Od kilku tygodni Morze Południowochińskie nie schodzi z medialnych nagłówków, przynajmniej w Azji Wschodniej. Filipińskiej straży wybrzeża udało się przełamać chińską blokadę i dostarczyć zaopatrzenie dla garnizonu Second Thomas Shoal. Pojawiają się również informacje o nowych projektach budowlanych na spornych archipelagach Wysp Paracelskich i Spratly, inicjowanych przez Chiny i Wietnam.

Zacznijmy od Chin. Komercyjne zdjęcia satelitarne dostarczone przez Planet Labs ukazują rozbudowę instalacji na wyspie Triton, najdalej na zachód wysuniętej części Paraceli. Do tej pory na wyspie, a raczej wysepce, znajdowały się: posterunek, dwie stacje radarowe, przystań, lądowisko dla śmigłowców i kilka dużych flag Chińskiej Republiki Ludowej. W drugiej połowie lipca ruszyły intensywne prace budowlane. Na zdjęciach widać nowo postawioną fabrykę cementu i kilka placów budowy. Roboty są jednak na wczesnym etapie i nie da się przekonująco wnioskować, co Chińczycy budują.



Najbardziej uwagę przykuwa jednak powstający pas startowy. Samo lotnisko nie jest zaskoczeniem, taka infrastruktura to standard na kontrolowanych przez Chiny wyspach i sztucznych wyspach na spornych archipelagach. Są to duże obiekty z pasami startowymi o długości około 3 tysięcy metrów, umożliwiające obsługę praktycznie wszystkich samolotów używanych przez chińskie siły powietrzne.

Na wyspach widywano samoloty wczesnego ostrzegania KJ-500H, transportowe Y-8, a nawet nawet ciężkie bombowce rodziny H-6. Nie zaobserwowano natomiast myśliwców, ani rodzimych J-10, ani rodziny J-11, czyli chińskich Su-27 i pochodnych, które są są bardzo przydatne do demonstracji siły i wywierania presji na innych uczestników sporu. Przyczyną jest najprawdopodobniej słaba lub niestabilna struktura wysp, ograniczająca możliwość przyjmowania samolotów lądujących z dużą prędkością, takich jak myśliwce właśnie.

Pas startowy powstający na Tritonie ma zaledwie niecałe 700 metrów długości. W teorii można go wydłużyć do tysiąca metrów, a nawet więcej, ale do tej pory nie zaobserwowano prac w tym kierunku. Powstaje więc lotnisko przystosowane do obsługi lekkich maszyn oraz samolotów skróconego startu i lądowania. Jest jednak inna ewentualność. Thomas Newdick z serwisu The War Zone twierdzi, że nowe lotnisko ma obsługiwać przede wszystkim bezzałogowce. Ma to sens, baza na Tritonie umożliwiałaby bliższą obserwację poczynań Wietnamczyków, a także rozszerzyłaby strefę antydostępową (A2/AD) broniąca dostępu do Hajnanu oraz znajdujących się tam bazy atomowych okrętów podwodnych i kosmodromu.



Czy Wietnam kontratakuje?

Chiny nie są odosobnione w swoich działaniach, nie są nawet pionierem na tym polu. Robią to jednak na dużą większą skalę niż Filipiny, Wietnam czy Malezja. Wietnam, który w latach 2012–2022 wydarł morzu 220 hektarów na spornych archipelagach, ma przystąpić do kolejnego etapu umacniania swojej pozycji na Wyspach Spratly. Według filipińskiego dziennika Manila Times Hanoi planuje rozbudowę instalacji na Pearson Reef i Pigeon Reef. Projekt ma być zminiaturyzowaną wersją chińskich działań. Obejmować ma więc budowę sztucznych wysp z portami, lotniskami, stanowiskami pod rozmieszczenie systemów przeciwlotniczych i przeciwokrętowych, sadzenie drzew kryjących instalacje wojskowe, a nawet wzniesienie budynków cywilnych, prawdopodobnie infrastruktury turystycznej.

Gazeta powołuje się na dokument podpisany przez dowódcę wietnamskiej marynarki wojennej, kontradmirała Trần Thanh Nghiêma, a noszący tytuł „Planowanie projektów na Pearson Reef i Pigeon Reef na Wyspach Spratly”. Rafy miano wybrać ze względu na możliwość kontrolowania z nich okolicznych szlaków żeglugowych i „zwiększenia nacisku na sąsiednie państwa”. Pytana przez dziennikarzy, rzeczniczka wietnamskiego ministerstwa spraw zagranicznych Phạm Thu Hằng stwierdziła, że nie ma żadnych informacji na ten temat.

Szybko pojawiły się podejrzenia, że dokument może być fałszywką podrzuconą filipińskim dziennikarzom przez chińskie służby. Pekinowi zależy na podtrzymywaniu waśni między innymi uczestnikami sporu na Morzu Południowochińskim. Ułatwia to Chinom prowadzenie polityki „dziel i rządź”. Prezydent Filipin Ferdinand „Bongbong” Marcos zainicjował rozmowy z Indonezją, Malezją i Wietnamem w celu rozwiązania, a przynajmniej uregulowania wzajemnych sporów terytorialnych. Tą drogą może udać się stworzyć wspólny front przeciwko ChRL.



Konwój się przedarł

22 sierpnia konwój złożony z pary kutrów filipińskiej straży wybrzeża i dwóch wynajętych jednostek cywilnych przedarł się z zaopatrzeniem na Second Thomas Shoal (Ayungin w oficjalnym filipińskim nazewnictwie). Do udziału w rejsie zaproszono dziennikarzy krajowych i zagranicznych mediów. Zaowocowało to publikacją wielu materiałów z konfrontacji z dwiema jednostkami chińskiej straży wybrzeża i czterema milicji morskich.

Tym razem Chiny musiały ustąpić, za wszelką cenę starają się jednak „zachować twarz”. W oficjalnym komunikacie chińska straż wybrzeża oświadczyła, że wystosowała pod adresem filipińskich jednostek stanowcze ostrzeżenie, jednak ostatecznie dokonała „tymczasowych specjalnych uzgodnień”. Powodem były „względy humanitarne” i nieprzewożenie przez Filipińczyków „nieautoryzowanych materiałów budowlanych na dużą skalę”.

Dlaczego jednak Chińczycy tym razem ustąpili? Odpowiedź pojawiła się bardzo szybko. Filipiny otrzymały szeroką pomoc od Stanów Zjednoczonych i niewymienionych z nazwy „innych państw”. Objęła one dane z rozpoznania satelitarnego i dronów, filipińskie załogi doskonale wiedziały więc, gdzie mogą spodziewać się przeciwnika. Konwojowi towarzyszył morski samolot rozpoznawczy P-8A Poseidon US Navy, a w pobliżu prawdopodobnie znajdował się kuter typu Legend USCGC Munro (WMSL 755) amerykańskiej straży wybrzeża. Tym samym Stany Zjednoczone po raz pierwszy zademonstrowały swoją zdolność do działań w „szarej strefie” na dużą skalę, coś, w czym do tej pory celowały Chiny.

Zobacz też: Francja, Izrael, a może Chiny? Artyleryjska ruletka po brazylijsku

Tom Brossman