Departament Obrony USA opublikował zdjęcie osławionego chińskiego balonu szpiegowskiego, który zestrzelono 4 lutego nad wschodnim wybrzeżem. Fotografię wykonano dzień wcześniej z kabiny samolotu (również szpiegowskiego) Lockheed U-2S. Zdjęcie uprzednio wyciekło do internetu mniej oficjalnymi kanałami – teraz dostaliśmy oficjalne potwierdzenie, iż mamy do czynienia z autentykiem, który pozwala nam się zapoznać ze szczegółami technicznymi tej fascynującej sprawy.

O tym, że Amerykanie wysłali samoloty U-2S (co najmniej dwa) w celu przyjrzenia się balonowi, wiadomo już od 6 lutego. Jako że unosił się on na wysokości 18 300–19 800 metrów (60–65 tysięcy stóp), czyli na granicy pułapu praktycznego myśliwców F-15 Eagle i F-22 Raptor, wykonanie oględzin przez którąś z tych maszyn było praktycznie niemożliwe. U-2 wznoszą się rutynowo na ponad 75 tysięcy stóp (22 900 metrów), toteż jako jedyne były zdolne wykonać to newralgiczne zadanie bez większych problemów.

Zdjęcie z kabiny U-2 wykonane 3 lutego.
(Department of Defense)



Dzięki „uprzejmości” Amerykanów możemy dokładnie obejrzeć komponent zadaniowy aerostatu, ważący według Departamentu Obrony co najmniej 900 kilogramów. Wyraźnie widać ogniwa słoneczne zapewniające energię elektryczną pozostałym urządzeniom i biały talerz anteny w środkowej części. Już 9 lutego Departament Stanu informował, że balon był wyposażony w aparaturę do działań SIGINT, czyli przechwytywania transmisji w spektrum elektromagnetycznym.

Zbliżenie na balon.
Department of Defense

To zresztą kolejny powód, dla którego warto było użyć U-2. Skoro balon mógł przechwytywać transmisje, to mógł też przekazywać je dalej. Trudno zakładać, żeby Chińczycy liczyli na odzyskanie urządzenia po zakończeniu operacji tak, aby podjąć jakiekolwiek nagrania. Musieli przynajmniej dopuszczać możliwość, że Amerykanie zestrzelą balon. Stąd wniosek, że balon sam również prowadził transmisje. U-2 mógł towarzyszyć balonowi przez dłuższy czas, wciąż utrzymując się ponad nim, i dzięki temu mógł za pomocą własnego systemu walki radioelektronicznej wyłapywać (i zakłócać?) wszystko, co balon w tym czasie nadawał.

W pobliżu ogniw słonecznych widać także cztery niewielkie białe elementy. To najprawdopodobniej piasty śmigieł, zapewniające balonowi ograniczoną możliwość manewrowania, przynajmniej na tyle, aby nie był skazany na kaprysy wiatru. Joseph Trevithick zwraca uwagę, że panele ogniw są bardzo duże i być może właśnie konieczność zasilania napędu wymusiła taki ich rozmiar.

Zbliżenie na aparaturę balonu.
Department of Defense



Osobną kwestią pozostaje samolot, z którego wykonano zdjęcie. U-2, owszem, ale cień widoczny na powłoce balonu ma wybrzuszenie na grzbiecie. Jest ono za małe i znajduje się zbyt blisko nosa, żeby mogła to być owiewka pakietu łączności satelitarnej Senior Span / Senior Spur. Toteż albo mamy do czynienia ze złudzeniem optycznym, albo fotograf znajdował się w dwumiejscowym, szkolno-treningowym TU-2S.

Niezawodni twitterowi OSINT-owcy i geolokalizatorzy ustalili, że zdjęcie wykonano najprawdopodobniej w pobliżu miejscowości Bellflower w stanie Missouri.

Ostatecznie do zestrzelenia balonu delegowano myśliwiec F-22A Raptor z Joint Base Langley-Eustis, który na wysokości 58 tysięcy stóp (około 17 700 metrów) odpalił pojedynczy pocisk AIM-9X Sidewinder. Cel strącono nad Atlantykiem, u wybrzeży Karoliny Południowej. Woda jest tam stosunkowo płytka – około piętnastu metrów – co ułatwiło podejmowanie fragmentów z dna.

Melissa Dalton, odpowiedzialna w biurze sekretarza sił obrony za obronę krajową, stwierdziła, że właśnie dlatego balonu nie zestrzelono nad Alaską. Poszukiwanie szczątków balonu w zimnych wodach głębokiego Morza Beringa stanowiłoby znacznie większe wyzwanie, o ile w ogóle byłoby możliwe.



Akcja poszukiwawcza prowadzona przez marynarkę wojenną i straż wybrzeża zakończyła się tydzień temu. Główny ciężar akcji spoczął na barkach okrętu desantrowego USS Carter Hall (LSD 50) i statku pomocniczego HOS Rosebud. Zebrane szczątki przekazano do laboratorium FBI w stanie Wirginia, ponieważ to właśnie FBI odpowiada za ochronę kontrwywiadowczą Stanów Zjednoczonych.

W reakcji na tę aferę administracja Bidena wpisała na listę sankcji sześć chińskich podmiotów – pięć przedsiębiorstw i jeden instytut badawczy – związanych z programem rozwoju aerostatów szpiegowskich. Na ironię zakrawa to, że w szczątkach balonu znaleziono elementy produkcji zachodniej z napisami w języku angielskim.

A co z trzema obiektami, które zestrzelono w kolejnych dniach na Dalekiej Północy? Tu poszukiwania odwołano, nie udało się odnaleźć żadnych szczątków. Być może to właśnie najlepszy argument za tym, że – jeśli Amerykanom naprawdę zależało na przeanalizowaniu chińskiego balonu – decyzja, aby nie zestrzelić go nad Alaską, była słuszna. Ale zarazem w tych trzech wypadkach poszukiwania nie miały aż takiej wagi. Wszystkie trzy obiekty nie miały nic wspólnego z Chinami, były to najpewniej balony badawcze lub doświadczalne wypuszczone w USA lub w Kanadzie.

Zobacz też: Bundeswehra wybrała HK416

US Air Force / Airman 1st Class Bailee A. Darbasie