Wojna w Iraku, podobnie jak i poprzednie konflikty, w które wikłały się Stany Zjednoczone Ameryki, coraz częściej pojawia się jako temat poruszany w kulturze – czy to w filmach („Green Zone”, „Jarhead. Żołnierz piechoty morskiej”, „Hurt Locker. W pułapce wojny”), serialach („Generation Kill. Czas wojny”), muzyce („Hell Broke Luce” z płyty „Bad as me” Toma Waitsa) czy wreszcie w literaturze. Nic w tym dziwnego. Każda wojna odciska ogromne piętno nie tylko na jednostkach, ale również na całym narodzie jako wspólnocie. Oczywiste jest, że kolejne obrazy prezentowane przez filmowców czy pisarzy po pierwsze kształtują pewne postawy i oceny wśród opinii publicznej, po drugie zaś często są tych postaw wyrazem. W trend wartościowania konfliktu w Iraku poprzez dramat pojedynczej jednostki doskonale wpisuje się debiutancka książka Kevina Powersa „Żółte ptaki”.

Autor doświadczył piekła wojny w Iraku, będąc strzelcem karabinu maszynowego armii amerykańskiej podczas misji w 2004 i 2005 roku. Brał udział w walkach w Mosulu i Tal Afarze. Właśnie to drugie irackie miasto (w książce przemianowane na Al Tafar) wydaje się być teatrem działań oddziału Bartle’a, głównego bohatera „Żółtych ptaków”. Bartle jest typowym młodym Amerykaninem. Dwudziestojednoletni, wrażliwy chłopak zaciąga się do armii na przekór rodzinie. To, co miało być przygodą życia, próbą udowodnienia czegoś samemu sobie, szybko przeradza się w koszmar.

„Żółte ptaki” opowiadają o przyjaźni dwóch młodych żołnierzy, których los zetknął na obozie szkoleniowym przed wyjazdem do Iraku. Mimo krótkiej, zaledwie kilkumiesięcznej znajomości stają się sobie coraz bliżsi. Cóż, na wojnie czas biegnie zupełnie inaczej. Wspólne patrole, osłanianie się nawzajem podczas potyczek i spędzanie wolnego czasu w bazie skutkuje coraz silniejszym zacieśnianiem więzi. Bartle coraz trudniej znosi przytłaczającą świadomość obietnicy opieki nad przyjacielem złożonej jego matce. Obietnicy, którą trudno będzie spełnić.

Książka Kevina Powersa to niezwykle delikatny zapis przeżyć młodego chłopaka niepotrafiącego poradzić sobie z wojennymi doświadczeniami. Bardzo osobista, autentyczna relacja oddziałuje na Czytelnika z ogromną mocą. Powers oszczędza odbiorcy scen walk i zapisów codziennego, wojennego życia. Wnikliwie analizuje zmiany w psychice młodego żołnierza, ujawniając brutalną prawdę: największe zagrożenie pojawia się po opuszczeniu pola walki. Gdy brakuje bliskiej osoby zdolnej zrozumieć okropności, które były udziałem bohatera. Gdy przyjaciele i rodzina oddalają się coraz bardziej, główny bohater zamyka się w swej skorupie, odgradzając od świata zewnętrznego coraz to grubszym murem wspomnień.

Rzadko kiedy ufam obietnicom niezapomnianej lektury krzyczącym z okładki książki. Najczęściej okazują się w najlepszym razie obietnicami bez pokrycia. Tym razem jednak było inaczej. Debiutancka książka młodego amerykańskiego Autora w pełni zasługuje na pochwały płynące w jej kierunku. Tak przejmująco, autentycznie i przekonująco o wojnie potrafi pisać tylko jej uczestnik. Powers niezwykle umiejętnie wydobywa na wierzch istotę wojny widzianej oczami młodego chłopaka. Widowiskowa otoczka, dynamiczne walki, misje pacyfikacyjne pozostają gdzieś boku jako najoczywistszy element wojny. Prawdziwe demony czają się w samych umysłach młodych żołnierzy, niepotrafiących poradzić sobie ze wspomnieniami.