Nie będzie rozejmu w Strefie Gazy. Na pewno nie w naj­bliż­szych dniach, zapewne nie w naj­bliż­szych tygodniach i nie przed końcem ramadanu. Wydawało się, że jesteśmy o krok od sukcesu, ale za pięć dwunasta negocjacje prowadzone w Ad-Dausze się załamały. Jak informuje The Jerusalem Post, już w poniedziałek 25 marca późnym wieczorem Hamas od­rzu­cił zapropono­wane ramy poro­zu­mie­nia. Władze Izraela odwołały więc swoją delegację z powrotem do kraju.

Cytowany przez izraelskie media bliski współpracownik szefa delegacji – dyrek­tora Mosadu Dawida Barnei – stwierdził, że rozmowy zabrnęły w ślepy zaułek i oskarżył Jahiję Sinwara, przywódcę Hamasu na obszar Strefy Gazy, o sabo­to­wanie negocjacji i dążenie do rozpętania jeszcze większej pożogi wojennej akurat w trakcie świętego miesiąca islamu, który powinien być czasem pokoju.

Hamas oznajmił mediatorom (czyli dyplo­ma­tom z Kataru, Egiptu i Stanów Zjed­no­czo­nych), że będzie obstawał przy swoim pierwotnym stanowisku co do zawie­sze­nia broni. Innymi słowy oznacza to, iż Hamas żąda całkowi­tego wycofania izra­el­skiego wojska ze Strefy Gazy, umoż­li­wie­nia ludności powrotu do domów (albo tego, co z nich zostało) i wymiany zakład­ników za więźniów.



Nieoficjalnie wiadomo, że w sobotę 23 marca Izrael zgodził się na kompro­mi­sową propo­zycję wysuniętą przez Amery­kanów. Opisywaliśmy ją kilka dni temu. W skrócie: w zamian za 40 zakładników Izrael zwolniłby ponad 700 pales­tyń­skich „więźniów bez­pie­czeń­stwa”, w tym około setki bez­po­śred­nich sprawców mor­derstw doko­na­­nych na Żydach, i poz­­wo­­liłby na ograniczony powrót cywilów na północ Strefy Gazy.

Komentując ten rozwój wydarzeń, premier Netanjahu nie tylko stwierdził, że Hamas nie jest zainteresowany osiąg­nię­ciem pokoju, ale także zrzucił część winy na przyjętą 25 marca rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ. Dokument wzywa strony (notabene nienazwane wprost) do zawieszenia broni i zwolnienia zakład­ni­ków, ale jako dwa osobne żądania. Stany Zjednoczone uważają, że obie te kwestie należało spiąć w jedną, ale inaczej niż poprzednio nie zawetowały rezolucji. Wzbudziło to wściekłość w izraelskich kręgach rządowych.

Rzecznik katarskiego ministerstwa spraw zagranicznych podkreślił jednak, iż nie było widać żadnego negatywnego wpływu rezolucji na przebieg rozmów. Strony negocjowały przed jej przyjęciem dokład­nie tak samo jak po. Również ame­­ry­­kań­­ski Depar­­ta­­ment Stanu – który już zaczął pracę nad kolejnym kompromisem – oświadczył, że nic nie wskazuje na to, iż rezolucja skłoniła Hamas do machnięcia ręką na porozumienie. Mało tego: według Amerykanów decyzja po stronie Hamasu zapadła przed przyjęciem rezolucji.

Współgra to z analizą, którą przed­sta­wi­liśmy właśnie 25 marca. Sinwar wie, iż Izra­el­czycy nań polują, toteż przebywa w ukryciu i regularnie się przemieszcza. Każda komu­ni­kacja ze światem zewnętrz­nym to ryzyko, że zostanie namierzony. W związku z tym przekazanie mu wiado­mości, a następnie odebranie odpowiedzi to proces zajmujący ponad dobę, a często i dwie.



W pewnym momencie wydawało się, że Izrael był gotów dać Sinwarowi i innym najwyższym rangą hamasowcom gwaran­cję bezpieczeństwa w zamian za natych­mias­towe zwolnienie zakładników i inne ustępstwa. Ta szansa jednak minęła, i to chyba bezpowrotnie. Wczoraj prezy­dent Izraela stwierdził, że nie da się zapewnić wolności zakładnikom bez pojmania lub likwidacji Sinwara.

