W ostatnim czasie w moje recenzenckie łapy wpadły dwie bardzo podobne i ściśle powiązane książki. Mowa o „K-129 zaginął. Prawdziwa historia Czerwonego Października” oraz „Świat na krawędzi wojny. USS Scorpion zatonął”. Łączy je wiele rzeczy, przede wszystkim osoba autora Kennetha Sewella, który przy pisaniu pierwszej korzystał z pomocy Clinta Richmonda, a w drugim przypadku – Jerome’a Preislera, jednak powszechnie przyjmuje się, że to Sewell jest autorem obu tych książek, a tamci jedynie w niewielkim stopniu mu pomagali. Oprócz autorów łączy je styl, tematyka, a także polski wydawca. Ponieważ tworzą one komplementarne elementy – właściwie mogłyby to być dwa tomy jednej książki – postanowiłem opisać je razem.

Najpierw kilka słów o autorach. Kenneth Sewell jest byłym marynarzem, specjalistą w dziedzinie energii nuklearnej, pływał na USS Parche, a następnie został przeniesiony do pracy na lądzie. Do jego wiedzy i kompetencji technicznych nie można mieć zastrzeżeń. Niestety nie można tego samego powiedzieć o jego kolegach. Jerome Preisler jest autorem książek militarnych, ale także komentatorem rozgrywek w baseballa, a Clint Richmond to dziennikarz, który dał się poznać jako autor książki o zamordowaniu piosenkarki Seleny Perez – nie wiem, czy są to osoby najbardziej odpowiednie do pisania o tak skomplikowanej materii, jak działalność i wypadki atomowych okrętów podwodnych w czasie zimnej wojny.

Rok 1968 był niezwykły, jeśli chodzi o zimnowojenne zmagania na oceanach. Najpierw na Pacyfiku zaginął radziecki okręt podwodny K-129 z trzema pociskami balistycznymi z głowicami wodorowymi na pokładzie, następnie amerykański okręt szpiegowski USS Pueblo został zatrzymany i przejęty przez wojska Korei Północnej, a jego załoga trafiła do niewoli i wreszcie kilka miesięcy później na Atlantyku zatonął amerykański szturmowy okręt podwodny o napędzie atomowym USS Scorpion. Na to wszystko nakłada się wywiadowcza działalność szpiega KGB Johna Walkera, który służąc w sztabie US Navy, umożliwiał radzieckiemu wywiadowi wgląd w praktycznie całą łączność pomiędzy dowództwem a okrętami. O tych wszystkich wydarzeniach opowiadają obie książki, jednak sposób, w jaki to czynią, znacznie odbiega od dotychczas przyjętej wersji historii.

Autorzy stawiają bardzo śmiałe tezy, a ich wersja brzmi tak: grupa twardogłowych komunistów na szczytach władzy w Związku Radzieckim (z Susłowem i Andropowem na czele, ale z wyjęciem Breżniewa) postanowiła sprowokować wojnę Stany Zjednoczone–Chiny. W tym celu wysłali okręt K-129 (według klasyfikacji NATO typu Echo II), taki sam, jaki wcześniej sprzedali Chinom – o czym Amerykanie wiedzieli – w kierunku Hawajów. Na jego pokładzie znajdowała się grupa specjalna KGB, która sterroryzowała załogę i przejęła okręt, a następnie miała odpalić w kierunku Pearl Harbor rakiety z głowicami wodorowymi. Wszystko to miało wyglądać na działania Chińczyków i sprowokować amerykański odwet. Jednak w czasie odpalania rakiet coś poszło nie tak i pociski eksplodowały jeszcze na okręcie posyłając go na dno. O spisku nie widział głównodowodzący sowieckiej floty admirał Gorszkow, który oskarżył Amerykanów o zatopienie K-129 przez USS Swordfish i przygotował zemstę. Dzięki działalności Walkera i zdobyciu na USS Pueblo maszyn szyfrujących US Navy przygotował na Atlantyku zasadzkę na powracający z Morza Śródziemnego USS Scorpion i zatopił go torpedą zrzuconą ze śmigłowca do zwalczania okrętów podwodnych. Następnie przez wszystkie lata, jakie upłynęły od czasu tych wydarzeń, rządy obu państw ukrywały prawdę, żeby nie zaostrzać stosunków dwustronnych i nie podnosić zimnowojennego napięcia. Sami przyznacie, że lepszej fabuły nie wymyśliłby sam Tom Clancy.

