Michał Leśniewski urodził się w 1966 roku w Warszawie. Zatrudniony w Instytucie Historycznym UW od 1991. Doktorat obroniony na Wydziale Historycznym UW w 1997 roku, habilitację uzyskał tamże w roku 2010 na podstawie książki „Afrykanie, Burowie, Brytyjczycy. Studium wzajemnych relacji, 1795–1854”. W latach 1991–2009 współpracownik Ośrodka Studiów Amerykańskich UW. Inne ważne publikacje: „Zarys dziejów Afryki i Azji, 1869–2000. Historia konfliktów” (Warszawa 2000, współautor), „Wojna burska, 1899–1902” (Warszawa 2001), „Miejsce Południowej Afryki w kształtowaniu koncepcji polityki imperialnej Wielkiej Brytanii, 1899–1914” (Warszawa 2001), „Konflikty kolonialne i postkolonialne w Afryce i Azji, 1869–2005” (Warszawa 2006).

Marek Doskocz: Zmarł Nelson Mandela, jedna z postaci, które doprowadziły do upadku apartheidu w Republice Południowej Afryki. Poza tym faktem mało kto kojarzy coś więcej, jeśli chodzi o ten kraj. Chciałbym w trakcie tej rozmowy przybliżyć jego historię. Jakie są jego historyczne początki?
Dr hab. Michał Leśniewski: Wie pan, zależy, jak chce pan je postrzegać. Czy jako historię europejskiej kolonizacji i podboju regionu? W takim przypadku mamy co najmniej dwie daty początkowe, czyli rok 1488, kiedy dopłynął tam Bartolomeu Dias, albo 1652, kiedy Holenderska Kompania Wschodnioindyjska założyła tam stację zaopatrzeniową. Tyle że te tereny nie były puste. Pierwsze społeczności rolnicze, zapewne Bantu, pojawiły się na terenie współczesnej Republiki Południowej Afryki, w jej północnej i północno-wschodniej części, jakieś dwa tysiące lat temu. Z wykopalisk archeologicznych wiemy, że już co najmniej od dziewiątego wieku pozostawały one w kontaktach handlowych ze wschodnim wybrzeżem Afryki, a około trzynastego wieku pojawiły się pierwsze bardziej zorganizowane struktury społeczno-polityczne Mapungubwe. Oczywiście mamy problem, bo do szesnastego wieku odtwarzamy historię tylko na podstawie znalezisk archeologicznych, więc wszelkie daty to tylko przybliżenia.

Pierwszym Europejczykiem, który odkrył ten rejon Afryki, był Bartolomeu Dias. Nastąpiło to w 1488 roku – pierwsi koloniści przybyli dopiero w 1652 roku. Jak między tymi datami przebiegały kontakty europejskich podróżników z miejscowymi plemionami – Buszmenów i Hotentotów.
O ile określenie „Buszmeni” jest akceptowalne, o tyle „Hotentoci” uważa się za uwłaczające, gdyż Holendrzy, nie rozumiejąc języka, mówili o bełkocie. Obie grupy razem nazywamy Khoesan, Hotentoci to Khoekhoe, ewentualnie Khoikhoi. Tyle wyjaśnień, natomiast co do kontaktów, to przede wszystkim były sporadyczne. Z Buszmenami praktycznie ich nie było, gdyż żyli raczej w interiorze niż na wybrzeżu i jako społeczność zbieracko-łowiecka nie mieli wiele do zaoferowania.

Inaczej Khoekhoe, wśród których istniało znaczne zapotrzebowanie na żelazo i metale kolorowe (miedź, mosiądz), pierwsze do wyrobu narzędzi i broni, mosiądz i miedź zaś dla wyrobu ozdób. Z drugiej strony Khoekhoe, jako hodowcy, mogli dostarczać mięsa, głównie wołowiny i baraniny. Stąd po pierwszych konfliktach, głównie z Portugalczykami, rozwinął się w rejonie późniejszego Kapsztadu i zatoce Mossel okazjonalny handel. Tyle że do początku siedemnastego wieku zapotrzebowanie Khoekhoe na żelazo i narzędzia żelazne zostało w dużej mierze zaspokojone. Trochę dłużej trwał popyt na miedź i mosiądz. Tak czy inaczej spadała chęć do sprzedaży bydła i owiec, które poza funkcjami gospodarczymi pełniły funkcję mierników statusu społecznego. I to osłabienie intensywności wymiany handlowej było jedną z przyczyn decyzji Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej o założeniu stałej stacji zaopatrzeniowej.

Jak wyglądały kontakty osadników z zamieszkałymi na tych terenach plemionami po założeniu Kapsztadu przez Jana van Riebecka z holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej w 1652 roku?
Zacznijmy od tego, że jeszcze nie osadnikami. Faktyczne osadnictwo do 1679 roku było zupełnie marginalne. W założeniach Kompanii to miała być nie kolonia, ale port, twierdza i stacja zaopatrzeniowa. Warzywa i owoce mieli uprawiać pracownicy Kompanii i żołnierze, a także sprowadzani od 1658 roku niewolnicy, głównie z Malajów, Indii i Afryki Zachodniej, a mięso miano uzyskiwać w drodze handlu z Khoekhoe.

