Wczoraj ukazał się wstępny raport komisji badającej przyczyny zatonięcia KNM Helge Ingstad po kolizji z cywilnym zbiornikowcem. Wśród jego wniosków zaskakuje oskarżenie o błędy hiszpańskiej korporacji stoczniowej Navantia – producenta fregat typu Fridtjof Nansen.
– Znaleziono krytyczne problemy w dziedzinie bezpieczeństwa w zakresie przedziałów wodoszczelnych okrętu – głosi oświadczenie SHT, czyli komisji do spraw wypadków w transporcie. – Ustalenia komisji nie pokrywają się z wymaganym dla fregat typu Nansen standardem stabilności w razie uszkodzeń.
Według komisji problemy, które doprowadziły do zatopienia fregaty, mogą występować także na innych okrętach typu Fridtjof Nansen. Nie wiadomo jednak, czy dotyczy to również bazowego typu Álvaro de Bazán, na którym oparto konstrukcję Nansenów, ale komisja stwierdza, że nie można tego wykluczyć. Komentując raport w oświadczeniu przesłanym dziennikarzom Defense News, rzeczniczka Navantii, Esther Benito Lope, podkreśliła, że raport wciąż jest „bardzo wstępny”, a Navantia jest gotowa do współpracy z Norwegami przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy, ale do tej pory nie otrzymała w tej sprawie żadnej oficjalnej korespondencji.
Raport zdradza, że bezpośrednio po kolizji załoga stwierdziła zalanie części kabin, rufowego przedziału generatora i magazynu żywności, ale w tamtym momencie sytuacja wydawała się stabilna – tak jak i sam okręt. W pierwszych chwilach wszystko wskazywało na to, że Helge Ingstad zdoła o własnych siłach dojść do portu, ale wkrótce marynarze ujrzeli wodę wdzierającą się przez pusty w środku wał śruby do przedziału przekładni, a dalej – do maszynowni. Działo się tak, mimo że sekcje te są zabezpieczone grodziami wodoszczelnymi.
Konstrukcja fregat wymusza prowadzenie wału śruby na wylot przez grodzie, ale przepusty są teoretycznie dobrze zabezpieczone uszczelnieniem dławnicowym. W praktyce, jak wskazuje komisja, uszczelnienie zawiodło, a załogę zaskoczyło pojawienie się wody tam, gdzie nie powinna była się dostać. Kiedy stwierdzono zalanie przekładni, dowódca okrętu zdecydował się na ewakuację.
Trzeba jednak podkreślić, że Norwegowie nie rozgrzeszają załogi Ingstada. O ile samo zatopienie fregaty ma być winą Navantii, o tyle za kolizję ze zbiornikowcem Sola TS wina spada na marynarzy Sjøforsvaret. Do zderzenia miała doprowadzić niewłaściwa organizacja pracy na mostku podczas zmiany wachty. Ingstad szedł także ze zbyt dużą prędkością jak na tak ciasny i zatłoczony akwen w pobliżu ważnego terminalu Sture – aż siedemnaście węzłów.
Dochodzeniowcy z SHT nie znaleźli żadnych dowodów na awarię sprzętu na pokładzie Ingstada. Zawiniła za to geometria: po opuszczeniu terminalu Sture o godzinie 3.45 zbiornikowiec szedł takim kursem względem fregaty, że jego ruch był trudny do zauważenia. Marynarze na oku byli przekonani, że Sola to obiekt na lądzie. W związku z tym uznano, że tajemniczy statek, który wzywa fregatę do natychmiastowej zmiany kursu, to któraś inna z pobliskich jednostek. O godzinie 4.01 doszło do kolizji.
W internecie pojawiły się zaś nowsze zdjęcia wciąż pogrążonego w wodzie KNM Helge Ingstad:
Images from @Forsvaret_no showing the angle of the grounded Norwegian frigate KNM Helge Ingstad #HelgeIngstad pic.twitter.com/RV8VnrCBS2
— Matt (@MattShawPhoto) 28 listopada 2018
Zobacz też: NATO wymaga od Norwegii latających cystern
(defensenews.com, thedrive.com)