Wojna w byłej Jugosławii była najkrwawszym konfliktem w Europie po zakończeniu drugiej wojny światowej. Rozgrywała się na naszych oczach w samym centrum Europy. W latach 1992–1995 prawie dzień w dzień mogliśmy obserwować dramat milionów ludzi. Takie miasta jak Dubrownik, Sarajewo, Srebrenica czy Tuzla do dziś są symbolem walki, cierpienia i smutku. Naturalnie po ponad dwudziestu latach mało kto pamięta o dramacie, który skończył się jesienią 1995 roku podpisaniem układu w Dayton.

Ale czy na pewno ten konflikt się skończył? Nie dla setek tysięcy rodzin, które straciły bliskich i krewnych w strasznej wojnie. Francuski dziennikarz Hervé Ghesquière wraca po dwudziestu latach do Bośni. Objeżdża miasta, wsie, miejsca związane z jego pracą przed laty. Opisuje piękno krajobrazu, wystroje wnętrz, ulice i ludzi. Skupia się na szczegółach. Wprawnym okiem, które powinno cechować dobrego reportera, wyłapuje niuanse, grymasy twarzy, smutek i nostalgię. Nasz bohater widzi nacjonalizmy, potępia je. Próbuje dociec prawdy, ale zmowa milczenia, w szczególności po stronie Serbów, go smuci. O tym jest książka „Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie”.

Oczywiście taka narracja wydaje się jednostronna. Źli Serbowie, a po drugiej stronie barykady – dobrzy i pokrzywdzeni Boszniacy czyli muzułmańscy mieszkańcy Bośni i Hercegowiny. Fakt, liczby są bezwzględne dla Serbów. Osiem tysięcy zgładzonych Boszniaków w Srebrenicy, masowe ludobójstwo w ciągu kilku dni, zniszczenie Dubrownika czy kilkunastomiesięczny ostrzał Sarajewa z okalających wzgórz. A przecież to miasto w 1984 roku gospodarzem zimowych igrzysk olimpijskich. Dzień w dzień serbscy snajperzy zbierali krwawe żniwo, a setki pocisków spadały na miasto. Z rozmów z Bośniakami, które przeprowadził Ghesquière, wyłania się obraz smutku. Wypędzeni z domów Boszniacy nie wrócili do domów. Nie było do kogo, nie było do czego. Serbowie pamiętają dni swojej chwały, gdy zdobywali kolejne ziemie pod Wielką Serbię, a bezimienne groby znaczyły ich szlak.

Dziś Sarajewo jest miastem tętniącym życiem, z drapaczami chmur, modnie ubranymi ludźmi na ulicy, ale to tylko puder. W głowach mieszkańców Bośni po obu stronach barykady tli się rewanżyzm. Nikt nie zapomniał tego, co było. Winna zawsze jest druga strona. I tylko dzięki kroplówce w postaci euro od Unii Europejskiej oraz strachowi przed ewentualnymi bombardowaniami ze strony NATO (jak w roku 1995) nikt nie łapie za broń. Dziś nie ma wielonarodowych miast i wiosek. Tu są Serbowie, tam – Boszniacy. Nikt się nie odwiedza, nikt z nikim nie rozmawia, bo i o czym, skoro prawda jest moja. Bośnia to piękne miejsce ze smutną historią w tle. Kraj jest skorumpowany, przeżarty nacjonalizmem tlącym się z każdej strony. W sumie to sztuczny twór, bo tak ustalono w Dayton. Szkoda ludzi i szkoda, że krwawa wojna niczego mieszkańców tej krainy nie nauczyła. I pomyśleć, że ponad sto lat temu mieszkańcy Bośni musieli znać austro-węgierskie hasło Viribus Unitis.

Serdecznie zapraszam do tej ciekawej lektury. Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem, więc nawet osoba nieobeznana z tym, co działo się w Bośni, już po kilku stronach wsiąknie w temat. Stron niewiele, bo ledwie 208, czyta się naprawdę szybko. Tylko nie jest to pozycja na plażę, raczej na domowe zacisze ze względu na smutek, który wyziera z każdej kolejnej strony. Zmarły niedawno Hervé Ghesquière daje do myślenia, jak podział w społeczeństwie i brak dialogu prowadzi do jeszcze większej radykalizacji każdej ze stron.

Hervé Ghesquière – „Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie”. Przekład: Justyna Nowakowska. WUJ, 2017. Stron: 208. ISBN: 978-83-233-4233-5.

Hervé Ghesquière – „Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie”. Przekład: Justyna Nowakowska. WUJ, 2017. Stron: 208. ISBN: 978-83-233-4233-5.