Ten artykuł chcemy poświęcić problemowi, który w tematyce działań wojennych częściej stanowi tło niż plan główny. Chodzi nam o cywilów – zwykłych ludzi, którzy znaleźli się pośrodku walk o mniej lub bardziej strategiczne cele na mapie. Przyjmujący się do służby żołnierz lub funkcjonariusz ma świadomość, że prędzej czy później przyjdzie mu ryzykować zdrowiem lub życiem za ojczyznę. Natomiast „przeciętny obywatel” ma po prostu nadzieję, że koszmar wojny ominie jego i jego rodzinę. Robi, co może, aby w tej skrajnie nietypowej sytuacji zachować pozory normalności. Jak to wygląda w przypadku cywilnej ludności w Ukrainie? Przedstawiamy Wam nasze wrażenia z pobytu w różnych miejscach kraju na przestrzeni ostatnich tygodni.

Na początku pragniemy zaznaczyć, że nie przemierzyliśmy Ukrainy wszerz i wzdłuż. Nie możemy również mówić za wszystkich obywateli tego kraju, ponieważ jest to po prostu niemożliwe. Na bazie doświadczeń zebranych przez nas, naszych kolegów i koleżanki jesteśmy jednak w stanie pokazać obraz tego, jak obecnie wygląda sytuacja ludności cywilnej w Ukrainie. Ze względów bezpieczeństwa nie będziemy jednak podawać dokładnych lokalizacji ani danych personalnych osób, z którymi rozmawialiśmy.

Poziom zagrożenia w poszczególnych regionach

Znajdując się w Ukrainie, wytypowaliśmy trzy rodzaje rejonów, w których przyszło nam przebywać i wchodzić w interakcję z lokalną ludnością. Są to:

  • tereny objęte obecnie bezpośrednimi działaniami zbrojnymi (m.in. obwód ługański i doniecki);
  • tereny, na których obecnie nie toczą się już walki z wrogiem, ale które są regularnie nękane atakami zdalnymi, na przykład rakietowymi lub za pomocą irańskich „dronów kamikaze” (jak Kijów);
  • tereny, na których obecność sił rosyjskich była od początku inwazji znikoma lub niemalże niezauważalna, i które nie doświadczają częstych ataków z powietrza (m.in. południowo-zachodnia część kraju).



Co oczywiste, najłatwiej będzie przywrócić porządek dnia codziennego w tych rejonach, które nie były regularnie ostrzeliwane ani nie zostały najechane przez siły rosyjskie. Mieszkańcy wielu miasteczek i wsi na przykład w okolicach Lwowa wspominali, że przez wiele tygodni (lub nawet miesięcy) od rozpoczęcia inwazji nie odczuli bezpośredniego zagrożenia ze strony wojsk rosyjskich.

Zniszczenia w Mariupolu.
(Wanderer777, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International)

Pewna Ukrainka stwierdziła, że obawy o życie i zdrowie członków rodziny pojawiły się u niej dopiero wtedy, gdy na jedną z okolicznych miejscowości spadła „zabłąkana” rakieta. Przez kilka dni mieszkańcy jej rodzinnego miasteczka czynili przygotowania na ewentualne pogorszenie się sytuacji – tankowali paliwo do kanistrów i wykupywali zapasy ze sklepów. Później jednak, przy braku dalszego ostrzału, powrócili do codziennych zajęć i zapomnieli o zagrożeniu.

Znacznie gorzej jest w miejscach, przez które przetoczyło się rosyjskie wojsko. Poruszając się po obwodzie kijowskim, widzi się zniszczenia gołym okiem. Ruiny domostw i spalonych lokali usługowych ciągną się tutaj wzdłuż dróg prowadzących do stolicy kraju.

Z drugiej strony właściciele niektórych sklepów w podkijowskich miejscowościach opowiadali nam o swoim zdumieniu z pierwszych dni rosyjskiej inwazji. Wspominali mianowicie, że w przerwach pomiędzy ostrzałami miast rosyjscy żołnierze podjeżdżali do sklepów i – płacąc gotówką – robili zakupy, jakby byli na wakacjach. Jakkolwiek kuriozalny, był to zapewne przypadek pojedynczego, zdyscyplinowanego oddziału. Zwłaszcza w kontekście wszelkich zbrodni, jakich dopuściła się strona rosyjska od początku wojny.

