Pani porucznik w sekretariacie Firmy, do którego wtargnąłem zgodnie z otrzymanym rozkazem była bardzo sympatyczna i warta większego prywatnego zainteresowania, ale od razu na tak zwany. „Dzień dobry” pokazała mi moje miejsce w szyku. Najpierw uniosła brwi co miało oznaczać, że jest ciekawa, dlaczego ośmielam się jej przeszkadzać, po czym po pierwszych wypowiedzianych przeze mnie słowach – dokładnie moim stopniu i danych osobowych, przerwała moją wypowiedź jednym zdecydowanych ruchem ręki i wskazała na stojące z boku drewniane krzesło. Co prawda przy oknie stały dwa skórzane fotele, które na pewno były wygodniejsze, ale zgodnie ze starym powiedzeniem, „kapral nie oficer, tyłka sobie nie odgniecie”, wykonałem rozkaz i z pewną nieśmiałością rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szczerze mówiąc byłem rozczarowany, bo właściwie nie było co podziwiać, bo pokój nie różnił się niczym od innych biur w centralnych urzędach. Nowoczesne biurko z komputerem na środku, za nim elegancka szafka na dokumenty i stolik z drukarką, za nim widoczny aneks kuchenny, do którego zapraszała marmurowa posadzka i dwa fikusy stojące przy fotelach pod oknem. Najważniejsze były drzwi prowadzące do gabinetu zastępcy szefa Firmy, bo to właśnie tam miałem się udać. Oczywiście gdy wreszcie zostanę tam zaproszony, a póki co, zameldowałem się pięć minut przed wyznaczonym terminem aby wszyscy wiedzieli, że jestem odpowiedzialnym pracownikiem więc musiałem teraz swoje odczekać i zapamiętać, aby następnym razem nie być nadgorliwym. Przez to musiałem siedzieć na krześle, podziwiając wiszący na wprost mnie plakat informujący, że Minister Obrony Narodowej Aleksander Szczygło zaprasza w dniu 3 lipca, czyli jutro, do Akademii Obrony Narodowej w Warszawie na konferencję naukową: Afganistan 2007 Misja dla pokoju. Coś mnie tknęło, że może moje zaproszenie nie jest takie oderwane od tej informacji, ale postanowiłem spokojnie czekać na dalszy ciąg wydarzeń.

Po kilku minutach mogłem dokładnie opisać każdy szczegół plakatu i stwierdziłem, że nie jest na tyle interesujący abym nadal wpatrywał się w niego jak przysłowiowa sroka w gnat. Szybko zdałem sobie także sprawę, że jedyne na czym mógłbym na dłużej skupić swoją uwagę są nogi pani porucznik, bo tylko one były warte podziwiania. Starałem się oczywiście robić to dyskretnie ale szybko się zorientowałem, że od początku zauważyła moje nieporadne próby ale na moje szczęście w żaden sposób jej to nie przeszkadzało. To dowodziło jednego, że od początku wiedziała, że jestem nic nieznaczącym trybikiem w Firmie i nie musi się mną przejmować, ani tym bardziej być dla mnie miłą. Po prostu byłem dla niej kolejnym szeregowym pracownikiem Firmy, który został zaproszony przez jednego z przełożonych aby w ramach dowartościowania samooceny pracownika osobiście otrzymać z jego rąk, nowe zadanie do wykonania. Była już poinformowana, że nowy rozkaz skieruje go do służby poza granicami kraju i to w niezbyt ciekawy rejon świata, więc poza pierwszym przenikliwym spojrzeniem nie skupiła na nim uwagi.. Poza tym takie zaproszenie oznaczało, że dany pracownik zniknie na długi okres gdzieś poza granicami kraju, więc tym bardziej nie miała zamiaru tracić niepotrzebnie czasu.

