Zamach na wieżowce World Trade Center z 11 września 2001 roku nie był pierwszym wypadkiem, gdy duży samolot zderzył się z drapaczem chmur. Nie było to nawet pierwsze tego typu zdarzenie w historii Nowego Jorku. W 1945 roku bombowiec zderzył się z najsłynniejszym chyba budynkiem Wielkiego Jabłka, jak nazywany jest Nowy Jork – z Empire State Building.

Nie widzę nawet szczytu Empire State Building

Była sobota 28 lipca 1945 roku. Wojna w Europie już się zakończyła, a na Pacyfiku miała potrwać jeszcze tylko kilka tygodni. Tego dnia podpułkownik William Smith, latający w czasie wojny nad Europą na B-17 Flying Fortressach, został wyznaczony na dowódcę rutynowego lotu z Bedfordu w Massachusetts do Newark w New Jersey. Tam miał przyjąć na pokład swojego przełożonego i razem z nim polecieć do bazy Sioux Falls w Dakocie Południowej. Tydzień wcześniej przebył tę trasę w drugą stronę, wysadzając pasażera w Newark, a sam poleciał dalej do Bedfordu zobaczyć się z żoną. Teraz wracał do bazy.

Lot był realizowany średnim bombowcem B-25D-15-NC Mitchell numer 41-30577 o nazwie własnej Old John Feather Merchant. Samolot nie był jednak w tym czasie prawdziwym samolotem bombowym, ponieważ został przerobiony na salonkę do transportu ważnych osób. Oprócz Smitha załogę samolotu stanowili sierżant sztabowy Christopher Domitrovich i mechanik lotniczy mat Albert Perna z marynarki wojennej. Ten ostatni nie należał do załogi, ale załapał się na lot do Nowego Jorku, gdzie mieszkali jego rodzice. Miał ich pocieszać po stracie drugiego syna, który zginął w czasie walk z Japończykami.

B-25 wystartował rano, kilka minut po godzinie dziewiątej, i skierował się na południe w kierunku New Jersey. Po niespełna godzinie lotu podpułkownik Smith otrzymał z Miejskiego Lotniska Nowego Yorku (obecnie port lotniczy LaGuardia) ostrzeżenie o gęstej mgle zalegającej nad miastem i polecenie skierowania się na lotnisko w Queens z minimalną wysokością 4000 stóp (1200 metrów). Jednak pilot zażądał, i ostatecznie otrzymał, pozwolenie na dalszy lot do Newark na minimalnej wysokości 1500 stóp (460 metrów). Kontroler lotu proroczo ostrzegał: „Stąd, gdzie siedzę, nie widzę nawet szczytu Empire State Building. Sugeruję, żebyś u nas lądował”.

Smith przecenił swoje możliwości i zagubił się we mgle. Chociaż ówczesne przepisy ruchu lotniczego zabraniały latania nad miastem na wysokości mniejszej niż 2000 stóp (610 metrów), pilot zniżył się na połowę tej wysokości w nadziei, że odzyska kontakt wzrokowy z ziemią. Udało mu się, jednak z powodu wcześniejszej utraty orientacji samolot znajdował się między nowojorskimi wieżowcami i warkotem silników przyciągał uwagę licznych mieszkańców. Ci, którzy pracowali na najwyższych piętrach, zeznawali później, że samolot leciał poniżej nich, wykonując gwałtowne zwroty i ledwo mijając końcówkami skrzydeł kolejne budynki. Jednym z obserwatorów przelotu był porucznik lotnictwa wojsk lądowych Frank Covey, który opowiedział, że B-25 prawie zahaczył o New York Central Office Building (obecnie Helmsley Building) na wysokości około dwudziestego drugiego piętra. Budynek ma 172 metry wysokości i trzydzieści pięć pięter.

Bombowiec leciał wzdłuż 42. Ulicy i skręcił na południe w 5. Aleję – prosto w kierunku północnej ścienny najwyższego budynku świata. Pilot prawdopodobnie zauważył kontur wieżowca i próbował się wznieść i skręcić, ale było już za późno. O 9.49 B-25 wbił się w siedemdziesiąte ósme i siedemdziesiąte dziewiąte piętro na wysokości 395 metrów nad ziemią, tworząc dziurę o wymiarach pięć na sześć metrów. Samolot leciał z prędkością około 320 kilometrów na godzinę.

Pod wpływem zderzenia cały budynek zadrżał. Znajdujące się w zbiornikach paliwo w momencie wypadku eksplodowało na wysokość trzydziestu metrów, a następnie rozlało się na fasadę drapacza chmur. Ogień rozprzestrzeniał się także wewnątrz budynku po korytarzach i klatkach schodowych, w pewnym momencie dochodząc do siedemdziesiątego piątego piętra. Jeden z silników spadł wraz z windą do piwnicy i wzniecił tam pożar. Drugi przebił siedem ścian i wyłonił się z drugiej strony budynku. Palące się szczątki – podwozie czy fragmenty skrzydeł – spadały na okoliczne budynki, powodując kolejne pożary.

