Republika Federalna Niemiec opublikowała dzisiaj pierwszą w swojej historii strategię bezpieczeństwa narodowego. Jest to dokument potrzebny i od dawna wyczekiwany, a jednocześnie niewiele się po nim spodziewano. I faktycznie – w strategii nie pojawiło się praktycznie nic nowego, warto jednak rzucić na nią okiem.

Zacznijmy od tematu związanego ze strategią. Gdy w ubiegłym roku ruszyły wreszcie poważne prace nad nią, pojawił się wątek powołania rady bezpieczeństwa narodowego. Podobnie jak amerykańska rada i wzorowane na niej podobne instytucje między innymi w Polsce i Japonii, także niemiecki odpowiednik miał zajmować koordynacją działań poszczególnych resortów, wojska i służb związanych z bezpieczeństwem narodowym. Niemiecka bańka ekspercka od początku studziła jednak entuzjazm zagranicznych obserwatorów.



Ostatecznie rada nie powstała. Podczas konferencji prasowej towarzyszącej publikacji strategii minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock stwierdziła, że koordynacja między poszczególnymi resortami jest bardzo dobra i nie ma potrzeby powoływania dodatkowego ciała.

Jak wyjaśnia Thorsten Benner z think tanku GPPi, w niemieckim systemie rządów poszczególne ministerstwa zazdrośnie strzegą swoich kompetencji, a rada bezpieczeństwa narodowego była postrzegana jako wzmocnienie pozycji urzędu kanclerskiego względem resortów. Na to zaś nikt nie chciał się zgodzić, szczególnie zaś Baerbock. Jeśli wziąć pod uwagę postępujące od lat przejmowanie kompetencji ministerstwa spraw zagranicznych przez urząd kanclerski, taka postawa szefowej resortu nie dziwi.

Czego nie ma?

Zacznijmy od tego, co nie znalazło się w strategii. Dokument kładzie duży nacisk na intensyfikację polityki bezpieczeństwa prowadzonej w ramach Unii Europejskiej, jednak poza przywoływaniem artykułu 44. Traktatu o Unii Europejskiej (a sama Wspólnota w odmianie przez wszystkie przypadki pojawia się w tekście siedemdziesiąt cztery razy) konkretów brak. To samo dotyczy innych unijnych narzędzi w tej dziedzinie, jak PESCO i EPF.

Nie ma też słowa o jednym z głównych projektów zgłoszonych przez Berlin w ostatnich miesiącach, czyli europejskiej tarczy antyrakietowej (European Skyshield Initiative). Wprawdzie wspomniano o niej w trakcie konferencji prasowej, ale przedstawiciele rządu ograniczyli się jedynie do stwierdzeń, że to dobry pomysł.



Zabrakło również wytycznych w stosunku do eksportu broni. To poważny problem dla Zielonych. Podobnie jak bardzo liczna część reszty niemieckiej lewicy chcą oni wprowadzić możliwie najbardziej restrykcyjne przepisy odnośnie do sprzedaży niemieckiej broni państwom spoza NATO i Unii Europejskiej, zwłaszcza tym oskarżanym o łamanie praw człowieka, ale jednocześnie dążą do maksymalnego zwiększenia pomocy wojskowej dla Ukrainy. Sprawa robi się tym ciekawsza, że minister obrony Boris Pistorius zaczął w ostatnich tygodniach wcielać się w rolę promotora niemieckiego uzbrojenia na rynkach zagranicznych.

Gesine Weber z German Marshall Fund wytropiła jeszcze jedną ciekawostkę w strategii. Chodzi o to, jak często wymieniane są poszczególne państwa istotne z punktu widzenia bezpieczeństwa Niemiec. Chiny pojawiają się sześć razy, Francja – pięć, Stany Zjednoczone – cztery i na tym koniec. Dokument nie wymienia ani Wielkiej Brytanii, ani Polski.

W przypadku Chin jak mantra powtarzana jest formuła o ich traktowaniu jako partnera, konkurenta i rywala, brak natomiast konkretów. Te mają się pojawić w osobnej strategii, która zostanie opublikowana, wtedy kiedy zostanie opublikowana. Ostatnio zapowiedziano datę 5 lipca tego roku.

