Wymiana ciosów między Ruchem Huti a Stanami Zjednoczonymi trwa już od niemal miesiąca. Działania prowadzone przez Amerykanów i Brytyjczyków nie powstrzymują ataków Hutich, ale zdecy­dowanie utrudniły przeprowadzanie ataków na czerwonomorską żeglugę. Niemniej ostatnie dni w Jemenie nie przyniosły spokoju.

W niedzielę 4 lutego Amerykanie znisz­czyli łącznie pięć pocisków manew­ru­jących Hutich. Następnego dnia znisz­czyli dwie sztuki morskiej amunicji krążącej. Broń taką już wcześ­niej wykorzystano w nieudanym ataku 4 stycznia.

We wtorek 6 lutego Huti odpowiedzieli, odpalając sześć przeciw­okrętowych pocis­ków balis­tycznych w stronę masowca MV Star Nasia (IMO: 9361237) i wielo­zada­niowego statku towa­rowego MV Mornig Tide (IMO: 9320506). Jeden z pocisków trafił w pobliżu tego pierwszego, powodując niewielkie uszko­dzenia. Inny pocisk został zestrze­lony przez niszczy­ciel USS Laboon (DDG 58), pozostałe chybiły.



W środę Amerykanie zniszczyli trzy pociski manewrujące na wyrzutniach, a następnego dnia przepro­wadzili aż sie­dem ataków przeciwko czterem bezza­ło­gowcom nawodnym i siedmiu pocis­kom przeciw­okrę­towym. Wreszcie wczoraj siły CENTCOM-u zniszczyły dwa bezza­ło­gowce nawodne i pięć pocis­ków manew­ru­jących szykowanych do odpalenia.

Na obecnym etapie konfliktu większość środków rażenia ulega zniszczeniu, zanim zostanie wykorzystana. Nie zmienia to faktu, że Amerykanie od miesiąca nie są w stanie złamać siły Ansar Allah i zapew­nić całkowitego bezpieczeństwa trans­por­towi towarów przez Morze Czer­wone. O ile z perspektywy czysto wojskowej Stany Zjednoczone zadają przeciwnikom o wiele bardziej dotkliwe ciosy, o tyle w szerszej skali Hutim udało się związać znaczące siły amerykańskie i zmusić Waszyngton do poniesienia znaczących kosztów finan­sowych.

Amerykanie nadal działają zachowawczo: atakują odwetowo i wybierają cele bez­po­średnio im zagrażające. Jest to zdecy­do­wanie „terapia objawowa”, jednak większe zaangażowanie w jemeński konflikt mogłoby wiązać się większymi kosztami finan­sowymi i wizerun­kowymi, a przyniosłoby niewiele lepsze efekty. Jako przeciwnik w walce Ruch Huti jest jedną z najbardziej uciążliwych grup zbrojnych w regionie.

Zapasy uzbrojenia Ruchu Huti wydają się nieprzebrane. Za tak duże nasycenie ich sił zbrojnych odpowiada oczywiście Iran, którego obecność w regionie cieśniny Bab al-Mandab stanowi istotny problem dla bezpieczeństwa. Irański okręt Behszad działający w pobliżu Jemenu to oficjalnie jednostka cywilna, zarejestrowana w irańskiej spółce państwowej. Jego faktyczna rola nie jest ustalona, ale najczęściej uznaje się go za wysuniętą bazę Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej w rejonie Zatoki Adeńskiej i Morza Czerwonego. Podobną funkcję pełni Sawiz, znajdujący się na Oceanie Indyjskim (wcześniej on również stacjo­nował przy cieśninie Bab al-Mandab). Obie jednostki mają również zapewniać dane wywiadowcze dla Hutich, innym prawdopodobnym zastosowaniem jest pomoc w przemycie broni do Jemenu.



Ostatnie dni przyniosły pewne zamie­szanie wokół tych okrętów. Iran wydał oświadczenie, w którym ostrzegał przez atakowaniem irańskich jednostek. Spytany o sprawę rzecznik Departamentu Obrony generał Patrick Ryder powiedział, że nic nie wie o działaniach USA wobec irańskich jednostek. Jest jednak świa­domy obecności Behszada w regionie.

Ciekawe rzeczy dzieją się również na jemeńskim lądzie. W mediach pojawiają się doniesienia na temat możliwej ofen­sywy Ruchu Huti w obszarze muhafazy Ma’rib. Region położony na wschód od Sany jest obecnie podzielony między siłami Hutich i wojskami rządowymi. Z racji na znajdujące się tam zasoby węglowodorów potencjalna strata regionu mogłaby znacząco osłabić i tak mizerną pozycję rządu centralnego.

Decyzja o ponownej eskalacji walk wewnętrznych w Jemenie nie byłaby bezzasadna. Ruch Huti dzięki walce z Amerykanami był w stanie zmobilizować społeczeństwo i zyskać pewną dozę sympatii za granicą. Jednocześnie siły koalicji nadal są podzielone. Arabia Saudyjska stara się wyjść z konfliktu, unikając zaangażowania w operacje na Morzu Czerwonym i prowadząc rozmowy z rebeliantami, które marginalizują legalny rząd Jemenu. Siły jemeńskie pozostają podzielone, ze szczególną wrogością między południowymi sepa­ra­tys­tami a islamis­tyczną partią Al‑Islah.



Z drugiej strony prowadzenie działań ofensywnych mogłoby zostać utrudnione, jeśli Amerykanie zdecydowaliby się rozszerzyć interwencję. Perspek­tywa zdobycia dodat­kowych zasobów finan­sowych i dalszego osłabienia rządu jemeńskiego może się wydawać warta ryzyka, zwłaszcza, że naloty amery­kańskie nie osłabiły w sposób znaczący siły mili­tarnej Ansar Allah.

W legalnym rządzie jemeńskim doszło w ostatnich dniach do zmian. Urzędująca Rada Prezydencka (wieloosobowy organ mający zastępować prezydenta, złożony z przedstawicieli różnych grup tworzących koalicję przeciwko Hutim) wybrała nowego premiera Jemenu, którym został Ahmad Awad ibn Mubarak. Były amba­sador Jemenu w Stanach Zjedno­czo­nych jest uzna­wany za zaciętego przeciw­nika Hutich, został przez nich nawet porwany w 2015 roku. Jest również uzna­wany za jednego z twórców saudyjskiej koalicji. Mubarak zdecy­do­wanie nie zała­godzi sytuacji w kraju.

Zobacz też: Wejście tygrysa – Indie budują wpływy w Afryce

US Navy / Mass Communication Specialist 3rd Class Janae Chambers