Nakładem wydawnictwa Rebis ukazała się właśnie druga książka Aleksandra Topolskiego, zatytułowana „Bez dachu”. Po traumatycznych przeżyciach Autora w sowieckich więzieniach i obozach Archipelagu Gułag, opisanych wcześniej w „Biez wodki”, Topolski trafia na Bliski Wschód, gdzie formowane są oddziały zwolnionego właśnie generała Andersa. Po trzech latach tułaczki w nieludzkich warunkach Autor wreszcie dopina swego, udaje mu się zaciągnąć do polskiej armii, gdzie wraz z innymi rodakami może walczyć przeciwko Niemcom. Po szybkim szkoleniu wojskowym i jeszcze szybszym zaliczeniu matury młody żołnierz trafia do faszystowskich Włoch, gdzie weźmie udział w słynnej bitwie pod Monte Cassino oraz na własne oczy ujrzy upadek niemieckiej armii i faszyzmu.

Każdy z Czytelników, który zetknął się już z losami Topolskiego za sprawą jego pierwszej książki, doskonale wie, czego się spodziewać. Autor ma niewątpliwy talent do snucia opowieści. Barwnie opowiadane historie, gęsto przetykane zabawnymi anegdotami, sprawiają, że książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Styl jest również o wiele lżejszy niż znany Czytelnikom z „Biez wodki”. Mimo trwania wojny Topolski znajdował wiele okazji do wygłupów i młodzieńczych wybryków (w 1944 roku miał zaledwie 21 lat). W swych wspomnieniach jest rozbrajająco szczery i wciąż zdaje się puszczać oko do Czytelnika, lecz nie bajeruje i nie wykręca się sianem. Uciekał z jednostki, żeby spotkać się z dziewczyną? Uciekał! Włóczył się po barach i burdelach? A i owszem! Stroił sobie żarty z kolegów i – nieraz – z przełożonych? Tak. Jednocześnie nie brak w nim postaw bohaterskich. Bez wytchnienia wspomagał linię frontu jako radiooperator, nieraz w ciężkich warunkach i pod ostrzałem.

Aleksander Topolski nie stara się jednak na siłę kreować na bohatera. Wręcz odwrotnie. Ma się wrażenie, że w pewien sposób demitologizuje zdobywców Monte Cassino. Przedstawia ich jako zwyczajnych, młodych chłopców, z jednej strony pełnych dziecięcej ciekawości świata, a z drugiej już dojrzałych na skutek okropieństw wojny. Zamiast pouczać i przestrzegać Czytelnika, Autor pokazuje, że był wtedy zwykłym chłopakiem. Chciał żyć, śmiać się, podrywać dziewczyny i czasem napić się wódki. Te zwykłe pragnienia są o tyle silniejsze, że wciąż sięga pamięcią do terroru jakiego nie tak dawno doświadczył w Związku Sowieckim.

Rebis już dawno wyznaczył sobie pewne standardy wydań i wciąż twardo się nich trzyma. Książka wydana jest bardzo ładnie i wspaniale prezentuje się na półce. Dodatkowo wewnątrz Czytelnik znajdzie aż 16 dodatkowych, nieponumerowanych stron z prywatnymi zdjęciami Autora z czasów pobytu na Bliskim Wschodzie i we Włoszech (a wśród nich największy skarb Topolskiego, zdjęcie z Andersem, podpisane przez generała).

Szczerze polecam najnowszą książkę Topolskiego. Już dawno nie czytałem tak dobrze i z taką lekkością napisanych wspomnień wojennych. „Bez dachu” potwierdza niewątpliwy talent pisarski Autora. Barwny język, lekkie pióro i genialny humor nie pozwalają nudzić się podczas lektury. Nie na darmo stare przekleństwo głosi: obyś żył w ciekawych czasach!