6 sierpnia 1945 roku niebo nad Hiroszimą nagle eksplodowało. Błysk silniejszy niż słońce w ułamku sekundy zalał całe miasto. W jednej chwili jakby otworzyły się bramy piekieł. Dziesiątki tysięcy ludzi po prostu zniknęło. Trzy dni później ten sam los przypadł w udziale innemu miastu – Nagasaki. I tam również rozszalało się piekło. Takie były efekty działania tylko dwóch bomb. Bomb, których użycie zmieniło oblicze świata. Początek sierpnia 1945 roku zapoczątkował erę atomu…

Projekt Manhattan

Historia powstania pierwszej bomby atomowej sięga końca lat 30. XX wieku. Kilka dni przed wybuchem II wojny światowej przebywający w USA noblista włoskiego pochodzenia Enrico Fermi starał się przekonać rząd amerykański do budowy bomby atomowej, aby wyprzedzić nazistów, którzy dążyli do skonstruowania takiej broni. W październiku 1939 do rąk własnych prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta trafił list wybitnych naukowców, Alberta Einsteina i Leo Szilarda, zawierający informację o możliwości skonstruowania całkowicie nowej bomby oraz o realnym zagrożeniu ze strony reżimu nazistowskiego, który mógł jako pierwszy ją stworzyć. Prezydent zainteresował się tematem na tyle mocno, że natychmiast polecił wdrożyć badania nad badaniami atomu.

6 grudnia 1939 roku rząd USA podjął decyzję o specjalnym finansowaniu badań nad bronią atomową., jednakże mimo tego prace posuwały się dość opieszale. Dopiero po japońskim uderzeniu na bazę marynarki USA w Pearl Harbor gwałtownie wzrosło zainteresowanie Stanów Zjednoczonych bombą atomową. W lutym 1941 roku na badania związane z atomem przeznaczono zaledwie 6 tysięcy dolarów. Cztery lata później kwota ta urosła do astronomicznych 2 miliardy dolarów! W roku 1942 został zainicjowany supertajny projekt o kryptonimie „Manhattan” obejmujący ogół prac związanych z produkcją amerykańskiej, „rodzimej” bomby atomowej. Badania prowadzono w trzech ważnych ośrodkach: na uniwersytetach w Chicago, Berkeley i Nowym Jorku, w Coulmbia Univesity. Ponadto w prace zaangażowano wiele laboratoriów m.in. w Oak Ridge, Hanford, a przede wszystkim w Los Alamos. To właśnie w tym miasteczku w stanie Nowy Meksyk utworzono główny ośrodek badań jądrowych. Nad konstrukcją bomby atomowej głowiły się tam najwybitniejsze umysły tamtych czasów:

  • Enrico Fermi – włoski fizyk, noblista. Konstruktor pierwszego reaktora atomowego
  • Niels Bohr – Duńczyk, noblista. Jeden z najwybitniejszych fizyków-atomistów u progu wojny
  • Ernest Lawrence – jeden z najwybitniejszych fizyków amerykańskich, kierownik laboratorium promieniotwórczości w Berkeley
  • Harold Urey – chemik, noblista. W Los Alamos był specjalistą od otrzymywania izotopu uranu
  • Leo Szilard – węgierski fizyk, współtwórca pierwszego reaktora. Inspirator wspomnianego słynnego listu ostrzegawczego do Roosevelta
  • Edward Teller – jeden z bliższych współpracowników Oppenheimera
  • Albert Einstein – jeden z największych fizyków świata.
  • Robert Oppenheimer – profesor uniwersytetu Berkeley, kierował badaniami nad “Projektem Manhattan”

Od lipca 1942 roku na czele zespołu naukowców prowadzących badania stanął 39-letni Robert Jacob Oppenheimer, energiczny i wyjątkowy zdolny człowiek. Pod jego kierownictwem prace zaczęły iść coraz szybciej. W sierpniu tego roku USA i Wielka Brytania zawarły porozumienie o wspólnym konstruowaniu bomby „A”. Porozumienie to zostało nazwane DSM – Development of Substitute Material. Miesiąc później armia amerykańska objęła kontrolę nad naukowcami z Los Alamos, a wojskowym dowódcą „Projektu Manhattan” mianowany został gen. Leslie Groves.