Zapewne wiedziała o jaki kraj chodzi, bo chwilami wydawało mi się, że spogląda na mnie ze współczuciem, choć i z pewnym zainteresowaniem. Oboje udawaliśmy, że nie zwracamy na siebie uwagi, ona odbierała telefony, informując rozmówców, że nikt z szefostwa nie jest w tej chwili uchwytny, a ja starałem się nie patrzeć w kierunku jej nóg. Nigdy nie uważałem się za znawcę kobiet, ale mimo dobiegającej trzydziestki była bardzo, ale to bardzo atrakcyjną kobietą. Prawie parsknąłem śmiechem, gdy uświadomiłem sobie, że użyłem określenia, mimo dobiegającej. A przecież wiek u kobiety nie ma żadnego znaczenia, wszystko zależy od tego, co kobieta w sobie ma i wbrew powszechnej opinii, ilość wypitego wina nie ma z tym nic wspólnego. Była harmonijnie zbudowana, miała mądrą i radosną buzię z dużymi zielonymi oczami, które wyglądały na wiecznie zdziwione, choć pamiętając że oboje jesteśmy zatrudnieni w Firmie, trudno było uwierzyć, aby była to prawda. Jakby tego było mało, nie miała na sobie munduru ale ubrana była w gustowną garsonkę, która jeszcze bardziej podkreślała jej zauważalne wdzięki. Powiem wprost, że mimo różnicy wieku zaprosiłbym ją bez chwili zastanowienia na kolację, choć od razu wiedziałem, że nie mam żadnych szans na bardziej intymną znajomość. Ale było na co popatrzeć i pomarzyć.

Widocznie nie tylko ja miałem podobne odczucia, bo w sekretariacie co parę minut pojawili się kolejni pracownicy i prosili o jakieś dokumenty, choć według mnie bardziej skupiali swoją uwagę na jej walorach zewnętrznych niż na potrzebnych zaświadczeniach i planach. Być może moja obecność w pokoju powodowała, że w miarę szybko opuszczali sekretariat a wtedy pani porucznik spoglądała w moją stronę, jakby sprawdzała czy nadal jestem na swoim miejscu.

Kwadrans później, gdy na poważnie zacząłem się zastanawiać, czy z moim zaproszeniem na pewno jest wszystko w porządku i czy przypadkiem nie pomyliłem wyznaczonej godziny, do sekretariatu weszło dwóch mężczyzn. Od razu poznałem, że są pracownikami Firmy i to takimi którzy nie przekładają papierków na swoich biurkach. Obaj byli dobrze zbudowani, może nawet zbyt dobrze, bo rozbudowane klatki piersiowe z trudem mieściły się w obszernych marynarkach. Patrząc na nie od razu można było się domyśleć, że mają za cel ukrycia broni którą mają pod pacham. Obaj mieli krótko przycięte włosy i ogorzałe twarze, co dowodziło, że ostatnio częściej musieli przebywać na świeżym powietrzu niż w zaciszach gabinetów, zresztą absolutnie nie wyglądali na takich co lubią pracę biurową.

Zgodnie z tym czego uczyli nas na kursie, nieoficjalnie pracowników Firmy dzielimy na:
Inteligenta – mającego nie tylko mięśnie, ale także sporo w głowie, przez co nadaje się do roli ochroniarza dla wyższych urzędników państwowych i polityków. Pod warunkiem, że jednocześnie nie wykazuje ambicji i chęci do pracy w biurze. Czytaj, jest gotowy na wszystko aby zapewnić sobie karierę w Firmie.
Mięśniaka – kogoś kto bardziej dbał o własny rozwój fizyczny niż … lepiej tego nie rozszerzać. Taki pracownik jest wymarzony do zadań ochrony pośledniejszych urzędników państwowych oraz obiektów poza granicami kraju. Nie jest także zagrożeniem dla innych pracowników, więc większość darzy ich sympatia.
