Dziennik Der Spiegel poinformował, że władze w Berlinie są zaniepokojone aktywnością prorosyjskiego działacza blisko związanego z Moskwą, a jednocześnie pracującego dla Eugena Schmidta, deputowanego skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Mowa o 52‑letnim Władimirze Sergijence, który dzięki Schmidtowi ma dostęp do serca niemieckiej demokracji – może swobodnie poruszać się po gmachu Bundestagu, a także Paul-Löbe-Haus, nowoczesnym szklanym budynku, w którym mieszczą się biura niektórych posłów.

Policja i inne służby bezpieczeństwa są zaniepokojone działalnością Sergijenki. Problem jest znany i najwyraźniej kontrolowany, jednak sprawowanie efektywnego nadzoru wymaga jednak dużego nakładu sił i środków. A poza tym niewiele można zrobić.

Sergijenko urodził się we Lwowie, od 1991 roku mieszka w Niemczech, spędził też trochę czasu w Rosji. Tam zasłynął jako pisarz. Jedną z jego książek jest „Przeklinanie po rosyjsku”, przewodnik po używaniu przekleństw, opublikowany również w języku niemieckim. Podczas odczytów uczył niemiecką publiczność, jak pić wódkę, którą opisywał jako jogę dla Rosjan.



Człowiek rozsiewający propagandę, która z pewnością przypadła do gustu Władimirowi Putinowi, staje się coraz bardziej niebezpieczny i zarazem niewygodny dla władz w Berlinie. Sergijenko ostrzegał, że NATO nie powinno wpadać na pomysł ataku na Rosję, czyniąc aluzje do wojny nuklearnej i strasząc unicestwieniem Warszawy. Kiedy występuje w rosyjskiej telewizji państwowej, rzadko przebiera w słowach.

– Jeśli sytuacja ukraińskich cywilów jest tak nie do zniesienia, to czas, aby Kijów pomyślał o poddaniu się – powiedział kilka miesięcy temu stacji NTV. – W przeciwnym razie wojna będzie trwać, dopóki Ukraina nie będzie już stanowić zagrożenia dla Rosji.

Żadna partia w Niemczech nie zabiegała o zbliżenie się do reżimu Putina w takim stopniu jak AfD w ostatnich latach. Jej szefów witano w Moskwie w sposób zarezerwowany dla głów państw i szefów rządów. Partia nie zerwała kontaktów po inwazji Rosji na Ukrainę. Jeszcze w maju szef partii Tino Chrupalla i honorowy przewodniczący Alexander Gauland uczestniczyli w przyjęciu w ambasadzie rosyjskiej w Berlinie z okazji rocznicy zwycięstwa nad nazistowskimi Niemcami.

AfD jest blisko nie tylko z Rosją, ale od niedawna również z Chinami. Jeszcze kilka miesięcy temu było zupełnie odwrotnie, partia wezwała rząd do pozbawienia ChRL statusu gospodarki rozwijającej się, potępiła chińskie szpiegostwo gospodarcze i zażądała powstrzymania prób zakupu udziałów w terminalu portowym w Hamburgu przez chińskiego giganta żeglugowego Cosco. Partia zaliczyła jednak nagły zwrot i krytykuje politykę zagraniczną zmierzającą do osłabienia wpływów gospodarczych Pekinu w Niemczech.



W takiej atmosferze Sergijenko nie wydaje się samotną wyspą. Jego działalność – bądź co bądź opiniotwórcza – musi być porównywana ze wzrostem ogólnego poparcia dla AfD w Niemczech. W zasadzie od dłuższego czasu rośnie ono w sondażach we wschodnich krajach związkowych, jednak w lipcu osiągnęło rekordowy wynik w Badenii-Wirtembergii, gdzie według sondażu BW-Trend dla stacji SWR AfD miałaby 19% poparcia. Oznacza to skok o 7 punktów procentowych w porównaniu z marcem 2023 roku. Obecnie partia ta ma 79 z 736 miejsc w Bundestagu, ale niedawny sondaż pokazuje, że ma też około 16% poparcia w skali kraju, co oznacza, że wyprzedziła Zielonych jako trzecia najpopularniejsza partia w Niemczech.

