W ostatnich latach znacząco wzrosło zainteresowanie anglosaskich historyków frontem wschodnim pierwszej wojny światowej. Zaczęło się od „Tannenbergu” Showaltera, a początek XXI wieku przyniósł książki Richarda L. DiNardo o wiosennej kampanii Państw Centralnych w 1915 roku (recenzowana już na naszym portalu) oraz G.A. Tunstalla o walkach w Karpatach i zmaganiach o twierdzę Przemyśl1. Tak się składa, że właśnie w temacie twierdzy pozostajemy i tym razem. Recenzowana książka ukazała się w Anglii przed zaledwie trzema laty. Jej autorem jest Alexander Watson, wykładowca Uniwersytetu Londyńskiego, spod którego pióra wyszła wcześniej obsypana prestiżowymi nagrodami monografia „Ring of Steel: Germany and Austria-Hungary in World War I”.

Chwaloną na Zachodzie „Twierdzę” poznański Rebis wydał w tłumaczeniu Tomasza Fiedorka, który, jak wnioskuję z dorobku, specjalizuje się w przekładach historycznych. Zasadniczy trzon publikacji tworzy osiem rozdziałów. Dwa załączniki omawiają strukturę walczących armii, a cały imponujący warsztat badawczy autora zaprezentowany został w rozległych przypisach końcowych i bibliografii. W tomie znajdziemy dwie wkładki z trzydziestoma ilustracjami oraz cztery mapy. Na wyróżnienie zasługuje pomysł wykorzystania planu twierdzy na obu wyklejkach oraz zreprodukowanie doskonałych rzutów i rysunków perspektywicznych wybranych fortów przemyskiej twierdzy, które skreślił Tomasz Idzikowski. Nie mogę jednak nie wspomnieć o pewnych brakach w materiale kartograficznym, które szczególnie mocno daje się odczuć w opowieści o wypadach załogi twierdzy (s. 224 i 240). Dość ogólne mapy zawarte w tomie tutaj nie wystarczają.

Bohaterstwo obrońców twierdzy i jej tragiczny los bez wątpliwości zasługuje na zainteresowanie. Aż dziwne, że o Przemyślu nakręcono do dziś tylko jeden film fabularny („Fort 13” w reżyserii Grzegorza Królikiewicza), bo temat ten jest wprost epicki – w klasycznym tego słowa znaczeniu. Epickie i przejmujące są też liczne fragmenty, a wręcz całe rozdziały „Twierdzy”. Ale temat losów Przemyśla w latach pierwszej wojny światowej nie należy do łatwych. Wiele w tej opowieści pospolitego wyzysku, przemocy, nacjonalizmu i antysemityzmu i te wątki Watson wręcz eksponuje (i to pewnie ich obecność zapewne skłoniła autora do nadania książce podtytułu „Oblężenie Przemyśla i korzenie skrwawionych ziem Europy”). Są tu też oczywiście treści techniczne i militarne. A ponieważ piszę tę recenzję dla portalu wojskoznawczego, na nich właśnie się skupię.

Stereotypy i opinie

Głównym bohaterem monografii Watsona jest armia austro-węgierska. By móc ją po latach ocenić, warto odrzucić uprzedzenia i zdobyć o niej rzetelną wiedzę. Dotyczy to zarówno autora, jak i czytelnika. Tymczasem jednak chwalące książkę Watsona cytaty powtarzają funkcjonujące na zachodzie klisze narracyjne. I tak już w opinii Juliana Evansa z „Daily Telegraph” wydrukowanej przed stroną tytułową czytamy: „Opisy niewzruszonej próżności dowódców austro-węgierskich, ich uganiania się za spódniczkami i tupetu, kojarzą się z całkiem współczesnymi przykładami aroganckiego przekonania o własnej wyższości, imperialnej zarozumiałości oraz niebezpiecznego izolacjonizmu”. Evans nie dość, że uogólnia, to zapomina dodać, że owe negatywne cechy przypisywane są często właśnie jego narodowi.

Ale wróćmy do Watsona. Już we Wprowadzeniu pisze on, że c.k. armia słynęła z niekompetencji i wyposażona była w przestarzałe uzbrojenie. Czuję się skonfundowany, widząc, że stereotypy zajęły miejsce obiektywnych danych. Sporo uprzedzenia jest też w eksponowaniu wątku kochanki szefa austro-węgierskiego Sztabu Generalnego gen. piech. Franza Conrada von Hötzendorfa. Watson sugeruje wprost, że Conrad nakazał swoim wojskom z poświęceniem bronić Karpat, by porażka militarna nie wpłynęła na jego powodzenie u kochanki. Ten wątek powraca jak (irytujący) refren w pracach anglosaskich historyków (DiNardo, Tunstall) i zdaje się, że Watson nie chce odstawać od normy.

