Japonia nie ustaje w poszukiwaniach sposobów na rażenie celów w głębi terytorium Chińskiej Republiki Ludowej. Najnowsza koncepcja – nieortodoksyjna, ale nie bezprecedensowa – zakłada wykorzystanie samolotów transportowych Kawasaki C-2 jako platform do odpalania pocisków manewrujących. Ma to być względnie tani i mało problematyczny sposób na zwiększenie potencjału Powietrzno-Kosmicznych Sił Samoobrony (Kōkū Uchū Jieitai) w zakresie użycia broni stand-off.

Jak informuje The Japan Times, ministerstwo obrony zarezerwowało na przeprowadzenie analiz technicznych 3,6 miliarda jenów (102 miliony złotych) w budżecie na rok podatkowy 2023. W roku 2024 powinny się rozpocząć prace rozwojowe.

Japończycy idą tym sposobem drogą przecieraną przez Amerykanów. Już jesienią 2020 roku US Air Force przyznało koncernowi Lockheed Martin kontrakt o wartości 25 milionów dolarów na rozwój programu odpalania pocisków manewrujących AGM-158B JASSM-ER z ładowni samolotów transportowych. Dla Pentagonu „paletyzowana amunicja” przenoszona przez maszyny dotąd niebojowe ma stanowić sposób na zrównoważenie niedoboru samolotów bombowych.



W styczniu 2020 roku Laboratorium Badawcze Sił Powietrznych i Dowództwo Operacji Specjalnych Sił Powietrznych przeprowadziły udane próby zrzutu makiety pocisku manewrującego z ładowni samolotu MC-130J Commando II (standardowo wykorzystywanego do wspierania szeroko rozumianych operacji specjalnych). Dziewięć miesięcy później analogiczną próbę zrealizowano z użyciem C-17 Globemastera III. System używa standardowej 108-calowej palety Type V.

Widok z paletyzowanego pocisku JASSM-ER na jego nosiciela – samolot C-17A.
(USAF)

W sierpniu 2021 program – opatrzony kryptonimem Rapid Dragon – przeszedł do demonstracji „na poziomie systemu”, obejmującej już nie tylko sam zrzut, ale także wypuszczenie kolejno czterech pocisków z palety i ich bezpieczne rozdzielenie w powietrzu oraz weryfikację wymiany danych (w tym zmiany wyznaczonego celu po zrzucie pocisku). Wówczas wciąż jeszcze używano symulowanych pocisków, ale już w grudniu użyto prawdziwego pocisku z głowicą bojową, który poraził cel i również potwierdził zdolność przyjmowania komend od powietrznego punktu dowodzenia.

Rozwój systemu wciąż trwa. W listopadzie ubiegłego roku odbyła się jego pierwsza demonstracja w Europie, obejmująca między innymi załadunek Rapid Dragona na pokład polskiego C-130E z 33. Bazy Lotnictwa Transportowego w Powidzu. Z kolei na norweskim poligonie Andøya MC-130J wykonał pierwszy na Starym Kontynencie zrzut palety z pociskami JASSM-ER.

Schemat działania systemu Rapid Dragon.
(Air Force Research Laboratory)



Rapid Dragon pozwala samolotom transportowym zabrać do ładowni niebagatelny arsenał. Hercules może zabierać dwie palety z sześcioma pociskami każda, co łącznie daje dwanaście JASSM-ów. W przypadku C-17A jest to aż pięć palet z dziewięcioma pociskami, co łącznie daje czterdzieści pięć efektorów. Japoński C-2 ma większą ładownię niż C-130J, możliwe więc, że zmieści dodatkową paletę Rapid Dragona, co umożliwiłoby mu zabranie osiemnastu pocisków. JASSM-ER ma zasięg około 900 kilometrów.

Nie wiadomo wprawdzie, czy Japończycy pójdą drogą Amerykanów, ale wyważanie otwartych drzwi byłoby pozbawione sensu. Rozwijanie nowego pocisku nie wchodzi w grę. Według The Japan Times Tokio postanowiło już, że C-2 będą zintegrowane albo z amerykańskimi pociskami JASSM-ER, albo z rodzimymi pociskami przeciwokrętowymi typu 12.

Nie wiadomo jeszcze, czy Japonia w ogóle pozyska JASSM-y. Długo wydawało się przesądzone, że amerykańskie pociski zostaną zintegrowane z F-15J, ale dwa lata temu program stanął pod dużym znakiem zapytania. Gdyby jednak doszedł do skutku, byłaby to z pewnością opcja atrakcyjniejsza pod względem finansowym i technicznym. System Rapid Dragon jest w założeniu samodzielny, potrzebuje jedynie nosiciela zdolnego do zrzutu palety. Ta jest wyposażona we wszystkie instalacje niezbędne do uzbrojenia i odpalenia pocisku, a komendy co do celu, owszem, mogą być przekazywane z nosiciela, ale mogą też pochodzić z innego źródła, a samolot transportowy nie wymaga wówczas żadnych modyfikacji. Taki system można by błyskawicznie zintegrować z C-2.



Natomiast użycie pocisku typu 12 dawałoby Japończykom pewną autonomię. Jest to bowiem ich własna konstrukcja, którą mogliby bez ograniczeń dostosować do swoich potrzeb. Cztery miesiące temu koncern Mitsubishi Heavy Industries podpisał umowę na rozwój wersji pocisku przeciwokrętowego typu 12 o zwiększonym zasięgu i zdolnego do atakowania celów lądowych. Wkrótce zawarto też kontrakt na rozwój okrętowej i lotniczej wersji udoskonalonego pocisku typu 12. Prace mają być prowadzone w latach 2023–2027.

Powietrzno-Kosmiczne Siły Samoobrony zamówiły do tej pory dwadzieścia jeden C-2, z czego dostarczono czternaście, w tym jedną maszynę w wersji zwiadu elektronicznego (ELINT) RC-2. Docelowo z Okręgiem Słońca na kadłubie służyć miało co najmniej trzydzieści C-2, ale nowsze plany mówią o zaledwie szesnastu w wersji transportowej. Japończycy mają też nadzieję na kontrakty eksportowe, ale wszystkie dotychczasowe próby zdobycia zamówień – w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy w Nowej Zelandii – spaliły na panewce. Tak w kraju, jak i za granicą na przeszkodzie staje głównie wysoka cena, kilka lat temu szacowana na 176 milionów dolarów za samolot.

Zobacz też: Produkcja Infantry Squad Vehicle rusza pełną parą

Balon Greyjoy, Creative Commons CC0 1.0 Universal Public Domain Dedication