Urzędnika – tu jest kłopot, bo zazwyczaj taki pracownik nie nadaje się do pracy w żadnych wcześniej wymienionych operacjach, ale za to „jest niezbędny” – według swojej oceny – do prawidłowego działania Firmy. Co do owej „niezbędności”, to żaden z pracowników z terenu nie był do końca przekonany, czy ocena jest właściwa, ale jeśli pracował w Firmie odpowiednio długo zdawał sobie sprawę, że lepiej tego nie mówić głośno i w przypadkowym towarzystwie. Jeśli owi urzędnicy uprzednio pracowali w terenie istniała chociaż możliwość, że nie będą przeszkadzać i w ramach swoich możliwości nawet pomogą, ale często zdarzało się tak, że na urzędnika awansowana była osoba spoza Firmy, najczęściej znajomy jakiegoś polityka lub urzędnika który się liczył… I ten moment będzie właściwy aby przestać o tym dalej pisać…

Według mojej oceny obaj nowo przybyli kwalifikowali się do drugiej grupy, czyli mówiąc językiem zrozumiałym spełniali funkcje operacyjne poza granicami kraju, co już samo w sobie było interesujące. Nim zdążyłem im się przyjrzeć dokładnie, jeden z nich – niższy od kolegi o kilka centymetrów, spróbował pocałować panią porucznik. Co prawda tylko w policzek, ale nie była tym zainteresowana, bo szybko wyszła zza biurka i skierowała się do gabinetu zastępcy dyrektora, nie dopuszczając do poufałości. Wszyscy zwracali się do sobie po imieniu, więc znali się odpowiednio długo, aby nie tracić czasu na obowiązującą etykietę. Wyższy z nich spojrzał uważnie w moją stronę, po czym doszedł do wniosku, że zapewne jestem niższym rangą urzędnikiem, dla którego szkoda jego czasu i uwagi, bo skupił swoją uwagę na koledze, który bez zbytniego skrępowania z upodobaniem przyglądał się znikającej za drzwiami sekretarce.
– Doc, daj spokój i tak nie masz żadnych szans. – stwierdził krótko siadając w jednym z foteli.
– Może tak, a może nie. – odpowiedział tamten, uśmiechając się do swoich myśli. – W każdym razie nikt mi nie zabroni próbować… Poza tym i tak nie chodzi o ślub…
– Zobaczysz, że kiedyś będziesz miał przez baby kłopoty… – odpowiedział tamten, ignorując moją obecność.
– Baby właśnie po to są, aby takim jak ja nie mieli czasu na nudę. – zaśmiał się jego kolega i spojrzał w moją stronę, ale wolałem siedzieć cicho,
Byłem pewny, że pracujemy w tej samej Firmie, choć na innych stanowiskach. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście mają z sobą broni, bo marynarki, które na sobie mieli, wyglądały na szyte specjalnie po to, aby można było pod nimi ukryć kaburę z jej zawartością. Choć zgodnie z jakimś tam rozporządzenie wewnętrznym pracownicy Firmy nie będący na służbie nie powinni nosić broni na terenie biura. I podobno byli tacy którzy to przestrzegali, ani ci akurat na takich nie wyglądali. Czego jak czego, ale patrząc na ich dłonie, byłem pewny, że nie należą do rzeszy urzędników, których mijałem na korytarzu, co mogło oznaczać tylko jedno, że nie przejmowali się debilnymi rozporządzeniami.
– Możecie wejść…- zakomunikowała pani porucznik, wskazując na wejście do gabinetu. Nie byłem pewny, czy zaproszenie dotyczy także mojej osoby, ale ponieważ nie zauważyłem z jej strony żadnego zachęcającego ruchu dłonią, postanowiłem pozostać na miejscu, co – jak się wkrótce okazało – było słusznym posunięciem. Ledwie zamknęły się drzwi w gabinecie w sekretariacie zjawiła się szefowa kadr z plikiem dokumentów, które położyła na blacie i spytała, czy u dyrektora jest już Mani z Doctorem, którzy mają stanowić nową obsadę BOR-u w Kabulu. Ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy jaka informacja może się przydać, starałem się zachowywać na tyle spokojnie, aby nie zauważyły, że przysłuchuję się ich rozmowie. Nie wiem na ile mi się to udało, ale dowiedziałem się, że Mani jeszcze nic nie wie o nominacji na dowódcę grupy ochrony i wszyscy spodziewają się, że dyrektor znajdzie sposób aby go do tego przekonać. Z tego usłyszałem miał mu obiecać udział w najbliższym kursie oficerski oraz na dzień dobry wynagrodzenie przypadające oficerowi. Obie śmiały się, że obiecanki zazwyczaj przynoszą dobre skutki a jak będzie później, to już inna sprawa. Zapewne dowiedziałbym się jeszcze sporo o życiu w Firmie, ale kadrowa spytała czy Doctor nadal smali cholewki do pani porucznik, bo już dawno zapowiedział że jej nie przepuści.
