Czy lotnictwo może wywrzeć wpływ na przebieg konfliktu w skali nie tylko taktycznej czy operacyjnej, ale i strategicznej? Obecnie stawianie takiego pytania byłoby słusznie uznane za niewczesny żart. Niemniej jednak, kiedyś w przeszłości ktoś musiał wpaść na ten pomysł, musiał przekonać doń ludzi „u steru”, a przede wszystkim musiał odpowiedzieć na pytanie: „jak?”. O tym wszystkim opowiada książka majora Michała Fiszera.

Na wstępie należy się Czytelnikom „ostrzeżenie”, że publikacja ta – podobnie jak wszystkie wydawane przez Trio we współpracy z Collegium Civitas – ma naturę ściśle naukową. „Ostrzeżenie” jest oczywiście w bardzo dużym cudzysłowie, nie ma bowiem przed czym tak naprawdę ostrzegać, ważne jest po prostu, aby wiedzieć, co się dostanie na tych 330 ciasno zadrukowanych stronach.

Pierwszy rozdział to ogólne wprowadzenie do problemu, a więc „Czy lotnictwo może osiągać cele strategiczne?”. Odpowiedź, rzecz jasna, musi być twierdząca, gdyż w przeciwnym razie nie byłoby żadnego sensu w zapisywaniu kolejnych stron. Autor przedstawia tu również swoją metodę badawczą, co początkujący badacz może uznać za swoisty instruktaż, bardzo zresztą przydatny. Ale to jedynie wstęp.

Rozdział drugi to już szczegółowa analiza wiodących koncepcji strategicznego wykorzystania lotnictwa. Poczesne miejsce zajmują tu teorie Giulia Douheta, on wszak był tym pierwszym, który „wpadł na ten pomysł”. Włoch okazał się niebagatelnym wizjonerem, przewidział nawet powstanie w dalszej przyszłości bezpilotowych środków latających, a jego wnioski wywarły duży wpływ na rozwój sił bombowych, z którymi europejskie mocarstwa przystąpiły do drugiej wojny światowej. Fiszer docenia rolę, jaką odegrał Douhet, wytyka mu jednak także błędy w rozumowaniu, czy nawet w obliczeniach. Od Douheta poczynając, podróżujemy w czasie aż do koncepcji dwóch Johnów – Boyda i Wardena – które to koncepcje Autor nazywa „pierwszym poważnym podejściem do problemu”.

Trzeci rozdział – największy, bo zajmujący aż połowę objętości – to analiza praktycznego zastosowania lotnictwa do osiągania celów strategicznych na przestrzeni ponad pół wieku, od drugiej wojny światowej po rok 1999. Szczególnie ciekawie wypada zestawienie wielonarodowej kampanii bombardowania III Rzeszy i wyłącznie amerykańskiej kampanii przeciwko Japonii, zwłaszcza że, jak słusznie pisze sam autor o tej drugiej, „osiągnięto przy tym znacznie lepsze rezultaty – do tego stopnia, że nie było potrzeby dokonywania inwazji na macierzyste Wyspy Japońskie” (s. 156–157), choć oczywiście pierwszoplanową rolę odegrały tu bomby nuklearne. Dalej przez Wietnam i Kuwejt trafiamy do Kosowa.

Każdy podrozdział to szczegółowa analiza udziału lotnictwa Amerykanów czy też aliantów (w tym tabele), tak przebiegu, jak i skutków. Albo i braku skutków, bo bywało też tak, że uprzednio założonych celów nie osiągnięto. Gdy tak było, Autor oczywiście wskazuje powody takiego stanu rzeczy. Kończą książkę dwa wywiady przeprowadzone przez autora (tak mniemam, nie są bowiem podpisane) z Charlesem Hornerem i wspomnianym Johnem Wardenem. Autor pewnie zamieszczał je nie bez dumy, gdyż obaj doświadczeni oficerowie pozytywnie wypowiadają się o rezultatach jego pracy.

Nietrudno zgadnąć, że książka Fiszera nie jest adresowana do przeciętnego zjadacza chleba. Ba, nawet nie do mało zaawansowanego miłośnika lotnictwa. Podstawowym wyznacznikiem odbiorcy tej publikacji jest zainteresowanie historią lotnictwa oraz teorią i praktyką zastosowania lotnictwa bombowego. Taki Czytelnik nie musi nawet mieć szczególnie głębokiej wiedzy, jako że Fiszer tłumaczy wszystko klarownie i niemalże od fundamentalnych podstaw, musi jednak mieć właśnie sprecyzowane zainteresowania.

Kto zdecyduje się wydać czterdzieści złotych, dostanie za te pieniądze estetycznie wydaną książkę, bogato ilustrowaną tak wykresami, jak i czarno-białymi zdjęciami plus wkładką z fotografiami kolorowymi, której funkcja bynajmniej nie ogranicza się do dekoracyjnej. Korekta zaliczyła kilka wpadek, ale pod tym względem książka Fiszera nie odstaje od polskiej średniej. Mimo wszystko wolałbym dostać mniej ilustracji i mniej błędów redakcyjnych, przy których, nolens volens, zgrzytałem zębami. A już pełnię szczęścia osiągnąłbym, gdyby wydawca wziął sobie te błędy i zdjęcia, a w zamian zamieścił indeks. Na szczęście jego brak rekompensuje w dużym stopniu szczegółowy spis treści i sama struktura książki, dzięki której tylko nieliczne nazwiska pojawiają się poza bezpośrednio im przynależnymi rozdziałami.

Po tym wszystkim, co powyżej napisałem, Czytelnik mógłby wyciągnąć wniosek, że mamy do czynienia z pozycją wybitnie hermetyczną. Tymczasem wcale nie czyta się jej tak źle. Miałem do czynienia z książkami dużo bardziej topornymi, nawet z bardziej topornymi powieściami. Książka Fiszera nie jest hermetyczna, jest po prostu zorientowana na ściśle określonego odbiorcę. Myślę, że w nikim nie wzbudzi zainteresowania historią lotnictwa (chociaż może…), ale dla historyka zarówno lotnictwa, jak i wojskowości czy wojen stanowi lekturę obowiązkową. O historii operacji, które Fiszer postanowił wziąć na warsztat, można poczytać w dziesiątkach innych publikacji, natomiast tego typu ich analiza to ewenement na polskim rynku wydawniczym.