Początek grudnia przyniósł faktyczne rozwiązanie sił antyterrorystycznych G5 Sahelu. Wraz z wystąpieniem Burkina Faso i Nigru ze struktur G5 formacja, z którą początkowo wiązano ogromne nadzieje, straciła rację bytu. Działania Niamey i Wagadugu są konsekwencją przyjętego przez tamtejsze rządy kursu antyfrancuskiego, odrzucającego wszystkie dotychczasowe porozumienia z Paryżem. Próba budowy alternatywnych systemów bezpieczeństwa w regionie wydaje się skazana na porażkę. Państwa Sahelu są zbyt słabe militarnie i gospodarczo, aby przeciwstawić się rosnącym zagrożeniom – od przestępczości zorganizowanej przez terroryzm po ruchy separatystyczne.

Jako oficjalny powód decyzji o opuszczeniu G5 podano dążenie do prowadzenia niezależnej polityki i odzyskiwania pełnej niezależności. W zachodnioafrykańskiej polityce oznacza zazwyczaj to zerwanie układów z dawnymi mocarstwami kolonialnymi – przede wszystkim z Francją. Drugim powodem miała być rzekoma nieefektywność wspólnej inicjatywy. Jest to zarzut chybiony, mający jedynie przykryć faktyczne, polityczne, motywy.



Struktury G5 miały również, zdaniem watażków, ograniczać ambicje państw członkowskich przez granice wyznaczone dawnymi, kolonialnymi liniami. Podkreślono, że dotychczasowa forma współpracy służyła przede wszystkim obcym interesom, a nie Afrykanom. Trudno powstrzymać się od obserwacji, że wspólna walka z handlarzami ludzi i przecięcie saharyjskich szlaków przemytniczych były jednak działaniami na korzyść państw Sahelu i ich obywateli.

W 2017 roku z inicjatywy Mali powołano nowe siły, których celem była walka z radykalnymi bojówkami destabilizującymi Afrykę Zachodnią. Liczący 4 tysiące żołnierzy oddział tworzyli wojskowi z Mali, Nigru, Czadu, Burkina Faso i Mauretanii. Największymi uczestnikami projektu od początku były rządy w Bamako i Niamey, dostarczające niemal połowę planowanego kontyngentu. Od początku miały również pełnić funkcję pomocniczą wobec międzynarodowych operacji stabilizacyjnych, takich jak MINUSMA w Mali.

Największą siłą porozumienia była jego transgraniczność. Żołnierze mogli swobodnie przekraczać granice państw członkowskich w pogoni za terrorystami. Znacznie ułatwiało to koordynację i uderzenia na wykryte pozycje bojowników.

Nie była to jedyna inicjatywa międzynarodowa mająca wzmocnić bezpieczeństwo w Sahelu. Kolejną była „Takuba”. Podczas przeprowadzonej 27 marca 2020 roku audiokonferencji zaangażowanie w powstanie nowej formacji potwierdziło jedenaście krajów Europy: Belgia, Czechy, Dania, Estonia, Francja, Niemcy, Holandia, Norwegia, Portugalia, Szwecja i Wielka Brytania.



„Takuba” osiągnęła wstępną gotowość operacyjną latem 2020 roku. Celem sił było wspieranie żołnierzy biorących udział w kierowanej przez Francję operacji „Barkhane” (barchan) oraz członków sił zbrojnych Nigru i Mali. Żołnierze działający w ramach nowej grupy operowali głównie w Liptako, regionie znanym jako twierdza ekstremistów działających w Afryce Zachodniej. Ostatecznie była to kolejna nieudana próba uratowania regionu przed pogrążeniem się w chaosie.

Nowe odpowiedzi na stare problemy

Wraz z wystąpieniem Nigru i Burkina Faso ze struktur sił antyterrorystycznych G5 Sahelu w organizacji pozostały tylko Mauretania i Czad. Mali wycofało się ze współpracy w ramach grupy już w maju 2022 roku. Z powodu ograniczeń geograficznych dalsza współpraca w tej formule przestała mieć sens. Zachodnioafrykańscy autokraci próbują jednak budować nowe sojusze.

16 września w stolicy Mali sformalizowano współpracę wojskową między Mali, Nigrem i Burkina Faso. Przymierze nosi nazwę Sojuszu Państw Sahelu (l’Alliance des États du Sahel). Te trzy kraje więcej łączy niż dzieli. Nie tylko zaliczają się do najbiedniejszych na świecie i najbardziej uzależnionych od pomocy zagranicznej, ale również muszą mierzyć się z podobnymi wyzwaniami. Region w dużej mierze opanowany jest przez organizacje terrorystyczne i zorganizowane grupy przestępcze, z którymi żadne z tych państw nie potrafi się uporać. Członków nowego sojuszu łączą również rządy dyktatorów, którzy doszli do władzy w wyniku zamachów stanu.



Wsparcie z zewnątrz jest konieczne. Otwartą kwestią pozostaje, czy pieniądze i pomoc popłyną z Zachodu, Moskwy, Chin czy, wyjątkowo mało aktywnej w tym zakresie, Unii Afrykańskiej. W sferze deklaracji członków sojuszu nie jest on wymierzony przeciwko potencjalnej interwencji wojskowej ECOWAS. Oficjalnie celem jest promowanie współpracy wojskowej i gospodarczej, walka z terroryzmem i wzajemna pomoc w przypadku agresji na państwo członkowskie. Żadne z nich nie ma jednak wystarczającej siły militarnej ani ekonomicznej, aby współpraca w ramach paktu mogła znacząco wpłynąć na sytuację w regionie.

Skoro dotychczasowa współpraca z Francją przyniosła rozczarowanie, to czy wraz z przemodelowaniem struktur bezpieczeństwa doszło do poprawy sytuacji? Nie. Wycofanie się Francuzów ośmieliło bojowników. Rozpoczęli oni kampanię ataków, w których największe straty poniosła ludność cywilna. Najgorzej jednak prezentuje się sytuacja w Mali, gdzie odradza się konflikt wokół niepodległego Azawadu, czego symbolem jest sytuacja w Kidalu. Wyrzucenie Europejczyków, zastąpienie ich rosyjskimi najemnikami oraz słabo wyszkolonymi i wyposażonymi siłami lokalnymi okazało się porażką, której wszyscy, poza sahelskimi watażkami, się spodziewali.

Wszystkie duże wydarzenia polityczne w regionie należy interpretować przez pryzmat rywalizacji Francji i Rosji w regionie. Intensywna wojna propagandowa, szczególnie widoczna w internecie, zdaje się przechylać szalę na korzyść Moskwy. Wykorzystując istniejące antykolonialne nastroje i brak wyczucia Paryża w kontaktach z afrykańskimi partnerami, Rosjanie z niemałymi sukcesami zdobywają coraz silniejszą pozycję w regionie. Słaba, skłócona i otwarcie antyeuropejska Afryka Zachodnia jest na rękę Kremlowi, który używając niewielkich nakładów sił, może zdobywać duże wpływy, szczególnie w sektorach strategicznych, takich jak bezpieczeństwo czy dostęp do kontraktów górniczych.

Zobacz też: MGCS później, Panther szybciej i po węgiersku?

Ministère des Armées