Zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich pociągnie za sobą rychłą i nader prawdopodobną perspektywę radykalnych zmian w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Sojusznicy Waszyngtonu – ci bliżsi i ci dalsi – zastanawiają się, jak ograniczyć negatywne konsekwencje i ugrać coś dla siebie. Republika Chińska wyraźnie celuje w wykreowany przez samego Trumpa wizerunek speca od zawierania dealów i chce zapewnić sobie jego przychylność (a tym samym parasol ochronny w postaci potęgi amerykańskich sił zbrojnych) dzięki dużym zakupom.
Jak pisze dziś Financial Times, Tajwan rozważa zakup pakietu uzbrojenia obejmującego tak zaawansowane systemy jak okręty z systemem Aegis i wielozadaniowe samoloty bojowe F-35 Lightning II. Na liście zakupów miałyby się znaleźć również samoloty wczesnego ostrzegania i kontroli przestrzeni powietrznej E-2D Advanced Hawkeye oraz dodatkowe pociski dla systemu przeciwlotniczego Patriot.
Wszystko to miałoby z jednej strony dać Trumpowi okazję do pokazania się jako sprzedawca amerykańskich produktów, z drugiej zaś stanowiłoby dowód, że Tajpej poważnie podchodzi do obronności i jest gotowe zwiększać nakłady na ten cel. W poprzedniej kadencji Trump głośno domagał się, aby sojusznicy Stanów Zjednoczonych w większym stopniu wzięli na siebie ciężar własnego bezpieczeństwa. Dotyczyło do zwłaszcza członków NATO nieosiągających zakładanego poziomu 2% PKB na obronność.
Jednym ze współpracowników Trumpa głośno nawołujących Tajwan do szerszego otworzenia sakiewki jest Elbridge Colby, który za Trumpa był zastępcą asystenta sekretarza obrony. Teraz jest jednym z najmocniejszych kandydatów na stanowisko szefa Pentagonu. We wrześniu Colby napisał na Twitterze, iż ludzie, „którym zależy na Tajwanie, powinni superjasno mówić, że Tajwan musi radykalnie zwiększyć nakłady. Waży się jego los”.
Taiwan is actually reducing the proportion of GDP spent on defense this coming year – around 2.5%
Those who care about Taiwan should be super clear they need to dramatically step up. Their fate hangs in the balance. https://t.co/bDvbvVysYl
— Elbridge Colby (@ElbridgeColby) September 20, 2024
Heino Klinck, który za Trumpa również był zastępcą asystenta sekretarza obrony, powiedział z kolei, że „partnerzy stojący w obliczu egzystencjalnego zagrożenia” powinni minimalne progi wydatków na obronność. Według FT odbyły się już nieoficjalne dyskusje między przedstawicielami Tajpej a współpracownikami Trumpa w sprawie tego, „jaki pakiet uzbrojenia dowiódłby determinacji Tajwanu w kwestii inwestycji we własną obronność”. Jedno z tajwańskich źródeł FT widzi w tej sytuacji okazję, aby pozyskać sprzęt, na który Republika Chińska od dawna ma apetyt.
Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że Tajwan wyraża zainteresowanie F-35 od lat. Sprawa nabrała kształtów za prezydentury Donalda Trumpa. W roku 2018 ówczesny minister obrony Yen Teh-fa twierdził nawet, że już rozpoczęły się negocjacje. Ale nic z tego nie wyszło. Tajpej jest szczególnie zainteresowane F-35B, ograniczającym zależność od bardziej narażonych na ataki dużych lotnisk.
Odkąd rozpoczęliśmy finansowanie Konfliktów przez Patronite i Buycoffee, serwis pozostał dzięki Waszej hojności wolny od reklam Google. Aby utrzymać ten stan rzeczy, potrzebujemy 1600 złotych miesięcznie.
Możecie nas wspierać przez Patronite.pl i przez Buycoffee.to.
Rozumiemy, że nie każdy może sobie pozwolić na to, by nas sponsorować, ale jeśli wspomożecie nas finansowo, obiecujemy, że Wasze pieniądze się nie zmarnują. Nasze comiesięczne podsumowania sytuacji finansowej możecie przeczytać tutaj.