Mogiła zbiorowa w Buczy.
(armyinform.com.ua. / Witalij Sarancew, Roman Drapak)

Niebezpieczeństwa pod stopami

Mimo że Rosjanie wycofali się z okolic Kijowa dosyć szybko po rozpoczęciu inwazji, okoliczne tereny nadal traktowane są jako potencjalnie niebezpieczne. Na obszarach, które do niedawna były strefą zbrojnych starć, pozostało sporo broni i niezużytej (lub niesprawnej) amunicji. Co więcej, wycofujący się rosyjscy żołnierze pozostawili po sobie mnóstwo „pamiątek”, na które natknąć się miały osoby wracające do swoich domów.



Służby ukraińskie zajmujące się neutralizacją tego typu zagrożeń ostrzegają przede wszystkim przed:

  • Pułapkami w postaci odciągów. Może to być na przykład granat z żyłką wędkarską przeciągniętą przez otwór wejściowy do budynku czy też pomiędzy drzewami. Znajdowano również odbezpieczony granat przygnieciony przedmiotem przyciągającym uwagę lub zaklinowany na przykład w drzwiach pralki.
  • „Niespracowaną” amunicją, tj. niewypałami i niewybuchami. Wady produkcyjne lub niewłaściwe przechowywanie może spowodować, że amunicja nie spracuje podczas użycia. Zapalnik znajdujący się w bombie lub rakiecie może jednak „odejść” całe dekady po wojnie, na przykład podczas prac rolniczych lub budowlanych.
  • Minami przeciwpiechotnymi. Federacja Rosyjska nie podpisała Konwencji Ottawskiej, zakazującej między innymi produkcji i użycia min przeciwpiechotnych, przez co czuje się bezkarna podczas prowadzenia działań wojennych na terytorium Ukrainy z tym typem broni. Szczególną niesławę zyskały sobie miny przeciwpiechotne POM-3 Medalion. Mają one wbudowany detektor sejsmiczny, który – w dużym skrócie – rozpoznaje, czy w zasięgu rażenia miny pojawił się człowiek, zwierzę lub pojazd mechaniczny. Jeżeli detektor rozpozna po drganiach podłoża krok człowieka, następuje detonacja miny.

Wojska rosyjskie zastawiają takie pułapki na terenie Ukrainy głównie w dwóch przypadkach – aby chronić zajęte przez siebie pozycje oraz aby poprzez nękanie ludności cywilnej wywierać nacisk polityczny.

Sztuka wojenna czy zbrodnia?

Osłona zajętych pozycji jest standardową praktyką w tego typu działaniach wojskowych. Co do zasady, okopane pozycje są zabezpieczane pułapkami (odciągami i minami), aby utrudnić siłom przeciwnika zbliżenie się i przeprowadzenie ataku z zaskoczenia. Jeżeli żołnierze otrzymają rozkaz do zmiany pozycji, powinni te pułapki zdemontować. Czasami jednak tego nie robią – świadomie lub przez zapomnienie.

W okolicach większych miast, takich jak Kijów, widzieliśmy wiele miejsc, z których wojsko rosyjskie prowadziło ostrzał, a później się wycofywało. Z reguły były to tereny leśne, często sąsiadujące z mniejszymi miejscowościami. Mieszkańcy tych miejscowości są obecnie narażeni na przypadkowe (choćby podczas spaceru) natrafienie na pozostałą po Rosjanach pułapkę. Dlatego wielu Ukraińców zakazuje swoim bliskim poruszania się poza ścieżkami i drogami, które według wiedzy miejscowej ludności są względnie bezpieczne.



Bardziej kontrowersyjną kwestią jest natomiast zastawianie pułapek w celu nękania ludności cywilnej. Zakładamy, że nie jest to robione tylko po złości, ale że Rosjanie chcą w ten sposób osiągnąć kilka celów jednocześnie:

  • Więcej wypadków osób cywilnych przekłada się na większe obciążenie służb ratowniczych. Natłok pracy przy kolejnych rannych osobach wiąże się również z koniecznością ich hospitalizacji i zapewnienia dostępu do leków. Powoduje to, że osoby wykwalifikowane do udzielania pomocy oraz sprzęt medyczny i środki farmaceutyczne nie mogą zostać odesłane do ukraińskich żołnierzy walczących na froncie.
  • Doniesienia o pułapkach znajdywanych na przykład w sprzęcie AGD lub na podwórkach domostw wzbudzają strach osób wracających z uchodźstwa. Terror psychologiczny ma po pierwsze zniechęcić ludzi do powrotu na tereny, o które toczyły się walki zbrojne, a po drugie zakłócić proces przywracania normalnego funkcjonowania lokalnej ludności i administracji.
  • Dążenie do upośledzenia powyższych procesów wraz z rosnącymi kosztami prowadzenia wojny z rosyjskim agresorem ma także wywrzeć silną presję polityczną na rządzących Ukrainą. Zakładamy, że Rosjanie dążą do tego, aby ukraińscy obywatele naciskali na swój rząd o szybsze zakończenie walk, nawet kosztem ustępstw na rzecz Władimira Putina.

