Jest w matematyce takie piękne pojęcie: „asymptota”. Krzywa zbliża się do prostej, odległość między nimi się kurczy, ale im dalej biegnie krzywa, tym odstęp kurczy się wolniej i nigdy, ale to nigdy nie spada do zera. Tak w skrócie można opisać postępy sił najeźdźczych w bitwie o Siewierodonieck i całej kampanii donieckiej. Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że oglądamy zdecydowane natarcie, które może przełamać obronę Ukraińców, ale z dnia na dzień Rosjanie tracili impet.

Ukraińcy nadal się bronią w dzielnicach przemysłowych na południu i zachodzie Siewierodoniecka. Obszary te są intensywnie ostrzeliwane przez Rosjan, ale w tym momencie wszystko, co artyleria mogła zburzyć, już zburzyła. Solidne budynki przemysłowe będą wymagały użycia co najmniej kierowanych pocisków artyleryjskich, ale naszym zdaniem Moskale wkrótce użyją – albo już używają – w Siewierodoniecku wozów rozminowania UR-77 Mietieorit (na podwoziu haubicy 2S1) z ładunkiem wydłużonym. Zarówno wcześniej w Syrii, jak i teraz w innych miastach ukraińskich, w tym w Rubiżnem ługańskim, Mietieority występowały w roli swoistej artylerii „oblężniczej” do burzenia budynków.

Ostatni most łączących Siewierodonieck z Lisiczańskiem wysadzono. Zagrożenie rosyjskimi rajdami na drugą stronę Dońca stało się zbyt duże. Stan rzeki jest jednak na tyle niski, że w razie potrzeby nawet spieszeni ukraińscy żołnierze mogą brodzić tam i z powrotem, toteż Siewierodonieck nie jest (jeszcze) odcięty. Dodajmy również, że strategicznie ważna droga Bachmut–Lisiczańsk wciąż jest kontrolowana przez Ukraińców. Kontrola ta ma jednak charakter iluzoryczny, gdyż intensywny ostrzał rosyjskich haubic sprawia, że nie da się tamtędy normalnie jechać.



Ukraińcom udało się także zatrzymać bardzo groźne uderzenie na północ od Słowiańska. Na linii Bohorodyczne–Dołyna–Krasnopilla (po zachodniej stronie Dońca, dwadzieścia kilometrów na południowy wschód od Iziumu) Rosjanie wciąż usiłują przeć naprzód i zbliżyć się do Słowiańska, ale znów – zbliżają się asymptotycznie. O zachodzie słońca w samym Bohorodycznem ciągle trwały walki. Co gorsza (z perspektywy Moskali) Ukraińcy prowadzą ograniczoną kontrofensywę z zachodu wprost na Izium i są około dziesięciu kilometrów od miasta. Jeśli wkroczą w jego obręb i zakłócą komunikację drogową, całemu natarciu na Słowiańsk będzie grozić załamanie.

Słowiańsk jest jednak zagrożony także od wschodu – na kierunku łymańskim. Most przez Doniec w Rajhorodoku jest, rzecz jasna, zniszczony, ale miejsce to nadaje się do forsowania lepiej niż choćby nieszczęsna Biłohoriwka. Obrońcy doskonale to rozumieją i przygotowują tu kilka linii obrony, najpewniej wspartych dobrze zakamuflowaną artylerią.

Na południu kontrofensywa ukraińska także nabiera cech asymptotycznych. Wydaje się, że w bezpośrednim sąsiedztwie Chersonia głównym celem jest obecnie wieś Tomyna Bałka, leżąca kilka kilometrów od wysuniętej najdalej na północ odnogi Dniepru tuż przy jego ujściu. I tu zagadka taktyczna: wiadomo, że forsowanie Dniepru to bez mała samobójstwo, ale bez obejścia Chersonia nie ma co marzyć o wyzwoleniu miasta spod okupacji. Jedyna alternatywna droga – niewiodąca przez samo miasto – to Nowa Kachowka i tamtejsza zapora.



Ale… co jeśli Ukraińcy chcą „zrobić MacArthura” i wysadzić żołnierzy z morza na tyłach rosyjskich? W poprzednim sprawozdaniu pisaliśmy, że jedyny ukraiński okręt desantowy projektu 773, Jurija Ołefirenko, wciąż funkcjonuje. Gdyby tak pod osłoną nocy wysadzić niewielki, mobilny desant po przeciwnej stronie limanu Dniepru i Bohu? Czy taka dywersja mogłaby zmusić Rosjan do rozciągnięcia sił obecnych w Chersoniu?