– Chcieć, a dostać, to dwie różne sprawy – odpowiedziała z przekonaniem pani porucznik, po czym wskazała ruchem głowy w moim kierunku, jakby chciała przypomnieć że nie są same w pomieszczeniu i nie należy za dużo mówić. Demonstracyjnie odwróciłem głowę i spojrzałem w okno, aby w ten sposób zdystansować się od plotek. W każdym razie dalej rozmawiały na tyle swobodnie, że dowiedziałem się iż Firma ma kłopoty z obsadą placówki w Kabulu i gotowa jest obiecać wszystko, aby tylko Mani wyraził zgodę na wyjazd.

Chyba dyrektor nie musiał zbytnio się wysilać aby przekonać Maniego, bo w pewnej chwili wszyscy usłyszeli w sekretariacie polecenie poprzez interkom:
– Ewa, dawaj Młodego.
Trwało chwilę, zanim zrozumiałem, że chodzi o moją skromną osobę, w czym pomógł mi ponaglający ruch dłoni pani porucznik która nie przerywając rozmowy z koleżanką, wskazała mi kciukiem drzwi gabinetu. Usłyszałem jeszcze uwagę kadrowej, że młode mięsko jest jeszcze zielone, i z trudem tłumiony chichot, gdy zamykałem za sobą drzwi. Za szerokim biurkiem w centrum gabinetu siedział szpakowaty cywil, którego widziałem już wcześniej na kursie i dzięki temu wiedziałem, że choć jest ubrany w cywilne ubranie tak naprawdę jest zastępcą głównego dyrektora. Niby przysłuchiwał się wywodom wyższego z mężczyzn, którego sekretarka nazywała Mani ale moje wejście było mu na rękę, bo od razu odwrócił się w moją stronę, ignorując pozostałych mężczyzn w gabinecie. Nim zdążyłem się przepisowo zameldować, uciszył mnie zdecydowanym ruchem dłoni i nie wstając z fotela, podał stojącemu mężczyźnie teczkę personalną. Choć nikt nic nie mówił, byłem jakoś dziwnie pewny, że zawiera dokumenty dotyczące mojej osoby.
– To nowy nabytek Firmy.- przedstawił mnie krótko, bardziej obserwując reakcję Mani niż moją. – Wszystko o nim jest w dokumentach, więc nie będę niepotrzebnie tracił czasu na jałowe trzepanie językiem i wprowadzenie jakim to on jest dobrym harcerzem. Wspomnę tylko, że ma dobre referencji zarówno jako kierowca, jak i strzelec. Mimo że dopiero co skończył kurs, zgłosił się na ochotnika na wyjazd do jednej z naszych placówek. Po analizie postanowiliśmy, że przydzielimy go do waszej grupy. Wiem… – uprzedził sprzeciw Mani, który próbował mu wejść w słowo. – Jest młody, a ja obiecałem ci doświadczoną ekipę, ale przecież musi się gdzieś tego wszystkiego od kogoś dobrego nauczyć. Osobiście uważam, że najwięcej zyska przy tobie, zresztą wolałem przydzielić ci dobrego młodego, którego można ukierunkować, niż jakiegoś wiecznie niezadowolonego wiarusa, któremu nic nie będzie się podobało. Poza tym, ambasadzie w Kabulu przysługuje czterech etatowych funkcjonariuszy, a ja daję Ci piątego i będę jeszcze musiał się z tego tłumaczyć szefowi i innym politykierom z zarządu. To jest ponadstandardowa obsada, a wiecie, jak jest to niechętnie akceptowane przez naszych szefów, bo to oznacza zwiększone wydatki w budżecie Firmy. Znowu będę musiał walczyć o dodatkowe dofinansowanie. – westchnął ciężko, jakby akurat to najbardziej go męczyło.
