Po miesiącach debat i naciskach sojuszników Niemcy zdecydowały się wreszcie wysłać Ukrainie czołgi Leopard 2. Niekończące się przepychanki towarzyszące tej sprawie doczekały się nawet własnej nazwy: Panzerdebatte (debata o czołgach). Niezdolność kanclerza Olafa Scholza do szybkiego podjęcia decyzji doprowadziła do napięć w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i sojusznikami z NATO, zwłaszcza z Europy Północnej i Środkowej, a także do tarć w niemieckiej koalicji rządzącej.

Szczegóły nie są jeszcze znane. Generalnie Berlin zgodził się wysłać czołgi z własnych zasobów i zezwolił na taki krok innym użytkownikom Leopardów 2. Norwegia ma rozważać wysłanie ośmiu z trzydziestu sześciu posiadanych wozów. W najbliższych dniach decyzję w sprawie dostaw Abramsów ma ogłosić Waszyngton. Jeżeli Francja zdecyduje się wysłać Leclerki, Ukraina będzie dysponować kompletem zachodnich czołgów trzeciej generacji. Franz-Stefan Gady z International Institute for Strategic Studies ostrzega jednak przed nadmiernym entuzjazmem. Kluczowym czynnikiem w NATO-wskiej koncepcji prowadzenia wojny jest panowanie w powietrzu, a nie masy pancerne.



O problemach Berlina z dostarczaniem broni Ukrainie pisaliśmy regularnie jeszcze przed wybuchem wojny. Po rozpoczęciu rosyjskiej agresji do znudzenia zaczął powtarzać się ten sam scenariusz: pojawia się zapotrzebowanie na określone systemy, Berlin odmawia, presja sojuszników rośnie, w końcu Niemcy ustępują. Dostawy ruszają dość szybko, ale i tak wszyscy narzekają, że to za mało.

Co charakterystyczne, ten opór dotyczy wyłącznie ciężkiego sprzętu, jak artyleria samobieżna i systemy przeciwlotnicze. Natomiast broń lekka, sprzęt medyczny i pomocniczy od początku płyną szerokim strumieniem. Niezależnie od sposobu liczenia Niemcy są razem z USA, Wielką Brytanią i Polską w ścisłej czołówce dostawców pomocy wojskowej dla Ukrainy. Nie zmienia to faktu, że od największej gospodarki Europy i państwa postrzeganego jako przywódca Unii europejskiej oczekuje się i wymaga więcej.

Norweskie Leopardy 2A4NO.
(Soldatnytt, Creative Commons Attribution 2.0)

Najnowszym i najgłośniejszym przykładem są przepychanki wokół wysłania czołgów podstawowych Leopard 2. Sprawa nie jest nowa. Z propozycją przekazania wozów ze swoich rezerw sprzętowych jako pierwsza wystąpiła Hiszpania już w czerwcu ubiegłego roku. Temat najwyraźniej musiał dojrzeć i obecnie – zacytujmy Juliana Tuwima – pędzi, „jak gdyby to była piłeczka, nie stal”. Głównym propagatorem przekazania Leopardów stała się Polska popierana przez USA. Rozwiązanie zyskało w niemieckim rządzie poparcie ministra gospodarki Roberta Habecka i minister spraw zagranicznych Anny-Leny Baerbock. Oboje wywodzą się z Zielonych, partii opowiadającej się za zdecydowanym i konfrontacyjnym kursem wobec Rosji.



Berlin jak zwykle stawiał opór i na wezwania do przekazania Leopardów z własnych zasobów lub zezwolenia innym państwom na ich reeksport odpowiedział, że uczyni tak, jeśli Amerykanie wyślą Ukrainie Abramsy. Nic dziwnego zatem, że kwestia przekazania czołgów była jednym z głównych tematów ostatniego spotkania w Ramstein. W skutek oporu Niemiec oczywiście żadnej wiążącej decyzji nie podjęto. 22 stycznia Süddeutsche Zeitung poinformowała, że spotkanie delegacji niemieckiej i amerykańskiej zakończyło się awanturą.

Fiński Leopard 2A4.
(Vestman, Creative Commons Attribution 2.0 Generic)

Czy taki obrót sprawy obciąża nowego ministra obrony Borisa Pistoriusa, któremu krytycy zarzucają prorosyjskie sympatie? Otóż niekoniecznie. Według medialnych doniesień w awanturze z sekretarzem obrony Lloydem Austinem i doradcą do spraw bezpieczeństwa Jakiem Sullivanem uczestniczyli szef urzędu kanclerskiego Wolfgang Schmidt i doradca kanclerza do spraw polityki zagranicznej Jens Plötner – tego ostatniego Sullivan rzekomo objechał z góry na dół. Te rewelacje zostały zdementowane przez Berlin, jednak irytacja Waszyngtonu postawą sojusznika jest coraz słabiej skrywana.