Der Spiegel podaje, że Sergijenko – dzięki zażyłości z przedstawicielami najwyższych władz Rosji – zapewnił Kremlowi pośredni dostęp do Bundestagu. Zachodnie służby podejrzewają, że współpraca z Eugenem Schmidtem to jedynie wierzchołek góry lodowej wpływu na politykę w Niemczech. Sergijenko może wywierać wpływ na AfD, być na usługach Moskwy i pobierać sowite wynagrodzenie od mocodawców, nie tylko do prywatnej kiesy, ale również na finansowanie działalności partii.

Celnicy dwukrotnie odkryli duże sumy gotówki przy Sergijence po jego powrotach z Rosji. Po jednej z takich podróży (z przesiadką w Turcji) pod koniec kwietnia na lotnisku w Hamburgu funkcjonariusze ujawnili podczas kontroli osobistej i przewożonego bagażu 9 tysięcy euro. Kilka tygodni później, w czerwcu, Sergijenko został ponownie zatrzymany w drodze powrotnej do Niemiec – i miał w bagażu identyczną sumę. Rosjanin jest przebiegły, gdyż kwoty poniżej 10 tysięcy euro nie muszą być rejestrowane ani zgłaszane. Wpadł więc dlatego, że niemieccy funkcjonariusze wykazali się nadgorliwością lub otrzymali polecenie z góry, że należy krnąbrnemu i sprawiającemu problemy Rosjaninowi dać do myślenia.



Podróżowanie ułatwiają mu posiadane dokumenty, gdyż oprócz ukraińskiego paszportu ma teraz także rosyjski o numerze 76-7509293. Oczywiście został także naturalizowanym obywatelem Niemiec. Udało mu się to w połowie listopada, mimo że coraz więcej międzynarodowych agencji wywiadowczych zaczęło interesować jego podróżami do Rosji. Urzędnicy najwyraźniej nie wiedzieli, że Sergijenko posiada rosyjski paszport, dopóki nie zwrócili na to uwagi kilka miesięcy temu podczas kontroli na lotnisku.

Lider AfD Tino Chrupalla (z lewej) podczas wizyty w Moskwie. Obok niego wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Aleksandr Żukow.
(duma.gov.ru)

Zresztą cały proces wydania paszportu Rosjaninowi stawia w złym świetle niemiecki urząd w dzielnicy Charlottenburg-Wilmersdorf w Berlinie. Rutynowa kontrola bezpieczeństwa nie wykazała niczego niezwykłego. Władze bezpieczeństwa nie miały wówczas na radarze ambitnego prorosyjskiego propagandysty i dały zielone światło.

– Zawsze działam niezależnie i wiąże mnie wyłącznie sumienie – broni się Rosjanin. – To niezwykłe, że utrzymywanie pozytywnych stosunków z Rosją jest uważane za niepożądane.

Sergijenko natomiast stanowczo zaprzeczył, jakoby wspierał AfD finansowo i szerzył propagandę rosyjską. Tymczasem Ukraina umieściła go na liście osób objętych sankcjami i może wystąpić o cofnięcie mu obywatelstwa lub aresztowanie go, jeśli znajdzie się na ukraińskim terytorium.

Rosyjska sieć szpiegów

Sergijenko nie jest przypadkiem osamotnionym. Co więcej, wydaje się jedynie kroplą w morzu problemów, w którym pływają zachodnie służby. Przed wojną w Ukrainie problem rosyjskiego szpiegostwa w Europie Zachodniej był znany i nie do końca kontrolowany. Po 24 lutego 2022 roku szpiedzy (albo ludzie uznani za szpiegów) otrzymali wilcze bilety i musieli wyjechać do Federacji Rosyjskiej.



Ken McCallum, dyrektor generalny brytyjskiego kontrwywiadu MI5, w dorocznym przemówieniu w listopadzie, przedstawiając zagrożenia dla Wielkiej Brytanii, stwierdził, że w okresie od 24 lutego 2022 roku wydalono z Europy 600 rosyjskich urzędników, z których 400 MI5 uznała za szpiegów. Oprócz wydalania osób uznanych za personae non gratae odrzucono ze względów bezpieczeństwa narodowego ponad 100 wniosków o wydanie wizy dyplomatycznej.

