Problemy ze sprawnością sprzętu dotyczą nie tylko Europy. Na Antypodach gotowość bojowa sił powietrznych Nowej Zelandii staje się odwrotnie proporcjonalna do nakładów finansowych.

Trzon Royal New Zealand Air Force stanowi sześć morskich samolotów patrolowych P-3K2 Orion (na zdjęciu) i pięć transportowych C-130H Hercules. Wszystkie maszyny zostały kupione jeszcze w latach 60., toteż ich wymiana staje się coraz bardziej palącą kwestią. Koszty utrzymania w służbie starzejących się samolotów pochłonęły w ciągu ostatniej dekady 360 milionów dolarów. Jeszcze w roku 2008 naprawy i konserwacja pochłonęły 24 miliony USD, w 2016 było to już 50 milionów, a według Radio New Zealand od początku bieżącego roku wydatki sięgnęły 43 miliony USD.

Z racji wieku samolotów rezultaty napraw nie są imponujące. W zeszłym roku Oriony zanotowały pięć awarii silników w ciągu piętnastu dni. Z kolei Herculesy miały być trapione przeciekami układu napędowego i uszkodzeniami wskaźników oleju.

Minister obrony Ron Mark zrzuca odpowiedzialność na poprzedni rząd, ale rzecznik resortu przyznaje, ze decyzja w sprawie zakupu nowych samolotów powinna zostać podjęta już w kwietniu tego roku. Poprzedni rząd National Party obiecał 20 miliardów dolarów na modernizację sił zbrojnych, w tym zakup samolotów P-8 Poseidon. Z kolei rozpoczęcie dostaw nowych Herculesów zakładano na rok 2020. Kiedy do władzy doszła populistyczna New Zealand First, z której wywodzi się Mark, zakup nowych samolotów wstrzymano, wymawiając się brakiem pieniędzy.

Sytuacja nowozelandzkich sił zbrojnych staje się coraz mniej wesoła. Problemy dotyczą nie tylko braków sprzętowych, ale też ogólnej koncepcji doktryny wojskowej. Australijczycy mówią wręcz o „kryzysie egzystencjalnym naszych kuzynów kiwi”.

Zobacz też: Kłopoty nowozelandzkich NH90

(radionz.co.nz, scoop.co.nz)

New Zealand Defence Force