Powyższą strategię nękania ludności cywilnej dopełnia jeszcze jeden, bardzo upiorny element – bombardowania.

Alarmy i ataki powietrzne jako element codzienności

Do atakowania z powietrza Rosjanie wykorzystują obecnie przede wszystkim pociski manewrujące oraz irańskie „drony kamikaze”. Dla przeciętnego mieszkańca Ukrainy nie ma jednak większego znaczenia, jaki typ broni został wykorzystany. Bardziej martwi się o to, o której porze nastąpi atak i ile ma czasu, aby znaleźć schronienie.

Rosyjskie nosiciele pocisków manewrujących – Tu-95MS i Tu-160.
(Dmitry Pichugin, GNU Free Documentation License, Version 1.2)

Ataki przeprowadzane są bowiem o każdej porze dnia i nocy, często po kilka razy dziennie. W zależności od miejsca rozpoczęcia ataku oraz celu zaalarmowani mieszkańcy zagrożonego rejonu mają od kilku do kilkudziesięciu minut na bezpieczne ukrycie się.

Mimo to niektórzy mieszkańcy często ignorują alerty o pojawiającym się zagrożeniu. Takie zachowanie dotyczy zwłaszcza mniejszych miejscowości w centralnej i zachodniej Ukrainie, ale i w Kijowie było to widoczne. Trudno się jednak dziwić ludziom, kiedy po raz dwudziesty w tygodniu wycie syren przerywa ich codzienne obowiązki.

Co więcej, Rosjanie stosowali dodatkowo taktykę zastraszania ludności poprzez „fałszywe alarmy”. Wysyłali bombowce w kierunku Ukrainy, co uruchamiało system alarmowy. Gdy samoloty zbliżały się jednak do granicy, otrzymywały rozkaz do powrotu do bazy, a alarm był odwoływany. Po godzinie lub dwóch cały proceder powtarzano kolejny raz. I kolejny. I kolejny… Początkowo Ukraińcy reagowali na każde ostrzeżenie i szukali schronienia, później jednak część ludzi zwyczajnie przestała na nie reagować. W konsekwencji osoby ignorujące alarmy ryzykują własnym zdrowiem i życiem, kontynuując bieżące czynności.



Jakie cele chce osiągnąć Rosja poprzez nękanie ludności cywilnej?

Ataki na infrastrukturę energetyczną w ostatnich dniach i pojawiające się doniesienia o możliwym szturmie (m.in. z terenów Białorusi) dodatkowo zmobilizowanych sił mogą ponownie zmusić ludność cywilną do ucieczki poza kraj.

Niedobory energii są odczuwalne niemalże codziennie. W wielu miejscach dostawy prądu są ograniczane do ustalonych lokalnie godzin. Sytuację pogarszają doniesienia o zaminowaniu przez Rosjan kachowskiej elektrowni wodnej. Przy zbliżającej się zimie i spadających temperaturach potęguje to obawy Ukraińców o minimalne warunki bytowe dla swoich rodzin. Ponieważ jednak ukraińscy mężczyźni mają zakaz opuszczania kraju, przedłużająca się wojna prowadzi do rozdzielenia wielu rodzin i w dłuższej perspektywie do ryzyka rozpadu tej podstawowej komórki społecznej na wielką skalę.

Wszystko wskazuje więc, że Putin pragnie doprowadzić do anihilacji społeczeństwa ukraińskiego w wielu wymiarach. Zakładamy, że są to działania o celach długofalowych, aby uniemożliwić Ukraińcom odbudowę kraju i społeczeństwa w kolejnych dekadach. Czas, niestety, gra na ich niekorzyść.


Blog Bezpieczeństwo i Strategia tworzy grupa osób od lat związanych z sektorem bezpieczeństwa, której trzon stanowią osoby wywodzące się z elitarnych formacji Wojska Polskiego, Policji oraz służb specjalnych. Piszą o sobie: „braliśmy udział w misjach zagranicznych, niezliczonych szkoleniach, kilku projektach badawczych i poświęciliśmy wiele godzin na dyskusje dotyczące tego, jak funkcjonuje nasza polityka bezpieczeństwa”.

kh.dsns.gov.ua