Ofiary

Wokół budynku natychmiast zgromadziły się tłumy gapiów, jednak grad płonących szczątków zmusił ich do szukania schronienia pod innymi budynkami. Wojna jeszcze trwała i wielu mieszkańców uznało, że to może być atak. Pracująca na trzecim piętrze Doris Pope, która wraz z innymi pracownikami miała przerwę na kawę, wyjrzała przez okno i zobaczyła spadające, płonące szczątki. Wielu pomyślało, że Nowy Jork stał się celem bombardowania. Robiący zakupy w domu towarowym B. Altman klawesynista Albert Fuller wspomina: „To było, jakby wybuchła bomba. Podłoga zadrżała. Popatrzyłem na sprzedawcę i powiedziałem: Czy to nie dziwne? I pomyślałem, ze to może być trzęsienie ziemi”. Jako jeden z pierwszych na pomoc ruszył siedemnastoletni praktykant, pomocnik farmaceuty w Straży Wybrzeża. Wbiegł on do pobliskiej apteki gdzie zażądał morfiny, igieł i zestawów pierwszej pomocy, po czym wbiegł do Empire State Building, aby szukać potrzebujących pomocy. Tych było wielu.

zderzenie bombowiec Empire State Building

Szczątki samolotu wbite w ścianę budynku; strażak widoczny w dziurze pozwala uzmysłowić sobie jej rozmiar
(fot. Acme Newspictures)

Najgorzej było na siedemdziesiątym dziewiątym piętrze, gdzie działało Katolickie Biuro Pomocy Ofiarom Wojny, w którym tego dnia pracowało około dwudziestu osób, w większości młodych urzędniczek organizujących pomoc humanitarną dla uchodźców wojennych. Sześć kobiet zmarło od wybuchu i ognia natychmiast w chwili wypadku, a kolejne zostały zabite przez płomienie, gdy próbowały uciec. Inna kobieta została wyrzucona przez okno siłą wybuchu i zginęła po uderzeniu w ulicę, a pracujący na drugim końcu biura Paul Dearing również wypadł przez okno i zginął po uderzeniu w nawis kilka pięter niżej. Pozostałym uczestnikom zebrania udało się znaleźć schronienie w ognioodpornej klatce schodowej, która była obowiązkowym elementem konstrukcji wieżowców.

Wśród ocalałych była Catherine O’Connor, która wspominała: „Samolot eksplodował w budynku. W ciągu pięciu czy sześciu sekund całe biuro paliło się. Jeden mężczyzna stał w środku ognia. To był nasz współpracownik Joe Fountain. Jego całe ciało paliło się. Krzyczałam do niego, żeby uciekał”. Chociaż Fountainowi udało się wydostać z budynku, jego poparzenia były zbyt dotkliwe i zmarł kilka dni po katastrofie.

Inna pracownica, Therese Fortier Willig, opowiadała: „Naszej szóstce udało się dostać do jedynego biura, które wyglądało na nietknięte przez ogień, i zamknąć drzwi. Nie mieliśmy wątpliwości, że pozostali zginęli.” Zamknięci w biurze, widzieli przez okno, jak z ulicy jakiś mężczyzna daje im znaki, by zostali tam, gdzie są. Willig: „Myślę, że chciał nas pocieszyć. Był naszym połączeniem ze światem zewnętrznym. Czuliśmy się lepiej wiedząc, że ktoś wie, że tu jesteśmy. A potem znikąd pojawili się strażacy ubrani w cokolwiek, co akurat mieli na sobie. To było po prostu wspaniałe. Wyszliśmy po potłuczonym szkle”. Zanim to nastąpiło, cała szóstka spodziewała się śmierci, więc Therese Willig w akcie desperacji ściągnęła pierścień ukończenia szkoły oraz pierścionek przyjaźni od swojego chłopaka i wyrzuciła je przez okno. Strażacy odnaleźli oba na 34. Ulicy i oddali właścicielce, a ta później wyszła za chłopaka, który dał jej pierścionek. Jej syn, George Willig, również miał do czynienia z drapaczami chmur: w latach siedemdziesiątych wspiął się na wieżę World Trade Center.

Ostatnią ofiarą był dozorca z siedemdziesiątego ósmego piętra, który został odcięty od drogi ewakuacyjnej przez ogień. Szczęście w nieszczęściu, że to piętro służyło jako magazyn i zaplecze techniczne i nie było tam nikogo więcej. Łącznie w budynku zginęło czternaście osób razem z załogą samolotu. Jednak ofiar mogło być znacznie więcej, bo w tym czasie w budynku znajdowało się wielu ludzi.