– Jeśli mówimy o liście życzeń, to właśnie moment, aby poprosić o F-35 – powiedział Su Tzu-yun z tajwańskiego think tanku Institute for National Defense and Security Research związanego z resortem obrony. Sun przypuszcza również, że Tajpej może poprosić o przekazanie wycofanych ze służby krążowników typu Ticonderoga i fregat typu Oliver Hazard Perry. Te pierwsze teoretycznie mogą być dostępne, choć części z nich właśnie przedłużono służbę. Natomiast otrzymanie kilku Perrych czekających w zasobach Pentagonu właśnie na taką okazję już od około dziesięciu lat powinno być zasadniczo bezproblemowe.
Obecnie tajwańska marynarka posiada dziesięć fregat typu Cheng Kung, z czego osiem to rzeczywista licencyjna odmiana typu Perry, a ostatnie dwie to dawne USS Taylor (FFG 50) i USS Gary (FFG 51), przekazane w 2017 roku. Tajwan początkowo chciał otrzymać aż cztery fregaty typu Perry, a administracja Baracka Obamy zaaprobowała taki plan w 2014 roku. Ostatecznie jednak Tajpej zdecydowało się na przejęcie tylko dwóch okrętów za szacowaną kwotę 177 milionów dolarów.
Stare używane fregaty, przyjmowane w celu zastąpienia jeszcze starszych fregat typu Knox, nie zaimponują jednak Trumpowi i jego administracji. Lightningi II to zupełnie inna para kaloszy, zwłaszcza że Republika Chińska byłaby zainteresowana pozyskaniem nawet sześćdziesięciu egzemplarzy. Przypomnijmy, że trzy lata temu Finlandia przewidziała 9,3 miliarda euro na zakup sześćdziesięciu czterech F-35A oraz uzbrojenia i dodatkowego wyposażenia.
Wraz z czterema E-2D, dziesięcioma okrętami (do wzięcia jest siedem fregat, co sugerowałoby trzy krążowniki) i 400 pociskami systemu Patriot tajwański pakiet uzbrojenia miałby kosztować ponad 15 miliardów dolarów. To już jest deal, którym Donald Trump chętnie by się pochwalił.
Teraz jednak trzeba się pochylić nad dwoma pytaniami. Czy Tajwan naprawdę potrzebuje akurat tego uzbrojenia? I czy Stany Zjednoczone mogą sobie pozwolić na uzbrojenie Tajwanu właśnie w ten sprzęt?
Pierwsze pytanie dotyka kwestii, o której Konflikty już wiele razy pisały: Amerykanie wyobrażają sobie obronę Tajwanu przed atakiem ze strony „czerwonych Chin” inaczej, niż myślą o niej „niebieskie Chiny”. Według Waszyngtonu Tajwan powinien kłaść większy nacisk na działania asymetryczne i niekonwencjonalne. Krokiem w tym kierunku stała się przedstawiona pod koniec 2017 roku „Całościowa Koncepcja Obrony” jest mieszanką odstraszania i działań niekonwencjonalnych, także przy wykorzystaniu środków konwencjonalnych. Tajwańscy wojskowi oczywiście nie zakładają możliwości samodzielnego wygrania wojny z Chinami. „Koncepcja” zakłada przetrwanie pierwszego uderzenia i wytrwanie do przybycia odsieczy ze strony USA.
„Całościowa Koncepcja Obrony” przewiduje w razie „W” mobilizację nie tylko policji, straży pożarnej czy służby zdrowia, ale również kierowców autobusów i ciężarówek czy robotników budowlanych. Do służby może zostać powołany na dobrą sprawę każdy, kogo umiejętności zostaną ocenione jako przydatne. Osobną sprawą pozostaje, czy tajwańskie systemy dowodzenia, zarządzania i łączności poradzą sobie z takim obciążeniem, do tego w warunkach zakłócania przez przeciwnika.
Według Klincka zakup F-35 nie miałby sensu ani operacyjnego, ani finansowego. Jego zdaniem Tajpej powinno stawiać na pierwszym miejscu kwestie takie jak amunicja, systemy dowodzenia i kontroli czy obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową oraz szeroko rozumiane reformy sił zbrojnych. To ostatnie właśnie się dzieje. Dwa lata temu Tajwan podjął decyzję o wydłużeniu zasadniczej służby wojskowej z czterech do dwunastu miesięcy. Nowe przepisy weszły w życie z początkiem tego roku.
