Mjanma, dawniej znana jako Birma, pozostaje z dala od pierwszych stron gazet. Tymczasem w ostatnich tygodniach dzieje się tam dużo. Pod koniec października ruszyła ofensywa sił antyrządowych. Według nie zawsze możliwych do weryfikacji doniesień różne grupy walczące z rządzącą od lutego 2021 roku juntą mogą już kontrolować nawet połowę kraju. Zdaniem części obserwatorów realnym scenariuszem jest załamanie się Tatmadawu, czyli rządowych sił zbrojnych.

27 października ruszyła Operacja 1027, zakrojona na szeroką skalę ofensywa Sojuszu Potrójnego Bractwa. W skład tego przymierza wchodzą trzy grupy: Armia Narodowego Sojuszu Demokratycznego Mjanmy (MNDAA), Narodowa Armia Wyzwolenia Ta’ang (TNLA) i Armia Arakanu. Należą one do najlepiej zorganizowanych i wyposażonych grup walczących z juntą. Sprzymierzeni już na samym początku osiągnęli zaskoczenie i to najwyraźniej w skali operacyjnej.



Ofensywa zaczęła się od wysadzenia strategicznie ważnego mostu w położonym w pobliżu granicy z Chinami Theinni (Hsenwi). MNDAA uderzyła w położonym na północnym-wschodzie regionie Kokang, TNLA – na północnym zachodzie, wzdłuż autostrady Mandalaj–Muse, zaś Armia Arakanu – w nadmorskim stanie Rakhine. Co ciekawe, mimo dużych odległości dzielących te trzy teatry działań, Arakańczycy wysłali liczący około 1,5 tysiąca ludzi kontyngent wspierający sojuszników. Według najbardziej optymistycznych doniesień siły antyrządowe opanowały do tej pory sporą część terenów przy granicy z Chinami, kilkanaście miast i skutecznie izolują większe garnizony Tatmadawu.

Sukces Sojuszu Potrójnego Bractwa zachęcił do działania inne grupy. 7 listopada do walk włączył się oddziały grupy etnicznej Karen z południowego-wschodu. Ich głównym celem ma być oczyszczenie z sił rządowych stanu Kayah i natarcie w kierunku miasta Pyinmana położonego w pobliżu stołecznego Naypyidaw.

Stany Rakhine (na zachodzie, ciemniejsza czerwień) i Shan (na wschodzie, jaśniejsza czerwień). W prawym dolnym rogu region samorządny Kokang w obrębie stanu Shan.
(mapy: TUBS i Kantabon, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported / 4.0 International via Wikimedia Commons)

W połowie listopada, po krótkiej pauzie operacyjnej i złamaniu zawieszenia broni, działania ofensywne wznowiła Armia Arakanu. Do działań włączyły się także oddziały grupy etnicznej Chin na północy. Pod koniec listopada walki wybuchły w Yangonie, dawnym Rangunie, stolicy gospodarczej kraju.

Starcia przybrały charakter partyzantki miejskiej i zamachów na oficjeli związanych z juntą. 1 grudnia Nga Moe Yeik Mission Network poinformowała o zastrzeleniu w jego własnym domu U Than Tuna, przewodniczącego prorządowej Nowej Partii Narodowo-Demokratycznej. Z Yangonu pochodzą też doniesienia o użyciu przez grupy antyrządowe niewielkich dronów do zrzucania chałupniczo produkowanych bomb lotniczych. Brak natomiast informacji o wykorzystaniu bezzałogowców przez Tatmadaw i partyzantów w trakcie walk w polu.



U Yee Mon, minister obrony w opozycyjnym Rządzie Jedności Narodowej, zasugerował, że wszystkie operacje bojowe na terenie kraju są koordynowane i prowadzone w ramach jednej ogólnonarodowej strategii. Biorąc pod uwagę rozmach działań grup antyrządowych, ich zgranie w czasie i sekwencję włączania się kolejnych ugrupowań do walk – nie ma innego wyjścia.

