W miniony czwartek w godzinach popołudniowych czasu lokalnego odbyło się spotkanie w ratuszu miejskim Leesville w stanie Luizjana. Poświęcone było problemom koni żyjących dziko na terenie, które armia amerykańska wykorzystuje jako poligon.

Problem nie jest nowością, ale obecnie zyskuje nowy wymiar. Żołnierze, w szczególności dowódcy, protestują przeciwko ich obecności na wspomnianym terenie. Stada dzikich koni, których liczebność określa się na około siedemset sztuk, stanowią istotne utrudnienie dla żołnierzy prowadzących intensywne szkolenia. – Niejednokrotnie ćwiczenia muszą być przerywane, aby zwierzęta mogły swobodnie opuścić użytkowany obszar – powiedziała Kim Reischling, rzecznika Fort Polk.

Ponadto żołnierze twierdzą, że konie stwarzają zagrożenie dla nich samych i stanowić mogą źródło kontuzji wojskowych w wyniku kopnięć i ugryzień. Podczas manewrów żołnierzy może spotkać również niemiła niespodzianka w postaci ubrudzenia mundurów w końskim oborniku.

Urzędnicy starają się pomóc narzekającym żołnierzom, ale jak na razie efekty są mizerne. Podczas ostatniego trzygodzinnego spotkania w Leesville również nie udało się znaleźć antidotum na zaistniały problem. Pojawiła się propozycja nadsyłania maili z gotowymi rozwiązaniami i tym samym decyzję znów odłożono w czasie. Radykalne rozwiązania polegające na odłowieniu znacznej liczby koni napotykają na opór ze strony obrońców praw zwierząt, którzy również byli obecni na spotkaniu. Armia amerykańska ustanowiła stały dialog z tymi organizacjami. Ma on znaleźć akceptowalne dla obu stron rozwiązania. Żołnierze stoją na stanowisku całkowitego usunięcia tych zwierząt z obszaru wykorzystywanego jako poligon wojskowy.

Problem koni utrudniających ćwiczenia wojskowe w rejonie Fortu Polk nie jest nowością, a właściwie ma już ponad pięcioletnią historię. Wówczas doszło do zwiększenia ich liczby niezależnie od starań władz w celu jej ograniczenia. Populację starano się zmniejszyć jeszcze w ostatniej dekadzie XX wieku. Wówczas złapano w sidła czterdzieści jeden sztuk i umieszczono u pobliskich farmerów. W 2000 roku akcję ponowiono, ale wówczas tylko osiem sztuk znalazło swoich właścicieli. Z kolei w 2007 roku cześć koni została złowiona i wysterylizowana, ale zdaniem Kim Reischilng nie przynosi to wymiernych rezultatów ze względu na migrację zwierząt. Sterylizacja nie jest idealnym rozwiązaniem, bo trwałaby zbyt długo.

Pochodzenie koni nie jest do końca wyjaśnione. Pojawiają się spekulacje, że zwierzęta są potomkami koni w przeszłości wykorzystywanych przez amerykańską kawalerię. Z opinią tą nie zgadza się Rita Bingham, dyrektor amerykańskiego stowarzyszenia Humane Society of West Louisiana zajmującego się ochroną zwierząt. – Bardziej prawdopodobne jest, że są potomkami zwierząt, które kiedyś żyły na pobliskich ranczach – powiedziała Bingham. Konie mogły zostać wypuszczone przez właścicieli, którzy nie mogli sobie pozwolić na dalsze ich karmienie.

(military.com, westcentralsbest.com; fot. Sgt. William Gore/U.S. Army 40th Public Affairs Detachment)