Lotnictwo wojskowe Stanów Zjednoczonych zdecydowanie nie ma powodów, żeby cieszyć się popularnością wśród mieszkańców Japonii. Kilka dni temu wspominaliśmy o długiej liście przypadków, gdy różne elementy odpadały od bazujących tam amerykańskich samolotów i śmigłowców. Tymczasem tylko w pierwszej połowie grudnia zdarzyły się kolejne trzy tego typu incydenty.

13 grudnia agencja informacyjna Kyodo News ujawniła, że z należącego do US Marine Corps CH-53E podczas lotu nad Okinawą odpadł ośmiokilogramowy element oszklenia. Fragment śmigłowca spadł przy szkole podstawowej. Uderzył w żwir, który posypał się na będącego w pobliżu chłopca, raniąc go w ramię, a przy okazji poważnie przestraszył grupę kilkudziesięciorga innych dzieci.

Amerykańska maszyna natychmiast zawróciła na lotnisko MCAS Futenma. Korpus Piechoty Morskiej oficjalnie przeprosił za zajście, profilaktycznie uziemił do kontroli wszystkie Super Stalliony w bazie i rozpoczął dochodzenie mające ustalić przyczynę niebezpiecznego zdarzenia. Niestety do podobnych wypadków doszło także niespełna tydzień i niecałe dwa tygodnie wcześniej.

6 grudnia na dachu żłobka w mieście Ginowan znaleziono podejrzany przedmiot z zawleczką i naniesionymi amerykańskimi napisami. Jako że MCAS Futenma jest odległa o zaledwie 300 metrów, przyjęto, że element należał do jednego z bazujących tam CH-53E. Dzień później stu mieszkańców Okinawy wzięło udział w demonstracji przeciwko obecności na wyspie amerykańskiego lotnictwa.

3 grudnia personel techniczny bazy Yokota koło Tokio odkrył brak trzydziestocentymetrowego fragmentu flary na C-130J z 374. Skrzydła Transportu Powietrznego USAF-u. Wcześniej maszyna wykonywała długi lot z międzylądowaniami w Misawie w Japonii i Osan w Korei Południowej, więc ładunek pirotechniczny mógł upaść do morza. Mimo to władze kilku miast wystosowały w tej sprawie protest.

Zobacz też: Awaryjne lądowania MV-22B i F/A-18C USMC w Japonii

(military.com, stripes.com; na fot. CH-53E podczas podwieszania silnika AV-8B)

US Marine Corps / Cpl. Jonathan Sosner