– Kabul to miasto o zwiększonym ryzyku. – wszedł mu w słowo Mani, zerkając w moim kierunku. I z tego co zauważyłem, nawet nie próbował ukryć grymasu na twarzy. – Po doświadczeniach przy organizacji ambasady w Bagdadzie wszyscy powinniśmy wiedzieć, że aby wszystko działało jak należy, obsada w krajach zwiększonego ryzyka a Afganistan taki jest, powinna liczyć minimum ośmiu ludzi. Zresztą, rzeczywiście obiecał mi pan fachowców, a ja widzę harcerza, któremu będę musiał poświęcić dużo czasu, zanim go gdziekolwiek puszczę samego. Sorry, panie pułkowniku, ale umowa była inna.

Mój nowy dowódca nie ukrywał, że nie jest zadowolony z mojej osoby. Nie powiem, aby nie było mi przykro z tego powodu, ale cóż mogłem zrobić. Obiecać w duchu, że udowodnię wapniakowi, iż może nie jestem tak dobrze zbudowany jak on i jego kumpel, ale na pewno sprawdzę się w swojej pracy? Potrzebowałem czasu i okazji, żeby to udowodnić, a sądząc z reakcji dyrektora, wyjazd miałem pewny jak pieniądze w banku. No, może to nie było zbyt dobre skojarzenie, bo z bankami różnie bywa.
– Nie pierdziel, Mani.- zdenerwował się niespodziewanie dyrektor, wstając zza biurka. – Dałem ci wszystko, co chciałeś. Dostałeś etat oficerski, dodatek funkcyjny, oraz Doctora, jako swojego przybocznego – bo razem byliście na poprzedniej placówce i możecie być siebie pewno. Dodatkowo zapewniam Ci wszelką pomoc w załatwianiu wszystkich spraw, jakie uznasz za stosowne, gdy już się rozejrzysz na miejscu i ocenisz potrzeby ambasady. To jeszcze nie wszystko.- nie pozwolił mu dojść do głosu, widząc, że próbuje wejść mu w słowo. – Zauważ, że nic nie wspomniałem że po powrocie z Kabulu otrzymasz skierowanie na kurs oficerski a po jego ukończeniu, możliwość wyboru nowej placówki. Wracając do Afganistanu, nie jestem zadowolony z pracy poprzedniej ekipy, która skupiła się na pilnowaniu lokalnych pracowników podczas remontu, a przy okazji zapomniała o innych aspektach naszej pracy. Na szczęście prace budowlane zostały zakończone i teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby posłać tam prawdziwych fachowców. Mani, zdecydowałem się na ciebie, bo masz potrzebne doświadczenie i nie pozwolisz sobie chodzić po głowie byle urzędniczynie z MSZ-tu. Wiem, że zanim zrobisz coś głupiego, najpierw pomyślisz o bezpieczeństwie placówki oraz ludzi, którzy są tam zatrudnieni.
– I mam tego dokonać mając do dyspozycji czworo ludzi? – upewnił się cicho Mani, podnosząc do góry otwartą dłoń.
– Pięciu. – poprawił go dyrektor, wracając za biurko.- Masz czterech doświadczonych i jednego, którego musisz przyuczyć, ale zawsze to lepiej niż go w ogóle nie mieć. Wiem, że to stan minimalny, ale podczas remontu nie było potrzeby trzymać tam więcej ludzi, tym bardziej że placówka nie działa w pełnym wymiarze… – przerwał swój wywód i dodał ciszej ściszając głos. – To naprawdę nie moja wina, że ktoś z naszych urzędników nie wprowadził we właściwym czasie poprawek do planowanej obsady tej cholernej ambasady i teraz, gdy wszystko zostało akceptowane przez naszego szefa, nic już nie możemy zrobić. Nie mamy na to ani funduszy ani pełnej obsady i dlatego do następnego roku musimy sobie jakoś dać radę. Obiecuję, że postaram się załatwić wam pomoc wojska i może oni podeślą wam kogoś do pomocy, bo dobrze wiem, że przy takiej obsadzie będziecie mieli mnóstwo roboty. Ale musi to trochę potrwać, zanim wszystko będzie takie, jak powinno być. Dlatego będę potrzebował rzetelnych raportów oceniających stan zabezpieczenia placówki, oraz konkretne propozycje zmian i sugestie, co musimy szybko usprawnić a co może jeszcze poczekać. Zdecydowałem się na ciebie, Moni, bo robiłeś podobne rzeczy w Bagdadzie, więc dobrze wiesz, o co mi chodzi. Oczywiście nie obiecuję, że uda mi się wszystko szybko załatwić, bo dobrze wiesz, że nasza biurokracja potrzebuje dużo czasu, aby wszystko przemielić na język dla nich zrozumiały, ale ja na to już nie mam wpływu. W każdej sprawie która będzie wymagała mojej interwencji będziesz się kontaktował z Eweliną, ona najlepiej będzie wiedziała jak ci pomóc i gdzie ewentualnie mnie znaleźć. I pamiętaj, że i tak masz wyższą stawkę od innych.- zaznaczył, wskazując w jego kierunku wyciągniętym palcem.