Planowa akcja kolonizacyjna zaczęła się w 1679 roku. Ludność tubylcza odgrywała więc istotną rolę jako dostawcy zaopatrzenia. Jednocześnie, jako że gros z nich było hodowcami, a podstawowym problemem południa Afryki jest niedobór wody, dochodziło do konfliktów. Oczywiście to nie tak, że konflikt dominował. Wzajemne układy były dynamiczne. Liczne grupy Khoekhoe korzystały na obecności Holendrów, zyskując towary luksusowe, do wymiany z ludami z interioru. Inne, zazwyczaj mieszkające najbliżej Kapsztadu, popadały w konflikty. Źródła konfliktu zasadniczo były trzy. Pierwszym był dostęp do źródeł wody i kontrola nad nimi, drugim – ziemia. Holendrzy potrzebowali jej pod ogrody warzywne i uprawę zbóż, tymczasem Khokhoe, którzy praktycznie nie znali rolnictwa ani pojęcia własności ziemi, nie rozumieli, dlaczego nie mogą tam wypasać swych stad. Trzecim był popyt Holendrów na mięso. W latach 1652–1699 Holendrzy zakupili od Khoekhoe łącznie około dwudziestu tysięcy sztuk sztuk bydła i około czterdziestu tysięcy owiec. Nadwyrężało to ich zasoby, w związku z czym byli coraz mniej chętni do sprzedaży swoich zwierząt, na co Kompania odpowiadała przemocą i rabunkiem. To doprowadziło do wybuchu dwóch konfliktów – nazywanie ich wojnami jest pewną przesadą – w latach 1659 i 1673–1677, które zakończyły się rozbiciem lub podporządkowaniem okolicznych plemion.

Zaczął się tworzyć system klienckich władztw Khoekhoe podporządkowanych gubernatorowi. Jednocześnie część tubylców przenikała do społeczności kolonialnej, znajdując zatrudnienie jako służba czy pomoc przy wypasie bydła i owiec. Osobny wymiar tych relacji stanowiły choroby. Khoesan byli mniej odporni na europejskie choroby niż ludy Bantu. W efekcie szereg zaraz zdziesiątkował populację Khokhoe w okolicach Kapsztadu.

Następnymi gośćmi zostali na tym terenie Anglicy, którzy w 1785 roku założyli Port Elizabeth, swoją pierwszą osadę. Jak wyglądały stosunki między Burami, ludnością tubylczą i Anglikami?
Oj, to nie tak. Zupełnie nie tak. Zrobiła nam się dziura. Między schyłkiem XVII i schyłkiem XVIII wieku wiele się działo.

To znaczy? Proszę opowiedzieć, historia RPA niestety nie jest dobrze znana w Polsce.
Po pierwsze: od 1679 roku zaczęła się planowa akcja osadnicza, choć jej skala w porównaniu z innymi koloniami osadniczymi była niewielka. W latach 1679–1710 liczba osadników wzrosła z 259 do około 2000. I mimo zaprzestania sponsorowania imigracji, ta liczba cały czas rosła, tak że około roku 1750 było już mniej więcej 4900 osadników, a w przededniu brytyjskiej inwazji w 1795 roku – niemal 15 000. Z procesem wzrostu demograficznego łączyła się ekspansja terytorialna i zmiana sposobu gospodarowania. Większość Burów z interioru Kolonii Przylądkowej była raczej hodowcami niż rolnikami, nierzadki był półkoczowniczy tryb życia. W tym czasie wykształciły się podstawowe cechy tego społeczeństwa, samodzielność, poczucie niezależności od władzy, a jednocześnie klientyzm i struktury quasi-klanowe. Wbrew pozorom Burowie nie żyli jako pojedyncze rodziny. Funkcjonowali w ramach wspólnot rodzinno-sąsiedzkich. Sporo było, zwłaszcza w początkach osadnictwa w interiorze, związków rasowo mieszanych. Nawet według oficjalnych danych z okresu Apartheidu pięć do siedmiu procent genotypu populacji Afrykanerów jest niebiała, najczęściej malajska lub Khoesan.

Brytyjczycy przybyli w 1795 roku, kiedy anektowali Kolonię Przylądkową. Wówczas jednak była to aneksja czasowa, gdyż formalnie przybyli z upoważnienia staathoudera (władcy) Holandii, by uniemożliwić Francuzom przejęcie Kapsztadu. W tym pierwszym momencie wzajemne relacje były typowymi relacjami miedzy administracją kolonialną a osadnikami. Brytyjczycy, którzy jeszcze nie planowali trwałego przejęcia, starali się jak najmniej zmieniać w funkcjonowaniu kolonii. Ich przybycie ożywiło handel. Jednocześnie jednak dysponowali większymi siłami zbrojnymi niż Kompania i mogli efektywnie ingerować w interiorze. To prowadziło do konfliktów, ale o ile mieszkańcy pogranicza byli niezadowoleni, o tyle mieszkańcy Kapsztadu w sumie korzystali na brytyjskiej obecności i trudno w tym wypadku mówić o jakimś antagonizmie.

W tym okresie nie było jednak brytyjskiego osadnictwa na żadną skalę. Nowy czynnik stanowili natomiast misjonarze, którzy zaczęli aktywną działalność na pograniczu i wśród Afrykanów.