Alexander Watson – Twierdza

Alexander Watson – Twierdza. Oblężenie Przemyśla i korzenie skrwawionych ziem Europy. Przekład: Tomasz Fiedorek. Rebis, 2022. Stron: 416. ISBN: 978-83-8188-424-2.

Ale oceny Conrada to nie tylko przytyki personalne. Na s. 60 roi się od bardzo ostrych określeń: „zapierająca dech w piersiach niekompetencja” czy „Conrad spartaczył”. Dalej są one rzadsze, ale bywają jeszcze bardziej zjadliwe: „Conrad […] upadł jeszcze niżej niż dotychczas” (s. 229). Nie odmawiam autorowi prawa do oceny, ale to, co robi, jest mało eleganckie. Czego innego spodziewałem się po pracy, która wyszła spod ręki szanowanego historyka. Swój krytycyzm Watson rozciąga zresztą na cały korpus oficerski c.k. armii i z dezaprobatą pisze o jej działaniach w całym rozdziale 1. Absolutny rekord stanowi zdanie ze s. 128, w którym przymiotnika „kiepski” użyto aż trzy razy. Angielski historyk opiniami przetyka swoją opowieść, nie zostawiając ich za wiele na koniec. Ocen spodziewałbym się raczej na końcu, wraz z podsumowaniem roli twierdzy i danymi o stratach (których Watson nie przedstawia).

Kwestie wojskowe

Czy więc Watson na tyle dobrze prześwietlił c.k. armię, aby uprawniony był do tak ostrej krytyki? Nie jestem do końca przekonany, ponieważ podczas lektury „Twierdzy” natrafiłem na kilka nieścisłości. Armia austro-węgierska nie miała korpusów armijnych (jak niemiecka), lecz po prostu korpusy. Austriackie jednostki artyleryjskie miały w nazwach rodzaje dział, a przymiotnik tworzony od nazwy miejscowości garnizonowej nie był częścią nazwy jednostki; piszemy więc nie: „30. Lwowski Pułk Artylerii” (s. 65), lecz: „lwowski 30. Pułk Armat Polowych”. Pisząc, że komendant twierdzy Kusmanek awansował na generała (s. 188), Watson zapomina dodać, że ten już był generałem dywizji (Feldmarschalleutnant), a awansował na generała piechoty (General der Infanterie). Autor nie tłumaczy też, dlaczego niektóre jednostki honwedu nazywa elitarnymi (np. s. 202, 224, 240). Mimo wieloletniego zainteresowania c.k. armią nigdy nie zauważyłem w tych jednostkach cech elitarności.

Nieporozumieniem jest umieszczenie nazwy niewielkiej podsanockiej wsi Czerteż na mapie (skądinąd kapitalnej) austro-węgierskich garnizonów, z których pochodziły jednostki broniące Przemyśla. Na s. 86 Watson pisze, że mieszkańcy właśnie tej wsi tworzyli III batalion 18. Pułku Piechoty Landszturmu. Zdaje się, że niezbyt poprawnie zinterpretował słowa pamiętnikarza Jana Vita, który pisał jednak, że batalion tam formowano2. Licząca 452 dusze wioska nie mogła przecież wystawić tysięcznego batalionu3. Pułki landszturmu zasilali żołnierze pochodzący z kilku powiatów. A skoro już przy liczbach jesteśmy – wyrażona przez Watsona opinia o większej sile rosyjskiej dywizji piechoty bazuje na błędnych danych. Miała ona nie 60 dział (s. 66), ale jedynie 48. Jej austriacka odpowiedniczka miała 42 działa (a nie 48, jak pisze Watson). Watson „przydziela” też rosyjskiej dywizji podwójną porcję karabinów maszynowych, pisząc, że miała ich 324.

