Moskale kontynuują ofensywę awdijiwską. Przez minione trzy dni poczynili nieznaczne postępy wzdłuż linii kolejowej przy zakładzie koksochemicznym. Posunęli się na zachód także pod Krasnohoriwką, na północ od Awdijiwki. Na ich korzyść działa przejście do działania mniejszymi, bardziej elastycznymi pododdziałami zamiast wielkich natarć w stylu marszałka Żukowa. Mówimy jednak o niewielkich zdobyczach terytorialnych, liczonych w dziesiątkach metrów. Także na południe od Awdijiwki postępy są symboliczne. Prorosyjski kanał na Telegramie Wojenkor Kotienok wylicza, że kontrolowany przez Ukraińców korytarz pomiędzy ramionami rosyjskich kleszczy ma 7–8 kilometrów szerokości.

Dziś Awdijiwka stała się celem zmasowanego ostrzału artyleryjskiego. Wiadomo, że armia najeźdźcza przygotowuje kolejny duży szturm mający domknąć pierścień. Już dwa razy prawie jej się udało i w obu przypadkach Ukraińcy zażegnali niebezpieczeństwo głównie dzięki męstwu i umiejętnościom żołnierzy. Szczególnie gorzko komentuje sytuację Jurij Kasjanow – były oficer białoruskich sił zbrojnych, który w 2001 roku wyemigrował do Ukrainy, a od 2014 roku przez kilka lat walczył na froncie jako ochotnik w ZSU.



Pisze on: „Wszystko zaczęło się od Siewierodoniecka. Potem był Lisiczańsk. Potem Sołedar. Potem Bachmut. Teraz Awdijiwka. Wszędzie te same rzędy nieprzygotowanych pozycji, pewni siebie dowódcy i narcystyczni politycy. Rozkaz: «trzymaj» oznacza brak strategii i taktyki. Odwaga żołnierzy zakrywa luki w wyszkoleniu wojskowym dowódców i ogólną niekompetencję dowódców. I tak raz za razem. Prawdopodobnie zaczęło się wcześniej – od Mariupola. Albo nawet wcześniej – od zaprzeczania zagrożeniu wojną i odmowy przygotowania się do niej. […] Ci sami ludzie popełniają te same błędy. Za co płacimy krwią”.

Istotnie, wyższe dowództwo chwilami zachowuje się bowiem tak, jakby nie do końca rozumiało, jakie jest znaczenie Awdijiwki. A jakie jest? Ogromne. Jako że walki o miasto trwały już w 2014 roku, rozrastające się fortyfikacje uczyniły zeń istną twierdzę, na której obecnie zakotwiczona jest cała linia frontu w tym rejonie. Gdyby Moskalom udało się zająć Awdijiwkę, otworzyliby sobie drogę na północny zachód, do Pokrowska i dalej na północ do Kramatorska i Słowiańska. Oczywiście zanimby pokonali tę drogę, Ukraińcy podciągnęliby odwody i przecięli im drogę, ale wywróciłoby to do góry nogami wszelkie plany układane w Kijowie.

Poza tym ze względu na bliskość Awdijiwki Moskale nie mogą wykorzystywać Doniecka jako dużego węzła transportowego, którym przecież był w czasach pokoju i którym mógłby być teraz, gdyby nie to, że tuż obok znajdują się stanowiska ukraińskiej artylerii. Z drugiej zaś strony jeśli Ukraińcy marzą o odbiciu Doniecka z rąk Putina, będą sami potrzebowali Awdijiwki jako najlepszego miejsca, z którego można wyprowadzić natarcie.

Jak pisaliśmy w poprzednim sprawozdaniu, w Awdijiwce wchodzi w grę scenariusz bachmucki – powolne oddawanie terenu połączone z wykrwawianiem przeciwnika i odwrót na ostatnią chwilę. Ale nie wiadomo, czy Ukraińcy jeszcze kiedyś zechcą stosować tę metodę. Wielu obserwatorów tej wojny (w tym my, nie ma co ukrywać) popełniło ten sam błąd co głównodowodzący generał Wałerij Załużny: założyliśmy, że Rosjan da się wykrwawić, że istnieje poziom strat nieakceptowalny dla rosyjskiego dowództwa.