W 1802 roku Brytyjczycy wycofali się z Kolonii, ale powrócili w roku 1806, tym razem już z zamiarem pozostania na stałe. W efekcie zaczęli dokonywać zmian ustrojowych i gospodarczych, które miały usprawnić zarząd i uczynić kolonię samowystarczalną. Zaczęli więc porządkować system prawny i własności ziemi, co siłą rzeczy uderzało w część Burów. Co więcej – stopniowo zanglicyzowano administrację kolonii i likwidowano tradycyjne instytucje z czasów Kompanii lub je marginalizowano. To także budziło niepokój.

To w tym okresie zaczęli się też pojawiać angielscy osadnicy. A zwłaszcza od 1820 roku, kiedy przybyło cztery tysiące Brytyjczyków, których osiedlono na wschodnim pograniczu w rejonie Grahamstown i Port Elizabeth – wcześniej Fort Frederick.

Jak wyglądały w tym czasie kontakty z ludnością tubylczą?
To osobna kwestia – relacje z ludnością tubylczą. Do lat sześćdziesiątych osiemnastego wieku Burowie mieli do czynienia praktycznie wyłącznie z ludnością Khoisan, która albo była wchłaniana w skład społeczności jako ludność służebna, albo wycofywała się w głąb interioru. Przy czym trzeba podkreślić, że okresy konfliktu mieszały się okresami kooperacji. Zasadniczo w przypadku Khoekhoe mamy do czynienia z asymilacją lub emigracją, w przypadku Buszmenów – z konfliktem. Jak mówiłem, dochodziło do mieszania się społeczności. W efekcie część Khoekhoe weszła w skład społeczności burskiej, a część utworzyła społeczności mieszane (Griqua), kulturowo bardzo bliskie Burom. Większość jednak została wchłonięta jako zależna siła robocza. Do spotkania osadników z ludami Bantu (AmaXhosa) doszło w latach sześćdziesiątych osiemnastego wieku. Zazwyczaj koncentrujemy się na konfliktach, ale znowu sytuacja była złożona. Do 1830 roku doszło w sumie do pięciu konfliktów zbrojnych. Jednocześnie jednak rozwijał się handel i migracje w obie strony. Burowie, buntując się przeciw Brytyjczykom u schyłku XVIII wieku, szukali wsparcia u Afrykanów. Były to więc typowe relacja na pograniczu, w których konflikt i współpraca mieszały się w dynamicznie zmieniających się proporcjach.

W przypadku wojen do czasu zaangażowania się Wielkiej Brytanii możemy mówić o pacie. Pierwszą wojnę Burowie wygrali, ale dwie kolejne przegrali. Po pojawieniu się Brytyjczyków Kolonia uzyskała wyraźną przewagę i to mimo że Xhosa nauczyli się używać broni palnej i koni, i poznali ograniczenia ówczesnej broni strzeleckiej. W latach dwudziestych dziewiętnastego wieku nasiliła się gospodarcza i misyjna penetracja wschodniego pogranicza, co zaowocowało wieloma zmianami. Wśród Xhosa zaczęli się pojawiać tacy, którzy umieli czytać i pisać, i świadomie przyjmowali elementy europejskiej kultury.

Proszę pokrótce wyjaśnić, jak w dziewiętnastym wieku wyglądał podział terenów obecnej RPA – Burowie mieli swoje republiki, Anglicy zaś swój obszar kolonialny? Czym była Groot Trek?
Zacznę od końca. Wielki Trek to w uproszczeniu emigracja części – od ośmiu do dwunastu tysięcy – burskich mieszkańców Kolonii Przylądkowej w głąb interioru. Dlaczego się na to zdecydowali? Na ten temat napisano całe książki, wiec tylko pokrótce – skupić się trzeba na trzech elementach. Po pierwsze: na niezadowoleniu z brytyjskiego panowania. Burowie coraz bardziej widzieli brytyjską administrację jako wrogą, bo ingerującą w ich styl życia. I nie chodzi o jakieś straszne represje, tylko o skłonność administracji do regulowania różnych aspektów życia, a zwłaszcza stosunków pracy i własności. Po drugie: głód ziemi. Może się to wydawać dziwne, ale mimo wielkości Kolonii i małej liczebności Burów – w tym czasie było ich około sześćdziesięciu tysięcy – ziemi brakowało. Większość obszaru kolonii cierpiało na niedobór wody. Co więcej, wielu Burów miało więcej niż jedną farmę – średnio 2400 hektarów – a to oznaczało, że wielu nie miało żadnej. A z przybyciem brytyjskich osadników zaczęła się spekulacja ziemią na dużą skalę. Zaczęto więc szukać możliwości zdobycia ziemi poza granicami Kolonii. Wreszcie: kwestia likwidacji niewolnictwa w 1834 roku.

