Poziom zaawansowania technicznego kubańskiej marynarki wojennej (podobnie jak całych sił zbrojnych) pozostawia wiele do życzenia. Hawana nie ma pieniędzy na zakup fabrycznie nowych okrętów. Flota nawodna jest skazana na używanie uzbrojonych trawlerów i pontonów z prowizorycznie zainstalowanymi wyrzutniami torped. Flota podwodna od wycofania ze służby okrętów projektu 641 nie istnieje – z jednym wyjątkiem.

Od co najmniej 2008 roku Kubańczycy posiadają bowiem mały okręt podwodny Delfín. Wszystkie informacje na temat jego istnienia pochodziły jednak ze źródeł nieoficjalnych. Kubańczycy do niedawna w ogóle nie chwalili się tą bardzo ciekawą jednostką. Ale kilka dni temu H.I. Sutton, jeden z czołowych światowych ekspertów od spraw okrętów podwodnych, zwrócił uwagę, iż zdjęcie Delfína (widoczne powyżej) pojawiło się na oficjalnej stronie internetowej kubańskiej marynarki wojennej.

Delfín ma długość około 21 metrów i jest obsługiwany przez załogę składającą się z co najmniej pięciu marynarzy. Napędzany jest silnikiem wysokoprężnym (którego rura wydechowa znajduje się z tyłu kiosku) i ma wyporność około 100 ton. Uzbrojenie stanowią prawdopodobnie dwie torpedy kalibru 533 milimetry, które albo są podczepione na zewnątrz kadłuba, albo też są przewożone w wyrzutniach w jego wnętrzu, co jednak oznaczałoby, że praktycznie cały kadłub aż do kiosku jest zajęty przez wyrzutnie. Sonar – nie wiadomo, czy aktywny czy pasywny – zabudowano w przedniej części kiosku zamiast w części dziobowej.



Zdjęcia satelitarne wykonane w minionych latach pokazywały okręt zarówno w bazie macierzystej w Cabañas, jak i przy pirsie w hawańskim porcie, co dowodziło, że Delfín nie jest tylko nieruchomą makietą. Mało tego, trzeba pamiętać, że z Hawany do Key West jest zaledwie 160 kilometrów.

Mimo wszystko z pozoru Delfín wydawać się może egzotyczną (i prowizoryczną) zabawką, w praktyce jest jednak najgroźniejszą bronią w arsenale kubańskiej floty i właśnie dlatego, jak spekuluje Sutton, Kubańczykom tak bardzo zależało na utrzymaniu jego istnienia w tajemnicy i dlatego też pokazali go oficjalnie zaledwie kilka razy (na przykład w migawce w poniższym nagraniu propagandowym).

Miniaturowych okrętów podwodnych, nawet o nieskomplikowanej konstrukcji, nie można lekceważyć. Jeśli mają sprawną załogę i są dobrze dowodzone, a także istnieje opracowana taktyka ich użycia, mogą stanowić poważne zagrożenie dla „pełnowymiarowych” okrętów przeciwnika. Prym w opracowywaniu jednostek tej klasy wiedzie Korea Północna. Jedna z nich w marcu 2010 roku zatopiła południowokoreańską korwetę Cheonan typu Pohang. Jak wykazało późniejsze śledztwo, północnokoreańska jednostka mogła odpalić torpedę z dystansu poniżej 3 kilometrów na głębokości około 30 metrów i przez cały ten czas pozostała niewykryta (oczywiście ewentualne zastosowanie na Delfínie sonaru aktywnego utrudniłoby uzyskanie zaskoczenia).



Spekuluje się, że Delfín zbudowano na bazie wiedzy uzyskanej w Korei Północnej. Sutton podaje, że według Koreańczyków z Północy, którym udało się uciec na Południe, w latach dziewięćdziesiątych Kubańczycy wręcz zadomowili się w tajnej bazie okrętów podwodnych, gdzie korzystali z doświadczeń Pjongjangu nad budową miniaturowych jednostek, w szczególności typu Yugo. Duży wpływ wydaje się mieć konstrukcja rosyjskich okrętów projektu 1015, znanych jako specjalne okręty podwodne-cele (Spiecyalnyje podwodnyje łodki-celi).

Te mało znane jednostki były jednakże nie tyle celami, ile swoistymi podwodnymi agresorami, służącymi głównie do testowania zabezpieczeń baz sowieckiej marynarki wojennej. Miały 14–16 metrów długości i były obsadzane przez trzyosobową załogę. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych powstało prawdopodobnie dziewięć jednostek projektu 1015, w tym dwie w wersji bez kiosku.

Kuba miała w przeszłości trzy okręty podwodne projektu 641.
(Department of Defense)

Amerykanom nie wolno lekceważyć takiego scenariusza. W razie nagłego wzrostu napięcia na linii Waszyngton–Hawana Delfín mógłby stanowić kartę atutową wpływającą na żeglugę cywilną w Cieśninie Florydzkiej. W przypadku dalszej eskalacji poświęcenie Delfína, aby zatopić niewielki amerykański okręt – na przykład LCS-a czy też jednostkę zaopatrzeniową podlegającą Military Sealift Command – mogłoby dać Kubie ważne zwycięstwo propagandowe. O ile zatopienie korwety Cheonan nie wywołało poważnego kryzysu politycznego w Seulu, o tyle utrata okrętu z rąk małej i słabej Kuby mogłaby spowodować polityczne trzęsienie ziemi w Waszyngtonie.



Razem z Delfínem marynarka wojenna Kuby pokazała zdjęcie drugiej jednostki podwodnej: miniaturowego pojazdu dla nurków. Sutton dopatruje się tu podobieństwa do włoskich pojazdów podwodnych Ippocampo i TRASS-III. Ten pierwszy był testowany w Stanach Zjednoczonych pod nazwą Seahorse we wczesnych latach pięćdziesiątych, drugi zaś znalazł zastosowanie w Underwater Demolition Teams. Producent Ippocampa, były włoski nurek bojowy Sergio Pucciarini, sprzedawał swoje produkty między innymi do Turcji i Pakistanu.

(Marina de Guerra Revolucionaria)

Biorąc pod uwagę różnorodność numerów kadłubów zaobserwowanych do tej pory, można wnioskować, że Kuba ma w służbie prawdopodobnie co najmniej kilka takich pojazdów podwodnych. Nie są one bezpośrednią kopią włoskiej konstrukcji. Dwóch lub więcej nurków siedzi w otwartym kokpicie nad tubą kryjącą silnik elektryczny i akumulatory. Pod pojazdem widać torpedę, prawdopodonie kopię sowieckiego typu 53-65 kalibru 533 milimetry. Bez peryskopu załoga musi jednak się wynurzyć, aby ją odpalić.

Do krajów intensywnie pracujących nad miniaturowymi okrętami podwodnymi zalicza się również Iran, posiadający flotę miniaturowych okrętów podwodnych typu Ghadir, wzorowanych na północnokoreańskich jednostkach typu Yono. Jednostki te przeznaczone są do działań na płytkich wodach, takich jak wody Zatoki Perskiej bądź Zatoki Omańskiej. W służbie jest też utrzymywany pojedynczy miniaturowy okręt podwodny Nahang, starszy od Ghadirów, mający długość 24 metrów.

Zobacz też: Amerykanie rozbudowują bazy lotnicze i morskie w Norwegii

(hisutton.com, usni.org)

Marina de Guerra Revolucionaria