Niezmiernie rzadko pisze się o kwestiach językowych w wojsku. Na ogół bowiem wojsko posługuje się jednym językiem – narodowym. W c.k. armii tak prosto nie było, więc Watson słusznie ten wątek podnosi, pisząc m.in. że językiem służbowym był niemiecki oraz węgierski w honwedzie i węgierskim pospolitym ruszeniu (s. 88). Dalej wspomina o „słowiańszczyźnie wojskowej”, czyli mieszance języków, którą posługiwali się oficerowie w komunikacji z podległym im żołnierzami, ale ilustruje ją przykładami, które pokazują co innego: sposób oswajania niemieckiej terminologii przez samych żołnierzy5. A więc pudło. Jeszcze bardziej myli się Watson, gdy pisze, że w części jednostek stosowano dwa lub trzy języki komendy (s. 313). To dokładne zaprzeczenie tego, co napisał wcześniej, i tego, co mówi nam najnowsza literatura tematu. Watson miał na myśli języki pułkowe, czyli języki, w których prowadzono szkolenie, w których żołnierze składali przysięgę, słuchali przemów itp.

Wróćmy do tytułowej Twierdzy. O jej genezie przeczytamy niewiele. W zasadzie nie da się zrozumieć założeń, które legły u podstaw wyboru właśnie Przemyśla bez sięgnięcia do innych opracowań czy źródeł. Autor nie wspomniał chociażby o szeregu przyczółków mostowych nad Sanem i Dniestrem, które uzupełniały twierdzę Przemyśl. Stwierdza wprost, że nieodległy Lwów nie miał fortyfikacji stałych (s. 68). Stare, bo stare, ale miał i ma do dziś…

Autor pracowicie utrwala w nas przekonanie, że twierdza Przemyśl w chwili wybuchu wojny była przestarzała, a jedynie napomyka o nowoczesnych wieżach pancernych, jakby nie miały większego znaczenia. Podkreśla, że wnętrza fortów były nisko sklepione i ciasne, co jest biegunowo odległe od moich spostrzeżeń, nawet przy uwzględnieniu faktu, że w jednym forcie kwaterować miało po kilkuset żołnierzy. Watson pisze także w końcowych rozdziałach, że z twierdzy zostały tylko ruiny. Zasadniczo tak, ale forty takie jak VIII, XI, XII i XV przetrwały w całkiem niezłym stanie, a świetnie zachowany fort XIV Hurko został rozebrany dopiero w latach 70. XX wieku.

Rozmachu, który charakteryzuje książkę, brakuje trochę w części końcowej, dotyczącej odbicia twierdzy z rąk rosyjskich wiosną 1915 roku. Rysowany przez Watsona obraz jest też nieco wypaczony. Pisze on, że ofensywę pod Gorlicami przeprowadziła niemiecka 11. Armia, zapominając lub ignorując fakt, że miała ona w swoim składzie bitny austro-węgierski VI Korpus. Dwa tygodnie po przełamaniu gorlickim twierdza znalazła się w pasie natarcia wspomnianej 11. Armii i c.k. 3 Armii. O ile autor zauważa, że w tej ostatniej działał X Korpus, którego dowództwo przed wojną stacjonowało właśnie w Przemyślu, o tyle pokazuje go w kontekście nieudanego szturmu „dziesiątki” na Prałkowce, potem zaś jednostka znika z pola widzenia, co mylnie sugeruje, że zdobycie twierdzy to zasługa wyłącznie Niemców. Zabrakło tu też dosłownie kilku zdań o tym, jakie znaczenie miała twierdza dla broniących się Rosjan. Na południowy wschód i północ od niej toczyły się całkiem intensywne walki. Nie dowiemy się też z tego opracowania, że po walkach Austriacy zdegradowali twierdzę do rangi przyczółka mostowego, oraz tego, że Przemyśl był pod koniec wojny ważnym etapem historii II Brygady Legionów Polskich. Nieco chaotyczny Epilog w mojej ocenie zyskałby na wartości, gdyby autor pokusił się o podsumowanie strat, które walczące armie poniosły w Przemyślu i najbliższej okolicy. Czytelnik spragniony rozważań na temat strategicznej roli Przemyśla (czy austro-węgierskich fortyfikacji w ogóle) może w tym momencie poczuć niedosyt.