Już w październiku 1942 roku Enrico Fermi doprowadził do kontrolowanej reakcji łańcuchowej w reaktorze atomowym własnej konstrukcji. Był to milowy krok na „atomowej drodze”. W maju roku następnego w prace nad projektem zaangażowano już ponad 100 tys. ludzi. Rok później, w ramach przygotowania do bojowego użycia nowej bomby, powstaje specjalna 509. Grupa Lotnicza 20. Armii powietrznej z bazą na Kubie, złożona z B-29 Superfortressów. Badania zmierzały powoli ku końcowi, kiedy w kwietniu 1945 roku umarł prezydent Roosevelt. „Atomową schedę” po nim obejmuje dotychczasowy wiceprezydent, Harry Truman. To właśnie on jest odpowiedzialny za podjęcie strasznej decyzji o zrzuceniu bomb atomowych na wciąż zaciekle broniące się Cesarstwo Japonii. Decyzja ta podyktowana została obawą, iż wojska USA poniosą olbrzymie straty, gdyby miało dojść do inwazji na Wyspy Japońskie, których mieszkańcy byli bardzo zdeterminowani i nie cofnęliby się, nawet gdyby mieli poświęcić miliony obywateli „dla Cesarza”. Samobójcy Kamikaze udowodnili dobitnie, że nie liczą się z życiem, byle tylko zadać jak największe straty wrogowi. Japoński sztab generalny zakładał, że do realizacji planu „Ketsu-Go” (Decyzja), czyli obrony Japonii, mogli zaangażować 2,5 miliona żołnierzy oraz około 32 milionów członków ruchów paramilitarnych i „pospolitego ruszenia”. Bez mrugnięcia okiem posłaliby ich wszystkich na śmierć, zadając przy tym ciężkie straty wojskom inwazyjnym.

15-kilometrowy grzyb atomowy nad Hiroszimą

15-kilometrowy grzyb atomowy nad Hiroszimą

Bomba „A” mogła zapobiec takiemu wariantowi. Demonstracja potęgi USA, mogącej dzięki nowej broni zniszczyć dowolne japońskie miasto, miała zmusić Cesarstwo do kapitulacji bez rozlewu krwi amerykańskich żołnierzy. Ponadto potęga nowej bomby miała utrzymać w szachu imperialistyczne zakusy Związku Radzieckiego, którego przywódca, Józef Stalin, pod koniec wojny zaczął zrzucać „owczą skórę” w której tak się podobał Rooseveltowi.

Olbrzymia Armia Czerwona z sojusznika łatwo mogła zamienić się wkrótce we wroga. Amerykanie musieli także za wszelką cenę pierwsi wejść w posiadanie atomu i nie pozwolić, by w tym wyścigu wygrali Sowieci, którzy też bardzo interesowali się możliwościami, jakie dawała nowa bomba.

„Teraz stałem się śmiercią, zniszczeniem światów”

16 lipca 1945 roku większość personelu Los Alamos zajęła stanowiska obserwacyjne oddalone o 15,5 kilometra od stalowej wieży o wysokości 33 metrów. Ta znajdowała się na poligonie wojskowym na pustyni Alamogordo, 340 km od ośrodka Los Alamos. Na wieży umieszczono kulę o średnicy półtora metra wypełnioną materiałem rozszczepialnym otoczonym ładunkami wybuchowymi, detonatorem i dodatkowym osprzętem. „Gadget”, bo tak nazwano kulę, była pierwszą w historii świata próbną bombą atomową i właśnie tego dnia miała zostać przetestowana. Jeszcze przed przeprowadzeniem próby zawzięcie spierano się nad siłą wybuchu nowej broni. Generał Groves przypuszczał, że eksplozja osiągnie siłę od 100 do 500 ton trotylu. Zdaniem wojskowego było to i tak bardzo dużo. Największe bomby lotnicze używane w tym czasie – brytyjskie „Grand Slam” o wadze blisko 10 ton, posiadały ekwiwalent 6,5 TNT, a siła ich wybuchu potrafiła wywołać nawet małe trzęsienie ziemi. Sam Oppenheimer uważał, że moc wybuchu osiągnie kilka tysięcy ton trotylu. Wszyscy zdecydowanie niedoszacowali siłę bomby atomowej, o czym przekonali się na własne oczy. O godzinie 5:29:45 czasu lokalnego pustynię oświetliła gigantyczna kula ognia, całkowicie niszcząc wszystko w promieniu 1600 metrów. Stalowa wieża, na której umieszczono ładunek, po prostu wyparowała w wyniku potwornej temperatury sięgającej 18 tysięcy stopni Celsjusza. Całe to piekło zostało wywołane zaledwie przez kilogram uranu. Pozostałe 37 kg, które stanowiły resztę ładunku bomby, zostało zniszczone zanim zaszła właściwa reakcja. Przyrządy pomiarowe ustaliły siłę eksplozji na co najmniej 17 000 KT, co było wartością niewyobrażalną. Reakcje naukowców na wybuch były w zasadzie podobne: szok i niedowierzanie. Mówiono o „naruszeniu równowagi wszechświata”, a ktoś stwierdził: „wszyscy jesteśmy sukinsynami”.

Oppenheimer, nadzorca projektu, milczał podczas próby, ale kilka godzin później zapisał w notatniku znamienne zdanie z hinduskiej księgi Bhagavatgita: „Teraz stałem się śmiercią, zniszczeniem światów”. Tego samego dnia wieczorem prezydent Truman otrzymał telegram z Los Alamos: „Operowany dziś rano. Diagnoza jeszcze niepełna, ale rezultaty wydają się zadowalające i już przekraczają oczekiwania”. Truman dostał ten telegram na kilkanaście godzin przed rozpoczęciem konferencji w Poczdamie – ostatnim ze wspólnych spotkań przywódców wielkich mocarstw. Amerykański szef państwa zyskał teraz potężna kartę przetargową do reki i nie omieszkał poinformować o tym Stalina, na którym nie wywarło to większego wrażenia, ponieważ od dawna był informowany o pracach w Los Alamos. Związek Radziecki miał licznych agentów donoszących o „Projekcie Manhattan”, między innymi Kalusa Fuchsa, świetnego naukowca i komunistę niemieckiego pracującego w samym Los Alamos. Fuchs został jednak aresztowany dopiero w 1950 roku, pięć lat po wybuchu bomby.

Bomba plutonowa Fat Man

Bomba plutonowa Fat Man

Bomba uranowa Little Man

Bomba uranowa Little Man

Podczas konferencji poczdamskiej trzy zwycięskie państwa wysłały do rządu japońskiego ultimatum, które było żądaniem bezwarunkowej kapitulacji i zastosowania się do warunków narzuconych przez sojusznicze mocarstwa. W przypadku odmowy grożono całkowitym zniszczeniem Cesarstwa Japonii. 28 lipca rząd premiera Kantaro Suzuki ogłosił, że odrzuca deklarację poczdamską. Od tego dnia Truman miał otwartą drogę do użycia nowej bomby przeciwko dalekowschodniemu mocarstwu. Decyzja Japończyków niejako „rozgrzeszyła politycznie” zamiar Trumana o unicestwieniu tysięcy istnień obywateli Japonii.

Przygotowania

Atomowa machina, która miała rzucić Japonię na kolana, ruszyła szybko i nieubłaganie. 28 lipca na niewielka wyspę Tinian, gdzie od lutego 1945 roku stacjonowała 509. Grupa 20. Armii Lotniczej, na pokładzie ciężkiego krążownika „Indianapolis” został dostarczony niezwykle cenny ładunek – długi, wiklinowy kosz. Dwa dni później na lotnisku Tinian wylądowały transportowce C-54 Skymaster z 38-kilogramowym ładunkiem uranu. Całą dobę montowano go w kadłubie przywiezionej przez okręt bomby. 2 sierpnia brakowało jeszcze tylko zapalników. Tego samego dnia gen. Nathan F. Twinnig, dowódca 20. Armii Lotniczej wydał rozkaz nr 13, który określał główny cel ataku i jego datę. Celem tym, który jako pierwszy miał poznać destrukcyjną siłę atomu, była Hiroszima – ósme co do wielkości miasto japońskie, zamieszkałe przez 300 tysięcy osób. W kwietniu 1945 jako podstawowe cele dla nowej bomby wytypowano właśnie to miasto, a także Kokurę, Niigatę i Kioto. Te miasta w niewielkim stopniu lub wcale nie ucierpiały w wyniku masowych nalotów dywanowych dokonywanych przez B-29 Superfortressy. Chodziło głównie o to, by w pełni ocenić siłę bomby A i dokładnie określić jej siłę rażenia i zniszczenia, jakie mogła spowodować. W już zniszczonym przez systematyczne masowe bombardowania Tokio bardzo trudno byłoby ocenić ostateczny efekt eksplozji.

B-29 "Enola Gay", który zrzucił pierwszą bombę atomową

B-29 „Enola Gay”, który zrzucił pierwszą bombę atomową

Jako nosiciela wybrano B-29 Superfortressa. 509. Grupa składała się ze specjalnie zmodyfikowanych do przenoszenia broni atomowej B-29. Całymi godzinami załogi ćwiczyły na tych maszynach manewry przypominające prawdziwy lot z bombą i jej zrzucenie na cel. B-29 zabierały tylko jedna bombę na pokład, nad celem zrzucały ją i wykonywały gwałtowny pełny zwrot, a miały na to zaledwie 28 sekund.

gadget_gotowy_do_probnej_detonacji

Wszystko zostało więc zapięte na ostatni guzik, ale porażka minęła całe przedsięwzięcie od włos.
„Indianapolis” powracający w końcu lipca do bazy po dostarczeniu ładunku na Tinian został dostrzeżony i storpedowany przez japoński okręt podwodny I-58. Trzy torpedy rozpruły kadłub krążownika, posyłając go na dno wraz z prawie tysiącem członków załogi. Gdyby „Indianapolis” został zatopiony wraz z ładunkiem zaledwie kilka dni wcześniej (co było bardzo prawdopodobne, ponieważ płynąc na Tinian, znajdował się w zasięgu okrętów podwodnych), być może losy wojny potoczyłyby się inaczej…

Atomowe piekło

6 sierpnia o godzinie 2.45 rano za sterami B-29 zasiadł 29-letni pułkownik Paul Tibbets, dowódca eskadry dziesięciu Superfortressów wchodzących w skład 509. Grupy bombowców. Jego maszyna miała tego ranka wykonać lot bez precedensu w dziejach świata. W skład załogi wchodzili także kpt. Robert Lewis (drugi pilot), kpt. Theodore van Kirk (nawigator), mjr Thomas Ferebee (bombardier), por. Jacob Beser (odpowiedzialny za elektronikę), sierż. Jospeh Stibork (operator radaru), sierż. Richard Nelson (operator radaru), sierż. sztab. Wyatt Duzenbury (inżynier lotu), sierż. sztab. Robert Caron (strzelec), kpt. William Deke Persons (odpowiedzialny za broń pokładową), ppor. Morris Jeppson (ekspert od uzbrojenia).

„Enola Gay” – nazwana imieniem matki Tibbetsa – na pokład zabrała tyko tę jedną, specjalną bombę. Miała długość 4,2 metra, średnicę 1,5 metra i ważyła 4090 kg, a więc niezbyt wiele dla kolosa zdolnego udźwignąć nawet do dziewięciu ton bomb. Wraz z „Enolą Gay” do startu przygotowywały się dwa inne bombowce B-29. Jeden, „Great Artist”, miał na pokładzie aparaturę badawczą i pomiarową, drugi – nienazwany – naszpikowany był aparatami fotograficznymi i kamerami filmowymi. Krótko po starcie, kiedy ładunek bomby o wdzięcznej nazwie „Little boy” został uzbrojony przez kapitana Personsa, pułkownik Tibbets powiedział do załogi „Uważajcie co mówicie. Każde słowo przejdzie do historii. Lecimy z pierwszą na świecie bombą atomową”.

O 7.25, po blisko sześciu i pół godzinie lotu, bombowce zbliżyły się do brzegów Japonii. Po kilkudziesięciu minutach znalazły się nad celem – Hiroszimą. Na widok wrogich samolotów w mieście rozległy się syreny alarmowe, ale mieszkańcy, przyczajeni już do amerykańskich maszyn nad głowami, nie zareagowali na to. Był to w dużej mierze efekt planu „przyzwyczajania” Japończyków do ciągłej obecności B-29 na ich niebie poprzez częste loty zwiadowcze pojedynczych maszyn nad Hiroszimą. Po wielu takich pozornie nieszkodliwych dla Japończyków nalotach obrona przeciwlotnicza oraz myśliwce zrezygnowały nawet z atakowania B-29, po prostu je ignorując. Nikt zatem szczególnie nie przejmował się, gdy nad centrum miasta przelatywała samotna maszyna. O 8.15 bombardier Ferebee zlokalizował punkt orientacyjny: most Aioi na rzece Ota. Punktualnie siedemnaście sekund później uruchomił mechanizm zwalniający. „Little Boy” poszybował w dół, podczas gdy „Enola Gay” uwolniona od czterech ton ciężaru szybko wykonała długo ćwiczony manewr: skok do góry i pełen skręt, na którego wykonanie załoga miała niecałe trzydzieści sekund.

O godzinie 8.16.02 Hiroszimę dosięgła zagłada.

Hiroszima po eksplozji bomby

Hiroszima po eksplozji bomby

Na wysokości 565 m nad miastem bomba eksplodowała. Z oślepiającym błyskiem pojawiła się ognista kula, która błyskawicznie powiększyła objętość – w ciągu sekundy jej średnica wynosiła już 280 metrów. Piekielna temperatura sięgająca 300 000 stopni Celsjusza stopiła wszystko w promieniu 300-400 m – w tym także wszystkich ludzi, którzy się znajdowali blisko centrum wybuchu. W odległości kilometra ciała ludzkie paliły się żywym ogniem. Nawet ci, którzy znajdowali się 3,5 kilometra od miejsca eksplozji, doznali dotkliwych oparzeń. Później pojawiła się fala uderzeniowa. Gnając z prędkością 800 do 1500 km/h, zmiatała wszystko na swej drodze, zrównując z ziemią każdy budynek w promieniu dwóch, trzech kilometrów. Trzynaście kilometrów kwadratowych zabudowy po prostu zniknęło. Po pewnym czasie na konające miasto spadł ciężki, czarny, radioaktywny deszcz. Gigantyczny grzyb dymu i pyłu uniósł się na wysokość piętnastu kilometrów i był długo widoczny jeszcze z odległości sześciuset kilometrów od miejsca eksplozji.

Nagasaki, ponad miesiąc po wybuchu

Nagasaki, ponad miesiąc po wybuchu

„O mój Boże, co myśmy zrobili?” – wyszeptał drugi pilot „Enoli Gay”. Bomba atomowa, która spadła na Hiroszimę miała siłę dwudziestu kiloton, a więc 20 000 ton trotylu. W jednej chwili zabiła 78 000 ludzi. Blisko 40 000 ludzi doznało ciężkich ran. Najgorsze jednak były późniejsze skutki atomowego uderzenia. W ciągu pięciu lat na chorobę popromienną zmarło w samej Hiroszimie około ćwierć miliona osób, w tym do grudnia 1945 roku około sześćdziesięciu tysięcy. Wielu ludzi, z trwałymi oparzeniami i mocno napromieniowanych, zmarło jeszcze później. Wszyscy mieszkańcy Hiroszimy oraz Nagasaki, którzy zostali dotknięci potwornymi skutkami wybuchu bomb atomowych, nazwani zostali „Hibakusha”.

Świat był wstrząśnięty przerażającą siłą broni atomowej. Jedna bomba poczyniła ogromne spustoszenia w sporym mieście i zabiła dziesiątki tysięcy jego mieszkańców. Taki „efekt” do tej pory udawało się osiągnąć dzięki setkom nalotów dywanowych i tysiącom ton zrzuconych bomb. Japonia dowiedziała się w nocy z 6 na 7 sierpnia, jaki „demon” unicestwił Hiroszimę. Prezydent Truman zakomunikował przez radio: „Jest to bomba atomowa. Opanowaliśmy elementarną energię wszechświata.

