Stany Zjednoczone trawione przez tajemniczy wirus, Unia Europejska funkcjonuje tylko na papierze, Państwo Islamskie przybiera na sile, a Rosja chyli się ku upadkowi. W tak wykreowanej nieodległej przyszłości Autor umieszcza nabierające znaczenia Polskę i Turcję, która wykorzystując słabość odwiecznego rywala, rusza na podbój Grecji… Jak w pogrążającym się w chaosie świecie odnajdzie się będąca oazą spokoju Polska? Najnowsza książka Vladimira Wolffa odpowiada na to pytanie jedynie częściowo, ponieważ stanowi tylko pierwszą część nowego cyklu wydawniczego War Booka.

Trzeba powiedzieć, że w tworzeniu wizji światowego kryzysu Autor się nie patyczkował. Zamiast snuć misterną intrygę, postawił na brutalną siłę wylewającą się od pierwszych stron książki. Powiedzieć, że fabuła została naszkicowana grubą kreską, to jak nie powiedzie nic. Autor po prostu chlusnął na płótno kubłem farby. W jego zamyśle bez trudu można by znaleźć wiele dziur i nieprawdopodobieństw, ale w końcu książka nie pretenduje do miana politologicznej analizy, ma jednie dostarczyć rozrywki, więc wszelkie fajerwerki dostarczające jeszcze więcej akcji są tu jak najbardziej na miejscu.

Przez ponad 430 stron Czytelnik śledzi równolegle poczynania kilku głównych bohaterów: Polaków, Amerykanów, Turków, Greków i islamistów, próbujących wyciągnąć maksimum zysków z sytuacji, w której się znaleźli bądź którą sprokurowali. A że wszyscy doszli do wniosku, iż nic nie działa na przeciwnika lepiej niż seria z kałacha, pocisk przeciwpancerny czy torpedy, akcja toczy się wartko. Myśliwce toczą walki powietrzne, toną okręty, komandosi wykonują rajdy na tyły przeciwnika, a dwulicowi politycy i służby wywiadowcze toczą zakulisowe rozgrywki. Generalnie w „Metalowej burzy” znajdziemy wszystko, czego oczekujemy od książki sensacyjnej o tematyce wojskowej. Nie powiem, była to lektura dostarczająca sporo rozrywki, a nierzadko też i uśmiechu, nie wiem tylko czy ten ostatni był planowany przez Autora. Zwłaszcza zakończenie wydało mi się bardzo zabawne i mogłoby stanowić koniec całego cyklu.

Śmiech lub, zależnie od charakteru Czytelnika, irytację mogą niestety budzić też liczne wpadki, które nie powinny zdarzyć się Autorowi specjalizującemu się w tematyce wojskowej i takiemuż wydawnictwu. Zaczynając od rzeczy językowych: mamy oczywiście klasyczne łodzie podwodne, ale też ciekawsze jety i tracki. Nie wiem, dlaczego nie można był nazwać myśliwca myśliwcem, odrzutowcem, samolotem – tylko akurat jetem? Od biedy już lepszy byłby nawet szturmowiec, zastosowany gdzie indziej w stosunku do F-16. Track na określenie ciężarówki jest jeszcze zabawniejszy, bo nie dość, że angielski, to jeszcze z błędem. Przy przykładach wspomnianych przed chwilą Cap Canaveral zamiast Przylądku Canaveral lub chociaż Cape Canaveral można uznać za literówkę.

Akcja książki toczy się w wielu miejscach świata i na tyle, na ile przeciętny Czytelnik może znać Stambuł czy Damaszek, ich opisy wyglądają porządnie. Szkoda, że Autor wyłożył się na własnym kraju. Po pierwsze: Pendolino z Warszawy do Gdańska nie jedzie przez Toruń, a gdyby z jakiegoś dziwnego powodu tamtędy jechał, to bohater nim jadący nie powinien się dziwić, że zajmuje to tak dużo czasu, bo jest to kompletnie nie po drodze z kolejowego punktu widzenia. A po drugie: dotyczące Gdańska zdanie – „Przez Bramę Mieszczańską wkroczył na Długi Targ” – jest podwójnie nieprawdziwe. W Gdańsku nie ma bramy o takiej nazwie. Z kontekstu wynika, że chodzi o Złotą Bramę, ale przez nią się wchodzi na ulicę Długą (stąd oryginalna nazwa tłumaczona z niemieckiego to Brama Długouliczna), która dopiero później przechodzi w Długi Targ. Może się czepiam, ale cóż, lubię Gdańsk…

I w ten sposób przechodzimy do trzeciej grupy błędów – militarnych. W krótkich, żołnierskich słowach: krążowniki mogą być wyposażone w system Aegis, od biedy mogą być krążowniki klasy Aegis, ale nie ma krążowników typu Aegis; amerykańska 82. Dywizja jest powietrznodesantowa, a nie powietrzno-szturmowa; śmigłowiec Sokół to W-3, a nie WS-3, a Turcja już pracuje nad niewielkim lotniskowcem Anadolu. Nie są to błędy książkę dyskwalifikujące, ale u Autora określanego mianem eksperta od wojskowości oczekiwałoby się więcej. Być może nawet większość Czytelników nie zwróci na nie uwagi, ale innym będą psuć klimat.

„Metalowa burza” to absolutne porządna, niezmuszająca do myślenia, dynamiczna powieść akcji, która dostarcza odpowiedniej dawki niezobowiązującej rozrywki. Gdy dodamy do tego centralną rolę Polski, wyjdzie nam znośna mieszanka, nad którą można spędzić kilka godzin. Konkurencja w tym segmencie rynku jest silna, ale nieliczna, więc warto zainteresować się każdym nowym tytułem – także i tym.

Zobacz też: Vladimir Wolff – „Stalowa kurtyna”.

Metalowa burza

Vladimir Wolff – „Metalowa burza”. War Book, 2016. Stron: 448. ISBN: 978-83-64523-47-2.