Po zamachu terrorystycznym, w którym zginęło dwadzieścia dziewięć osób, władze Kamerunu postanowiły powołać lokalne oddziały milicji w graniczącej z Nigerią północnej części kraju. Atak, do którego doszło na rynku w Amchide 28 listopada, miał zostać przeprowadzony przez dwie bojowniczki Boko Haram.

Śledczy podejrzewają, że korzystając z zamieszania związanego z dniem targowym, przybyły one wraz z handlarzami z pobliskiego miasta Banki po nigeryjskiej stronie granicy.

Według służb bezpieczeństwa kluczem do poprawy sytuacji w regionie jest powołanie wśród miejscowej ludności grup paramilitarnych mających bronić swoich miejscowości przed terrorystami. W Amchide, odpowiadając na wezwanie rządu centralnego, do służby w szeregach milicji zgłosiło się około 200 młodych mężczyzn z okolicznych wsi.

W styczniu tego roku Kamerun otworzył większość przejść granicznych z Nigerią dla ułatwienia kontaktów handlowych. Wówczas również rozwiązano większość lokalnych oddziałów paramilitarnych, które teraz są tworzone na nowo. Rosaline Ngwesse, specjalistka do spraw kryminalistyki z uniwersytetu w Jaunde, uważa, że lokalne grupy samoobrony są niezbędne dla efektywnej walki z ekstremistami. Aby jednak w pełni wykorzystać ich potencjał, muszą być przeszkolone i ściśle współpracować z siłami rządowymi.

Zobacz też: Chińska straż wybrzeża bardziej militarna

(voanews.com; na fot. wieś w północnym Kamerunie, tuż przy granicy z Nigerią)

Amcaja, Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported