Batu-chan, wnuk Czyngis-chana władający zachodnim ułusem Imperium Mongolskiego, był niemniej ambitnym władcą niż dziadek. W 1241 roku wedle jego życzenia trzy hordy mongolskie wyruszyły na podbój Europy.

Prolog

Główna armia mongolska (około trzydziestu tysięcy żołnierzy) pod faktycznym dowództwem jednego z najlepszych mongolskich wodzów – Subedeja – skierowała się ku krainom rozkwitającej monarchii węgierskiej. Opór stawiony przez Węgrów na przełęczach karpackich nie stanowił żadnego niebezpieczeństwa dla pomyślności rozpoczętej kampanii. 12 marca 1241 roku rozgromili królewskiego palatyna Denesa broniącego wschodnich rubieży królestwa. Najeźdźcy już od pierwszych dni kampanii zaprezentowali doskonała organizacje oraz bezprecedensową ruchliwość, przemierzając węgierskie królestwo z szybkością 60 mil dziennie, mimo uciążliwej zimy i niedogodności terenowych. Już 15 marca pod Pesztem pojawiły się jednostki zwiadowcze Batu-chana. Większość sił inwazyjnych łupiła zasobne regiony Królestwa Węgier.

Król Béla IV nie dał się sprowokować, poświęcając czas na gromadzenie wojsk i akcję dyplomatyczną. Wystosował listy z prośbą o pomoc świata chrześcijańskiego do papieża Grzegorza IX i cesarza Fryderyka II, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi.

Gdy król poświęcał się organizacji armii, walkę z najeźdźcą podjął sprzymierzony książę austriacki Fryderyk II Bitny, któremu nawet udało się rozbić jeden ze stepowych zagonów grasujących w okolicach Pesztu. W jego ślady poszedł arcybiskup Kalocsy – Ugrin – który 17 marca, ścigając jeden z mongolskich oddziałów łupieżczych, ze swoją zaciężną jazdą dał się zwabić w rozległe bagna, gdzie cały oddział rozstał unicestwiony „siłami natury”, przy minimalnym zaangażowaniu Tatarów. Samemu arcybiskupowi udało się ujść z życiem.

Przebieg bitwy

Przebieg bitwy


Tego dnia miał miejsce znamienny incydent, który pozbawił obrońców jedynej siły zbrojnej królestwa obeznanej z taktyką walki najeźdźcy. W jednej z potyczek wśród złapanych jeńców chańskiej hordy, znalazł się członek wspólnoty Kumanów (zachodni odłam Połowców), ludu zamieszkałego na wschód od Dunaju, korzystającego z azylu nadanego przez króla Belę IV. Magnaci węgierscy, rozsierdzeni przypadkiem jeńca doszukiwali się zdrady ludu Kumanów. Frustracja panów węgierskich, bezsilnych wobec poczynań barbarzyńskiego najeźdźcy została wyładowana na przywódcy Kumanów Kötönie, który został bestialstwo zamordowany. Poruszeni tym Kumanowie, na znak protestu opuścili szeregi wojsk królewskich. Następnie zwrócili się o protekcję do władców mongolskich.

Szeregi węgierskie opuścił również książę austriacki, przyłączając do swej domeny trzy komitaty (hrabstwa) węgierskie.

9 kwietnia armia królewska wyruszyła spod stolicy. W szeregach wojska znalazło się przeszło piętnaście tysięcy dobowego, ciężkiego rycerstwa, z elitarnymi Królewskimi Templariuszami na czele (kroniki średniowieczne podają astronomiczną liczbę 80 tysięcy ludzi). Król węgierski liczył, że uda mu się rozbić główną armią inwazyjną. Nie miał pojęcia, że zarówno pod Legnicą, jak i pod Hermannstadt dwa korpusy pomocnicze mongolskiej armii rozbiły zagradzające im drogę wojska chrześcijańskie.

W przeciwieństwie do Węgrów, Mongołowie znakomicie orientowali się w sytuacji strategicznej, dlatego po dostrzeżeniu armii węgierskiej przez dwa dni unikali walki, wciągając przesadnie pewnych chrześcijan w zasadzkę.

Sam Batu-chan wraz ze swym wodzem, a zarazem doradcą Subudejem osobiście dokonał wyboru pola przyszłej bitwy. 10 kwietnia w godzinach popołudniowych siły mongolskie pokonały rozlegle wrzosowiska, przeprawiły się przez jedyny w okolicy kamienny most na rzece Sajó i ulokowały się w odległości dziesięciu mil na wschód od rzeki, w głębi miejscowych borów. Sztab mongolski ulokował się na wzgórzu górującym nad całą okolicą.

Wojska królewskie dotarły do brzegów rzeki wieczorem 10 kwietnia. Béla skierował na drugi brzeg rzeki tysięczny oddział jazdy w celu sprawdzenia całej okolicy. Węgrzy nie znaleźli śladów obecności przeciwnika poza śladami kopyt mongolskich koni, dlatego pospiesznie powrócili z rekonesansu dla zabezpieczenia mostu. Pozostałe oddziały królewskie rozbiły obóz na rozleglej równinie pokrytej wrzosem. Węgrzy czuli się bezpieczni, pewności dodawał im fakt kontroli jedynego stałego mostu nad rzeką. Mimo to król nakazał utworzenie prowizorycznej mobilnej fortecy z dwustu wozów taborowych związanych ze sobą powrozami bądź łańcuchami.

Nadeszła noc…

Gdy wojska węgierskie odpoczywały przed kolejnym dniem uprzykrzonego pościgu, ponad ich głowami, na okolicznym wzgórzu dominującym nad całym ujściem rzeki Sajó do Cisy, obradowała rada wojenna pod przewodnictwem Batu-chana. W przeciwieństwie do nieświadomych Węgrów, członkowie rady znali tragiczne położenie armii królewskiej.

Król Béla i jego wojsko znaleźli się w potrzasku: na prawym skrzydle znajdowały się rozległe bagna nad rzeką Cisą, przed frontem płynęła rzeka Sajó, zaś lewa flanka była pokryta gęstym lasem, porastającymi wzgórza Lomnitz oraz Diosgyor. Jedyną drogą odwrotu w razie niepowodzenia był wąwóz prowadzący na zachód, z powrotem do Pesztu, skąd przybywała armia węgierska.

Plan Batu-chana był zabójczo skuteczny w swej prostocie. Należało częścią sił wciągnąć w walki o panowanie nad mostem przednie formacje chrześcijan, gdy druga część armii niepostrzeżenie obejdzie obóz węgierski i uderzy tyły armii królewskiej.
Korzystając z nocnych ciemności, na tyły wroga wyruszyła grupa około dwunastu tysięcy jeźdźców stepowych dowodzonych przez Subedeja. Mongolski dowódca udał się z podległą jazdą przez wzgórza na południe ku brzegom Sajó, jednocześnie dostatecznie daleko od obozowiska Węgrów. Mongołowie przerzucili drewniany most, a po chwili znaleźli się tuż za wrzosowiskiem, gdzie beztrosko spał przeciwnik.

Bitwa

Bitwa na równinie Mohi rozpoczęła się tuż przed świtem 11 kwietnia 1241 roku.

Chan mongolski skierował swoją część wojsk do ataku na most. Na węgierską załogę spadł istny deszcz strzał i kamieni wystrzeliwanych przez mongolskie łuki refleksyjne, balisty i katapulty. W celu zwiększenia efektu psychologicznego Azjaci przygotowali również liczne petardy. Straż mostu dzielnie przetrzymała ostrzał i przyjęła pierwsze uderzenie wroga. Zgiełk bitewny zaalarmował pozostałe siły królewskie, które pospiesznie wyruszyły na spotkanie z azjatyckimi barbarzyńcami. Z początku zdawało się, iż ścisłe szeregi ciężko opancerzonych Węgrów nie ustąpią kolumnie stepowych jeźdźców, lecz czynnik psychologiczny dał spodziewany skutek. Dowódcy węgierscy byli zaskoczeni umiejętnym wykorzystaniem broni miotającej przez Mongołów. Nie potrafili uporządkować zdezorientowanych „zaporą ogniową” szeregów własnych wojsk. Wskutek tego obrońcy przeprawy, w nieporządku umykali przed nadchodzącym Batu-chanem.

Jeźdźcy mongolscy nie niepokojeni przekroczyli rzekę i uformowali się na środku równiny. Układ ten miał zachęcić przeciwnika do otwartego natarcia. Wedle zamierzeń Batu-chana król Béla przegrupował swoje wojska tak, aby nadchodzący jeźdźcy Subudeja mogli otwarcie uderzyć na jego tyły. Przez dwie kolejne godziny Mongołowie podlegli samemu chanowi przyjmowali taktykę pasywną, ograniczając się do obrony przez kolejnymi natarciami Węgrów. Gdy wściekłe ataki wojsk królewskich w sposób znaczący nadwątliły siły Batu-chana, mongolski przywódca wydał karkołomny rozkaz rozwinięcia własny szeregów. Węgrzy bez większego namysłu dali się złapać, pospiesznie uformowali szyk ku rozwiniętym w półkolu siłom chana. Gdy około godzin siódmej mieli rozpocząć końcową szarżę, na tyłach ich wojsk niespodziewanie znalazł się Subudej i jego jeźdźcy, którzy utworzyli drugie półkole. W praktyce chrześcijanie zostali otoczeni. Błyskawicznie na niedoszłych zwycięzców spadł grad strzał. Węgrom nie zostało nic innego jak pospiesznie, lecz w zorganizowany sposób wycofać się do obozu.

Siły chana ściśle otoczyły węgierską ruchomą fortecę. Batu-chan nakazał podciągnąć machiny miotające, które przez kilka godzin bombardowały obóz Węgrów, zarzucając go materiałami wybuchowymi i zapalającymi. W rezultacie ciągłego ostrzału spaleniu uległa większość obozowych namiotów oraz część drewnianych wozów tworzących wspomniany kordon ochronny. Świadomy efektów bombardowań, król Béla zorganizował atak na mongolskie machiny, który został z trudem odparty.

Wzgórze krzyży

Wzgórze krzyży


Na ostrzale ucierpiała nie tylko infrastruktura obozu, ale i morale otoczonych. Gdy Mongołowie przygotowywali decydujący szturm, koncentracja oddziałów pozwoliła rozszczepić dotąd szczelny kordon wokół obozowiska. Z powstałych luk skorzystali upadli na morale rycerze węgierscy, których postawa „dobiła” duch bojowy całej armii. W ucieczce przez wąwóz dezerterzy porzucali broń oraz elementy zbroi, starając się odciążyć zmęczone wierzchowce. Wielu rycerzy porzuciło rycerski etos w obliczu pewnej zguby.

Na straży honoru króla pozostali prócz garstki wiernego rycerstwa jedynie templariusze. Uformowany klin został przerzedzony mongolskimi strzałami, a kres bitwie zadało natarcie stepowych ciężkich kopijników. Podobnie jak pod Legnicą, rycerze Zakonu Świątyni zginęli co do jednego. Ranny władca węgierski dzięki pomocy zaufanych rycerzy umknął z pobojowiska i dotarł do Wiednia.

Nie wszyscy mieli tyle szczęścia co król Béla IV. Umykający w niesławie i w nieładzie Węgrzy stali się wybornym celem mongolskich łuczników. Wydłużająca się kolumna niedobitków była wydana na pastwę Mongołów. Droga do Pesztu na przestrzeni trzydziestu mil była usiana ciałami zabitych Węgrów.

Przyjmuje się, że pod Sajó poległo 75% armii królewskiej – około dwunastu tysięcy doborowego rycerstwa. Straty Mongołów są trudne do ocenienia, ale zakłada się, że nie przekroczyły pięciu tysięcy.

Epilog

Bitwa na równinie Mohi nad rzeką Sajó obrazuje cały geniusz mongolskiej doktryny wojennej, a przy tym odsłania bezradność ówczesnej europejskiej myśli taktycznej. Węgrom nie udało się rozpoznać stylu walki azjatyckich koczowników. Klucz do rozwiązania zagadki sukcesów mongolskich w Europie stanowi współdziałanie lekkiej i ciężkiej jazdy, najpierw w osłabianiu przeciwnika, a później w wyprowadzeniu ostatecznego ciosu. Nijak miała się do tego klasyczna, średniowieczna koncepcja bitwy z ciężko opancerzonym rycerstwem.

Po zwycięstwie nad Sajó i rozbiciu węgierskiego rycerstwa Mongołowie spalili Peszt i rozpoczęli ponad ośmiomiesięczne łupienie Królestwa Węgier. W pościgu za uciekającym Bélą IV zagony Batu-chana dotarły aż nad wybrzeże dalmatyńskie oraz Wiedeń.

Jednakże śmierć Wielkiego Chana Ugedeja (11 grudnia 1241 r.) wymusiła powrót członków dynastii do nowej stolicy imperium – Karakorum. Europa na którą padł blady strach mongolskiej inwazji mogła odetchnąć z ulgą.

W lutym 1242 roku do zrujnowanego kraju powrócił prawowity władca. Kwitnący niegdyś kraj był doszczętnie zniszczony i zrabowany. Nie ocalało żadne większe miasto, a królowi ubył co drugi poddany. Resztę panowania poświęcił odbudowie zniszczonego kraju oraz zabezpieczeniu go przed podobną napaścią. Za te działania został uhonorowany przez potomnych przydomkiem „Wielki”.

Bibliografia:

Carey Brian T., „Wojny średniowiecznego świata. Techniki walki”, Bellona, Warszawa 2008
Kałużyński Stanisław, Dawni Mongołowie, Warszawa 1983
Zientara Benedykt „Historia powszechna średniowiecza”, PZWS 1973
The battle of Mohi (Muhi) Hungary, opublikowano dn. 15.04.2004, pobrano dn. 1.04.2009 http://home-4.worldonline.nl/~t543201/web-mongol/mongol-mohi.htm