Magia to przekonanie o możliwości wpływania na otoczenie. To poczucie władzy i pewności siebie. Źródło szacunku lub powód do poniesienie śmierci. Doskonały argument przykrywający realne problemy, stwarzający możliwość manipulacji. Magia i jej wszelkie przejawy, wiąże się z życiem ludzi od prawieków; prehistorii, antyku, przez długi okres trwania średniowiecza, mimo ambiwalentnej do niej postawy przeciętnego człowieka, była tolerowana. Najlepszym przykładem jest to, że była wykładana na uniwersytetach, które swoje korzenie mają w inicjatywach kościelnych. Była normalną gałęzią ówczesnej nauki. Więc dlaczego ludzie z jej powodu ginęli w mękach?

Wykształceni czarnoksiężnicy byli oczywiście mężczyznami; niemłodymi, ale dzięki temu wzbudzającymi szacunek, obytymi ze światem, często goszczącymi na dworach. Wykorzystywali swoje „magiczne” umiejętności, by zaspokoić potrzebę dreszczyku emocji u widzów swoich spektakli. Nazywani magami lub nekromantami (czyli wywołującymi duchy), bardzo wielu z nich było… księżmi. Ci mędrcy i nauczyciele uchodzili za sól ziemi i nigdy nie wzbudzili obaw Inkwizycji o jakość swojej duszy. Zgoła inaczej sprawa przedstawiała się z czarownicami. One również dla uzyskania zamierzonego efektu posługiwały się środkami nie do końca zrozumiałymi dla zwykłego śmiertelnika. Ich wiedzy nie systematyzowały jednak księgi, nie miała ona starożytnego rodowodu jak „czysta magia”. Wypływała z doświadczenia kobiet, ich obserwacji, a czasem wybujałej wyobraźni. Reasumując, od bardzo dawna w świadomości ludzi istniał podział na magię wysoką i niską, przydatną i niebezpieczną.
Polowania na czarownice dzieli się na trzy etapy: pierwszy od ok. 1480 r., drugi XVI –XVIII w., trzeci do ok. 1750 r., potem zdarzały się już tylko pojedyncze przypadki na wsiach. Europa w paleniu na stosach była najgorliwsza, w najgorętszym okresie polowań śmierć poniosło około pół miliona ludzi oskarżonych o czary, czyli herezję. Dla uściślenia dodam, że większość stanowiły kobiety. Ale od czego wszystko się zaczęło?

Albigensi na Łysej Górze

Za genezę uważa się prześladowania religijne albigensów (odmiana katarów), które miały miejsce w południowej Francji w latach 1209-1229. Kościół katolicki nie mógł pozwolić żyć ludziom nie uznającym go jako najwyższy autorytet (za takowy uważali Biblię) oraz twierdzącym, że życie doczesne to piekło, czyli że kara za grzechy już nas spotkała. Papież Innocenty III nie mógł spokojnie patrzeć na rosnący w siłę niezależny ruch, dlatego ogłosił krucjatę przeciw buntownikom (Inkwizycja jeszcze jako taka nie istniała). Domagał się spalenia na stosie przywódców albigensów pod zarzutem herezji, czyli odstąpienia od wiary, a że herezja była czynem, jakiego mogli dopuścić się jedynie ludzie ochrzczeni, stąd prosty wniosek, że później paleni na stosie byli wyłącznie chrześcijanie. Następstwem ogłoszonej krucjaty było właśnie powołanie Świętej Inkwizycji, czyli swoistej policji moralności mającej tropić ludzi sprzeniewierzających się katolicyzmowi. Następca Innocentego III, Grzegorz IX uniezależnił nową instytucję od władzy biskupów. Od tamtej pory podlegała jedynie zwierzchnikowi Tronu Piotrowego. Ale w miejsce albigensów pojawiły się nowe sekty jak waldensi, biczownicy i inni. Kościół coraz bardziej się starał ich wytępić, nasilały się prześladowania, więc wtedy zeszli do podziemia. Z powodu niejawności spotkań trudniej było znaleźć dowody oskarżenia, dlatego powstał pomysł torturowania złapanych po to, by wyjawili imiona swoich towarzyszy. Tego zezwolenia w połowie XIII w. udzielił papież Aleksander IV.

Próba igły

Próba igły

W latach 1348–1352 Europę nawiedziła epidemia dżumy, która zabrała ze sobą jedną trzecią istnień ludzkich. Pozostali przerażeni, rozżaleni i rozgniewani musieli znaleźć winnego tego nieszczęścia, a przysłowiowym „kozłem ofiarnym” zawsze staje się jakaś mniejszość, która siłą rzeczy odróżnia się od pozostałych. Idealną przyczyną czarnej śmierci stali się Żydzi i ich niecny plan przejęcia władzy nad światem. Znaleziono wielu świadków widzących jak starotestamentowi wsypywali truciznę do miejskich studni. Jednak ani śmiertelna choroba, ani prężnie działająca nowa papieska instytucja nie potrafiły powstrzymać rozwoju ciągle powstających sekt zwracających się ustalonemu porządkowi religijnemu. Oliwy do ognia dolał jeszcze fakt pojawienia się reformacji, będącej następstwem pomniejszych wcześniejszych ruchów. Przełomowy okazał się wynalazek druku, który stał się wielkim sprzymierzeńcem walczących z sektami. Jako pierwszy powstał tekst „Twierdza wiary” Alfonsa de Spiny w 1459 r. Książka ta oskarżała Żydów, muzułmanów i heretyków o profanowanie hostii. Na zakończenie autor skrytykował demony omamiające kobiety. Jednak ta publikacja nie spowodowała jeszcze zbiorowej paniki i prześladowań. Na pierwszym miejscu czarnej listy Inkwizytorów pozostali członkowie sekt religijnych. Czarownice chronione były niejako przez „Canon Episcopi”, wielowiekowe dzieło postrzegające czary w kategoriach guseł, a nie herezji, do tego loty na miotłach, tak mocno kojarzone z wiedźmami, wg myśli autora „Canonu” były spowodowane halucynacjami czynionymi przez szatana. Ale potajemne spotkania odszczepieńców od wiary zaczęły w pewnym momencie przypominać sabaty czarownic, pełne niezrozumiałych rytuałów i złorzeczeń katolicyzmowi. Papież Innocenty VIII został przekonany, że poddanie torturom rzeszy czarownic pozwoliłoby raz na zawsze doprowadzić do ujawnienia spiskowców. Została wydana bulla (1484 r.) pozwalająca inkwizytorom Heinrichowi Institonsowi i Jakubowi Sprenglerowi na stosowanie wszystkich typów perswazji w celu wytępienia wiedźm na terenie całych Niemiec. „Canon Episcopi” uznany został za przestarzały, ponieważ szatan urósł w taką siłę, że jego służące naprawdę potrafiły latać. A wyżej wymieniony duet zasłynął w trzy lata później z wydania „Młota na czarownice”, czyli książki, która stała się podręcznikiem tropicieli wszystkich czarownic.

Średniowieczne tortury

Średniowieczne tortury

Zastanawiające jest to, jak wiele robiła Inkwizycja by rozpowszechnić przekonanie o wszechobecności wiedźm i ich katastrofalnego wpływu na życie ludzi. Jakie mógł mieć pojęcie o świecie przeciętny chłop? Jego horyzont nie sięgał poza własną wieś (i może jakieś pobliskie). Nie myślał o mechanizmach sprawczych, niuansach, wyjątkach, intrygach. On widział konkrety. Czyja to wina, że krowa zdechła, żona poroniła, mleko skisło, a grad zniszczył zboże? Sprawa jest jasna; to czarownica rzuciła zły urok! A dlaczego podatki rosną, przyszła zaraza, a kraj toczy wojnę? Wszystko przez czarownice, których złośliwość nie zna granic! Tak więc duchowieństwo, możni i władcy zasłaniali swoją nieudolność i pazerność kryjąc się za starymi kobietami latającymi na miotłach. I każdy z ludu już wiedział dlaczego należy płacić dziesięcinę i podatki, bo tylko dzięki temu zostanie uwolniony od czarownic. Oto dlaczego wiara w sługi diabła musiała być powszechna i wciąż podsycana. A poza tym, czy też przede wszystkim, korzyści materialne. Cały majątek oskarżonych, których wina była bezdyskusyjna, zostawał konfiskowany, większość zabierała Inkwizycja, której to na czas dochodzenia miasto musiało zapewnić należyte warunki życia. Pewną część dostawały też władze świeckie, czyli im więcej zwęglonych ciał, tym bogatszy skarbiec miasta i Kościoła. Kaci również nie bali się bezrobocia, a szczegółowy cennik ich usług był dobrze znany rodzinom ofiar, ponieważ to one płaciły za torturowanie i uśmiercanie krewnego.