Oczywiście powody emigracji były różne w zależności od osoby czy grupy. Dzisiaj odchodzi się od opinii, że była to specyficzna forma buntu. Dla części Burów tak było, dla części ważne były inne powody, głównie gospodarcze i społeczne. Wskutek emigracji zaczęły się tworzyć państwa burskie w Potchefstroom (obecnie Prowincja Północno-Zachodnia), Winburgu (Wolne Państwo) i w Natalu (Republika Natalii). Ich struktury były słabe i nietrwałe. Brytyjczycy nie chcieli ich uznać i blokowali dostęp do morza. Natal anektowali w 1845 roku. Burowie musieli się także liczyć z afrykańskimi państwami (Zulusi, Ndebele, BaPedi, BaSotho). Brytyjczycy na początku lat pięćdziesiątych zrozumieli, że bez poniesienia dużych kosztów nie będą wstanie zapanować nad południowoafrykańskim interiorem. Ograniczyli się więc do panowania nad Kolonią Przylądkową i Natalem, i w latach 1852 i 1854 zaakceptowali suwerenność burskich społeczności w interiorze. Choć było ich wtedy więcej niż dwie. W 1854 powstało Wolne Państwo Oranii, natomiast proces tworzenia się Transwalu trwał o wiele dłużej, formalnie do 1857 roku, faktycznie jednak do połowy lat sześćdziesiątych dziewiętnastego wieku. W tym okresie funkcjonowały tam co najmniej dwie, a czasami trzy republiki. Trzeba też pamiętać o lokalnych państwach. BaSotho czy BaPedi byli groźnym przeciwnikiem. W 1858 roku BaSotho – obecnie Lesotho – pokonali Oranię. Tak więc przynajmniej do początku lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku południe Afryki było konglomeratem brytyjskich kolonii (Natal, Przylądek), burskich republik (Transwal, Orania) oraz afrykańskich wodzostw i państw (AmaPondo, Zulusi, BaSotho, BaPedi, VhaVenda).

Pierwsza wojna burska w latach 1880–1881 wybuchła między innymi z powodu odkrycia diamentów i złota w rejonie Witwatersrand. Jaki przebieg miały walki? Była to regularna wojna?
Nie do końca tak. Złoto odkryto dopiero w 1885 roku, więc nie był to konflikt o złoto. Diamenty zaś to głównie region Kimberley, który nie leży w Transwalu ani w Oranii. To nie znaczy, że diamenty były zupełnie bez znaczenia. Ale powody aneksji, a potem wojny były inne. Po odkryciu diamentów i przejęciu kontroli nad Kimberley w 1871 roku Wielka Brytania próbowała doprowadzić do stworzenia konfederacji brytyjskich kolonii i burskich państw, na wzór dominium Kanady. Brytyjczycy wierzyli, że dzięki diamentom taka konfederacja będzie finansowo samowystarczalna i dość silna, by radzić sobie z lokalnymi problemami. Ponadto w ten sposób umocniliby swoją pozycję w regionie. Wreszcie szeroka autonomia zaspakajałaby aspiracje Burów. Teoretycznie grunt był dobry, ale praktyka okazała się inna. Tak naprawdę państwa burskie i Kolonia Przylądkowa nie były zainteresowane stworzeniem konfederacji, wspierał ją jedynie Natal. W tej sytuacji Wielka Brytania postanowiła wymusić utworzenie konfederacji. W 1877 Brytyjczycy anektowali Transwal, korzystając z jego trudnej sytuacji wewnętrznej. Burowie nie stawiali oporu, przede wszystkim dlatego, że niespecjalnie czuli się związani z państwem. W większości żyli w lokalnych wspólnotach rodzinno-sąsiedzkich, zainteresowani lokalnymi sprawami. Kto rządził w Pretorii, mniej ich interesowało.

W 1880 roku doszło do wybuchu powstania burskiego. Powodów było kilka, ale najważniejsze dwa to niedotrzymanie złożonej przez premiera Gladstone’a obietnicy o cofnięciu aneksji i skuteczne egzekwowanie ściągania podatków przez brytyjskie władze.

Wojna była konfliktem na bardzo ograniczoną skalę. Zaangażowane siły brytyjskie nigdy nie przekroczyły trzech tysięcy ludzi a Burskie maksymalnie liczyły siedem tysięcy. Sama wojna też trwała krótko, nieco ponad trzy miesiące. Większość starć to blokady brytyjskich garnizonów w Transwalu, w większości zakończone niepowodzeniem, i bitwy w otwartym polu (Laing’s Nek, Ingogo, Majuba) toczone z siłami brytyjskiej odsieczy, które wygrywali Burowie, korzystając z lepszej znajomości terenu, lepszych umiejętności strzeleckich i nieortodoksyjnej taktyki, polegającej na wykorzystaniu terenu i maskowania. Przy czym z perspektywy europejskiej starcia te były potyczkami. Po porażce na wzgórzu Majuba, gdzie zginął generał George Pomeroy Colley, rząd brytyjski zdecydował się przerwać wojnę, uznając, że Transwal nie był warty takiego wysiłku i wydatków. W sierpniu 1881 roku zawarto konwencję w Pretorii, przywracającą Transwalowi częściową suwerenność. Niecałe trzy lata później, w lutym 1884 roku, zawarto konwencję w Londynie, która przywracała Transwalowi pełną suwerenność.