Dziwi natomiast częstsze pojawiania się Francji niż Stanów Zjednoczonych, szczególnie gdy są one wraz z NATO wymieniane jako filary bezpieczeństwa Niemiec. Brak Polski, niezależnie od opinii o jej aktualnym rządzie, jest kolejnym dowodem ignorowania przez niemieckie elity ogólnie wschodnich sąsiadów, postawy coraz częściej krytykowanej w niemieckiej bańce eksperckiej. Natomiast zignorowanie Wielkiej Brytanii pozostaje zagadką. Wyjaśnieniem może być postrzeganie Francji jako najważniejszego sąsiada i wrzucenie reszty państw do worków NATO i Unii Europejskiej. Sześć razy za to pojawia się ukuty przez kanclerza Olafa Scholza termin Zeitenwende – epokowej zmiany.



A co jest?

W strategii natomiast aż trzynaście razy wymieniona jest Rosja i to w negatywnym kontekście, co jest pewnym zaskoczeniem. Inwazja na Ukrainę określana jest jako złamania prawa międzynarodowego, w tym Karty Narodów Zjednoczonych, a także opartego na współpracy porządku bezpieczeństwa w Europie. Rosję uznano za największe bezpośrednie zagrożenie dla Niemiec, NATO i Unii Europejskiej. Moskwie zarzucono również burzenie równowagi strategicznej i znaczący wkład w pogorszenie sytuacji bezpieczeństwa europejskiego.

Jak już wspomniano, NATO zostało uznane za filar bezpieczeństwa Niemiec. Jednym z celów Berlina ma być „konsolidacja i rozszerzenie struktur Euroatlantyckich”. Czy oznacza to zielone światło z Berlina dla na przykład akcesji Ukrainy, Mołdawii lub Gruzji, czy raczej tylko Szwecji? Priorytetem rządu na pewno stało się uzupełnienie niedoborów w zdolnościach operacyjnych sojuszu i eliminacja „braków strukturalnych”. Pojawiła się także zapowiedź zwiększenia wydatków na obronę do poziomu 2% PKB, zabrakło jednak deklaracji, kiedy to nastąpi. Znalazło się natomiast miejsce dla limitu zadłużenia jako jednej z podstaw solidnej polityki finansowej i budżetowej państwa.

Sporo miejsca poświęcono pogłębieniu integracji europejskiej, na co nacisk kładła już umowa koalicyjna z jesienie 2021 roku. Wracamy tutaj do artykułu 44. Traktatu o Unii Europejskiej, który daje państwom członkowskim możliwość powierzenia niektórych zadań w ramach wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony koalicjom chętnych. Konkretów oczywiście brak, aczkolwiek jest mowa o wzmacnianiu europejskiej bazy przemysłowej w zakresie bezpieczeństwa i obrony. Tutaj Niemcy chcą harmonizować swoje wymagania odnośnie zdolności militarnych z sojusznikami i partnerami.



Jednocześnie Berlin stara się jasno zasygnalizować przywiązanie do zobowiązań sojuszniczych wynikających z artykułu 5. NATO, ale nie tylko. Po zmasowanej i zasłużonej krytyce najpierw ze strony USA od czasów prezydentury Trumpa, a po rosyjskiej napaści na Ukrainę ze strony prawie wszystkich pozostałych sojuszników, Niemcy starają się odbudować swoją wiarygodność. Stąd odkurzenie zobowiązań do wzajemnej pomocy wynikających z artykułu 42. Traktatu o Unii Europejskiej i artykułu 7. Traktatu Akwizgrańskiego z roku 2019, będącego odnowieniem niemiecko-francuskiego Traktatu Elizejskiego z roku 1963.

Co można powiedzieć na podsumowanie? Pierwsza niemiecka strategia bezpieczeństwa narodowego jest kontynuacją wcześniejszej polityki i stara się uwzględnić szerszy obraz sytuacji. Stąd brak konkretnych zaleceń i deklaracji, które byłyby na miejscu w przypadku regularnego publikowania takich dokumentów co kilka lat. Z drugiej strony każda strategia bezpieczeństwa narodowego ma przede wszystkim wytyczyć ogólny kierunek, szczegóły trafiają do dokumentów poświęconych konkretnym zagadnieniom.

Jak zwracają uwagę Gesine Weber i Thorsten Benner, strategia uznaje zmiany zachodzące w globalnym porządku międzynarodowym. Niemcy powoli uczą się na nowo języka geopolityki i strategicznego myślenia, chociaż proces ten przebiega powoli i opornie, co dobrze ilustruje poniższy mem.

Zobacz też: Modernizacja saudyjskiej floty w obliczu irańskiego zagrożenia na morzu

US Army / Pfc. Javon Spence