Słaba płeć, a jednak wzbudza lęk

Gdy mowa o paleniu na stosie za czary pierwsze, co przychodzi na myśl, to czarownica – kobieta. Nie jest to do końca prawdziwe, ponieważ Inkwizycja tropiła również mężczyzn, ale jakoś mniej się przykładała, ponieważ 80% osób skazanych za magię była płci żeńskiej. Dlaczego właśnie ród niewieści? „Młot” dostarcza szeregu argumentów. Dlatego, że pochodzi od Ewy, a wiadomo czego ona się dopuściła, przez to ma naturalną skłonność do czynienia zła i uleganiu grzesznym skłonnościom oraz podszeptom diabła. Mężczyźni byli uprzywilejowani i w lepszej duchowo sytuacji, bo przecież Jezus Chrystus był mężczyzną! Proste, prawda. Tropiciel herezji nigdy nie powinien odpoczywać, ponieważ szatan i jego służebnice czyhają za każdym rogiem. Nie powinien dać się zwieść stereotypom, bo np. zbyt gorliwa zakonnica jest bardzo podejrzana ze względu na wzmożone zainteresowanie diabła dla uwodzenia świątobliwych dziewic, rogaty bowiem lubi wyzwania. Co nie znaczy, że pogardzi trzpiotką i kokietką o lekkomyślnym usposobieniu. Banalna do zdobycia jest melancholijna, porzucona przez ukochanego dziewica, takim trzeba przyglądać się najbardziej. Czarownice w wyniku obcowanie z piekielnym kochankiem mogą zajść w ciążę i wtedy takie dziecko automatycznie jest wiedźmą, dlatego zaleca się spalić je wraz z matką. Szczególnie zagrożone są niemowlęta, gdyż mogą zostać pożarte przez wygłodniałą Babę Jagę lub ochrzczone w imię szatana.

"Młot na czarownice"

„Młot na czarownice”

Jednakże, mimo że zwracać należało uwagę na każdą niewiastę, to zwykle rzadko zdarzało się oskarżenie szlachcianki, czy w ogóle młodej; raczej przytrafiało się to kobietom w podeszłym wieku. Silnie oddziaływał – znany do dziś – stereotyp złośliwej staruszki w łachmanach i potarganych włosach. Poza tym nie jest prawdą, iż wszystkie oskarżenia trybunału były wyssane z palca, stawały przed nim osoby szczerze przekonane o swoich magicznych zdolnościach i znajomości z Księciem Ciemności. Inną sprawą jest, że dzięki temu unikały tortur. Po prostu szły od razu na stos. We wczesnym okresie epoki nowożytnej, jak i dziś, kobiety żyły dłużej, a samotnie egzystujące wdowy o wiele częściej padały ofiarami oskarżeń o magię. Zapewne była to kwestia mizogamicznego lęku mężczyzn przed kobietami znajdującymi się poza ich kontrolą. Żona i matka zawsze były pod ręką, co miało też swoje dobre strony, bo mężczyzna zawsze mógł – w razie potrzeby – poświadczyć o ich niewinności. Oprócz tego czarownica musiała negatywnie wyróżniać się z tłumu. Była osobą łamiącą normy zachowań, czy tabu, takich jak: pożycie z sąsiadami, kobiecość, moralność i religijność.

Palenie na stosie

Palenie na stosie

Konflikt z sąsiadami mógł wynikać z biedy (bez męża, bez pieniędzy), może kradła, a może procesowała się o ziemię. W zeznaniach świadkowie często wymieniają kłótliwy charakter i cięty język. Nie była uległa i powściągliwa względem mężczyzn, Kościół widział ją jako lubieżną istotę odbywającą stosunki seksualne z diabłem, co mogło być sublimacją własnych popędów duchowieństwa żyjącego w celibacie. W państwach protestanckich czarownicom wytykano religijne „zacofanie”, czyli trwanie w wierze katolickiej.