Cały system szkolenia będzie poddany gruntownej reformie inspirowanej rozwiązaniami opracowanymi w USA. Wcześniej wojskowi uznawali, ze cztery miesiące to zbyt mało czasu na wyszkolenie żołnierza. W związku z tym rekrutów częściej wykorzystywano do najprostszych zadań, jak sprzątanie, służba w kuchni, bieganie na posyłki, zamiast ćwiczenia w posługiwaniu się bronią i podstaw taktyki. Wraz z nowymi przepisami ma to ulec zmianie.
Wracając do F-35 – wszystko rozbija się o to, ile maszyn przetrwa pierwszej uderzenie, wystartuje i zdoła wykonać zadania bojowe. „Zadania” w liczbie mnogiej, Lightning II jest bowiem zbyt kosztowny i skomplikowany, aby mógł być maszyną jednorazowego użytku. Użycie samolotów w wersji B startujących z drogowych odcinków lotniskowych czy nawet z mniejszych improwizowanych lądowisk przy wsparciu przenośnych skoczni zwiększy liczbę samolotów dostępnych po pierwszej godzinie wojny. Ale czy wystarczająco? Jeśli nie, cała inwestycja rozmija się z celem.
A co z harmonogramem dostaw? Czy w ogóle F-35B dotrą na wyspę w sensownej liczbie, zanim „czerwone Chiny” zaatakują? Wiele analiz jako moment krytyczny wskazywało rok 2030. Te analizy mogły jednak się przeterminować wraz z wybuchem pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Szkopuł w tym, że nie bardzo wiadomo, czy datę należy przesunąć w lewo czy w prawo. Przyglądaliśmy się w tej kwestii w tym artykule.
Pozostaje jeszcze odpowiedź na drugie pytanie, które w swej istocie dotyczy bezpieczeństwa kontrwywiadowczego. Trzeba pamiętać, że Tajwan jest głęboko spenetrowany przez chiński wywiad. Jeden z najpoważniejszych skandali wybuchł siedem lat temu. Generał dywizji Hsieh Chia-kang przyznał się wówczas do szpiegowania na rzecz Chin. Został zwerbowany dziesięć lat wcześniej przez pułkownika Hsin Peng-shenga, który również został zatrzymany. W momencie rozpoczęcia pracy dla Pekinu Hsieh był dowódcą dowództwa rakietowego obrony powietrznej. Z racji pełnionej funkcji podlegały mu nie tylko jednostki przeciwlotnicze wyposażone w amerykańskie systemy Patriot i rodzime Tien Kung III, miał także dostęp do informacji dotyczących rozwoju obrony powietrznej i pocisków manewrujących.
Trzy lata wcześniej wpadł admirał floty Ko Cheng-sheng, były zastępca dowódcy tajwańskiej marynarki wojennej, który szpiegował dla ChRL w latach 1998–2007. Także w 2014 roku wyrok dwudziestu lat więzienia otrzymał major sił powietrznych Hau Chih-hsiung, który przekazywał informacje na temat samolotów E-2K Hawkeye. Zajmujący się chińskim wywiadem w Jamestown Foundation Peter Mattis twierdzi, że w badanych przez niego przypadkach z lat 2004–2011 większość Tajwańczyków decydowała się na współpracę z Chińczykami z powodów finansowych, a nie ideologicznych. Samo to jest już poważnym problemem: obecność F-35 lub Aegis na Tajwanie oznaczałaby, że Pekin ma na wyciągnięcie ręki informacje o tych kluczowych dla amerykańskich sił zbrojnych systemach.
Ale możliwy jest jeszcze gorszy scenariusz: kradzież samolotu. Takie sytuacje w przeszłości zdarzały się regularnie, i to w obie strony. Prawdopodobnie najsłynniejszy uciekinier to Huang Zhi Cheng, który w sierpniu 1981 przeleciał w F-5F na kontynent (pozwoliwszy najpierw drugiemu członkowi załogi opuścić maszynę nad Tajwanem).
Pekin wciąż próbuje werbować kolejnych lotników. Pod koniec ubiegłego roku wyszło na jaw, że chiński wywiad namawiał podpułkownika wojsk lądowych nazwiskiem Hsieh, aby przeszedł na stronę ChRL i przyprowadził ciężki śmigłowiec transportowy CH-47SD. Przedstawiony plan zakładał przelot śmigłowcem na małej wysokości wzdłuż linii brzegowej i lądowanie na pokładzie chińskiego lotniskowca w pobliżu Tajwanu. Pilot początkowo odmawiał, uważając pomysł za zbyt ryzykowny. Zmienił zdanie, gdy oferowana suma urosła do 15 milionów dolarów, z czego milion płatny z góry w formie depozytu.