I owszem, pewnie istnieje, ale mówimy o poziomie osiągalnym co najwyżej za pomocą broni masowego rażenia, a nie pospolitej broni frontowej. Dopóki mówimy o dziesiątkach czy setkach ofiar śmiertelnych w skali dnia, nic z tego nie będzie. Putin bez mrugnięcia okiem poświęci przyszłość kraju, a zwłaszcza narodów Azji Środkowej.

Słynny już esej Załużnego w The Economist stanowiący swoiste rozliczenie z błędami przeszłości i mający zapewnić Zachód, iż Ukraina wie, co robi, i wie, czego potrzebuje, stał się (niezamierzoną?) zachętą do prania innych brudów kryjących się w różnych zakątkach struktur ZSU. Pojawia się więcej komentarzy takich jak powyższe słowa Kasjanowa.

Głośnym echem odbił się wpis opublikowany przez jedno z najważniejszych proukraińskich kont na Twitterze – @Tatarigami_UA. Prowadzący je oficer rezerwy ZSU stwierdza wprost: „prezydent Zełenski ogłosił, że nakazał przeprowadzenie zmian personalnych w strukturze dowódczej sił zbrojnych. Ale póki generał [Ołeksandr] Syrski, powszechnie nieszanowany w wojskach lądowych, nie zostanie zastąpiony, wyraźna poprawa sytuacji jest mało prawdopodobna”.

Syrski zbudował swoją reputację, skutecznie dowodząc obroną Kijowa. Zaczął jednak tracić zaufanie podwładnych w okresie bitwy o Bachmut. @Tatarigami_UA podkreśla, że generał kładzie zbyt duży nacisk na niewielkie sukcesy taktyczne, w rodzaju zdobywania maleńkich wsi, bez dbania o szerszą perspektywę operacyjną. Co gorsza, płaci za ich osiągnięcie zbyt wysoką cenę, zwłaszcza w ludzkiej krwi. W Bachmucie trend ten połączył się z niechęcią do zarządzenia odwrotu, a następnie – z „obsesją” na punkcie odbicia miasta.



Pod koniec obrony Bachmutu żołnierze – choć wciąż stawali na głowie, aby stawiać opór najeźdźcom – byli już zdemoralizowani. Oczywiście nie w sensie całkowitego rozpadu dyscypliny, ale wiary w sens tego, co robią. Początkowo napędzała ich myśl, że realizują część jakiejś większej strategii, ale w ostatnich tygodniach już nie dało się tego udawać.

Natomiast zmiany, o którym mówił Zełenski, to przede wszystkim zdjęcie ze stanowiska generała majora Wiktora Chorenki, stojącego na czele Sił Operacji Specjalnych od lipca 2022 roku. Już teraz można powiedzieć, że niezależnie od końcowego rozstrzygnięcia wojny ta jedna decyzja Zełenskiego będzie jedną z najbardziej kontrowersyjnych w całej jego karierze politycznej. Chorenko został nie tyle zdjęty, ile bezceremonialnie wykopany. Załużny nie został powiadomiony z wyprzedzeniem (a to przecież jeden z jego najważniejszych współpracowników), a sam Chorenko dowiedział się od dziennikarzy. Wiadomo jedynie, że dymisję generała zarządzono na wniosek ministra obrony Rustema Umierowa.

Nowym dowódcą SSO został pułkownik Serhij Łupanczuk. Według Jurija Butusowa nominacji Łupanczuka także nie uzgodniono z Załużnym, co w praktyce przekłada się na podwójną zniewagę ze strony kancelarii prezydenta (zwłaszcza jej szefa Andrija Jermaka) i oznacza, że otoczenie Zełenskiego chce podkopać wpływy Załużnego. Butusow sądzi, że „zmiana dowódcy SSO wiąże się z intrygami politycznymi, a nie jest podyktowana koniecznością wojskową”. Trzeba podkreślić, że nie ma żadnych zastrzeżeń co do legalności tego kroku. Chodzi jedynie o kwestię szacunku i zaufania.

W kontekście tego całego bałaganu (żeby nie użyć innego słowa na „b”) pojawiły się informacje, jakoby zachodni sojusznicy Ukrainy kładli fundamenty pod negocjacje pokojowe między Rosją a Ukrainą. Byłby to rzekomo skutek albo utraty wiary w Ukrainę i jej możliwości, albo też pokłosie wojny w Izraelu. W tym drugim przypadku miałoby chodzić o skupienie Waszyngtonu na wspomaganiu Izraela, przez co administracji Bidena byłoby na rękę nie musieć przeznaczać zasobów na konflikt nad Dnieprem.