Widok na Thames House – siedzibę brytyjskiego MI5 w Londynie.
(Security Service, Open Government Licence version 1.0)

W podobnym tonie wypowiada się fińska służba kontrwywiadowcza SUPO, twierdząca, że wydalenia rosyjskich oficerów wywiadu i odmowy wiz dla ich następców znacznie osłabiły operacje wywiadowcze Moskwy w regionie nordyckim. Dyrektor SUPO Antti Pelttari stwierdził, że liczba szpiegów skurczyła się w zeszłym roku o połowę.

– Podczas gdy Rosja nadal stara się przysyłać nam oficerów wywiadu pod osłoną dyplomatyczną, będzie musiała znaleźć sposoby na zrekompensowanie niedoborów ludzi w wywiadzie, na przykład poprzez coraz częstsze przyjmowanie innych form tajnych operacji za granicą – podkreślił Pelttari.

Natomiast Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych oszacowało, że od agresji rosyjskiej na Ukrainę z rosyjskich ambasad wydalono ponad 450 dyplomatów. Według Dariusa Jauniškisa, dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Państwowego Litwy, kluczowym celem rosyjskiego wywiadu są europejska infrastruktura krytyczna oraz monitorowanie „produkcji i dostaw zachodniej broni do Ukrainy”.



W marcu Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała dziewięć osób podejrzanych o współpracę z rosyjskimi służbami specjalnymi. Funkcjonariusze zabezpieczyli kamery, które miały być ukrywane na trasach i węzłach kolejowych w okolicach lotniska Rzeszów-Jasionka. Ponadto w ręce polskie dostał się sprzęt elektroniczny i nadajniki GPS, które miały być montowane na transportach z pomocą dla Ukrainy, aby ułatwić neutralizowanie sprzętu, zanim trafi na front.

– Obywatele Litwy są rekrutowani podczas podróży do Rosji lub na Białoruś – powiedział Jauniškis. – Rosyjskie służby wywiadowcze starają się stworzyć nowe możliwości dla swoich działań wywiadowczych w Europie.

Jauniškis wskazuje tu działania w cyberprzestrzeni, stosowanie nietradycyjnych przykrywek (inne niż dyplomatyczne) i operacje w internecie.

Szwajcarska Federalna Służba Wywiadowcza w zeszłorocznym raporcie ujawniła, że co najmniej jedna trzecia z 220 akredytowanych rosyjskich urzędników dyplomatycznych to prawdopodobnie szpiedzy. Rosyjscy agenci nadal działali w Bernie i w Stałym Przedstawicielstwie Rosji przy ONZ w Genewie.

„W Europie Szwajcaria jest jednym z państw o największej liczbie rosyjskich oficerów wywiadu działających pod przykrywką dyplomatyczną, częściowo ze względu na rolę gospodarza dla organizacji międzynarodowych” – napisano w raporcie opublikowanym w czerwcu.

Liczba rosyjskich szpiegów w Szwajcarii ma nawet przekraczać liczbę chińskich. Agencja podała, że Chiny mają dziesiątki szpiegów, którzy jednak bardziej polegają na przykrywce niedyplomatycznej i działają głównie jako naukowcy, dziennikarze lub biznesmeni. Z tego wynikać może błąd w poprawnym oszacowaniu liczby szpiegów z Kraju Środka.



Szwajcarskie tajne służby, zatrudniające oficjalnie 450 pracowników, przez wojnę w Ukrainie zmuszone zostały do rozszerzenia obszarów zainteresowania na Turcję i Indie. Wcześniej nie poświęcano im wiele uwagi, ponieważ Rosja nie wykorzystywała przedsiębiorstw z tych krajów do pozyskiwania współpracowników.

O skali rosyjskiego szpiegostwa w państwach NATO świadczą też aresztowania osób uznanych za agentów Kremla. Od 2011 roku na Zachodzie nie zdemaskowano publicznie żadnego rosyjskiego nielegalnego agenta, ale w ubiegłym roku wyszło na jaw siedem przypadków – w Norwegii, Brazylii, Holandii, Słowenii i Grecji. Wydaje się, że nie jest to dziełem przypadku.