Autor zdecydował się na formę znaną większości czytelników z serii Sensacje XX wieku Bogusława Wołoszańskiego. Jest to narracja autora z wplecionymi elementami fabularyzowanymi. Nie są to, jak widzimy, zwykłe książki historyczne. Ze względu na ich tematykę, której wiele elementów pod dziś dzień jest objętych klauzulami tajności, autor nie miał możliwości zapoznania się ze wszystkimi dokumentami, a co za tym idzie, w znacznym stopniu opierał na hipotezach i wnioskach, jakie można wysnuć z tych materiałów, które są dostępne. Innym sposobem zdobywania informacji były rozmowy ze świadkami wydarzeń, którzy jednak w znacznej większości – szczególnie, jeśli chodzi o kluczowe dla sprawy kwestie – chciały lub musiały pozostać anonimowe, przez co weryfikacja ich słów jest praktycznie niemożliwa. I to jest największa bolączka obu pozycji. Zawarte w nich hipotezy są praktycznie nie do udowodnienia, a autor przedstawia je jako fakty.

Nie zostały spełnione podstawowe warunki, aby uznać książki za coś więcej niż tylko zbiór domysłów, interpretacji i hipotez autora, który w opisywanych wydarzeniach widział to, co chciał zobaczyć.

Gdyby jego twierdzenia były prawdziwe, byłaby to chyba największa sensacja czasów „zimnej wojny”. Wyobrażacie to sobie? Mówiąc wprost, autor twierdzi, że ZSRR wystrzelił w kierunku Hawajów rakietę z głowicą wodorową, a następnie zatopił amerykański okręt podwodny! Tak śmiałe tezy, aby uznać je za wiarygodne, wymagają niezwykle silnych, bezspornych dowodów, a tych autor Czytelnikowi nie dostarcza. Obie książki bardziej przypominają mi teorie spiskowe na temat UFO i kosmitów niż rzetelne opracowanie historyczne. Przyczyny zatonięcia okrętów podwodnych praktycznie nigdy nie zostają w pełni wyjaśnione i zawsze powstaje kilka hipotez, które zdobywają zwolenników i przeciwników – Kenneth Sewell bez jakiegokolwiek zająknięcia podaje dwie najbardziej niezwykłe i sensacyjne z nich jako fakty.

cover_uss_scorpion_zatonal

Można natomiast nawet w internecie znaleźć artykuły obalające twierdzenia autora i wytykające jego pomyłki lub celowe przeinaczenia. Na przykład satelita, o którym autor pisze, że wykrył termiczny ślad wystrzelenia radzieckich pocisków, został wystrzelony na orbitę prawie dwa lata po opisywanych wydarzeniach. Albo to, że były radziecki admirał zeznawał w 2005 roku pod groźbą dożywocia lub śmierci, iż USS Scorpion został zatopiony torpedą zrzuconą ze śmigłowca Ka-25. Przed kim zeznawał? Od kiedy za zeznanie można dostać karę śmierci? W Rosji – nawet za czasów, jak to określa autor, „reżimu Putina” – obowiązuje moratorium na karę śmierci. Wydaje się więc, że autorowi bardziej niż na rzetelnym historycznym opracowaniu zależało na wzbudzeniu sensacji i osiągnięciu dobrej sprzedaży. A to wszystko w imię ujawniana „prawdy, do której Amerykanie mają prawo”, a którą rząd chce przed nimi zataić.

Ale to wszystko jest nic. Wszak wiele mamy podobnych książek, wiele z nich zawiera w sobie jakieś ziarno prawdy, a większość po prostu dobrze się czyta. Tak byłoby i tym razem gdyby nie polski wydawca – Bellona. Nie wiem, czy osoby pracujące przy tych książkach są zatrudnione tam na etat, czy w ramach umowy o dzieło czy zlecenie. Jeżeli to pierwsze, powinny zostać natychmiast zwolnione, a jeśli to drugie, nigdy już nie powinny podpisać nowej umowy z jakimkolwiek wydawnictwem choćby ocierającym się o tematykę okrętów, morza i wszystkiego, co z tym związane. Tymi książkami okryły się hańbą po wsze czasy. O ile kiedyś już narzekałem na książki wydawane przez to wydawnictwo to teraz muszę przyznać, że w porównaniu z „K-129” i „Scorpionem” tamte były wydane wręcz wzorowo.

Nie wiem, którą uznać za gorszą. „K-129 zaginął” stoi na lepszym poziomie merytorycznym od „Scorpiona” i nie licząc powszechnego używania określenia łodzie podwodne i statki na okręty – co jest normą w obu tytułach – trafić tam można na „drzwi” jako określenie luków/pokryw/klap (każde z tych określeń jest znacznie lepsze) wyrzutni rakiet balistycznych. Lecz to jeszcze nic takiego, bo na ignorancję ze strony Bellony w kwestii łodzi/okrętów podwodnych zdążyłem się chyba już znieczulić. Ale już brak trzydziestu stron tekstu stanowi nową jakość. Pomimo że z mojego egzemplarza nikt nie wyrwał żadnej kartki, po stronie 64 następuje bezpośrednio strona 97. Zakładam, że dostałem do recenzji egzemplarz identyczny ze sklepowymi, a nie jakąś wersję „demo” czy odpad z drukarni. Pomijając już to, że na owych trzydziestu brakujących stronach autor opisał kluczowy dla całości moment przejęcia K-129 przez KGB i odpalenia rakiet, to brak jakichkolwiek stron w książce powinien być dostatecznym powodem do wywalenia wszystkich odpowiedzialnych z pracy i nałożenia na ich potomków zakazu pracy przy książkach przez kilka pokoleń. Jak coś takiego mogło w ogóle trafić do sklepów?! To jest możliwe chyba tylko w państwowej firmie, jaką ciągle – mam nadzieję, że już niedługo – jest Bellona.