Rzeczywiście, trzy dni temu Izba Reprezentantów zatwierdziła pakiet pomocowy o wartości 14,5 miliarda dolarów tylko dla Izraela. Biden zapowiedział jednak, iż zawetuje taką ustawę, jeśli ta trafi na jego biurko. Chce bowiem, aby Kongres połączył w jedną ustawę pomoc dla Izraela i dla Ukrainy, finansowanie ogrodzenia na granicy z Meksykiem i fundusze na obronę przed zagrożeniem ze strony Chin.

Ukraina ustami Zełenskiego podkreśla jednak, iż nie jest gotowa na negocjacje z terrorystami. Pogłoski o jakichś żądaniach przełomu – niby że Zachód chce, aby na początku przyszłego roku Ukraina zaprezentowała wymierny sukces, niczym uczeń przynoszący do domu świadectwo z paskiem – również można włożyć między bajki. Przełamanie na froncie, choćby i lokalne, miałoby duży wymiar propagandowy, ale zachodni decydenci na pewno rozumieją, że ten konflikt nie zakończy się wiosną 2024 roku.

Tu też pojawiła się krytyka Załużnego w mediach przychylnych Zełenskiemu. Jego esej w Economiście jakoby podkopywał ukraińską strategię i zniechęcał sojuszników do dalszego wsparcia. Rzekomo miała to nawet być kara – esej ukazał się 1 listopada, a dwa dni później, aby odegrać się na Załużnym za „zdradę”, prezydent wykopał jednego z jego bliskich współpracowników. Być może faktycznie tak było, ale jeśli tak – to Zełenski i Jermak nie przeczytali tego eseju uważnie. Załużny nie pisze tam bowiem, że zwycięstwo jest nieosiągalne, pisze jedynie, że będzie o nie trudno, co wiedzą chyba wszyscy politycy od Warszawy po Waszyngton, i zwraca uwagę na to, czego potrzebują jego żołnierze. Jeżeli brak hurraoptymizmu i przyznanie, że ofensywa zaporoska ugrzęzła, może podkopać wiarę zachodnich sojuszników, to marny los Ukrainy.



Inna często spotykana hipoteza mówi, że Chorenko sprzeciwiał się używaniu „specjalsów” po rosyjsku. Jednym z wyznaczników nieudolności rosyjskiego dowództwa stało się bowiem używanie pododdziałów elitarnych (spadochroniarzy) w charakterze zwykłej piechoty. Widoczne to było choćby pod Sołedarem, gdzie moskalskie desantniki doznały ogromnych strat. Ukraińska kadra dowódcza zasadniczo rozumie, że nie jest to dobry sposób na zagospodarowanie żołnierzy wyszkolonych dużym nakładem sił i środków, często we współpracy z zachodnimi partnerami. Zdarzają się jednak wyjątki, zdarzają się też sytuacje wyjątkowe, w których jakiś oficer chciałby w trybie awaryjnym użyć komandosów do załatania jakiejś dziury. Chorenko ponoć za każdym razem był kategorycznie „na nie”.

Niestety musimy zakończyć dwiema bardzo smutnymi informacjami.

W szpitalu w Charkowie zmarł Maciej Bednarski, polski ochotnik służący jako medyk w 53. Samodzielnej Brygadzie Zmechanizowanej. Został poważnie ranny w wypadku samochodowym poza linią frontu dwa tygodnie temu. Lekarzom nie udało się uratować jego życia. Miał 49 lat.

A oto Wałerija i Jurij Głodanowie.

(instagram.com/underwonderwow)

4 stycznia 2022 roku Wałerija urodziła córkę Kirę. 23 kwietnia – był to 59. dzień pełnoskalowej wojny – rosyjski pocisk manewrujący uderzył w blok mieszkalny w Odessie, w którym mieszkali Głodanowie. Zginęło osiem osób, w tym Wałerija, Kira i matka Wałeriji Ludmiła. Jurij był wówczas poza domem. Nie mając już do czego wracać, zaciągnął się do wojska, najpierw do Azowców, później służył w 3. Samodzielnej Brygadzie Szturmowej ZSU utworzonej na bazie „Azowa”. Dziś otrzymaliśmy potwierdzoną wiadomość, iż Jura Głodan poległ na froncie.

43 OMBr