Mimo to kilka lat później wybuchła tak zwana druga wojna burska. Co było jej powodem i jaki miała przebieg?
Wie Pan, to temat na całą książkę. Kilka takich zresztą powstało. Dlatego ograniczę się do krótkiej odpowiedzi. Powodem wojny była chęć ugruntowania brytyjskiej hegemonii w regionie. A odkrycie w 1885 roku złota na terenach Witwatersrandu w Transwalu naruszyło równowagę sił w regionie – czytaj: brytyjską dominację. Brytyjczycy bali się, poniekąd na wyrost, że na fundamencie bogactw mineralnych Transwalu i sojuszu obu republik burskich, powstanie silna afrykanerska republika, która pozyska poparcie Afrykanerów z Kolonii Przylądkowej, stanowiących tam większość białej ludności, i doprowadzi do usunięcia nie tylko wpływów, ale w ogóle brytyjskiej obecności z regionu. Obawy, jak wspomniałem, były na wyrost. Prezydent Kruger takiego planu z pewnością nie miał. Ale to nie było istotne, gdyż Brytyjczycy wierzyli, że taki plan istnieje. Oczywiście sama kontrola nad złożami złota, podstawy ówczesnego systemu finansowego, też była istotna, ale to był powód drugorzędny, tym bardziej, że i tak Londyn był głównym odbiorcą kruszcu.

Ówczesny brytyjski minister do spraw kolonii, Joseph Chamberlain, wierzył, że wystarczą środki dyplomatyczne i naciski wewnętrzne i zewnętrzne, by osiągnąć zamierzony cel. Jednakże Kruger był uparty, a dla Wielkiej Brytanii sprawa hegemonii w regionie była na tyle ważna, aby nie wahać się przed wypowiedzeniem wojny. Wprawdzie z ostatecznym rozrachunku to republiki burskie wypowiedziały Wielkiej Brytanii wojnę, ale ich ultimatum tylko o kilka dni wyprzedziło szykowane brytyjskie ultimatum.

W trakcie wojny Brytyjczycy zdecydowali się na utworzenie obozów dla burskiej ludności cywilnej. Co podyktowało tę decyzję?
Zacznijmy od tego, że zainteresowani mogą przeczytać bardzo dobry tekst Jarosława Żukowskiego: „Brytyjskie obozy koncentracyjne podczas wojny burskiej w latach 1900–1902”1. To jak na razie najlepszy w naszym kraju tekst na ten temat. Tam każdy znajdzie wiele szczegółów, których ze względu na obszerność tutaj nie opiszę.

Powody utworzenia obozów były militarne i, paradoksalnie, humanitarne. Horatio Kitchener, przejąwszy dowództwo po lordzie Robertsie, usystematyzował taktykę antypartyzancką. Zrozumiał między innymi, że musi odciąć burskich bojowników od zaplecza. Temu miały służyć bezpieczne strefy wydzielane za pomocą linii blokhauzów i zasieków oraz systematyczne palenie farm. Pojawiały się jednak dwa problemy. Bezpieczne strefy nie obejmowały wszystkich terenów, gdzie mieszkali lojaliści i kolaboranci, a tych było dużo. Z myślą o tych ostatnich tworzono obozy przesiedleńców, gdzie teoretycznie mieli znaleźć bezpieczne schronienie, wikt i opierunek, tyle że kłopoty logistyczne sprawiły, iż do jesieni 1901 roku była to tylko teoria i warunki przebywania w tych obozach nie różniły się znacząco, poza swobodą poruszania, od obozów koncentracyjnych.

Drugim problemem było pytanie co zrobić z mieszkańcami spalonych farm. Roberts uważał, że są sami sobie winni, więc to nie jego problem, Kitchener jednak uznał, że pozostawianie ich na pastwę losu było nie fair. Dlatego mieszkańców spalonych farm zaczęto gromadzić – koncentrować – w obozach, gdzie byli pozbawieni swobody, ale teoretycznie mieli mieć zaspokojone podstawowe potrzeby. I znowu to była tylko teoria. Kłopoty logistyczne, zła organizacja, wreszcie zła wola wielu komendantów obozów sprawiły, że śmiertelność w nich była bardzo wysoka. Co więcej, Kitchener zauważył, że obozy mogą być dobrą metodą izolacji nie tylko ludności cywilnej, ale także potencjalnych rekrutów do sił burskich. Stąd zaczęto politykę systematycznego zakładania obozów i umieszczania w nich Burów, którzy nie chcieli zaakceptować brytyjskiego panowania. Co stworzyło wrażenie celowej akcji eksterminacyjnej.

Tymczasem dzięki Emily Hobhouse wieści o tragicznych warunkach panujących w obozach dotarły do Wielkiej Brytanii i wywołały powszechne oburzenie. Kolejne komisje potwierdziły doniesienia Hobhouse i wskazały metody poprawy sytuacji. Na jesieni 1901 roku obozy przekazano pod kontrolę administracji cywilnej, która znacznie lepiej radziła sobie z problemami logistycznymi i aprowizacyjnymi. W efekcie śmiertelność zaczęła szybko spadać. Mimo to w obozach zginęło około dwudziestu sześciu tysięcy ludzi, głównie kobiet i dzieci, czyli niemal dziesięć procent ludności obu republik.

Na zakończenie: warto pamiętać, że Brytyjczycy tworzyli też obozy koncentracyjne dla czarnej ludności.

Akurat o tym się nie mówi. Ile czarnej ludności przeszło przez te obozy i ilu w nich zmarło?
W tym wypadku mamy bardzo mało danych, gdyż los Afrykanów niemal nikogo nie interesował. Najczęściej podaje się, że w obozach zamknięto około stu szesnastu tysięcy Czarnych, z których miało umrzeć w obozach nieco ponad czternaście tysięcy. Przy czym powtórzę, że wszystkie dane są w tym przypadku szacunkowe i niepewne.