W obwodzie charkowskim trwa kolejna bitwa o Ternową czy też kolejna faza jednej długiej bitwy, w której wieś przechodzi z rąk do rąk. Na wszelki wypadek doprecyzujmy: chodzi o miejscowość przy granicy z Rosją, a nie tę bardziej znaną (względnie) Ternową na południe od Charkowa. Kozacza Łopań wciąż jest trzymana przez okupanta. Wydaje się, że Ukraińcy uznali, iż szkoda sił na walkę o tę miejscowość.

Według szacunków amerykańskiego wywiadu Rosjanie stracili już 20–30% wozów pancernych i opancerzonych skierowanych do walki w Ukrainie.

Generał brygady Ołeksandr Tarnawśkyj, cytowany przez New Yorkera, twierdzi, że w miejscach, w których toczą się najzaciętsze walki, Rosjanie dysponują pięciokrotną przewagą liczebną i aż siedmiokrotną przewagą w artylerii. Ale kolejny problem, z którym zmagają się najeźdźcy, to niedobór amunicji artyleryjskiej kalibru 122 milimetry. W siłach marionetkowych pseudorepublik ludowych już ponad tydzień temu odnotowano praktyczne wyczerpanie zasobów. Stąd na front przemieszczanych jest coraz więcej dział kalibru 152,4 milimetra. Tylko w ten sposób Rosjanie mogą utrzymać pożądany poziom nasycenia frontu artylerią. Problem w tym, że przejście na większy kaliber, choć zapewnia większą siłę rażenia pojedynczego strzału, pociąga też za sobą inną zagwozdkę logistyczną:

Tymczasem 9 czerwca we wsi Izbyćke w obwodzie charkowskim w ręce Rosjan wpadli prawdopodobnie Amerykanie służący w ukraińskich siłach zbrojnych – 39-letni Alexander Drueke i 27-letni Andy Huynh. Drueke służył w US Army, ma za sobą udział w wojnie w Iraku. Huynh to były marine, nigdy nie uczestniczył w działaniach bojowych.

Można przypuszczać, że albo Rosjanie, albo władze którejś z pseudorepublik ludowych (czyli też Rosjanie) urządzą im proces pokazowy, w którym zapadnie wyrok śmierci. Dopiero co taki wyrok wydano w sprawie dwóch Brytyjczyków, Aidena Aslina i Shauna Pinnera, oraz Marokańczyka Saauduna Brahima, który przed wojną studiował w Kijowie. Czy wyrok zostanie wykonany, to zupełnie inna sprawa – Brytyjczycy i Amerykanie mogą stanowić cenną kartę przetargową – ale nie można tego wykluczyć. W najtrudniejszej sytuacji jest Brahim, władze marokańskie nie mają niczego, co byłoby potrzebne Kremlowi, toteż jego życie jest obecnie najbardziej zagrożone.



Według anonimowego źródła, na które powołuje się The Telegraph, dziesięcioosobowa drużyna Drueke’a i Huynha miał zająć pozycje w Izbyćkem. We wsi miało nie być sił przeciwnika, ale informacje okazały się przeterminowane lub całkowicie błędne, gdyż Rosjanie, owszem, znajdowali się w Izbyćkem, a na domiar złego mieli do dyspozycji dwa czołgi i kilka bojowych wozów piechoty. Ukraińscy żołnierze próbowali się wycofać, korzystając z tego, że mieli do dyspozycji miny i granatniki przeciwpancerne, ale Drueke i Huynh zostali albo ranni, albo ogłuszeni wskutek eksplozji pocisku czołgowego i z tego powodu nie zdołali uniknąć pojmania.

Na koniec zwróćmy uwagę na ciekawe nagranie, które pojawiło się niedawno w internecie – pokazujące, jak Rosjanie wykorzystują lotnicze niekierowane pociski rakietowe. Od dawna wiemy, że ich nosiciele, zarówno samoloty, jak i śmigłowce, używane są w charakterze latającej artylerii rakietowej. Dlatego właśnie odpalają pociski na wznoszeniu, poświęcając celność na rzecz zasięgu (i bezpieczeństwa). Ale dopiero tutaj dobrze widać, jak to działa w praktyce.

Heneralnyj sztab ZSU