Zawody często uprawiane przez czarownice to akuszerka i uzdrowicielka. Oba te zajęcia cechują się hermetycznością, niedostępnością dla osób postronnych. Uzdrowicielka znająca właściwości ziół i owoców potrafiła leczyć, ale też sporządzać magiczne eliksiry, np. miłości. Pomagała wzbudzając jednocześnie niepokój swoją przewagą nad osobą korzystającą z jej usług oraz ślepo ufającą w skuteczność jej specyfików. Na akuszerki często zrzucano winę za zgon noworodka. Śmiertelność dzieci do piątego roku życia, jeszcze do niedawna, była bardzo wysoka, winę za to ponosił ówczesny brak higieny i stan wiedzy medycznej, ale to wiemy dziś; obwinianie kobiety trudniącej się odbieraniem porodów było więc oczywiste. Poza tym mając bliski kontakt z dziećmi mogły przecież z łatwością ochrzcić je w imię szatana! Profesje te wymagały wiedzy i doświadczenia, takową mogły dysponować jedynie osoby starsze, czyli koło się zamyka. Rysopis czarownicy: stara wdowa, akuszerka lub zielarka, nieprzystająca do wizerunku kobiety, biedna i niepokorna. Chcąca mieć poczucie siły, nawet jeśli to czary, a nie realna moc. Po godzinach loty na miotle na sabaty i całowanie diabła w odbyt.

Korzeń mandragory i szczypta belladonny

Czarownica, jako heretyczka musiała się odwrócić od „jedynej właściwej wiary”, czyli zwrócić w przeciwną stronę – do szatana. Zawierała z nim pakt, w wyniku którego wyrzekła się wiary, deptała krzyż i była ponownie chrzczona. Znakiem tego przymierza było znamię, wg teologów nie krwawiło przy ukłuciu i potrafiło wędrować po ciele (dlatego inkwizytor nie zawsze je znajdował). Czarownica miała też obowiązek udawać się na służbowe spotkanie, czyli sabat, tam spotykała koleżanki i samego diabła, któremu oddawała cześć składając ofiary z noworodków. Poza tym tańczyła nago i uczestniczyła w orgiach. Spółkowała z innymi wiedźmami i z demonami.

Próba wagi

Próba wagi

Ważnym aspektem w podaniach i zeznaniach dotyczących wiedźm zajmują czarodziejskie maści, balsamy i oczywiście podróże na miotłach. Twierdzono, że kobiety namaszczały sobie owłosione miejsca, a także kij od miotły, na którym odlatywały gdzieś w dal. Te maści i olejki weszły nawet w posiadanie Inkwizycji. Zresztą ich skład nie jest tajemnicą, został opisany w wielu zeznaniach. Naukowcy uważają, że loty i inne kosmiczne doznania były wynikiem halucynacji spowodowanych działaniem atropiny, potrafiącej wnikać przez skórę, znajdującej się w roślinach takich jak: mandragora, lulek czarny, belladonna i wilcza jagoda. Badacze zrekonstruowali maść i zrelacjonowali, że po jej użyciu zapadali w parogodzinny sen, podczas którego mieli wrażenie, że szybko jadą, tańczą, uczestniczą w orgiach, latają. Brzmi to trochę jak science – fiction, ale tego typu eksperymenty naprawdę miały miejsce. Głosy krytyczne mówią, że ci naukowcy tak mocno ukierunkowani byli na takie działanie owej substancji, że faktycznie tak na nich działała. A co z miotłą czy kijem? Są one nie tylko freudowskim symbolem fallicznym, ale ich użycie miało też względy praktyczne, ponieważ dzięki niemu atropina dostawała się do błon pochwowych. Więc sabaty np. na Łysej Górze były efektem działania narkotyku, wyobraźni i plotek? Wszystko na to wskazuje.

Lekka jak puch, dlatego nie tonie

Osoba posądzona o czary, jak każdy inny oskarżony, miała prawo do procesu sądowego. Ale tu podobieństwo z innymi przestępstwami się kończy. W normalnym dochodzeniu sądowym przeciwko oskarżonemu musiano zaprezentować dowody, nawet jego przyznanie się do winy nie rozwiązywało sprawy. Odwrotnie przedstawiało się to w procesach inkwizycyjnych, w których podstawą obarczenia winą był donos, a wszystko sprowadzało się do wymuszenia przyznania się. To było dowodem.Proces inkwizycyjny był tajny, dlatego oskarżony początkowo nie był świadomy jakie są zarzuty, ani kto doniósł, a wszyscy obrońcy szybko wchodzili w krąg podejrzeń. W razie oporu ze strony heretyka stosowano tortury które nie były ograniczone przepisami sądu świeckiego. „Poza stappado (urządzenie pozwalające przywiązać ofiary za przeguby rąk, podczas gdy do ich kostek przymocowywano ciężary, powodowało to wyrywanie kończyn ze stawów), rozciąganiem i przyrządzaniem do miażdżenia kciuków łowcy czarownic stosowali krzesła z ostrymi kolcami, rozgrzewanymi od spodu, buty kolczaste, rozpalone do czerwoności żelazo, takież szczypce, głód i bezsenność”.