Chyba ta uwaga była zupełnie nie na miejscu, bo Mani nie należał do grona pracowników, którzy w obecności przełożonego milczą. Ale pułkownik przekonał się o tym za późno.
– Tu już pan pułkownik przesadził. – stwierdził krótko, dochodząc do słowa. – Wszyscy wiemy, że pieniądze, które mi pan teraz wypomina, wcale nie są takie powalające. Może tak było za dawnych czasów, gdy wartość dolara rzeczywiście była dużo wyższa na naszym rynku niż dzisiaj… – grymas na jego twarzy mówił więcej niż słowa i był przede wszystkim przekonywający.- Teraz takie same pieniądze, jeśli nie większe, mogę zarobić w kraju i nie muszę jechać za nimi na drugi koniec świata i nadstawiać łeb, aby ktoś do niego strzelał. Ale nie o to chodzi… – teraz on nie dopuścił pułkownika do głosu.- Nie ukrywam, że nie uśmiecha mi się kolejny wyjazd do psychostanu, jakim najpierw był Irak i teraz będzie Afganistan. Obaj dobrze wiemy, że nie pan dla mnie innej propozycji jak wyjazd za granice, lub służbą przy VIP-ach i grona pokręconych polityków, którym trzeba podcierać cztery litery i dbać aby nie wpakowali się w jakieś kłopoty, choć akurat to robią przez cały czas. Obaj wiemy, że mam do politykierów uraz i wolę wyjechać z kraju niż mieć z nimi cokolwiek wspólnego…- gestem dłoni uciszył swojego kolegę, który chciał dodać coś od siebie.- Teraz ja mówię, Doctor… Wszyscy także wiemy, że Doctor wyraził zgodę na wyjazd do Kabulu pod warunkiem, że pojadę tam jako dowódca. Czy jest inaczej? – spojrzał na swego kumpla.
– Nie trać mego czasu. – zwrócił mu uwagę pułkownik. – Sam także nie masz go za dużo. Ważne, że Doctor jedzie z tobą i chyba o to tu chodzi.
– Oto też. – zgodził się Mani. – Obaj wiemy, że jeśli odmówię wyjazdu to skończę robotę jako ochroniarz prezydenckiego ośrodka w Ciechocinku lub Wiśle, i to tylko dlatego, że do obu tych ośrodków Kaczor nigdy nie jeździ, a nawet jakby pojechał to ja na ten czas otrzymam urlop, lub będę się musiał kryć po piwnicy. Poza tym nie nadaję się na kapciowego i nie chcę robić konkurencji poniektórym z naszych kolegów. I tak naprawdę, to jest jedyny prawdziwy powód, dla którego zgadzam się na wyjazd do Kabulu, bo nie mam zamiaru nikomu nosić torebek lub parasola. Poza tym, dobrze wiem, że macie nóż na gardle i obiecacie mi wszystko, abym tylko wyraził zgodę na ten wyjazd.- zakończył z satysfakcją.
– Dobra, dość tych słownych przepychanek, skoro wszystko wiesz.- pułkownik rozłożył ręce uznając, że w ten sposób traci czas.- Reasumując, doszliśmy do consensusu i wyjeżdżacie do Kabulu. Za trzy dni odlatuje wojskowy samolot do Kabulu, na który zarezerwowałem wam miejsca, więc macie mało czasu aby przygotować się do wyjazdu. Co do samolotu bardzo mi przykro ale taki termin dostaliśmy od MON-u i musimy się podporządkować. Pozostałym panom dziękuję, a ty Mani, zostań jeszcze przez chwilę.