Burowie otrzymali pomoc od Cesarstwa Niemieckiego?
Na to pytanie jest bardzo krótka odpowiedź: Burowie nie uzyskali żadnego wsparcia od Drugiej Rzeszy. Cesarz Wilhelm II dużo mówił i dokładnie nic nie zrobił. Co więcej, kiedy prezydent Transwalu Kruger pojawił się w Europie, cesarz nie raczył go nawet przyjąć na audiencji, choćby prywatnej. Tak więc pomoc Niemiec dla republik burskich nie miała nawet symbolicznego wymiaru i należy jedynie do sfery niczym niepopartych stereotypów.

Skąd więc ta obiegowa opinia się wzięła?
Trudno powiedzieć. Śmiem twierdzić, że ma dwa źródła. Po pierwsze propagandę brytyjską z okresu pierwszej wojny światowej, która chciała ukazać Burów, którzy w 1914 roku się zbuntowali, jako proniemieckich, tworząc mit współpracy, który miał dowodzić burskiej nielojalności. Drugim źródłem są te werbalne deklaracje Wilhelma II i części niemieckich polityków. Co prawda nic z nich nie wynikało, ale były wystarczająco głośne – tak jak Depesza krugerowska ze stycznia 1896 roku – by utrwalić się w pamięci historycznej.

Wojnę zakończył podpisany 31 maja 1902 roku pokój w Vereeniging. Jakie były późniejsze kroki Brytyjczyków, których efektem było utworzenie Związku Południowej Afryki w 1910 roku?
To znowu temat na całą książkę, więc znowu pokrótce. Po pierwsze: pytanie może sugerować, że mamy do czynienia z realizacją z góry założonego planu. Tymczasem to nieprawda. Albo nie do końca prawda. Wprawdzie od początku celem było utworzenie federacji brytyjskich kolonii w Afryce Południowej, ale jej kształt miał być zupełnie inny. Twórcą planów rekonstrukcji był Wysoki Komisarz sir Alfred Milner. Chciał on doprowadzić do szybkiej odbudowy gospodarczej kolonii i ich anglicyzacji, zwłaszcza w przypadku Transwalu. Milner nie maił zaufania do Burów nawet do burskich kolaborantów, a warto pamiętać, że pod koniec wojny od jednej czwartej do jednej trzeciej Burów w republikach czynnie lub biernie współpracowała z Brytyjczykami. Powody były różne, najczęściej liczyli na przywileje, lepsze traktowanie, nadziały ziemi. Milner jednak im nie ufał. W efekcie nie wykorzystał tkwiącego w nich potencjału do rozbicia jedności burskiej społeczności. Ponadto wierzył, że szybki rozwój gospodarczy zaowocuje napływem brytyjskich osadników. W jego założeniu Transwal, Natal i Rodezja miały być w większości brytyjskie, a w Kolonii Przylądkowej i Oranii miały istnieć silne brytyjskie mniejszości, tak by w ewentualnej federacji Brytyjczycy mieli demograficzną, ekonomiczną i polityczną przewagę.

Plany Milnera nie powiodły się. Tempo rekonstrukcji ekonomicznej było wolniejsze, niż się spodziewał. Podobnie napływ osadników brytyjskich był o wiele mniejszy. Tymczasem zmarginalizowani kolaboranci pogodzili się z resztą społeczności burskiej, w czym była wielka zasługa polityków burskich takich, jak Marthinus Steyn, Louis Botha, James B.M. Hertzog i Jak Smuts. Do 1904 roku udało im się przywrócić jedność w ramach burskiej społeczności i doprowadzić do utworzenia burskich partii politycznych, Het Volk w Transwalu czy Oranie Unie w Oranii, obok od dawna istniejącego w Kolonii Przylądkowej Afrikaners Bond.

W końcu 1905 roku do władzy w Wielkiej Brytanii doszli liberałowie, którzy zmienili politykę wobec Afryki Południowej. Wierzyli, ze bardziej liberalna polityka może doprowadzić do zgody. To nie znaczy, że byli proburscy, przeciwnie – mieli nadzieję, że społeczność brytyjska dzięki przewadze ekonomicznej i kulturowej zdominuje region, ale nie zamierzali wykluczać Burów z politycznej gry. W 1906 roku zgodzili się na nadanie Transwalowi i Oranii samorządu, co stało się odpowiednio w 1907 i 1908 roku. Wbrew ich nadziejom w obu koloniach do władzy doszli Burowie, choć w Transwalu w ścisłej współpracy z częścią brytyjskiej społeczności. Tymczasem w tym samym roku 1908 Afrikaners Bond wygrał wybory w Kolonii Przylądkowej, premierem został John X. Merriman, Brytyjczyk, ale związany z Bondem. W efekcie w trzech koloniach przewagę polityczną zdobyli Burowie i oni zdominowali negocjacje o utworzeniu Związku. Kiedy z rozmów wycofała się Rodezja, do Związku weszły ostatecznie cztery kolonie, z których w trzech rządzili Burowie, oni też zdominowali władze nowego dominium.

Warto jednak podkreślić, że do 1948 roku ZPA rządziły kolejne rządy koalicyjne, w których zawsze były obecne partie reprezentujące ludność brytyjską. Zresztą ogólnie cechą systemu politycznego nowego państwa był wpływ podziałów etnicznych na podziały partyjne i polityczne.