Kilka uwag na temat języka

Czas wspomnieć o kilku drobiazgach językowych w tekście monografii Watsona. Odnoszę się tylko do polskiego przekładu, ponieważ nie zdecydowałem się jeszcze na kupno wydania angielskiego. Nie sposób zignorować faktu, że nazwiska węgierskich wojskowych pisane są raz z kompletem diakrytyków (np. Árpád Tamásy, Szathmáry), innym razem bez (Arpad Tamasy, Szathmary). Niekonsekwencja ta widoczna jest czasem w obrębie jednej strony (np. s. 264). W przypadku Františka Králíčka (s. 259) należałoby nie tylko dodać dwa znaki diakrytyczne, ale i przypis wyjaśniający, że chodzi o późniejszego generała WP Franciszka Krajowskiego. Tłumaczenie uważam za udane, ale zwrócę uwagę, że austro-węgierską gemeinsame Armee przekłada się od lat jako armię wspólną (a nie związkową – s. 311).

Z drobiazgów łatwych do poprawienia w ewentualnym II wydaniu podam jeszcze: s. 312 – niewątpliwie chodzi o landwerę, a nie landszturm; s. 301 – zamiast 30 września winno być 30 maja. Gwarowy wyraz „narukować” pisano przez k (s. 89), a kazamata ma rodzaj żeński (s. 127). Wyrażenie „wewnętrzny rdzeń twierdzy” (s. 156) wydaje mi się pleonazmem – twierdza składała się z rdzenia i pierścienia, a rdzeń przez swoją naturę jest wewnętrzny. Użyta na tej samej stronie nazwa Bariera Sanocka prosi się o dodatek, że dziś obiekt ten znany jest jako Brama Sanocka Dolna. Mam też podstawy, by podejrzewać, że w pewnym miejscu szczątkowa fleksja języka angielskiego wyprowadziła tłumacza na manowce i z dowódcy grupy bojowej zrobił on dowódcę całej armii6.

Próba podsumowania

Lekkie pióro i erudycja autora to zdecydowanie mocne strony tej książki. Powstała ponadto w oparciu o imponującą kwerendę w archiwach Polski, Austrii i Węgier. Autor legitymuje się również znajomością najnowszej literatury przedmiotu, w tym polskiej. W przeciwieństwie do innych autorów zachodnich nie ignoruje jej ani też nie markuje jej wykorzystania (jak Tunstall). Autor snuje tu niezwykle wciągającą, zajmującą opowieść. Błyskotliwie zauważa, że w historii pierwszej wojny światowej, zdominowanej przez opowieści o pokoleniu dwudziestokilkulatków, Przemyśl jest czymś wyjątkowym. Bronili go i atakowali głównie żołnierze w średnim wieku. Jest to więc wartościowe poszerzenie dyskursu o Wielkiej Wojnie poza narrację o młodych mężczyznach (i rzadziej – kobietach). W tej beczce miodu jest jednak kilka łyżeczek dziegciu. W „Twierdzy” Watsona obecne są wciąż stare zachodnie stereotypy dotyczące c.k. armii, a ostra krytyka z rzadka równoważona jest pochwałami. Nie zapominajmy też o drobnych, bo drobnych, ale jednak licznych wpadkach merytorycznych. Książkę zdecydowanie warto znać, ale trzeba też mieć świadomość jej słabszych stron, jak i tego, że autor dał sobie ponadprzeciętnie dużą swobodę wygłaszania skrajnych opinii.

Przypisy

  1. Dwie ostatnie pozycje nie doczekały się jeszcze polskich przekładów.
  2. J. Vit, Wspomnienia z mojego pobytu w Przemyślu podczas oblężenia rosyjskiego 1914–1915, tłum. L. Hofbauer, J. Husar, Przemyśl 1995, s. 31–32.
  3. J. Bigo, Skorowidz wszystkich miejscowości z przysiółkami w Królestwie Galicyi […], Lwów 1914, s. 31.
  4. N. Cornish, Armia rosyjska 1914–1918, tłum. J.M. Rawinis, Oświęcim 2018, s. 13; Die russische Armee, Wien 1912, s. 27 (dane tu zawarte mogły się zdezaktualizować przed wybuchem wojny, ale wątpię, że Rosjanie podwoili liczbę km-ów); H. Schmid, Taktisches Handbuch, Wien 1915, s. 357.
  5. Poświęciłem temu zagadnieniu książkę Germanizmy w gwarze polskich żołnierzy armii austro-węgierskiej, Rzeszów 2018.
  6. Chodzi o zdanie „Kusmanek wiedział od lotników, że prawe skrzydło 3. Armii, dowodzonej przez generała porucznika Josepha Krautwalda von Annau […]” (s. 212). Forma „dowodzone” pozwoliłaby uniknąć przekłamania.