Na plus „USS Scorpion zatonął” należy poczytać fakt, że są w nim wszystkie strony. Jednak poziom merytoryczny tłumaczenia i korekty jest tak niski, że obawiałbym się pokazać tę książkę komuś siedzącemu temacie, ale o słabszym zdrowiu, w obawie, żeby nie dostał zawału serca. Pomijając już wspomniane wcześniej nazywanie okrętów podwodnych łodziami i statkami, dochodzę do wniosku, że przekład musiał być zrobiony przez kogoś, kto nigdy wcześniej nie miał jakiekolwiek styczności z tematyką wojskową, a bardziej odpowiednim zajęciem dla niego byłoby tłumaczenie książek o miniaturowych japońskich rzeźbach erotycznych – nie umniejszając tym ostatnim. Wiem, że niestety to nie jedyna książka wojskowa, przy której pracował ten tłumacz.

Oto dalece niepełna – gdyż musiałbym przepisać sporą cześć książki – lista grzechów:

  1. Karabin maszynowy kalibru .50 raz nazywany jest poprawnie karabinem, a kilka stron dalej już działem.
  2. „Był to krążownik lekki z powiewającą na wietrze południowokoreańską flagą – ścigacz podwodny” – dodam, że autor pisał o okręcie północnokoreańskim radzieckiego typu SO-1, który można zobaczyć tutaj. Daleko mu do lekkiego nawet krążownika, a jeśli ścigacz to okrętów podwodnych, a nie podwodny.
  3. „Obok leży konstrukcja, zawierająca maszty, peryskop i powierzchnie ułatwiające zanurzenie, oderwana od kadłuba na skutek siły upadku” – owa konstrukcja to oczywiście kiosk, a powierzchnie ułatwiające zanurzenie to stery głębokości.
  4. W dwóch innych miejscach tenże kiosk nazwany jest płetwą (sic!).
  5. Jako określenie klasy szturmowych bądź tez wielozadaniowych okrętów podwodnych (SSN) autor używa zwrotu „okręt podwodny szybkiego ataku”, natomiast na okręty podwodne nosiciele rakiet balistycznych (SSBN) dosyć kuriozalnego „atomowy balistyczny okręt podwodny” sugerujące, że okręt porusza się po krzywej balistycznej.
  6. „…okręt podwodny jak Scorpion mający klasę Skipjack i napędzany…” – w tym krótkim fragmencie zdania znajdziemy aż dwa błędy: po pierwsze nie „mający klasę Skipjack”, ale [należący do] klasy Skipjack , a po drugie nie klasy Skipjack, ale typu Skpijack. Klasą w tym przypadku jest wielozadaniowy okręt podwodny o napędzie atomowym, a Skipjack to typ okrętu (Scorpion zaś to nazwa własna jednostki).

Można by tak wymieniać jeszcze długo, ale chyba nie ma sensu. Do tego wszystkiego dochodzą oczywiście liczne literówki, które znajdziemy nawet w notce o autorze na samym początku książki, gdzie zamiast litery ę widzimy znaczek •.

Normalnie powiedziałbym, że mamy do czynienia ze zwykłymi książkami zawierającymi alternatywne wersje historii lub teorie spiskowe, które przedstawiono w ciekawy sposób i można sobie w ramach relaksu przeczytać. Niestety Bellona spowodowała, że mamy do czynienia z pierwszej klasy gniotami, które wszyscy powinni omijać szerokim łukiem. Znawcy z troski o nerwy, a laicy z powodu skrzywionej wersji historii i miernego poziomu merytorycznego, który – nie daj Bóg – zaszczepi w nich złe nawyki.

Jeszcze raz powtórzę: OMIJAĆ SZEROKIM ŁUKIEM.

K-129 zaginął. Prawdziwa historia „Czerwonego października”
okładka: miękka,
stron: 264, ale 30 brakuje
wydawnictwo: Bellona, 2007
ISBN: 9788311107380

Świat na krawędzi wojny. USS Scorpion zatonął.
okładka: miękka,
stron: 224
wydawnictwo: Bellona, 2010
ISBN: 9788311116610