Niedoszły uciekinier uznał lot w rejonie Cieśniny Tajwańskiej za zbyt ryzykowny, region ten jest zbyt intensywnie monitorowany przez tajwańskie siły, co praktycznie eliminuje możliwość skrytego przelotu. Cała operacja miała więc zostać przeprowadzona w rejonie Kaohsiungu na południowym krańcu Tajwanu, gdzie miał zostać skierowany także chiński lotniskowiec, na którego pokładzie wylądowałby Chinook.
Pilot Lightninga II nie musiałby się obawiać lotu nad Cieśniną Tajwańską. Po rozpoczęciu rutynowego lotu mógłby ją przeskoczyć w kilkanaście minut.
Amerykanie nie bez powodu zazdrośnie strzegą sekretów F-35. Dla Turcji pozyskanie rosyjskiego systemu przeciwlotniczego zakończyło się wykluczeniem z programu F-35. Nawet Izrael, choć Waszyngton chwilami staje na głowie, żeby mu pomóc, musiał się pogodzić z ograniczeniami. Pod naciskiem Pentagonu i CIA Cahal podjął decyzję, iż do służby na F-35I nie będą dopuszczani piloci mający podwójne obywatelstwo. W tym kontekście trudno zakładać, że Waszyngton uzna ryzyko związane z eksportem F-35 na Tajwan za akceptowalne.
Strachy na lachy?
Tajwańscy rozmówcy FT przekonują, że obawy o ruchy Trumpa w jego drugiej kadencji są przesadzone. Po pierwsze, jak zwracają uwagę, obrona Tajwanu ma dwupartyjne poparcie w Kongresie, ale tu z drugiej strony trzeba uwzględnić, że zwłaszcza w Izbie Reprezentantów rosną wpływy izolacjonistów. Tajwańczycy przypominają również, że za Trumpa USA zatwierdziły jedenaście pakietów uzbrojenia dla Republiki Chińskiej, wartych łącznie ponad 21 miliardów dolarów i obejmujących między innymi wielozadaniowe samoloty bojowe F-16V i czołgi podstawowe M1A2T Abrams. Administracja Joe Bidena dała zielone światło transakcjom o wartości 7 miliardów dolarów i naciskała na dalsze zwiększanie znaczenia środków niekonwencjonalnych i niskokosztowych (oraz magazynowanie amunicji) w planach obronnych.
Rush Doshi, który do niedawna służył w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Joe Bidena jako specjalista od tematów chińsko-tajwańskich, pisze na Twitterze, iż „ekipa Bidena próbowała sterować sprzedaż [uzbrojenia] w innym kierunku. Tajwan robi to, czego, jak sądzi, chce nowa ekipa. Nowa ekipa powinna wyjaśnić, że nie tego chce”.
Strongly agree. The Biden team tried to steer sales in a different direction.
Taiwan is doing what they think the new team wants. The new team should make clear this is not what it wants.
Given Trump’s comments on Taiwan, seems Taipei is picking favor over operational need. https://t.co/KiBWOzAomy
— Rush Doshi (@RushDoshi) November 11, 2024
Tylko czy aby Doshi na pewno ma rację? Czy ekipa Trumpa rzeczywiście będzie chciała, aby Tajpej kontynuowało ewolucję w kierunku wojny asymetrycznej i niekonwencjonalnych środków walki? Przede wszystkim eksperci otaczający Trumpa mogą dojść do innych wniosków i uznać, że to, co nad Potomakiem nazywa się big-ticket systems, jednak jest Tajwanowi niezbędne.
Ale co jeszcze ważniejsze – wojna to kontynuacja polityki itepe itede, toteż przygotowania do wojny mają nieodmiennie naturę polityczną. Trump już w trakcie poprzedniej kadencji zapowiadał, że nie przyjdzie z pomocą krajom, które nie wydają odpowiednio dużo na obronę, jeśli zostaną zaatakowane przez Rosję. Kwestią „być albo nie być” jest więc dla Tajwańczyków przekonanie Trumpa, iż wydają dość dużo. W tym kontekście 15 miliardów dolarów staje się ceną nie tyle uzbrojenia, ile pomocy wojennej ze strony Waszyngtonu. A przynajmniej ceną przekonania decydentów w Zhongnanhai, że Amerykanie – a także Japończycy – nie dadzą Tajwanowi umrzeć samotnie.