Jak podaje serwis Military.com, przyczyną katastrofy śmigłowca CH-53E z US Marine Corps, która wydarzyła się 5 kwietnia, był błąd pilota. Według ustaleń komisji badającej przyczyny wypadku fakt, że nikt z pięcioosobowej załogi Super Stalliona nie doznał poważnych obrażeń, zakrawa na cud.

Do wypadku doszło w trakcie odbywającego się w MCAS Yuma kursu z taktyki i użycia uzbrojenia (WTI), podczas szkolenia z manewrów defensywnych. Za bezpośrednie przyczyny zdarzenia uznano brak dbałości w planowaniu i wykonaniu zadania, niewłaściwe zarządzanie ryzykiem, niezrozumienie zasad eksploatacji maszyny i aerodynamiki, a co za tym idzie – przekroczenie dopuszczalnych parametrów lotu.

Jak wykazało dochodzenie, feralny dzień był niełatwy dla konstrukcji śmigłowca. Ciężki trzysilnikowy wiropłat dwadzieścia dwa razy sprowadzano na wysokość poniżej trzydziestu metrów nad ziemią. Dwunastokrotnie w kabinie słyszane było ostrzeżenie o przekroczeniu niebezpiecznego dla CH-53 sześćdziesięciostopniowego przechyłu, choć w subiektywnym odczuciu załogi rozległo się ono tylko kilkakrotnie.

Maszynie zabrakło siły nośnej, gdy znajdowała się na wysokości zaledwie piętnastu metrów, przechylona siedemdziesiąt trzy stopnie na prawą burtę. W wyniku uderzenia o ziemię całkowitemu zniszczeniu uległy wirnik i śmigło ogonowe, urwana została jedna z głównych goleni podwozia, kadłub zaś doznał licznych mniejszych uszkodzeń, które mogą sprawić, że naprawa będzie nieopłacalna.

Choć uznano to jedynie za okoliczność, a nie przyczynę wypadku, obaj piloci Super Stalliona zdecydowanie nie mieli w ostatnim czasie wylatanej optymalnej liczby godzin. Komisja badająca zdarzenie zaleciła dowództwu podjęcie wobec wszystkich członków załogi stosownych działań sprawdzających, doradczych lub dyscyplinarnych. Skorygowana ma także zostać instrukcja użytkowania maszyny w locie.

O wyjątkowym szczęściu może mówić jeden ze strzelców śmigłowca, którego impet uderzenia wyrzucił z maszyny, nie zerwał jednak zabezpieczającej go uprzęży. Żołnierz ciągnięty był za śmigłowcem, który tymczasem odbił się od ziemi, aby spaść na nią ponownie, kilkakrotnie koziołkując. Dopiero gdy CH-53E znieruchomiał na dobre, marine był w stanie wyzwolić się o własnych siłach.

Zobacz też: CH-53K najdroższym seryjnym śmigłowcem na świecie?

(military.com)

US Marine Corps / Cpl. Harley Robinson