Ataki Ruchu Huti wymierzone w żeglugę międzynarodową nie tracą tempa. Tym razem celem stał się norweski zbiornikowiec M/T Strinda (IMO: 9330771). Do ataku doszło około północy czasu jemeńskiego w nocy z 11 na 12 grudnia. Idący z Malezji statek został trafiony pociskiem przeciwokrętowym, co doprowadziło do wybuchu pożaru na pokładzie. Dokładne zniszczenia nie są znane, jedyną informacją jest brak ofiar śmiertelnych wśród załogi. Do ataku miało dojść 15 kilometrów od Mokki, kontrolowanego przez siły prorządowe niewielkiego portu słynącego z historii handlu kawą.

W obronie norweskiego tankowca stanęła francuska fregata Languedoc (D653) typu Aquitaine (FREMM). Według komunikatu podanego przez francuski sztab generalny okręt miał zestrzelić jednego drona zagrażającego Strindzie. Sam pożar na pokładzie zbiornikowca miał zostać opanowany, a statek został odeskortowany w stronę Zatoki Adeńskiej przez niszczyciel USS Mason (DDG 87) typu Arleigh Burke. Francuzi mieli kontynuować patrol w kierunku północnym.



Oba okręty miały już swój udział w trwającym kryzysie na Morzu Czerwonym. 9 grudnia Languedoc zestrzelił dwa drony Hutich kierujące się w jego stronę. W międzyczasie informacja o wykorzystaniu pocisków Aster 15 została potwierdzona przez francuskiego ministra sił zbrojnych Sébastiena Lecornu. Mason wspierał zaatakowany przez piratów zbiornikowiec Central Park (IMO: 9725823), a 6 grudnia zestrzelił drona Hutich.

Ruch Huti w wygłoszonym dzisiaj komunikacie przyznał się do ataku na norweski zbiornikowiec. W oświadczeniu pada teza, że zmierzał on do Izraela, co byłoby „usprawiedliwionym” atakiem według deklaracji Ruchu Huti z 9 grudnia. Najprawdopodobniej jest to przekłamanie. Właściciel statku, firma AS J. Ludwig Mowinckels Rederi, podała, że port docelowy znajduje się we Włoszech. Dla Strindy zaplanowano jednak rejs z izraelskiego Aszdodu w styczniu. Jednocześnie komunikat wydany przez Norwegów zapewnił o braku obrażeń wśród załogi, złożonej z obywateli Indii.

Kolejne ataki ze strony Ansar Allah zbiegają się z informacjami dotyczącymi planów administracji Bidena dotyczących poszerzenia Combined Task Force 153 – grupy zadaniowej wchodzącej w skład Combined Maritime Forces, partnerstwa składającego się z 39 państw mającego na celu ochronę prawa międzynarodowego w obszarze Zatoki Perskiej, Morza Arabskiego i Morza Czerwonego. Dowództwo organizacji mieści się w Bahrajnie.



– Naszym celem jest zapewnienie wystarczających środków wojskowych, aby odeprzeć zagrożenia ze strony Hutich dla handlu morskiego na Morzu Czerwonym i otaczających go wód dla dobra szeroko rozumianej gospodarki światowej – powiedział rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby. – Słyszeliśmy pewne zainteresowanie ze strony kilku kluczowych partnerów.

Wspomnianych „kluczowych partnerów” możemy się jedynie domyślać. Wśród państw zainteresowanych mogą być Francja i Wielka Brytania. Działania Hutich uderzają również w mierzącą się z problemami gospodarkę Egiptu, dla której dochody generowane przez Kanał Sueski stanowią istotny element budżetu. Uczestnictwo Arabii Saudyjskiej wydaje się ryzykowne z racji na prawdopodobieństwo odwetu ze strony Hutich, jednocześnie mogłoby to zaprzepaścić mozolnie tworzone postępy w rozmowach pokojowych.

Warto zaznaczyć, że działania Ruchu Huti wpłynęły na obywateli z wielu państw, czy to narażonych na niebezpieczeństwo w wyniku ataków czy porwanych z pokładu Galaxy Leadera (IMO: 9237307). Również wiele przedsiębiorstw poniosło straty. Sam region cieśniny Bab al‑Mandab jest mocno zmilitaryzowany, w Dżibuti stacjonują wojska wielu państw europejskich, Stanów Zjednoczonych, Chin, Arabii Saudyjskiej czy Japonii, z której pochodzi firma czarterująca Galaxy Leadera.

Dzisiaj odbyła się również rozmowa telefoniczna sekretarza obrony USA Lloyda J. Austina z japońskim ministrem obrony Kiharą Minoru, w trakcie której poruszono temat bezpieczeństwa w obszarze Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej14. Kilka dni wcześniej Austin rozmawiał z saudyjskim odpowiednikiem księciem Chalidem ibn Salmanem.



Ciekawą plotką jest również doniesienie, jakoby Południowa Rada Tymczasowa (separatyści z południa Jemenu, współpracujący z ZEA i rządem Jemenu) była chętna do współpracy z Izraelem w celu zabezpieczenia szlaków handlowych w zamian za poparcie prawa do samostanowienia. Niezbyt wiadomo, jak taka współpraca miałaby wyglądać.

Zwiększenie obecności wojskowej na wodach Bab al-Mandab wydaje się słusznym kierunkiem, który zwiększyłby bezpieczeństwo w regionie i manifestował siłę sojuszników, ale nie wiązałby się z fizycznym atakiem na Hutich. Jest to swego rodzaju półśrodek, jednak wydaje się lepszy od bierności czy twardej, kinetycznej odpowiedzi.

Zobacz też: Skandal wokół duńskich zakupów artyleryjskich w Izraelu

US Navy / Mass Communication Specialist 3rd Class Samantha Alaman