Po wielu miesiącach starań udało się przełamać barierę czołgową. Wkrótce do Ukrainy powinny trafić pierwsze Leopardy 2, a trochę później – Abramsy. Wydaje się, że jesteśmy coraz bliżej dostaw samolotów bojowych, i wszystko wskazuje, że Powitriani Syły zostaną wyposażone w Fighting Falcony.

Frank St John, chief operating officer Lockheeda Martina, czyli dyrektor odpowiedzialny za zarządzanie bieżącym funkcjonowaniem koncernu, powiedział w rozmowie z The Financial Times, że planowane jest zwiększenie tempa produkcji Viperów w zakładach w Greenville w Karolinie Południowej. Dzięki temu Lockheed chce „być w stanie dość sprawnie wypełnić” braki we wszystkich krajach, które zdecydują się przekazać Ukrainie samoloty bojowe produkcji amerykańskiej.

Jak pisaliśmy wczoraj, anonsują oblot pierwszego F-16 Block 70, tempo produkcji na zainaugurowanej w kwietniu 2019 roku linii w Greenville ma wzrosnąć w najbliższym czasie do czterech samolotów na miesiąc. Ze słów St Johna wynika, że chodzi o dalsze zwiększenie mocy przerobowych ponad ten poziom.



Oczywiście Waszyngton musiałby najpierw wyrazić zgodę na transfer samolotów do kraju trzeciego, którym w tym wypadku jest Ukraina. Lockheed nie uczestniczy oficjalnie w żadnych rozmowach. Jego rola ograniczy się do zrealizowania zamówienia na maszyny zastępcze. Nie wiadomo też, jak dokładnie miałaby wyglądać kwestia finansowania. Co istotne, obecnie w Greenville produkowane są F-16 w najnowocześniejszej konfiguracji Block 70/72, wyróżniającej się między innymi nową stacją radiolokacyjną Northrop Grumman AN/APG-83 SABR (Scalable Agile Beam Radar) klasy AESA. Przypomnijmy: polskie F-16 reprezentują wersję Block 52+, a rumuńskie – Block 20 MLU.

Amerykański F-16D z 310. Eskadry Myśliwskiej z bazy Luke.
(US Air Force / Airman 1st Class Brooke Moeder)

Powstaje pytanie, czy sojusznicy Ukrainy będą chcieli się rozstawać ze swoimi „szesnastkami”. I w Polsce, i w Rumunii stanowią one podstawę siły lotnictwa. Kraje mające maszyny tego typu na zbyciu, w większości je zagospodarowały – na przykład norweskie trafią właśnie do Rumunii. Poza tym użytkownicy F-16, którzy niebawem je wycofają, nie będą zainteresowani nowymi Viperami, gdyż właśnie wprowadzają do służby F-35A. To casus tak Norwegii, jak i Holandii czy Belgii.

Ze słów St Johna wynika, że chodzi jedynie o wymianę F-16 za F-16. Prawdopodobny wydaje się jednak inny scenariusz: F-16 w zamian za starsze myśliwce proweniencji radzieckiej. Innymi słowy: powrót do znanego od końcówki lutego planu odstąpienia Ukrainie między innymi polskich MiG-ów-29.



Tu musimy się pochylić nad sprawą, która znana jest nie od wczoraj, ale wczoraj została odświeżona przez Zbigniewa Parafianowicza tekstem w Dzienniku. Owszem, krążą pogłoski, że Polska już dostarczyła Ukrainie kilka Fulcrumów. Formalnie były to tylko części zamienne, ale w praktyce były to rozmontowane kompletne płatowce z całym „nadzieniem”, które można było niemal z marszu złożyć z powrotem do kupy i otrzymać pełnowartościowy samolot myśliwski.

Ukraiński MiG-29UB.
(Jurij Balko, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Kilka dni temu pułkownik Jurij Ihnat, rzecznik dowództwa ukraińskich sił powietrznych, oznajmił, że już zapadła decyzja co do tego, jakie samoloty bojowe otrzyma Ukraina. Od dobrych kilku miesięcy słychać pogłoski o trwającym w USA szkoleniu ukraińskich pilotów i techników. Wybraną dla nich platformą miałby być właśnie Fighting Falcon. Amerykanie konsekwentnie dementują te informacje.

Na widnokręgu majaczą także inne samoloty. Regularnie pojawia się kandydatura szwedzkiego Gripena (o czym pisaliśmy szerzej w tym artykule), którego największą zaletą jest to, że maszynę i wyposażenie obsługi naziemnej zaprojektowano z myślą o działaniu z lotnisk polowych, a procedury przygotowania do lotu i odtwarzania gotowości bojowej przygotowano w myśl założenia, że wiele prac będą wykonywać powołani rezerwiści i żołnierze służby zasadniczej. W teorii Gripen jest więc najprostszy do nauczenia się i nie wymaga dużego zaplecza logistycznego.

F-16 z Gwardii Narodowej stanu Dakota Południowa w bazie Sioux City.
(US Air National Guard / Senior Master Sgt. Vincent De Groot)



Niewykluczone, że w ostatecznym rozrachunku w kwestii myśliwców zobaczymy niezborną mieszaninę podobną do czołgowej, na którą złożą się Leopardy, Abramsy, Challengery, a niewykluczone, iż dojdą także Leclerki (nie wspominając już o „czołgach” AMX-10 RCR). Na tej samej zasadzie ukraińskie lotnictwo mogłoby dostać i F-16, i Gripeny, i brytyjskie Typhoony Tranche 1, i – dowiedzieliśmy się o tym dzisiaj – francuskie Mirage’e 2000. Szkopuł w tym, że nowoczesny samolot bojowy jest jeszcze bardziej wymagający logistycznie niż czołg. Dla rozdzieranej wojną Ukrainy wprowadzanie do służby równolegle trzech lub czterech typów byłoby przytłaczającym wyzwaniem.

W lipcu ubiegłego roku pułkownik Ihnat w rozmowie z ówczesnym Air Force Magazine (obecnie to już Air & Space Forces Magazine) powiedział, że Ukraina ma do dyspozycji co najmniej trzydziestu pilotów, którzy znają angielski dość dobrze, aby natychmiast udać się do USA i rozpocząć szkolenie. Stwierdził również, że dwie eskadry po dwanaście F-16 wystarczyłoby, aby zmienić bieg wojny.

24 stycznia minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba zasugerował na Facebooku, że Ukraina już niebawem dostanie F-16. Tymczasem dziewiąte spotkanie tak zwanej Grupy Ramstein zaplanowano na przyszyły miesiąc. Większość obserwatorów spodziewa się, że właśnie wtedy usłyszymy konkrety na temat samolotów bojowych. Trudno się dziwić, kiedy minister obrony Ołeksij Reznikow wymownie podkreśla, że chodzi o obronę „naszej ziemi, morza… i powietrza”.

Zobacz też: Belgia: Sześć lat bez czołgów to o sześć za dużo?

US Air Force / Tech. Sgt. Matt Hecht