Celowość maltretowania ciała opierano na bzdurnym przekonaniu, iż osoba poddawana nieludzkiemu bólowi zawsze mówi prawdę. W rzeczywistości tak oczywiście nie jest, jak powiedział Szekspir: „W obliczu kata człowiek przyzna się do wszystkiego”. Ktoś nie mający już nadziei na przeżycie oraz pragnący jak najszybciej skrócić swoje męki nie tylko wydawał „współwinnych”, ale w razie ich braku obciążał kogokolwiek. Pewna stara kobieta torturowana przez trzy dni, wyznała mężczyźnie, którego wymieniła w zeznaniach: „Nigdy nie widziałam ciebie na sabacie, musiałam jednak kogoś oskarżyć, aby skończyć męczarnie. Przyszedłeś mi na myśl, ponieważ spotkałam cię, gdy mnie prowadzono do więzienia, i powiedziałeś, że nigdy byś nie uwierzył, że jestem czarownicą. Proszę o przebaczenie, ale jeżeli znowu będą mnie torturować, to oskarżę cię ponownie”.

Tego typu zeznania prowadziły do reakcji łańcuchowej; każda osoba wymieniała kilka następnych, a ci kolejni znowu. W ten sposób można było spalić całe miasto! I tak np. w Bambergu w latach 1624 – 1631 skazano na stos 300 osób.

By dostarczyć dowodów winy kat szukał na ciele ofiary znamienia szatana, o którym wcześniej pisałam, a ponieważ mogło przemieszczać się po ciele czarownica musiała być całkiem naga, golono bądź wypalano jej też wszystkie włosy. A, że każdy na ciele ma jakiś pieprzyk, który można było nakłuć, więc dowód jak znalazł! Inną próbą była próba wody; wrzucano kobietę do akwenu, jeżeli unosiła się na powierzchni było to nieomylnym znakiem jej winy, a że przy okazji tej próby miała na sobie suknię, która składała się z wielu warstw, przez co jej właścicielka nigdy nie tonęła, to już taki mały szczegół. Kolejna próba odbywała się przy użyciu wagi, na której umieszczano oskarżoną. Na drugiej szali wysypywano pierze. Każda wiedźma dbała o linię i dzięki diabelskim sztuczkom zawsze ważyła tyle, co ów puch. Ostatnia próba – ognia – polegała na silnym sparzeniu ręki, jeśli rana źle się goiła był to znak winy. Nie muszę dodawać, że to zadanie miało również 100% skuteczności obciążającej.

Epilog?

Ostatnia czarownica – Barbara Zdunk – spłonęła w 1811 r. i miało to miejsce w mieście Reszel na Warmii. Mimo to Polska nie przodowała w statystykach pod tym względem. Zastanawiające jest to, że między XV a XIX wiekiem w świecie zaszły tak ogromne zmiany: przez Europę przetoczyło się wiele wojen, wybuchła rewolucja francuska, Rzeczpospolita – mocarstwo – stała się częścią trzech innych, Ameryka została odkryta, skolonizowana i (przynajmniej w części) wybiła się na niepodległość. Swoją spuściznę zostawili tacy ludzie jak: da Vinci, Kopernik, Kartezjusz, Newton czy Mozart, a mimo to byli tacy, którzy zatwardziale wierzyli w możliwość rzucania uroków złym wzrokiem i latanie na miotle!

Mamy XXI w. Włączyłam telewizję, przeskakując z jednego kanału na drugi trafiam na taki poświęcony magii i tarotowi. Pani wróżka układając kolorowe kartoniki na stole mówi dzwoniącej kobiecie, czy powinna udać się na operację kręgosłupa czy też karty tego odradzają. Na innej stacji powtórka talk show opowiadającego historię dwóch sióstr, z których jedna utrzymywała, że sąsiadka rzuciła na nią urok, przez co ona doznała chwilowego paraliżu. Widać, że wiara w paranormalne możliwości wpływania na życie i ambiwalentny stosunek do ludzi parających się magią jest silniejszy, zarówno od możliwości edukacyjnych nauczycieli świeckich jak i religijnych.

Bibliografia:

Baschwitz K., Czarownice: dzieje procesów o czary, PWN, Warszawa 1971.
Harris M., Krowy, świnie, wojny i czarownice, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1985
Człowiek baroku, pod red. Villari R, Oficyna Wydawnicza Wolumen, Warszawa 2001.