Czterdziesty siódmy dzień wojny. Dziś nad ranem izraelski rząd zatwierdził w drodze głosowania wstrzymanie wszystkich działań bojowych w Strefie Gazy na cztery dni w zamian za zwolnienie przez Hamas pięćdziesięciorga zakładników – trzydzieściorga dzieci, ośmiu matek i dwunastu innych kobiet. W trakcie rozejmu Cahal dopuści do Strefy więcej dostaw paliwa, a także duże transporty pomocy humanitarnej.

Izrael zgodził się też wypuścić z więzień palestyńskie kobiety i osoby poniżej 19. roku życia oraz zezwolić im na powrót do domów, głównie na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie. Według Hamasu chodzi tu o 150 osób. Ponadto w ramach rozejmu Izrael wstrzyma loty bezzałogowych aparatów latających na południu Strefy Gazy, a na północy będą się one odbywały tylko od godziny 10.00 do 16.00.

Rozejm ma wejść w życie w czwartek – jutro. Każdego dnia terroryści mają uwalniać dwanaście lub trzynaście osób. Będą one przekazywane pod kuratelę personelu Międzynarodowego Ruchu Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. Za jego pośrednictwem byli już zakładnicy trafią pod opiekę Cahalu, przejdą badania lekarskie i zostaną przewiezieni do jednej z pięciu placówek medycznych, w których będą mogli spotkać się z rodzinami.



Jeżeli dowódcom Hamasu spodoba się odpoczynek od bomb lecących im na głowy, będą mogli kupić sobie dodatkowe dni rozejmu w zamian za zwolnienie kolejnych zakładników. Sprawę utrudnia to, iż nie wszyscy zakładnicy są w rękach Hamasu. Według izraelskich służb wywiadowczych około czterdziestu przetrzymuje Palestyński Islamski Dżihad, a kolejnych dwudziestu porwały bandy jedynie luźno powiązane z którąś z tych organizacji. W związku z tym na Hamas spada odpowiedzialność za zlokalizowanie i zidentyfikowanie innych zakładników.

Izraelska bezpieka sądzi, że Hamas powinien być w stanie odnaleźć trzydzieści matek i dzieci, których uwolnienie przedłużyłoby rozejm do pełnego tygodnia. Hamasowcy podobno oznajmili w toku negocjacji, że na razie nie jest w stanie zlokalizować około dziesięciorga dzieci.

Ponad połowa z około 220 zakładników to obywatele dwudziestu pięciu różnych krajów, chociaż oczywiście trzeba mieć na uwadze, że wielu z nich ma podwójne obywatelstwo, a to drugie to właśnie izraelskie. Największą nieizraelską grupę stanowią Tajlandczycy – aż pięćdziesiąt cztery osoby. Wśród zakładników pochodzących z Azji Wschodniej jest też pięciu Nepalczyków i dwóch Filipińczyków, Chińczyk i Lankijczyk.

Umowa obejmuje zwolnienie wyłącznie zakładników mających obywatelstwo Izraela. Na tym etapie jest to naturalne, skoro uzgodniono zwolnienie kobiet i dzieci, tymczasem ogromną większość zakładników wschodnioazjatyckich stanowią robotnicy – mężczyźni – którzy przyjechali do kibuców za tymczasową pracą. Ale większość to nie wszyscy. Terroryści uprowadzili między innymi ciężarną Tajlandkę Nutthawaree Munkan, która urodziła dziecko już w niewoli. Co dalej z nimi wszystkimi będzie – nie wiadomo.

Przedstawiciel rządu, który przekazał mediom komunikat na temat rozejmu, oświadczył, że władze innych zainteresowanych krajów mogą pracować nad własnymi porozumieniami z Hamasem. Dla Tajlandczyków światełkiem w tunelu mogą być ocieplające się w ostatnich latach stosunki na linii Teheran–Bangkok. Jeśli ajatollahowie szepną szefom Hamasu kilka słów na temat Tajlandczyków, może się okazać, że to właśnie ich uwolnienie będzie najprostsze.

– Mamy przed sobą trudną decyzję, ale właściwą – powiedział premier Netanjahu. – Nie spoczniemy, dopóki wszyscy nie wrócą. Wojna ma etapy i powrót zakładników też będzie miał etapy.



Nie ujawniono również, jak głosowali poszczególni ministrowie. Tamtejsze media, powołując się na nieoficjalne źródła, twierdzą, że nawet Partia Religijnego Syjonizmu – do tej pory sprzeciwiająca się jakimkolwiek porozumieniom z terrorystami – zagłosowała za. Przeciwko byli tylko prawicowi turboradykałowie z Żydowskiej Siły ministra bezpieczeństwa Itamara Ben Gwira.

Wiadomo, że podczas narady – rozpoczętej wczoraj późnym wieczorem – poparcie dla rozejmu wyrazili przedstawiciele trzech zasadniczych służb dbających o bezpieczeństwo Izraela: Mosadu, Szin Betu i samych Sił Obronnych. Ponoć to właśnie ich opinia przekonała niezdecydowanych i przeciwników, takich właśnie jak członków Religijnego Syjonizmu czy ministra Gidona Sa’ara.

Od dawna wiedzieliśmy, że kluczowym mediatorem był Katar, gdyż w tym właśnie kraju przebywa na luksusowym wygnaniu przywódca polityczny Hamasu Ismail Hanijja. Prezydent USA Joe Biden podziękował jednak nie tylko emirowi Tamimowi ibn Hamadowi As-Saniemu, ale także prezydentowi Egiptu Abd al-Fattahowi as-Sisiemu, o którego zaangażowaniu w rozmowy do tej pory słyszeliśmy raczej w kontekście konwojów humanitarnych (nie)wpuszczanych przez przejście graniczne w Rafah.