Główną przyczyną porażek Tatmadawu ma być fatalne morale. Siły antyrządowe mówią o poddawaniu się całych batalionów, a właściwie kompanii, liczących niewiele ponad stu żołnierzy. Sojusz Potrójnego Bractwa twierdzi, że od początku ofensywy wziął do niewoli ponad 500 jeńców. Nie jest to liczba imponująca, jeśli wziąć pod uwagę liczebność sił zbrojnych, oficjalnie wynoszącą ponad 350 tysięcy ludzi. Sojusz zastrzega jednak, iż cały czas zbiera informacje o jeńcach. Pojawiają się też doniesienia o puszczaniu do domów poddających się żołnierzy. Jeśli morale jest bardzo niskie, nie można wykluczyć samoistnego rozpadu niektórych jednostek.

Skąd jednak takie podkopanie morale sił rządowych, do tego na samym początku ofensywy? Nie od dziś wiadomo, że Tatmadaw jest przeżarty korupcją, a wyżsi oficerowie unikają pojawiania się na polu walki. Ci zaś, którzy cieszą się szacunkiem żołnierzy, jak generał Soe Winn, z racji swojej popularności są delegowani do innych zadań, niezwiązanych z działaniami operacyjnymi. Do tego w ostatnich latach wojsko z rzadka miało wyściubiać nos poza umocnione bazy. Większość działań ofensywnych, w tym odwetowe ataki na cele cywilne, prowadziło lotnictwo. W rezultacie kontrola junty coraz bardziej ogranicza się do miast, a siły antyrządowe chwalą się zdobytym sprzętem.



Kurczące się opcje junty

Junta od samego początku nie cieszy się popularnością. Jedynym wyjściem, jakie znaleźli generałowie, są represje, które od momentu rozpoczęcia Operacji 1027 się nasilają. Liczba aresztowanych podczas pierwszych trzech tygodni od rozpoczęcia ofensywy sił antyrządowych miała przekroczyć 20 tysięcy. Nie dziwią więc doniesienia, że w wielu miejscowościach partyzanci witani są jak wyzwoliciele.

Jeśli Tatmadaw faktycznie znalazł się na krawędzi rozpadu, a junta prędzej niż później upadnie, nie oznacza to automatycznego rozwiązania wszystkich problemów Mjanmy. Wojsko jakie jest, takie jest, ale to ono od uzyskania niepodległości w roku 1948 trzyma kraj w całości. Jeśli Rząd Jedności Narodowej poważnie myśli o czasie po obaleniu generałów, będzie musiał iść na daleko idące kompromisy z silnymi militarnie grupami etnicznymi, to zaś oznacza konieczność wymyślenia Mjanmy na nowo.

Nie ma co jednak dzielić skóry na niedźwiedziu malajskim, póki biega on po dżungli, nawet jeśli najczęściej to dżungla betonowa. Jeśli doniesienia o kolejnych porażkach i załamywaniu się oddziałów są prawdziwe, liczba opcji, jakie ma junta, kurczy się w szybkim tempie. Na generalną kontrofensywę Tatmadaw raczej nie ma sił. Również strategiczny odwrót, przegrupowanie i utrzymanie pozycji wokół Naypyidaw w oczekiwaniu na sprzyjające okoliczności do podjęcia działań zaczepnych niesie ryzyko. W obliczu słabego morale odwrót może przerodzić się w ucieczkę i doprowadzić do załamania sił rządowych.

Stosunkowo atrakcyjną opcją może wydawać się ograniczona ofensywa, zmierzająca do odzyskania pełnej kontroli nad autostradą Mandalaj–Muse. To ostatnie miasto położone jest na granicy z Chinami. W przypadku powodzenia junta pokazałaby Pekinowi, że nadal warto na nią stawać.



Co na to Chiny?

Chińska Republika Ludowa szybko uznała juntę, miała nawet zapewnić wsparcie w tłumieniu masowych protestów w roku 2021. Ale sprowadzanie wszystkiego do sojuszu autokracji jest zbytnim uproszczeniem. Pekin utrzymywał bardzo dobre relacje z obalonym przez wojskowych demokratycznym rządem Aung San Su Kyi, a wcześniej z poprzednią juntą.

Żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawy – wiele grup partyzanckich, jak Armia Państwa Zjednoczonych Wa (USWA), Armia Narodowego Sojuszu Demokratycznego Mjanmy, Narodowa Armia Wyzwolenia Ta’ang i Armia Arakanu, na szeroką skalę posługują się bronią i sprzętem chińskiej produkcji. Zwróćmy uwagę, że w tej grupie są wszyscy członkowie Sojuszu Potrójnego Bractwa. Skąd takie rozdwojenie chińskiej polityki?

Mjanmański Nanchang A-5C (NATO: Fantan).
(M Radzi Desa, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Chiny mają długą, sięgającą lat 70., tradycję wspierania mjanmańskich partyzantów. Pierwszym z nich była maoistowska Komunistyczna Partia Birmy. Wywodząca się z niej Armia Państwa Zjednoczonych Wa cały czas cieszy się poparciem Pekinu, podobnie jak złożone z chińskiej mniejszości Armia Narodowego Sojuszu Demokratycznego Mjanmy i Narodowa Armia Wyzwolenia Ta’ang. Dawni maoiści zasilili także szeregi Armii Arakanu, która dzięki temu nawiązała kontakty z Chinami.

Trudno jednak oczekiwać, że Pekin będzie się kierować sentymentami w swojej polityce. Grupy partyzanckie przez lata były wygodnym narzędziem nacisku na rząd Mjanmy, jakikolwiek on nie był. W grę wchodzą jednak jeszcze inne czynniki. Trzeba pamiętać o nielegalnych operacjach prowadzonych przez chińskie wojsko, wywiad i triady, obejmujące produkcję i handel narkotykami, przemyt, wydobycie jadeitu, oszustwa telekomunikacyjne, handel żywym towarem, a według miejskich legend nawet handel organami.

Pogranicze Mjanmy to chińskie Dzikie Pola. Na początku lat 50. schroniły się tam niedobitki Kuomintangu. Grupy te, wspierane przez CIA, prowadziły regularne wypady na terytorium ChRL, a w celu finansowania swojej działalności zapoczątkowały działalność Złotego Trójkąta. W latach 70. dołączyli kolejni rozbitkowie, tym razem z Czerwonej Gwardii. W latach 90. wiele interesów przejęły chińskie grupy przestępcze. W Pekinie za lepsze rozwiązanie uznano wspieranie części grup, a tym samym zdobycie pewnego wpływu na ich działania, niż uganianie się za partyzantami po pokrytych dżunglą górach.



Kolejną interesującą grupę stanowią zwykli rolnicy, którzy posiadali pola po obu stronach granicy. Normalnie nikt nie czynił im trudności, aż nadszedł rok 2020. Gdy wybuchła pandemia, a władze zaczęły wznosić płot graniczny, część z nich zdecydowała się pozostać po mjanmańskiej stronie i uniknąć drakońskich restrykcji. Formalnie są to obywatele ChRL nielegalnie przebywający poza krajem.

Jednocześnie Pekin chce uniknąć chaosu w sąsiednim kraju i jego rozpadu. Biorąc pod uwagę opisany charakter chińskich Dzikich Pól, niestabilność mogłaby się przelać przez granicę i zagrozić prowincji Junnan. Władze zamknęły granicę z Mjanmą i nakazały przebywającym na jej terenie obywatelom ChRL powrót. Tym przebywającym na terenie Mjanmy nielegalnie zaoferowano znaczące zmniejszenie konsekwencji, a nawet brak kary, jeśli przekonująco wyjaśnią swoją nieobecność w ojczyźnie. 25 listopada Dowództwo Teatru Południowego zorganizowało w regionach przygranicznych trzydniowe ćwiczenia.

Trzeba rozważyć jeszcze jedną kwestię. Wydarzenia rozgrywające się w sąsiedniej Mjanmie praktycznie nie istnieją w chińskich mediach. Czy Pekin obawia się, że sukces sił antyrządowych, nawet jeśli sam je wspiera, może zrodzić w głowach Chińczyków niewłaściwe myśli? Wprawdzie jakiekolwiek powstanie nie ma szans powodzenia, ale Komunistyczna Partia Chin zawsze woli dmuchać na zimne.

Przeczytaj też: Wojna chińsko-wietnamska 1979

Jakub Hałun, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International