Tu trzeba podkreślić jeszcze jeden fakt. Rząd izraelski, owszem, mógł być wściekły na Amerykanów za to, że wstrzymali się od głosu, zamiast zawetować rezolucję, ale zaskoczenie tym ruchem było najwy­­raź­­niej udawane. Waszyngton zako­mu­ni­kował bowiem ten zamiar Jerozolimie.

Iran

Ścisłe związki Hamasu z reżimem aja­tol­lahów nie są tajemnicą. Trudno więc się dziwić, że przywódca polityczny Hamasu Ismail Hanijja, na co dzień mieszkający na luksusowym wygnaniu w Katarze, udał się z wizytą do Teheranu. Towarzyszył mu przywódca Pales­tyń­skiego Islamskiego Dżihadu Zijjad an-Nachala.

Słowa, które padły na spotkaniu, są w gruncie rzeczy mało istotne. Ali Chamenei zapewnił o poparciu Iranu dla sprawy palestyńskiej, a Hanijja (na zdjęciu poniżej trzeci od lewej) zapewniał, że trwająca wojna to punkt zwrotny w zmaganiach z „reżimem syjonistycznym”. Nihil novi. Istot­­niejszy jest sam fakt wizyty, poprzez którą Teheran daje znać, iż szefostwo Hamasu nadal cieszy się jego poparciem, a organizacja może liczyć na dalsze wsparcie finansowe.



Sytuacja humanitarna

Ostatnią jak na razie serię zrzutów przeprowadzono 25 marca. Para ame­ry­kań­skich C-17 zrzuciła ponad 46 tysięcy racji żywnościowych. Wczoraj za to wyszło na jaw (dzięki pracy dziennikarzy izraelskiego telewizyjnego kanału 11), że o ile Bibi i spółka zgodzili się na zrzuty wykonywane przez Amerykanów i Jor­dań­czyków, o tyle powiedzieli kategoryczne „nie” udziałowi w operacji Kataru i Turcji.

Według tych ustaleń była to decyzja polityczna, a nie wojskowa, wynikająca ze stosunków między­państwowych. Katar nie utrzymuje stosunków dyplo­ma­tycz­nych z Izraelem, a Turcja jest postrzegana jako państwo wrogie. Jeszcze w paź­dzier­niku prezydent Recep Tayyip Erdoğan stwierdził, że Izrael zachowuje się w Gazie jak zbrodniarz wojenny, a Hamas… nie jest organizacją terro­rys­tyczną.

Rzecznik UNICEF-u James Elder powie­dział, że do tej pory w Strefie Gazy zginęło 13 750 dzieci. Łączna liczba ofiar śmiertelnych według hamasowskiego ministerstwa zdrowia to około 32 500.

Tymczasem specjalna sprawozdawczyni ONZ Francesca Albanese wprost oskar­żyła Izrael o dokonywanie ludobójstwa i zaapelowała o nałożenie embarga na dostawy broni do tego kraju. Według jej ustaleń mechanizmy takie jak korytarze humanitarne, sieć bez­piecz­nych stref (to znaczy obszarów wolnych od bom­bar­do­wań) i masowe ewakuacje nie miały tak naprawdę zapewnić bezpieczeństwa Gazań­­czykom i Gazankom. Wręcz przeciwnie – Albanese twierdzi, iż chodziło o spędzenie cywilów na jedno miejsce, tak aby potem łatwiej było ich zabijać.



Przypomnijmy, że w swoistym odwecie za niezawetowanie rezolucji Netanjahu odwo­łał wizytę delegacji wysokiego szczebla z Ronem Dermerem (byłym ambasadorem Izraela w USA) na czele. Zespół ten mającej omówić z ame­ry­kań­skimi ekspertami szczegóły planu bitwy o Rafah, a zwłaszcza sposoby na zapew­­nie­­nie bezpieczeństwa cywilom. Rzecznik Departamentu Stanu Matthew Miller stwierdził, że odwołanie wizyty było zaskakującą decyzją.

W Waszyngtonie przebywa za to minister obrony Joaw Galant, który prowadzi roz­mowy w sprawie dostaw amery­kań­skiego uzbrojenia. W czasie spotkania z sekretarzem stanu Antonym Blinkenem Galant usłyszał, że Waszyngton nie­­zmien­­nie sprzeciwia się zakrojonej na ogromną skalę operacji ofensywnej w Rafah i że optuje za innymi rozwiązaniami, korzystniejszymi dla bezpieczeństwa zarówno Izraela, jak i 1,5 milio­­na palestyńskich cywilów stło­czo­nych w tym mieście.

twitter.com/idfonline