Marek Gaszyński nie jest z pewnością osoba anonimową, chociaż jako autor beletrystyki jest absolutnym debiutantem. Znają go z pewnością starsze pokolenia, które wychowały się na starych audycjach III Programu Polskiego Radia, wokół którego wyrosło liczne grono stałych słuchaczy oraz spora grupa kultowych, można by rzec, dziennikarzy i prowadzących, by wymienić choćby Wojciecha Manna, Grzegorza Miecugowa czy Marka Niedźwiedzkiego. Jest wśród nich również Marek Gaszyński – prowadzący programy muzyczne, autor tekstów piosenek dla kilku zespołów, w tym Czerwonych Gitar, oraz autor kilku książek traktujących o muzyce. Słowo pisane nie jest więc mu obce, ale jak poradził sobie w zupełnie nowej dla niego formie? Zobaczmy.
Książka składa się z serii kilku krótkich i jednego dłuższego opowiadania – tytułowej „Wyspy”. Elementem łączącym poszczególne opowiadania jest postać głównego bohatera, który sam siebie określa jako człowiek do wynajęcia. Od pięćdziesięciu lat prowadzi podwójne życie dziennikarza radiowego i członka tajnego Stowarzyszenia, o którym wiemy tylko tyle, że działa „dla dobra Ziemi”. Nawet bohater wie o organizacji, do której należy, niewiele więcej. Nie przeszkadza mu to jednak wykonywać dla niej od pół wieku różnych zadań, do których został odpowiednio przeszkolony. Raz była to misja ochraniania kogoś, innym razem zabójstwa, czasem musiał coś wysadzić w powietrze lub pozyskać dokumenty. Jednym słowem, życie szpiega w pełnej krasie, z tą różnica, że nie służył w szeregach jednej z państwowych organizacji wywiadowczych, choć z nimi współpracował, ale dla Stowarzyszenia.
W pierwszej części narratorem jest sam bohater, który wspomina różne akcje przeprowadzone przez siebie w ciągu ostatniego półwiecza. Było wśród nich wiele spraw, które znalazły się na czołówkach gazet i serwisów informacyjnych, ale organizacja działała na tyle sprawnie, że nigdy nie została wykryta. Bohater unieszkodliwił na przykład szwedzkiego ekoterrorystę, który chciał przeprowadzić zamach bombowy w czasie protestów w obronie Doliny Rospudy. Agentowi pomagał przy tym osobiście marszałek Krzysztof Putra! Pamiętacie być może, jak jakiś czas temu marszałek zgolił swoje słynne wąsy? Był to ważny element całej akcji przeciwko terroryście. Z innych akcji, w które zamieszany był nasz bohater, wymienić można unieszkodliwienie terrorystów Al-Kaidy na festiwalu w Woodstock, wkroczenie wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji, sfingowane lądowanie człowieka na Księżycu w 1969 roku, zabójstwo premiera Piotra Jaroszewicza, a nawet niedawna afera gruntowa z udziałem najważniejszych postaci tak zwanej IV RP.
Opowiadania czyta się przyjemnie, a liczne odniesienia do rzeczywistych wydarzeń i postaci, które występują nawet na zdjęciach, stanowią miły, a nieraz bardzo humorystyczny, akcent.
Drugą część książki stanowi opowiadanie „Wyspa”. Jest to typowy kryminał, w którym bohater poznany w pierwszej części rozwiązuje zagadkę śmierci swojej przyjaciółki, a cala akcja toczy się na jednej z Wysp Kanaryjskich. Spotkamy tam rodzinę skrywającą liczne tajemnice, biznesmenów walczących z konkurencją i tajną organizację walczącą ze współczesną cywilizacją. Nie jest to być może dzieło na miarę utworów Agathy Christie, ale chyba nie taki też był cel autora, który całą książkę napisał z przymrużeniem oka.
Autor nie pozwala jednak czytelnikowi zapomnieć ani na moment, co jest jego prawdziwą pasją. Przez całą książkę w różnych formach i kontekstach pojawiają się liczne odniesienia do muzyki, szczególnie jazzu, który odmieniany jest chyba we wszystkich możliwych formach. Nadaje to specyficznego klimatu, ale nie wiem czy autor z tym nie przesadził.
Nie jest to jakaś wybitna pozycja, która przejdzie do klasyki polskiego kryminału, ale jak już mówiłem, nie takie było zamierzenie autora. Jest to raczej lekka, łatwa i przyjemna lektura na lato, które w tym roku nie co dzień rozpieszcza nas słoneczną pogodą – w tej roli sprawdzi się znakomicie.