Plötner to jedna z ważniejszych figur w niemieckiej dyplomacji. W latach 2019–2021 był dyrektorem politycznym w ministerstwie spraw zagranicznych. W grudniu 2021 roku został doradcą kanclerza do spraw zagranicznych i bezpieczeństwa. Od lat ma duży wpływ na politykę wobec Rosji. Był szefem biura ministerialnego, gdy na czele resortu stał Frank-Walter Steinmeier, a tym samym miał udział w negocjowaniu porozumień mińskich z roku 2015, krytykowanych dzisiaj także w Niemczech. Jest jednym z głównych zwolenników i architektów dotychczasowej polityki Niemiec wobec Rosji.



Gdzie w tym wszystkim Pistorius? Wbrew pozorom minister obrony ma najmniej do powiedzenia. Zgodę na eksport lub reeksport broni wydaje ministerstwo gospodarki, ale ostateczna zgoda i tak zależy od kanclerza. W Niemczech nikt zresztą nie wiąże Pistoriusa z Leopardami dla Ukrainy. Jego zadaniem jest posprzątanie bałaganu po Christine Lambrecht i reanimacja Bundeswehry. Sam minister 24 lutego 2022 roku miał przeżyć swoją „drogę do Damaszku” i wyleczyć się z prorosyjskich sympatii. Po spotkaniu w Ramstein mówił „o dobrych powodach za i dobrych powodach przeciw” przekazaniu Leopardów Ukrainie.

Presja na kanclerza Scholza rośnie. Konserwatywny pisarz Simon Heffer na łamach The Telegraph nazwał niemiecką politykę wobec Ukrainy „tchórzliwą”. Rosną również tarcia w łonie koalicji. Scholz jest mniej lub bardziej otwarcie krytykowany przez koalicjantów z FDP i Zielonych. Mają trwać prace nad konstruktywnym rozwiązaniem, jednak w mediach pojawiają się spekulacje na temat nowego rządu. Nie oznacza to przedterminowych wyborów. Te są zdecydowanie odrzucane. Zmiana miałaby dotyczyć koalicji. Liberałowie i Zieloni mogą opuścić socjaldemokratów i utworzyć nowy rząd z CDU/CSU. Tyle dywagacji. Jak wyjdzie w praktyce – nie wiadomo.

Powody przeciw

Ludzie naturalnie szukają jednego wyjaśnienia danego problemu, ale takie istnieje tylko w matematyce. W przypadku stanowiska Niemiec wobec wojny rosyjsko-ukraińskiej wyłoniły się, zwłaszcza w internetowych dyskusjach, dwa stanowiska. Pierwsze wskazuje na pacyfizm Niemców, drugie – na niemieckie interesy gospodarcze z Rosją. Oba stanowiska mają rację, ale żadne nie ujmuje całości sprawy.



Niemiecki pacyfizm i antymilitaryzm posunął się do skrajności. Żeby się nie rozwodzić, powiemy tylko: kto nigdy nie musiał spierać się z niemieckim pacyfistą, ten nie zrozumie. Na ten temat powstała obszerna literatura, która, niestety, w większości jest po niemiecku. Co zaskakujące, po 24 lutego wywodzący się także z ruchu pokojowego Zieloni bardzo szybko zmienili pozycje, natomiast SPD kanclerza Scholza ma z tym poważny problem.

Dochodzimy tutaj do kwestii ekonomicznych. Chociaż SPD ma korzenie w ruchu robotniczym, obecnie jest mocno związana z wielkimi koncernami. Jest to niezwykle wpływowe lobby, aczkolwiek nie ma decydującego wpływu na politykę zagraniczną. Poza tym Niemcy od kilku lat mają rosnącą świadomość, że interesy sztandarowych marek, jak Volkswagen czy Siemens, a interesy państwa, społeczeństwa i reszty gospodarki coraz bardziej się rozchodzą. Pozostaje jednak pytanie, czy Rosja naprawdę jest tak ważnym partnerem handlowym Niemiec?

Portugalski Leopard 2A6.
(Allied Joint Force Command Brunssum, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Dane za rok 2021 przeczą temu. Pod względem dwustronnej wymiany handlowej Rosja z blisko 60 miliardami euro znalazła się na 13. miejscu, daleko za Polską (147 miliardów euro, 4. miejsce). Ktoś może zakrzyknąć: „ale przecież gaz”! Niemiecki import z Rosji wyniósł 33 miliardy euro, z Polski prawie – 70 miliardów euro. Problem zdaje się tkwić nie tyle w interesach, nawet wielkich korporacji, ile w psychologii. Handel z Rosją to wielkie kontrakty, a te ładnie wyglądają w rocznych sprawozdaniach i to za nie przyznawane są premie. Wiele mniejszych kontraktów o łącznie dużo większej wartości, podpisanych w Polsce czy Czechach, nie robi już takiego wrażenia.