Hamas skomentował rozejm po swojemu: „Warunki niniejszego porozumienia sformułowano […] tak, aby służyło naszemu ludowi i wzmacniało jego wytrzymałość w obliczu agresji, zawsze skupiając się na jego ofiarach, cierpieniach i troskach. Negocjacje prowadzono z pozycji zdecydowania i siły na polu walki, mimo podejmowanych przez okupanta prób przedłużenia negocjacji”.

Jerozolima podkreśliła, że nie może być mowy o zakończeniu wojny. Jej ogólny cel – nie tylko uwolnienie wszystkich zakładników, ale także unicestwienie Hamasu i deradykalizacja Strefy Gazy – pozostaje niezmieniony. Hamasowcy tymczasem zapewniają, iż ich „palce pozostaną na spuście, a nasi zwycięzcy bojownicy będą czujni, tak aby móc bronić naszego ludu i wypchnąć okupanta”.



Minister obrony Joaw Galant podkreślił, że uwolnienie zakładników było możliwe jedynie dzięki naciskowi, pod jakim znalazł się Hamas na polu walki, oraz że po rozejmie Cahal znów zaangażuje wszystkie siły w zniszczenie Hamasu. Także były minister obrony Beni Ganc, obecnie członek rządu wojennego, stwierdził, że porozumienie jest „bolesne, ale słuszne” i że stanowi podstawę dla dalszych działań w Strefie Gazy, „w tym w jej południowej części, a być może także w innych miejscach”.

Jerozolima od początku dawała do zrozumienia, że tym razem – inaczej niż w poprzednich wojnach z Palestyńczykami – ratowanie życia zakładników nie będzie najwyższym celem. Poprzednio bombardowania prowadzono na zasadzie: jeśli nie ma pewności, że w danym obiekcie nie ma zakładników, to zakładamy, że są, i nie zrzucamy tam bomb. Teraz Cahal działa na odwrót: zakładników w danym miejscu nie ma, dopóki nie uda się zdobyć dowodów na ich obecność.

Netanjahu starał się więc przygotowywać rodaków na to, że nie wszyscy zakładnicy wrócą do kraju. Ba, zapewne większość nie wróci. Dzisiejsze porozumienie może stanowić swoisty diabelski pakt – uratować, kogo się da, a reszta będzie spisana na straty. Oczywiście nikt nie powie tego wprost, a już na pewno nie Bibi, który po kompromitacji z 7 października stoi na politycznej szubienicy z pętlą wokół szyi. Celowe bombardowanie rodaków tkwiących w łapach Hamasu nijak by mu nie pomogło, ale przy skali tej wojny nie da się uniknąć śmierci wielu zakładników – niektórzy stracą życie pod bombami, innych zamordują terroryści w odwecie lub desperacji.

Śmierć wszystkich zakładników byłaby jednak dla Bibiego klęską w klęsce. Aby zapunktować politycznie, musi ocalić choć niektórych. Pięćdziesiąt, czy tym bardziej osiemdziesiąt, osób to już coś, premier będzie mógł powiedzieć, że uratował wszystkich, których dało się uratować, a co więcej: uratował niemal wszystkie kobiety i dzieci. Na mężczyzn, a tym bardziej na obcokrajowców, będzie można machnąć ręką. A jeśli mimo wszystko uda się wyciągnąć choć niektórych – tym lepiej.

Notabene Times of Israel wskazuje wyłącznie ministrów z Partii Religijnego Syjonizmu Becalela Smotricza jako upominających się podczas narady o los wszystkich zakładników.



Aktualizacja (7.40): Władze Izraela opublikowały listę 300 osób osadzonych w tamtejszych więzieniach – trzynastu kobiet w każdym wieku oraz 287 mężczyzn i chłopców poniżej 19. roku życia. Z tej grupy 150 osób zostanie zwolnionych na mocy porozumienia z Hamasem. Publikacja listy ma dać obywatelom Izraela wymaganą prawem możliwość zgłoszenia sprzeciwu wobec wypuszczenia konkretnych więźniów. Chodzi na przykład o rodziny ofiar zamachów terrorystycznych mogące sprzeciwić się zwolnieniu ludzi, którzy zamordowali ich najbliższych. W praktyce nie ma jednak szans na to, aby sąd nałożył jakąkolwiek blokadę.

Aktualizacja (20.20): Izraelski sąd najwyższy oddalił wniosek złożony przez Stowarzyszenie Ofiar Terroru Almagor, które próbowało zablokować zwolnienie palestyńskich „więźniów bezpieczeństwa”. Trudno było się spodziewać innego rozstrzygnięcia. Nie dość, że porozumienie z Hamasem ma kolosalny wymiar strategiczny i polityczny, ale także nie ma w Izraelu praktyki blokowania przez sądy wymian więźniów za zakładników.

Tymczasem hamasowskie ministerstwo zdrowia informuje, że w Strefie Gazy zginęły już 14 532 osoby. Kolejne 35 tysięcy zostało rannych, a 7 tysięcy jest zaginionych.

Aktualizacja (23.10): Szef rady bezpieczeństwa narodowego Cachi Hanegbi poinformował, że – wbrew wcześniejszym doniesieniom – zwalnianie zakładników rozpocznie się dopiero w piątek 24 listopada, a nie w czwartek. Wcześniej datę czwartkową potwierdzili zarówno Izraelczycy, jak i hamasowcy. Hanegbi podkreślił, że rozmowy wciąż posuwają się naprzód.

twitter.com/IDFSpokesperson