Moc, z której Słońce czerpie swoją potęgę, została rzucona przeciwko tym, którzy rozniecili wojnę na Dalekim Wschodzie”. Co gorsza, Japonia nie miała szans, by powstrzymać Amerykanów przed zrzuceniem kolejnej bomby. Dzień po eksplozji nad Hiroszimą wybitny japoński profesor fizyki atomowej Yoshio Nishina, zapytany przez generała Kawabego ze sztabu generalnego o możliwość obrony przed kolejnym atakiem atomowym, wyraźnie stwierdził, że jedynym sposobem niedopuszczenia do zagłady kolejnego miasta jest zestrzelenie każdego B-29, który pojawi się na niebie nad Krajem Kwitnącej Wiśni. Łatwo powiedzieć, ale wykonać niezwykle trudno. Japońskie lotnictwo w sierpniu 1945 roku nie przypominało już zwycięskiego lotnictwa sprzed czterech lat i było cieniem samego siebie. Japonia mogła przeznaczyć do obrony nieba zaledwie kilkaset myśliwców nocnych i dziennych oraz niewielką liczbę dział przeciwlotniczych. W dodatku B-29 nie łatwo było zniszczyć, ponieważ posiadały konstrukcję bardzo wytrzymałą i odporną na ostrzał, mogły także liczyć na silne wsparcie ze strony Mustangów. Cesarstwo mogło więc jedynie biernie czekać na to, by nad ziemią japońską „słońce wzeszło na niebie po raz drugi”. Jakże trafna metafora…

Zniszczona Hiroszima

Zniszczona Hiroszima

Tymczasem Amerykanie szykowali się do kolejnego nalotu na jeden z trzech pozostałych głównych celów – Kokurę. Atak miał być przeprowadzony 11 sierpnia, ale z powodu prognoz meteorologicznych zapowiadających pogorszenie pogody w tym dniu „dniem zagłady” miał się stać 9 sierpnia. O 3.47 rano tego dnia z lotniska na Tinianie wystartował „Bock’s Car” – B-29 pilotowany przez majora Charlesa Sweeneya. Na pokładzie miał drugą bombę atomową, nazwaną „Fat Man”, o wadze 4670 kilogramów, długości 3,65 metra i średnicy 1,52 metra. Ładunek „Fat Mana” zawierał pluton, a „Little Boy’a” – uran. Było tak prawdopodobnie dlatego, iż kierowano się chęcią porównania mocy niszczącej obu ładunków.

Za kwadrans jedenasta Superfortress znalazł się nad Kokurą, jednak gęste chmury skutecznie zakryły miasto przed załogą, uniemożliwiając lokalizację celu. Po 45 minutach bezskutecznego krążenia nad miastem, major Sweeney zdecydował się zaatakować cel zastępczy – miasto Nagasaki. Tam również zalegała warstwa chmur, jednak załodze udało się odszukać prześwit, przez który widać było zabudowania miasta. Widoczność utrzymywała się tylko dwadzieścia sekund, ale to wystarczyło, by dokonać zrzutu „Fat Mana”, który eksplodował na wysokości pół kilometra nad miastem, o godzinie 11.58. Celem priorytetowym była wojskowa fabryka Mitsubishi, najważniejszy obiekt strategiczny w Nagasaki, jednakże wybuch bomby uszkodził ją w niewielkim stopniu, ponieważ była oddalona o kilkanaście kilometrów od hipocentrum. W mieście w jednej chwili zostało unicestwionych blisko 70 000 ludzi. Złowieszczy słup dymu w ciągu sześćdziesięciu sekund wystrzelił w górę na dziesięć kilometrów. W Nagasaki zniszczenia były mniejsze niż w Hiroszimie, ponieważ z powodu złej widoczności zrzut był niecelny, także ukształtowanie terenu było inne.

Japonia na kolanach. Koniec II wojny światowej

Los Alamos współcześnie

Los Alamos współcześnie

Tego samego dnia, kiedy umierało Nagasaki, w schronie pod pałacem cesarskim trwała burzliwa narada z udziałem cesarza, premiera i najwyższych dowódców wojskowych. Ci ostatni zażarcie protestowali przeciwko kapitulacji, twierdząc z przerażającym fanatyzmem, iż „sto milionów Japończyków gotowych jest polec w obronie honoru Cesarstwa”. Wreszcie o drugiej rano następnego dnia boski cesarz Hirohito, Syn Słońca, wypowiedział znamienne zdanie: „Nadeszła godzina zaakceptowania tego, co jest nie do zaakceptowania i zniesienia tego, co wydaje się nie do zniesienia”. Te słowa zakończyły praktycznie II wojnę na Pacyfiku. Najwyższa Rada Japonii na życzenie cesarza przyjęła warunki kapitulacji narzucone przez Aliantów. Cesarz uznał, że kontynuowanie wojny jest całkiem bezcelowe i dalszy opór przyniesie tylko coraz więcej ofiar wśród narodu japońskiego, a kolejne miasta będą umierać jak Hiroszima i Nagasaki. Decyzja Hirohito była świętością i rozkazem dla całego narodu i musiano ją zaakceptować. Jednak wielu Japończyków, zwłaszcza wyższych oficerów, nie pogodziło się z kapitulacją. Przez armię po 10 sierpnia przeszła fala samobójstw, popełnianych zazwyczaj w rytualny sposób za pomocą miecza jak nakazywał samurajski kodeks Bushido. Tak zakończył życie między innymi twórca idei „Kamikaze” – admirał Onisi Takijiro.