Na osiemdziesiątym szóstym piętrze znajdowała się sześćdziesięcioosobowa wycieczka zwiedzająca budynek. Siła wybuchu rzuciła zwiedzających o ściany, a przedostający się z niższych kondygnacji dym utrudniał oddychanie. Przewodnicy nie mogli znaleźć kluczy do otwarcia okien na tarasie widokowym, więc zbili szyby. Po chwili grupa została ewakuowana na klatkę schodową. Gdy schodzili, mijając osiemdziesiąte piętro, usłyszeli krzyki. To byli pracujący tam Daniel Nordan i Arthur Palmer. Wybuch zaledwie piętro niżej wyrzucił ich z krzeseł metr do góry i upadli na podłogę. Próbowali uciec, ale płomienie z niższego piętra odcięły im drogę ucieczki. Zauważyli za to poparzoną, panikującą windziarkę, której udzielili pomocy. Używając młotka, przebili ścianę do sąsiedniego biura, skąd było wyjście na bezpieczny korytarz. Mężczyźni nieśli poparzoną kobietę i całej trójce udało się uciec.

Rekord Guinnessa

Na cud zakrawa historia innej windziarki, Betty Lou Oliver. W momencie wypadku dwudziestoletnia pracownica otwierała drzwi do swojej windy na siedemdziesiątym piątym piętrze. Wybuch wyrzucił ją z windy na korytarz, gdzie znalazły ją dwie kobiety. Była poparzona, więc kobiety udzieliły jej pierwszej pomocy i zaniosły do innej windy, aby jak najszybciej znalazła się na dole przy ratownikach. Jak tylko drzwi windy się zamknęły, pękły liny bezpieczeństwa trzymające kabinę. Jak się później okazało, zostały uszkodzone przez jeden z silników, który przeleciał przez cały wieżowiec.

W ciągu kilku sekund winda roztrzaskała się w piwnicy, ale przybyli na miejsce ratownicy ze zdziwieniem odkryli, że Betty Lou Oliver przeżyła ten upadek z 300 metrów! Stało się tak dlatego, że pęknięte liny spadły na dno szybu, formując coś w rodzaju sprężyny, a dodatkowo spadająca w ciasnym szybie kabina windy ściskała powietrze, które nie miało jak się szybko wydostać i stworzyła się swego rodzaju poduszka powietrzna. Razem zamortyzowało to upadek na tyle, że kobieta przeżyła, chociaż żeby ją wydostać, ratownicy musieli rozcinać stalowe elementy konstrukcji windy i cegły z uszkodzonego szybu. Co ciekawe, gdyby liny bezpieczeństwa zadziałały, Betty Lou Oliver mogłaby nie przeżyć, ponieważ winda zatrzymałaby się na trzydziestym czwartym lub trzydziestym piątym piętrze, które akurat nie miały klap ewakuacyjnych. Ekipy ratunkowe musiałyby się przebijać przez marmurową i betonową ścianę, aby dostać się do poszkodowanej. W tym czasie pasażerka mogła się udusić od dymu. Gdy zobaczyła ratowników, wśród których był Donald Maloney, wspomniany praktykant ze Straży Wybrzeża, powiedziała: „Dzięki Bogu, Marynarka tu jest! Teraz nic mi się nie stanie”. Niezwykła historia zaowocowała wpisaniem Betty Olivier do „Księgi rekordów Guinnessa” jako osoby, która przeżyła najwyższy upadek w windzie.

zderzenie bombowiec Empire State Building

78. piętro – usuwanie skutków katastrofy
(fot. Acme Newspictures)

Po udzieleniu pierwszej pomocy Maloney ruszył schodami w górę, po drodze spotykając księdza. Ponieważ nie wiedzieli, na którym piętrze nastąpiła katastrofa, na każdym otwierali drzwi klatki schodowej w poszukiwaniu ewentualnych rannych. Gdy dotarli na siedemdziesiątą kondygnację, zaczęły pojawiać się ślady oleju i paliwa oraz dym. Kiedy dotarli dziewięć pięter wyżej wokół były już tylko ofiary śmiertelne. Po pewnym czasie dołączył do nich burmistrz Fiorello La Guardia, który według relacji świadków miał zacisnąć pięści i mamrotać: „Mówiłem armii, żeby nie latali nad miastem!”. Chociaż gwałtowny, pożar w większości wygasł samoistnie po około czterdziestu minutach, zanim jeszcze strażacy zabrali się za gaszenie. Zostało im jedynie zająć się tlącymi się tu i ówdzie niewielkimi ogniskami.

