Na niektóre tematy wydaje się dziesiątki pozycji, na przykład o czołgu Tiger, o Normandii czy bitwie stalingradzkiej, ale są też tytuły, które mimo niszowego tematu dokonują nowego otwarcia – na przykład w temacie udziału Ślązaków w wojnie domowej w Hiszpanii. Tak właśnie jest w przypadku książki „Śląsk zbuntowany” Dariusza Zalegi, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.
O czym jest ta książka? Przede wszystkim o ludziach, mieszkańcach śląskiej ziemi, którzy mimo zaborów, mimo katorżniczej i niebezpiecznej pracy, mimo wojny światowej zachowali człowieczeństwo i chcieli lepszego jutra. Jest to opowieść o „soli tamtej ziemi”, która przelewała krew za polskość Śląska, ale także za poprawę bytu górników oraz powstrzymanie faszyzmu w odległej słonecznej Hiszpanii w latach 1936–1939. Ta książka to także pstryczek w nos tych wszystkich, którzy z perspektywy lat widzą w Drugiej Rzeczypospolitej kraj mlekiem i miodem płynący, który byłby dziś mocarstwem, gdyby nie wybuch drugiej wojny światowej.
Czy w takim kraju ludzie nie mają co jeść, biedują, strajkują, są zastraszani przez fabrykantów, do strajkujących strzela policja, a jedyną alternatywą lepszego jutra jest emigracja do francuskich kopalń?
Autor we wstępie pisze: „Ta książka to jednak nie dzieje Górnego Śląska, nie jest to też opis walk ochotników międzynarodowych w wojnie hiszpańskiej. To historia widziana oczyma tych Ślązaków, których los rzucił za Pireneje, a potem rozsiał po całym świecie. Tych, których nazwiska zachowała właśnie historia. I tych, w których życiu odbijały się losy pewnej generacji”.
O tych ludziach z Brygad Międzynarodowych, którzy wyjechali z Polski bronić hiszpańskiej republiki, mówimy dziś: Dąbrowszczacy. Wbrew pozorom nie byli oni zagorzałymi komunistami, jak chcą ich widzieć jedni, ani sprzedawczykami na pasku Moskwy, jak postrzegają ich inni. To byli ideowcy, którzy powiedzieli faszyzmowi: nie. Doskonale to oddają słowa jednego z bohaterów tej walki, Wilhelma Zająca, który wtedy tak opisywał podjęcie decyzji o wyjeździe za Pireneje: „Pamiętam, jak 18 lipca generał Franco napadł na Republikę Hiszpańską, to było już z góry między nami wiadome, że ci zbrodniarze faszystowscy maczają tam swe krwawe łapy. I my wszyscy, co cierpieliśmy i wiedzieliśmy, ilu towarzyszy siedzi w więzieniach, z tym duchem szliśmy otwarcie walczyć z karabinem w Espanii”.
Książka ma 223 strony, dobry gatunkowo papier, sztywną okładkę, wiele czarno białych zdjęć i mapę Górnego Śląska. Tę historię ludzi z tamtego miejsca, rozsianych po Europie w walce o lepszy byt, a także lepsze jutro dla robotników, autor opisuje przystępnie i, co ważne, często oddaje głos ludziom, którzy byli uczestnikami tamtych wydarzeń. Szczerze polecam tę pasjonującą, ale i smutną historię ludzi i miejsc, w których żyli i umierali Ślązacy.