Kwestie ekonomiczne sprowadzają się do czegoś innego. Przez ostatnie trzy dekady niemiecki sukces gospodarczy oparty był na trzech filarach: taniej produkcji w Chinach, tanich surowcach z Rosji i tanim bezpieczeństwie zapewnianym przez USA. W połowie poprzedniej dekady model ten zaczął się wyczerpywać. Chińskie firmy z podwykonawców stały się groźnymi konkurentami, a od czasów prezydentury Donalda Trumpa Stany Zjednoczone zaczęły domagać się uregulowania rachunków. Wraz z wybuchem wojny skończyły się tanie surowce z Rosji. Zwróćmy jednak uwagę, że pod kierownictwem ministra gospodarki Habecka Niemcy sprawnie uniezależniły się od rosyjskich surowców energetycznych, a już we wrześniu ubiegłego roku ceny energii wróciły do poziomu sprzed 24 lutego.

Niemieckie Leopardy 2A4.
(Bundesheer Fotos, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic)

Obserwujemy więc w czasie rzeczywistym upadek niemieckiego modelu polityczno-gospodarczego. Tutaj jest pogrzebany przysłowiowy pies. Rozpad narusza interesy wielu grup. Scholz i większość SPD starają się za wszelką cenę opóźnić moment prawdy i uniknąć bolesnych zmian, Zieloni i FDP wydają się mieć więcej odwagi, a może po prostu mają mniej do stracenia. Faktem jest, że wśród socjaldemokratów nazbyt wiele osób związało swoje kariery z Rosją. W niemieckiej infosferze krążą pogłoski o dużej liczbie kompromatów zgromadzonych przez rosyjskie służby na najważniejszych polityków SPD.

Kolejną kwestią w przypadku socjaldemokratów jest konieczność pożegnania się z Ostpolitik; nieważne, że odeszła ona już bardzo daleko od idei kanclerza Willy’ego Brandta. Porzucenie po pięćdziesięciu latach sztandarowego projektu politycznego partii nie jest zadaniem łatwym.

Jadą Abramsy

Szwajcarski dziennik Neue Zürcher Zeitung zwraca uwagę na jeszcze jeden „dobry powód”, aby nie dostarczać Leopardów Ukrainie. Jest nim pozycja niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Kiedy użytkownicy Leopardów 2 wyślą swoje wozy Ukrainie, nie da ich szybko zastąpić się nowymi. W celu utrzymania linii produkcyjnych czas produkcji pojedynczego Leoparda 2A7 wydłużono do trzech lat. Żeby odbudować flotę pancerną, KMW musi najpierw rozbudować moce produkcyjne, a na to potrzeba czasu. Nawet ciesząca się dużymi zamówieniami amerykańska branża zbrojeniowa ocenia, że przestawienie na zwiększoną produkcję potrwa dwa do trzech lat. Konieczne do tego będzie jednak zapewnienie odpowiedniego finansowania ze strony rządu.



Jak pamiętamy, przez lata można było przyjmować, że największym wrogiem niemieckiego przemysłu zbrojeniowego jest nie zagraniczna konkurencja, lecz niemiecka klasa polityczna, zwłaszcza lewicowa. Ryzyko staje się teraz coraz większe, bowiem USA sugerują, że państwa, które przekażą Ukrainie Leopardy, mogą otrzymać w zamian Abramsy. Jeżeli taki program się pojawi i będzie korzystny, niemiecki Ringtausch zostanie, kolokwialnie mówiąc, zaorany. Trudno zresztą nazwać pozyskanie dwudziestu dziewięciu Leopardów 2 przez Czechy i Słowację za sukces.

W przeciwieństwie do Pattonów Abrams nie zdobył w Europie popularności. Teraz sytuacja się zmieniła. USA mogą – inaczej niż Niemcy – zaoferować sporo czołgów ze swoich rezerw. Taka zamiana będzie oznaczała otwarcie europejskiego rynku pancernego i związanie sojuszników na najbliższych kilkanaście lat. Poważną rywalizację Niemcy będą mogli podjąć dopiero za dwadzieścia lat, gdy na eksport będą dostępne MGCS. W niemieckim przemyśle zaczynają pojawiać się głosy, że niewłączenie Polski do prac nad europejskim czołgiem następnej generacji było błędem.

Istotną kwestią pozostaje nie tylko dostępność czołgów. Z powodu bojaźliwej i kunktatorskiej polityki kanclerza Scholza zaufanie do Niemiec w Europie spada do rekordowo niskich poziomów. Norwegia odłożyła pozyskanie nowych czołgów. K2NO miał zostać uznany za zbyt słabo opancerzony na europejski teatr działań, zaś w przypadku Leoparda 2A7 pojawiły się obawy o to, w jakim stopniu Berlin będzie wywiązywać się ze swoich zobowiązań sojuszniczych w przypadku poważnego kryzysu. Także w Szwecji miał pojawić się pomysł zastąpienia z tego samego powodu Leopardów 2A5 innym wozem.

Przeczytaj też: Nadchodzą duże zmiany dla japońskich Sił Samoobrony

Boevaya mashina, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International