły rezerwowe z całego kraju i gromadzi je w pobliżu granic Ukrainy w ramach przygotowań do przyszłej ofensywy. Jednostki te wyposażono jednak w przestarzały sprzęt, mający za sobą długoletnie składowanie. Na przykład podstawowym transporterem opancerzonym pododdziałów piechoty są MT-LB. Będzie do kompletu z czołgami T-62, które coraz częściej pojawiają się w Ukrainie.

Aktualizacja (01.45): W nocy doszło do wybuchów w Krasnym Chutorze w obwodzie biełgorodzkim. Wieś ta leży tuż przy granicy z Ukrainą i niedaleko Kozaczej Łopani, stanowiącej kotwicę sił rosyjskich utrzymujących się na terytorium ukraińskim na północ od Charkowa. Obie miejscowości łączy linia kolejowa, można więc zgadywać, że właśnie przy niej nastąpiły eksplozje.

Rosjanie posunęli się dziś nieznacznie w kierunku Siewierska – o mniej więcej trzy kilometry wzdłuż prawego brzegu Dońca – i zajęli wieś Hryhoriwka. Następna na ich szlaku jest Serebrianka, gdzie już trwają walki. Jeśli Moskale zajmą i tę wieś, będą mogli obrócić szpicę natarcia w lewo i zaatakować Siewiersk od północy.

Heneralnyj sztab ZSU