Epilog

Zginęło czternaście osób, a dwadzieścia sześć zostało rannych. Dziewięciu zabitych było pracownikami biurowymi, a pozostali to dozorca i windziarz. Co do załogi B-25, mat Albert Perna został znaleziony dwa dni po wypadku na dnie jednego z szybów windowych, natomiast dwaj piloci spalili się tak, że ich identyfikacja była niemożliwa. Straty materialne wynosiły milion dolarów, ale zostały naprawione w ciągu trzech miesięcy. Trzy miesiące po zdarzeniu Administracja Aeronautyki Cywilnej podniosła minimalną wysokość lotu nad Nowym Jorkiem do 2500 stóp (760 metrów). Natomiast siły zbrojne wprowadziły dodatkowe obowiązkowe szkolenia dla pilotów wykonujących loty po kraju po tym, jak wcześniej przez dłuższy czas latali w warunkach wojennych.

Na stosunkowo niewielką liczbę ofiar miało wpływ kilka czynników. Po pierwsze: był sobotni poranek i niewiele firm i organizacji mających tam siedzibę było otwartych. W chwili wypadku w całym Empire State Building przebywało około 1500 osób. W czasie dni roboczych było ich dziesięć razy więcej. Poza tym na szczęście samolot był przeznaczony do przewozu osób i w przeciwieństwie do większości B-25 nie przenosił ładunku bomb. Wreszcie samolot odbywał krótką podróż i zbliżał się do miejsca lądowania, więc w zbiornikach pozostało niewiele paliwa. Gdyby było go więcej, eksplozja i pożar byłyby znacznie potężniejsze.

Osiem miesięcy po katastrofie rząd zaoferował rodzinom ofiar odszkodowania. Część rodzin je przyjęło, ale inne złożyły pozwy, a sąd je przyjął, ustanawiając w 1946 roku precedens dający obywatelom amerykańskim prawo do pozwania rządu federalnego.

Empire State Building a World Trade Center

Część Czytelników mogłaby zadać pytanie: jak to się stało, że Empire State Building odniósł stosunkowo niewielkie uszkodzenia, a w 2001 roku wieże World Trade Center się zawaliły? Wpłynęło na to kilka czynników. Po pierwsze bombowiec B-25 jest znacznie mniejszy niż pasażerski Boeing 767, a dodatkowo było w nim znacznie mniej paliwa i leciał znacznie wolniej. B-25 ważył około 9700 kilogramów i leciał z prędkością 320 kilometrów na godzinę. Boeingi 767 ważyły piętnaście razy więcej i leciały dwa razy szybciej, co przełożyło się na kilkadziesiąt razy większą energię kinetyczną, która zadziałała na WTC.

Ponadto Empire State Building jest w dużej mierzy zbudowany z marmuru i betonu, a jego ściany mają po dwadzieścia centymetrów grubości, nie wspominając o jeszcze potężniejszych elementach nośnych. Wieże WTC były w większości wykonana ze stali i szkła, a więc znacznie mniej odporne na taki wypadek. Podczas gdy B-25 zniszczył właściwie jedynie fasadę, Boeing 767 w dużej mierze zniszczył też strukturę nośną budynku.

Wreszcie pożar wywołany w 1945 roku był znacznie mniejszy, bo żywił się mniejszą ilością paliwa, a ponadto, jak wspomniano, cały stalowy szkielet budynku obudowany jest betonowymi i granitowymi ścianami, dzięki czemu temperatura nie oddziaływała na niego z taką siłą, z jaką oddziaływałaby na gołą stal. Samoloty uderzające w WTC oddziaływały na znacznie więcej pięter i odsłonięte stalowe elementy nośne, które zwyczajnie się odkształciły, wystawione na pożar palącego się paliwa Jet-A. Osiąga ono o wiele wyższą temperaturę niż zwykłe wysokooktanowe paliwo stosowane w B-25.

Bibliografia

Greg Alexander, B-25 Empire State building Collision, aerospaceweb.org, 17.06.2007, dostęp: 20.01.2017.
James Barron, Flaming Horror on the 79th Floor; 50 Years Ago Today, in the Fog, a Plane Hit the World’s Tallest Building, nytimes.com, 28.07.1995, dostęp: 20.01.2017.
Ballard C. Campbell, Disasters, Accidents, and Crises in American History, Facts On File, Nowy Jork 2008.
Joe Richman, The Day A Bomber Hit The Empire State Building, npr.org, 28.07.2008, dostęp: 20.01.2017.
Jennifer Rosenberg, The Plane That Crashed Into the Empire State Building, about.com, 31.01.2016, dostęp: 20.01.2017.
Empire State Building Withstood Airplane Impact, tms.org, 2001, dostęp: 20.01.2017.

SDASM Archives