Robert Oppenheimer - ojciec bomby atomowej

Robert Oppenheimer – ojciec bomby atomowej

14 sierpnia prezydent Truman zakazał dalszych nalotów bombowych na Japonię. 18 sierpnia nastąpiło oficjalne zawieszenie broni pomiędzy Aliantami a Japonią. 2 września na pokładzie amerykańskiego pancernika Missouri szesnastoosobowa delegacja japońska z ministrem spraw zagranicznych Mamoru Shigemitsu na czele podpisała w obecności generała MacArthura, admirała Nimitza oraz admirała Halleya akt kapitulacji. Tego dnia skończyła się II wojna światowa – największa i najbardziej krwawa wojna, jaką kiedykolwiek rozpętano. Jednakże użycie nowej, superpotężnej broni kładło się cieniem na dalszej przyszłości świata. Rozpoczynała się era atomu i gwałtownych wyścigów zbrojeniowych pomiędzy mocarstwami. Wkrótce rozpoczęła się „zimna wojna” i kolejne państwa zaczęły wchodzić w posiadanie atomu.

ZSRR w ciągu czterech lat po użyciu pierwszych bomb atomowych wyprodukował i przetestował w sierpniu 1949 roku własna bombę. Wielka Brytania weszła w jej posiadanie w 1952 roku, Francja – w 1960, Chiny – w 1964. Do posiadania atomu przyznają się też Indie, Pakistan, Izrael, Kazachstan, Ukraina, Białoruś. Potworne zniszczenia, jakie poczyniła bomba „A” w Hiroszimie i Nagasaki, nigdy nie zostały, na szczęście, powtórzone. Niemniej, mimo że minęło ponad sześćdziesiąt lat, świat ciągle obawia się tej broni.

I nic dziwnego. W rękach szaleńców, terrorystów i dyktatorów bomby atomowe mogłyby wywołać światowy Armagedon w prawdziwym znaczeniu tego słowa. „Little Boy” i „Fat Man” posiadały stosunkowo małą siłę eksplozji w porównaniu do późniejszych konstrukcji. By uświadomić sobie, czego może dokonać naprawdę potężna bomba, wystarczy poznać fakty. 30 października 1961 roku na poligonie radzieckim na Nowej Ziemi na Morzu Arktycznym zdetonowano bombę termojądrową o sile 58 MT czyli 58 milionów ton trotylu. Było to około 2900 razy więcej niż pierwsza bomba atomowa, która spustoszyła Hiroszimę szesnaście lat wcześniej. „Bomba Cara”, bo taki jej nadano kryptonim, unicestwiła kilka skalistych wysepek wokół miejsca eksplozji a wstrząs detonacji był odczuwalny nawet na Alasce. Fala uderzeniowa trzykrotnie okrążyła planetę, a sam wybuch był widoczny z odległości ponad 900 kilometrów. W niebo wzniósł się sześćdziesięciokilometrowej wysokości grzyb atomowy. Teoretycznie siła wybuchu tej bomby mogła sięgnąć zawrotnych 150 MT, ale została ograniczona, ponieważ radioaktywny deszcz, który powstałby po tak silnym wybuchu, mógłby opaść na kraje Europy.

Wybuch bomby atomowej nad Hiroszimą

Supermocarstwa takie jak USA czy ZSRR posiadające tysiące głowic atomowych mogły z łatwością wywołać zniszczenia na taką skalę, że Hiroszima i Nagasaki stałyby się przy tym nic nie znaczącym „incydentem”. Światu pozostaje tylko modlitwa o to, żeby nigdy więcej nie doszło do użycia bomby atomowej. Warto tutaj przytoczyć słowa Alberta Einsteina: „Nie wiem, jaka broń będzie użyta w trzeciej wojnie światowej, ale czwarta będzie na maczugi”…