A po 1948 roku jak się miała sytuacja?
Nadal zasadniczymi liniami podziałów politycznych były etniczne i rasowe. Oczywiście trzeba pamiętać, że linie te nigdy nie były sztywne. Zawsze w partiach burskich byli jacyś Brytyjczycy i odwrotnie. Ba, w okresie, kiedy przynajmniej część ludności afrykańskiej miała prawa polityczne (w Kolonii Przylądkowej), byli wśród niej zwolennicy partii burskich czy brytyjskich. Co więcej, od schyłku lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku wzrastała liczebność Brytyjczyków w szeregach Partii Narodowej. Te wszystkie kwestie trzeba więc wziąć pod uwagę i pamiętać o nich. Niemniej zasadniczą linią podziałów politycznych i partyjnych były podziały etniczne i rasowe.

Pokrótce proszę powiedzieć jak doszło do przekształcenia się ZPA w RPA w 1961 roku?
Tak naprawdę data ta nie miała większego praktycznego znaczenia. Od 1934 roku, kiedy parlament Związku ratyfikował w trybie poprawki konstytucyjnej Statut Westminsterski z 1931 roku, Związek był de facto państwem w stu procentach suwerennym. Tak więc znaczenie tej decyzji było czysto symboliczne, choć miała ona także praktyczne skutki. Dla najbardziej radykalnych polityków z Partii Narodowej ogłoszenie było ukoronowaniem procesu odzyskiwania niepodległości, który w sferze symbolicznej miał zlikwidować ostatnie zaszłości dawnej kolonialnej zależności. Nie był to cel pierwszoplanowy, tym bardziej, że nie było pewności pełnego poparcia dla tego projektu, nawet wśród Afrykanerów. A biorąc pod uwagę, że Afrykanerzy stanowili tylko nieco ponad połowę białej ludności Związku, bez pełnego poparcia ludności burskiej nie można było liczyć na sukces w referendum. Tymczasem ewentualna porażka byłaby prestiżowo ciężkim ciosem dla Partii Narodowej. Dlatego sprawę odkładano na później. Dopiero w końcu lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku Partia Narodowa poczuła się na tyle silna, by przeprowadzić projekt przekształcenia Związku w Republikę. A i tak podjęto kroki mające zwiększyć szanse na sukces w referendum. W latach 1959–1960 dopuszczono do głosowania białych mieszkańców Namibii (w większości Afrykanerów i Niemców), obniżono także wiek wyborczy do osiemnastu lat, co także promowało Afrykanerów, wśród których było znacznie więcej młodych ludzi niż wśród Brytyjczyków. 5 października 1960 roku przeprowadzono referendum, w którym wzięło udział niemal dziewięćdziesiąt jeden wyborców (tylko Biali), w którym ponad pięćdziesiąt dwa procent głosowało za ustanowieniem republiki, a ponad czterdzieści siedem przeciw. W efekcie 31 maja 1961 roku ogłoszono powstanie Republiki Południowej Afryki.

Strukturalnie w państwie nic się nie zmieniło. Miejsce Generalnego Gubernatora Związku, który był reprezentantem monarchy, zajął prezydent jako głowa państwa, ale z wyłącznie ceremonialnymi i symbolicznymi uprawnieniami. Co warto podkreślić, jako pierwszy urząd prezydenta pełnił Charles R. Swart, który przedtem był Generalnym Gubernatorem.

Niemniej jednak zmiana ta miała swoje skutki. Przez pewien czas prowincja Natal, w której wśród białych dominowali Brytyjczycy, groziła secesją z Republiki. Ważniejsze było jednak zerwanie z Brytyjską Wspólnotą Narodów. Władze RPA chciały, mimo zmiany ustroju, pozostać we Wspólnocie. Był na to precedens Indii, które w 1950 zostały republiką, ale pozostały we Wspólnocie. Jednakże wymagało to akceptacji innych członków Wspólnoty. Tymczasem azjatyccy i afrykańscy jej członkowie zagrozili wystąpieniem, jeżeli RPA zostanie przyjęte. W tej sytuacji RPA opuściła w 1961 roku Brytyjską Wspólnotę Narodów.

Na koniec naszej rozmowy proszę wyjaśnić kwestie apartheidu. Ile pochłonął ofiar, jakie były jego źródła?
Oceniać i definiować apartheid jest bardzo trudno, zwłaszcza że obracamy się w kręgu wielu stereotypów. Samo pytanie zawiera pewną tezę, bo jak mierzyć ofiary? O co chodzi w pytaniu? Czy o zabitych, czy tych, którzy ucierpieli w inny sposób na skutek funkcjonowania systemu apartheidu? ZPA, a potem RPA doby apartheidu, nie było sensu stricto dyktaturą ani państwem policyjnym. Sądownictwo było niezależne, co widać chociażby na przykładzie niedawno zmarłego Nelsona Mandeli. W 1961 roku sędziowie uniewinnili Mandelę, oskarżonego o zdradę stanu. Sądy nie były więc wykonawcami woli politycznej Partii Narodowej i władz państwowych.