W ubiegłym roku zatrzymano dwóch Rosjan i Ukraińca (takimi paszportami dysponowali) próbujących wejść do albańskiego kompleksu wojskowego i nieczynnej fabryki w Gramshi w celu wykonania zdjęć. Sprawa zakończyła się ogłoszeniem im zarzutów szpiegostwa. Również w 2022 roku bułgarscy prokuratorzy ujawnili szczegóły śledztwa w sprawie generała rezerwy wojsk lądowych pracującego w sektorze obrony, który od 2016 roku przekazywał Rosji tajne informacje wywiadowcze. Natomiast słowacki kontrwywiad zatrzymał pułkownika rezerwy wojsk lądowych Pavla Buczyka, który miał dostarczać Rosji informacje o słowackich i ukraińskich wojskach. Za przekazane materiały otrzymał co najmniej 46 tysięcy euro.

Buczyk należał do czteroosobowej siatki prowadzonej przez GRU, w której skład wchodził także Bohuš Garbár – dziennikarz prorosyjskiego portalu, zwerbowany w 2021 roku przez ówczesnego rosyjskiego attaché wojskowego. Ich spotkania w parkach uchwyciły kamery zainstalowane przez słowackich oficerów kontrwywiadu. Do zadań Garbára należało poszukiwanie osób sympatyzujących z Rosją i pomoc w kształtowaniu sieci agentów wpływu.



Zachodnie służby w czasie, nazwijmy to, względnie normalnych stosunków z Rosją raczej starały się monitorować ruchy Moskwy na swoich terytoriach (z lepszym bądź gorszym skutkiem). Po wybuchu wojny w Ukrainie i polaryzacji stosunków na linii NATO–Rosja sytuacja się odwróciła. Potrzeba wykazania się prowadziła do licznych aresztowań i demaskowania działalności szpiegowskiej Rosjan na Zachodzie. Nie udało się jednak przeciąć działalności jednostki 29155, której bazę odkryto w 2019 roku we francuskich Alpach. Ta istniejąca w strukturze wywiadu wojskowego GRU formacja, utworzona prawdopodobnie w 2008 roku, zajmuje się planowaniem i przeprowadzaniem zamachów na przeciwników politycznych Kremla w Europie Zachodniej.

Władimir Putin i Michaił Fradkow, szef Służby Wywiadu Zagranicznego w latach 2007–2016.
(Kremlin.ru)

Coraz liczniej pojawiają się dowody na to, że rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego i GRU agresywnie próbują odbudować siatki szpiegowskie, w szczególności pozyskując nowe osobowe źródła informacji. Szczególnym obiektem zainteresowania staje się dezorganizacja pomocy wojskowej dla Ukrainy. Niemniej działalność Rosjan jest znacznie szersza. Na przykład Rosja regularnie zbiera informacje wywiadowcze o wojskowej i cywilnej infrastrukturze strategicznej na Litwie i w krajach sąsiadujących z Rosją, od jednostek wojskowych po infrastrukturę energetyczną.

Szefowie europejskich wywiadów podają, że Rosja aktywuje tak zwanych śpiochów lub nielegałów, szpiegów ukrytych w krajach docelowych, wyszkolonych do wtapiania się w społeczeństwo, mających fałszywe tożsamości i wiodących pozornie normalne życie. Niesie to za sobą również potencjalną groźbę ujawnienia siatek szpiegowskich. Rosjanie są tego świadomi, ale nie mają wyjścia i muszą ryzykować.

Naturalne jest, że rosyjscy szefowie wywiadu próbują znaleźć sposoby na zrekompensowanie ogromnego cięcia liczby szpiegów z ambasad, którzy między innymi mieli za zadanie „wykrywanie talentów” i rekrutowanie nowych współpracowników, prowadzenie kretów i pomoc logistyczną w operacjach na Zachodzie, takich jak otrucie byłego oficera GRU Siergieja Skripala i jego córki, Julii, w Wielkiej Brytanii w 2018 roku.

Przeczytaj też: „Wojsko? My? A skąd!” – jasne i ciemne strony użycia straży wybrzeża w sporach na Pacyfiku

Diego Delso, na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International