Oczywiście system nie był liberalny, a wydarzenia takie jak masakra w Sharpeville (1960) czy powstanie w Soweto (1976) przyniosły wiele ofiar. W tym pierwszym przypadku zginęło 69 osób, w drugim 176, choć szacuje się, że liczba zabitych mogła sięgać nawet 700 osób. Ale warto pamiętać, że zabici czy ranni to niejedyne ofiary. Apartheid oznaczał politykę przymusowych przesiedleń i wysiedleń ludności, głównie czarnej, ale także Koloredów i Azjatów oraz – w najmniejszym stopniu – Białych. Rozbijano przy tym tradycyjne więzi społeczne, ekonomiczne i kulturowe. I to jest niewątpliwą winą systemu, tak samo jak ustanowienie szklanego sufitu tylko ze względu na pochodzenie i kolor skóry.

Jednym z podstawowych błędów jest patrzenie na apartheid jako przede wszystkim system segregacji rasowej. Tymczasem segregacja była w jakiejś mierze skutkiem ubocznym systemu, najlepiej znanym, najbardziej rozpoznawalnym i charakterystycznym, ale nie była celem samym w sobie. Apartheid był tak naprawdę ideologią i praktyką służącą awansowi społecznemu i ekonomicznemu Afrykanerów. Warto mieć na uwadze, że najbardziej radykalne ugrupowania chciały pozbawić praw politycznych także ludność brytyjską. Rzadko kiedy się pamięta, że do drugiej wojny światowej ZPA było krajem niedorozwiniętym, w sumie biednym, o bardzo silnie spolaryzowanym pod względem zamożności społeczeństwie. Górnictwo, zwłaszcza metali szlachetnych, skutecznie przesłania rzeczywisty obraz, a ten nie był dobry. Prawie nie istniał przemysł przetwórczy, infrastruktura pozostawiała wiele do życzenia, a rolnictwo było mało wydajne. I polaryzacja to nie był podział na bogatych Białych i biednych Czarnych. Nie ma tu miejsca na rozbudowane dywagacje, dlatego powiem tylko, że sytuacja była bardzo skomplikowana, a według różnych danych od jednej trzeciej do połowy Afrykanerów należało do grupy biednych Białych, poor Whites.

Mimo różnych projektów samopomocowych, które zresztą leżały u podstaw sukcesu politycznego Partii Narodowej, sytuacja w przededniu drugiej wojny światowej nie była o wiele lepsza niż dwadzieścia lat wcześniej. Dlatego politycy afrykanerscy uznali, że tylko dzięki ekstensywnemu wykorzystaniu potencjału państwa da się ten problem rozwiązać, nim będzie za późno, czyli nim dojdzie do wymieszania się biednych Afrykanerów z ludnością kolorową. Celem apartheidu był więc przede wszystkim awans społeczny i ekonomiczny Afrykanerów. Jako że znaczna ich część była w tamtym momencie słabo wykształcona i stanowiła w najlepszym razie słabo wykwalifikowaną siłę roboczą, na rynku pracy musieli konkurować z Afrykanami. Stąd idea segregacji w miejscu pracy, wydzielanie zawodów zarezerwowanych dla Białych.

Jeżeli więc szukać źródeł apartheidu, należałoby się skoncentrować na trzech grupach czynników: społeczno-politycznych, ekonomicznych i rasowych. W tej właśnie kolejności. Społeczno-politycznych, czyli związanych z rozwojem nowoczesnej świadomości narodowej Afrykanerów i ich przekonaniem o swojej wyjątkowości jako jedynego „białego plemienia” czarnej Afryki. Uważali, że z tego wynika ich specjalne prawo do rządzenia Afryką Południową – jako Afrykanów, a zarazem przedstawicieli białej rasy. Z tego wyrastało przekonanie o konieczności stworzenia Afrykanerom jak najlepszych warunków rozwojowych i niesłuszności koncepcji asymilacyjnych dążących do stworzenia liberalnego społeczeństwa wieloetnicznego i wielorasowego. W ich rozumieniu Afryka Południowa była lub powinna być Rzeszą Ludów, a nie jednym ludem. Ekonomicznych, które oznaczały, jak wspomniałem, stworzenie dla Afrykanerów najlepszych możliwych warunków rozwoju gospodarczego, tak by zlikwidować problem biedy i dorównać zamożnością społeczności brytyjskiej. W tym wymiarze był to projekt modernizacyjny, który nastawiał się na stworzenie gospodarki etatystycznej, szanującej własność prywatną, ale podkreślający aktywną i bezpośrednią rolę państwa w rozwoju gospodarki, w której dużą rolę odgrywały spółki z dużą rolą skarbu państwa, na przykład Sasol. Ceną była bardzo daleko posunięta biurokratyzacja systemu. Wreszcie mitologia „białego plemienia” wymagała zachowania rasowej czystości, stąd za konieczność uznano segregację rasową. Przy czym o mitycznym wręcz charakterze tejże czystości świadczy chociażby to, że według badań prowadzonych pod patronatem Partii Narodowej, średnio pięć do siedmiu procent krwi Afrykanerów nie jest „biała”.

Dopiero gdy weźmiemy pod uwagę te trzy zestawy czynników, możemy zrozumieć, dlaczego apartheid zaistniał i wyglądał tak, jak wyglądał.

Dziękuję za rozmowę.

Przypisy

1. W „Przeglądzie Historycznym”, t. 38, 1997, nr 1, s. 95–116.